Bardzo miło było usłyszeć sporą porcję muzyki Karola Szymanowskiego na zakończenie sezonu NFM Filharmonii Wrocławskiej (22.06.22). Ale nie była to jedyna atrakcja pożegnania Wrocławskich Filharmoników z sezonem 21/22. Obok świetnego Szymanowskiego usłyszeliśmy Koncert fortepianowy B-dur nr 27, KV 595 Wolfganga Amadeusza Mozarta w wykonaniu jednej z najsławniejszych pianistek ostatnich kilku dekad, portugalki Marii João Pires.
Zacznijmy jednak od Szymanowskiego. Usłyszeliśmy dwa utwory – wczesne dzieło jakim jest Uwertura koncertowa E-dur op. 12 i dojrzałe arcydzieło, czyli III Symfonię op. 27 „Pieśń o nocy”. Wrocławskimi Filharmonikami dyrygował ich szef artystyczny, Giancarlo Guerrero, w „Pieśni o nocy” wystąpiła też sopranistka Iwona Sobotka jak i Chór NFM.
Uwertura została poprowadzona z werwą i rozmachem, jak chciał sam kompozytor. Zachwycało znakomite brzmienie smyczków i ogólna paleta barwna orkiestry. Niedawno mieliśmy okazję słyszeć Wrocławskich Filharmoników ze znakomitym dyrygentem Krzysztofem Urbańskim i to w repertuarze podobnym do Uwertury koncertowej Szymanowskiego, bo w samym Ryszardzie Straussie, do którego Szymanowski w pierwszej fazie swojej twórczości mocno nawiązywał, w czym zresztą w swoim pokoleniu twórców zdecydowanie nie był osamotniony. Giancarlo Guerrero, sam będąc znanym na świecie dyrygentem, do Straussowskiego idiomu niekończącej się melodii i swoistej „ocieplonej (w stosunku do Wagnera) tajemniczości” podszedł zupełnie inaczej niż Urbański, ale równie ciekawie. Ze smyczków wrocławskiej orkiestry wyciągnął chyba jeszcze więcej niż polski dyrygent, z kolei z blachy nieco mniej. Oczywiście nawet wczesny Szymanowski nie był wiernym epigonem Straussa i już we wczesnych utworach polskiego modernisty odnajdujemy rosnącą wraz z kolejnymi dziełami indywidualność twórczą. Jest nią z jednej strony słowiańska baśniowość, która koniec końców musiała znaleźć się na Podhalu, jak i malownicza, nieco podobna do francuskiego impresjonizmu muzycznego (który podobno nigdy nie istniał), paleta muzycznych zdarzeń i mikrostruktur. Zdziwiło mnie, że amerykański dyrygent z tak dużym oddaniem podchodzi do mniej znanego i nie będącego jeszcze tour de force dzieła Szymanowskiego. Dowiedziałem się jednak, iż na wcześniejszym spotkaniu z melomanami Guerrero wyjaśniał, że jego praca we Wrocławiu przyniosła mu też wielkie muzyczne odkrycie dzieł Szymanowskiego. W przygotowaniu już jest zresztą płyta Wrocławskich Filharmoników i Guerrero z oboma granymi na koncercie utworami Karola Szymanowskiego. Nie mogę się doczekać!
Drugim dziełem Szymanowskiego zaprezentowanym na koncercie była Pieśń o nocy, jedno z największych arcydzieł orientalno – impresjonistycznego okresu twórczego Karola Szymanowskiego, w którym kompozytor zainspirował się suficką poezją Rumiego. Noc Szymanowskiego jest gęsta, ciepła, tajemnicza, bez wątpienia Witkacowska (a może to Witkacy był przepojony estetyką Szymanowskiego?). Mistycyzm Rumiego spotyka się w tym utworze z osobistą duchowością Szymanowskiego, który, sądząc po tym utworze, musiał czuć się urzeczonym ogromem świata i samotnością w tych ogromnym przestrzeniach. Ale nawet noc Szymanowskiego jest bardzo jasna, zatem owo osamotnienie jest pogodne. Tak jakby w każdej samotności musiało się pojawić coś, co nas zadziwi i doprowadzi do ekstazy. Tej ekstazy we wrocławskim wykonaniu było wiele. Znakomicie śpiewała Iwona Sobotka, bez trudu swoim dźwięcznym i czystym głosem przebijając się przez tropikalne gąszcze instrumentacji polskiego modernisty. Giancarlo Guerrero znakomicie zderzał masy orkiestry z pięknymi detalami i tajemniczymi akordami celesty, harf i fortepianu. Chór NFM śpiewał doskonale, imponując barwą i potęgą brzmienia.
Koncert fortepianowy B-dur nr 27, KV 595 Wolfganga Amadeusza Mozarta w wykonaniu Marii João Pires stanowił środkową część całości. Nie tak dawno pisałem, że bardzo trudno jest grać Mozarta. Wymieniłem tylko kilkoro pianistów, którzy moim zdaniem to potrafią. Zapomniałem wtedy o Alfredzie Brendlu, więc teraz go dodaję do listy, zresztą często słucham jego Mozarta. Okazuje się, że Maria João Pires też należy do tego elitarnego grona pianistów, którzy umieją zmieszać ogień z wodą tak, aby powstała z tego niezwykła alchemiczna substancja, a nie po prostu wrzątek. Dźwięk portugalskiej pianistki okazał się złoty, ciepły, perlisty. Wykonawczyni połączyła naiwną niemal prostotę z mądrością i wyrafinowaniem. To wykonanie było bardzo pogodne, melancholijne frazy pojawiające się u Mozarta z zaskoczenia, tu niosły cechy bardzo subtelnej, intymnej melancholii, niemal niewyczuwalnej jak w najlepszych pieśniach Fado. Była to bez wątpienia wspaniała gra, zwieńczona ogromnie hojnym bisem, jakim była sławna środkowa część Koncertu nr.21. Wrocławscy Filharmonicy z Giancarlo Guerrero akompaniowali wielkiej artystce po prostu znakomicie. Dynamika orkiestry była w pełni dostosowana do poczynań solistki, zaś krótkie dialogi drewna z frazami fortepianu były po prostu błyskotliwe. Słychać było, jak instrumentaliści z orkiestry wiernie powtarzają ekspresję i barwę fortepianu dodając do tego jeszcze iskierki własnych wzruszeń i myśli. Dawno już nie słyszałem tak udanej współpracy solistki z orkiestrą w koncercie fortepianowym! To był znakomity finał sezonu. Genialna interpretacja Mozarta i znakomite wizje muzyki Szymanowskiego, które znajdą się też na płycie. Czego chcieć więcej?