Tan Dun i wodna muzyka

   W tym sezonie jesteśmy przez NFM rozpieszczani, gdyby oceniać rzeczywistość po programie obecnego sezonu tej wrocławskiej placówki, słowo „kryzys” byłoby ostatnim przychodzącym na myśl. Obok wielkich wykonawców początek sezonu 2022/23 (14.10.2022) przywiódł do Miasta Stu Mostów Tan Duna (chin. upr. 谭盾, chin. trad. 譚盾) obecnie najsławniejszego chyba chińskiego kompozytora. W polskiej Wikipedii Tan Dun przedstawiany jest przede wszystkim jako: „znany jest z takich ścieżek filmowych jak Hero czy Przyczajony tygrys, ukryty smok”. No cóż, były to ważne dla chińskiego kinowego comebacku wielkie, epickie freski filmowe, ale ja osobiście kojarzę Tan Duna z pięknej, refleksyjnej opery „Herbata”. To, że Tan Dun zaprzągł się także w służbę kinematografii nie dziwi – większość wielkich kompozytorów tak czyni, wystarczy wspomnieć choćby Pendereckiego czy Glassa. Pomaga to dobrym filmom, w nie tak nielicznych muzyka staje się elementem niemal najistotniejszym (choćby Rękopis znaleziony w Saragossie z muzyką Pendereckiego, czy Kundun z muzyką Philipa Glassa). Znakomita muzyka filmowa pozwala też ludziom wrażliwym, a z tego czy innego względu bojącym się wizyty w operze czy filharmonii zapoznać się z możliwościami i nastrojem muzyki klasycznej, z brzmieniem orkiestry czy coraz częściej nowej muzyki elektroakustycznej.

   Tan Dun jest absolwentem Centralnego Konserwatorium w Pekinie, w latach 80-ych przeprowadził się do Nowego Jorku, gdzie studiował u Philipa Glassa i Johna Cage’a. Coge’owi poświęcił w 1993 roku między innymi znakomity utwór na preparowany fortepian (jakże by inaczej!)  C-A-G-E (In Memory of John Cage.

   Ważnym aspektem w twórczości Tan Duna jest tzw. muzyka organiczna, co słyszymy między innymi w sławnej Herbacie. Kompozytor używa do niej naturalnych żywiołów – wody i wiatru, złapanego najczęściej we wstęgi papieru. W stylistyce nazywanej przez siebie „muzycznym rytuałem” kompozytor nawiązuje natomiast mocniej to tradycyjnej muzyki chińskiej, choć zarówno organiczność, jak i chińskie podłoże melodyczne słychać w wielu innych utworach Tan Duna.

   Przeglądałem sobie ostatnio pamiątkowe wpisy w gazetach i blogach poświęcone śmierci Krzysztofa Pendereckiego. Najmocniej swój żal po tak wielkiej stracie wyraził wybitny krytyk muzyczny Jakub Puchalski. Z jego „in memoriam” wynika, że Penderecki był ostatnim wielkim kompozytorem pojmowanym na sposób romantyczny – jako wielki autorytet, swego rodzaju człowiek-instytucja, stanowiący punkt odniesienia dla całych pokoleń. Wydaje mi się, że na szczęście nie jest tak źle i wielcy kompozytorzy dalej istnieją, dalej stanowią punkty odniesienia. Problem w tym, że będąc ludźmi – instytucjami wzbudzają różne emocje, często mocna krytyka ustaje dopiero wtedy, gdy ich utracimy. Tak jak Pendereckiemu zarzucano „nową prostotę” i pewien populizm muzyczny, tak tym mocniej zarzuca się te rzeczy Philipowi Glassowi, jednemu z mistrzów Tan Duna. Wydaje mi się, że sam Tan Dun też stał się obecnie jednym z wielkich kompozytorów naszych czasów, punktem odniesienia (zwłaszcza dla azjatyckich kompozytorów) i muzycznym państwem, które jest na mapie świata na dobre i na złe.

   Mój pierwszy kontakt z kupioną w Pekinie „Herbatą: Zwierciadłem duszy” taki właśnie był. Z jednej strony zachwyt nad ogromną biegłością i wysmakowaniem Tan Duna. Z drugiej strony wątpliwości spowodowane tym, że mimo bardzo awangardowych sposobów wydobywania dźwięków przez orkiestrą cała ta opera brzmi zaskakująco harmonijnie i tonalnie, przez co nawet wcześni moderniści, tacy jak Ryszard Strauss czy Gustav Mahler, brzmią przy tej muzyce nad wyraz śmiało. Drugą moją herbacianą wątpliwością było spokojne, niemal rytualne sączenie się muzycznego czasu w „Herbacie”. Z jednej strony działo się tak wiele, z drugiej strony tkwiliśmy raczej w miejscu, przechadzając się po spokojnym, muzycznym ogrodzie zalanym łagodnym światłem.

   Słysząc „Water Concerto na perkusję wodną i orkiestrę” mistrzowsko wykonany przez Wrocławskich Filharmoników i rewelacyjnego, absolutnie wszechstronnego perkusistę Simone Rubino zrozumiałem, że owe nieliczne wady muzyki Tan Duna są być może jej największymi atutami. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak można tak śmiałe środki instrumentalne, jak muzyczne bębny czy dziwne lichtarze pod wpływem smyczków wydające dźwięk podobny do nawoływań delfinów, jak to wszystko można ułożyć w tak spójną, harmonijną i doskonałą całość. Całość niemal całkowicie tonalną, elegancką i lekką, jak dobre symfonie Haydna. Muzyka Water Concerto jest rzeczywiście bardziej miejscem niż czasem, bardziej „radością” (to znaczy też chińskie słowo „muzyka”) niż serią dramatycznych napięć. To wszystko prawda. Ale nie jest to wadą muzyki Tan Duna, tylko jej istotą, przepajającą nawet takie „niechińskie” utwory jak C-A-G-E.

Simone Rubino / fot. Marco Borggreve/ z materiałów NFM

   Tan Dun dyrygował całym koncertem, nie tylko swoim dziełem. Program był poświęcony wodzie z uwagi na to, że wydarzenie to towarzyszyło Międzynarodowemu Kongresowi Miasto – Woda – Jakość życia. Zatem na wstępie usłyszeliśmy „Wełtawę” Smetany i była to jedna z bardziej niezwykłych interpretacji czeskiego romantyzmu. Tan Dun nadał temu dziełu swoje własne poczucie czasu, przez co wodne elementy poematu Smetany zostały nieodwołalnie przeniesione na plan pierwszy. Napięcia zawarte w tej muzyce wyparowały. Pojawił się pejzaż, dobitny, fotograficzny i niemal bezludny. Być może zadziałała tu nie tylko chińskość Tan Duna, ale też jego amerykańskie, Glassowskie doświadczenia. Było to bardzo ciekawe, acz całkowicie nieortodoksyjne wykonanie.

   Drugim utworem programu był Wodny koncert Tan Duna, po czym, po przerwie usłyszeliśmy sławnego japońskiego modernistę Toru Takemitsu i jego dzieło I Hear the Water Dreaming. Na flecie grał Jan Krzeszowiec, bardzo pięknie i stylowo. Sam utwór, jak to u Takemitsu, dobrze wpisywał się w nasze modernistyczne oczekiwania stylistyczne, najbardziej kojarząc się z Debussy’m i Szymanowskim.

   Na koniec usłyszeliśmy Four Sea Interludes z opery Peter Grimes op. 33a Benjamina Brittena. I tu kolejne wielkie zaskoczenie! Tan Dun poprowadził to dzieło jak rasowy brytyjski dyrygent, nie jako dowodząc na koniec, że nie jest całkowicie zależny od swojego niezwykłego świata, że potrafi być całkowicie oddanym innemu estetycznemu światu wykonawcą.  

   To był znakomity koncert, zaś muzykę Tan Duna gorąco polecam, jeśli niektórzy z was jej jeszcze nie znają!

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

16 − 4 =