Okazuje się, że każdy koncert wrocławskiego Forum Musicum jest ciekawy i inspirujący. Jest także zupełnie odmienny, przynosi inne spojrzenie na zabytki naszej muzycznej przeszłości, które nie są znów takimi spiżowymi symbolami minionego, skoro wykonywane na naszych oczach żyją pełne koncertowej teraźniejszości.
Po wyrafinowanej podróży w świat Jagiellonów z liderami zespołu La Morra, niedziela 19 sierpnia przyniosła nam wyprawę w świat zwykłego polskiego Sarmaty, który czasem śpiewał o wojnie, ucztach, miłości, wierze i śmierci. Na czele grupy muzyków, których znamy również z innych formacji wykonujących muzykę dawną w Narodowym Forum Muzyki stanął Jacek Kowalski, który grał także na citoli. Jacek Kowalski to postać nietuzinkowa – poeta, historyk sztuki i bardziej pieśniarz niż typowy śpiewak muzyki dawnej. Swego czasu artysta realizował nawet wspólny projekt artystyczny z najsławniejszym polskim bardem – Kaczmarskim. Tu wyobraźnia obydwu twórców musiała współgrać, gdyż wizerunek Sarmacji u Jacka Kowalskiego przypomina odwoływanie się do historii i mitów Kaczmarskiego, pełne aluzji, symboli, niezwykle aktorsko atrakcyjne.
Jacek Kowalski posiada jednak pewną chęć włączania w swój śpiew stylistyki barokowej, czym odróżnia się od współczesnych nam pieśniarzy, a jednocześnie zbliża się do nurtu wykonawstwa muzyki dawnej, który odrzuca typowy, akademicki kunszt wokalny na rzecz podejścia bardziej pieśniarskiego. Najbardziej znanym i skutecznym reprezentantem tego nurtu jest Marco Beasley, który stał się sławny dzięki płycie z muzyką genialnego Stefano Landiego i z włoskimi tarantelami.
Muzyka składająca się na Niezbędnik Sarmaty nie przyniosła nam tak wielkich arcydzieł, jak te, które niekiedy śpiewa Beasley, z Monteverdim na czele, trzeba jednak przyznać, że melodie sarmackie okazały się bardzo wdzięczne. Kowalski przypisał im niekiedy inne słowa wzięte z wielkich mistrzów pióra doby polskiego baroku, przedstawił też na bis dwie swoje kompozycje w barokowym stylu. Co ciekawe, te wszystkie zabiegi, dalekie od puryzmu wielu badaczy muzyki przeszłości, przeniosły nas w czasie, pozwoliły wyobrazić sobie Rzeczpospolitą XVII wieku i zamieszkujące ją wielkie i pomniejsze rycerstwo.
Wielka gotycka sala wrocławskiego Ratusza jest doskonałym aparatem do podróży w czasie, posiada jednakże trudną do poskromienia akustykę. Nie byłem zatem zły na to, że Jacek Kowalski użył mikrofonu, zwłaszcza, że część jego występu nie była tylko śpiewana, ale polegała na deklamowaniu tekstów z epoki. Muzycy towarzyszący Kowalskiemu grali bardzo dobrze, łącząc niekoniecznie typową dla koncertu barokowego nastrojowość z wyrazistością potrzebną dla eksponowania mieniących się jak w kalejdoskopie pieśni. Szczególnie podobała mi się gra na lutni Henryka Kasperczaka i viola da gamba Julii Karpety.