Miła jak zawsze ekipa Narodowego Forum Muzyki zapytała mnie o to, czy może nie napisałbym jakiegoś podsumowania Wratislavii Cantans 2017. Przyznam, że początkowo o tym nie myślałem – mieliście przecież recenzje ze wszystkich koncertów tegorocznej Wratislavii wyszłe spod mojego pióra. Ale z drugiej strony taki brak podsumowania to trochę postmodernizm – niechęć do całościowej syntezy, pozostanie przy różnych narracjach bez żadnych całościowych wniosków. Jako że postmodernizm lubię tylko w sztuce, postanowiłem zatem coś jeszcze napisać. Jako, że macie już sporo moich przemyśleń związanych z poszczególnymi koncertami, będę teraz pisał pokrótce i z głowy, odnosząc się też do Wratislavii Cantans 2016, z której nie pisałem recenzji, ale za to przygotowałem dla Was trochę materiałów filmowych, które znajdziecie na Racjonalista.tv (wpiszcie „muzyka klasyczna” w wyszukiwarkę na stronie).
Początkowo pomyślałem sobie, że WC (Wratislavia Cantans) 2017 pobiła znakomitą WC 2016. Ale chyba nie. W zasadzie obie były znakomite i ciężko całościowo postawić którąś z nich niżej.
Aby opisać moje wrażenia skupię się na kompozytorach. Na WC 2017 wiodącym kompozytorem był Claudio Monteverdi, którego rok teraz przypada. Bardzo mnie to ucieszyło, gdyż znajduje się on w pierwszej piątce moich najbardziej ulubionych kompozytorów wszechczasów. Monteverdi był Michałem Aniołem muzyki. Swoim geniuszem przebył renesans i manieryzm, po czym stworzył barok, tak wyrafinowany i piękny, że się już nigdy prawie podobny nam nie powtórzył. Tu oczywiście natychmiast przypominają się słowa Herve Niqueta wypowiedziane przy okazji mojego wywiadu z tym znakomitym dyrygentem na WC 2017, że Monteverdi owszem, ale znacznie mniej znany Orazio Benevolo też był genialny. Cóż, Niquet chcąc nas o tym przekonać był bohaterem jednego z najlepszych koncertów WC 2017 i wszystkich Wratislavii w ogóle.
Wróćmy jednak do Monteverdiego. WC 2017 zaczął John Eliot Gardiner swoim wystawieniem „Powrotu Ulissesa do Ojczyzny”. Ten koncert z pewnością też wpisał się do grona najlepszych momentów w całych dziejach wrocławskiego festiwalu. Znakomita, odkrywcza interpretacja i niezwykle przemyślane budowanie emocji, których w operach Monteverdiego nie brakuje. Na WC 2016 Gardiner też był i też przedstawił nam wielkie arcydzieło, wtedy była to Bachowska Pasja Mateuszowa. To też był oczywiście rewelacyjny koncert, ale miał, w przeciwieństwie do „Powrotu Ulissesa” słabsze momenty. Przede wszystkim obok genialnego Ewangelisty arie były oddane chórzystom, którzy nawet w najlepszym na świecie chórze nie są tak dobrzy jak wielcy śpiewacy rozwijający samodzielną karierę. Po drugie Gardiner źle się poczuł i drugą połowę pasji oddał asystentowi, i choć nadal było znakomicie, to jednak słychać było lekkie osunięcie się jakości muzycznego wykonania.
Na WC 2017 mieliśmy także całe Nieszpory Monteverdiego wykonane przez jeden z najbardziej wyspecjalizowanych w muzyce XVII wieku zespołów, czyli przez Ensemble La Fenice z Jeanem Tubery. To było znakomite odzwierciedlenie tego arcydzieła. Przypomniał mi się też koncert Monteverdiański z WC 2016, gdzie za fragmenty Nieszporów i późniejsze utwory sakralne Monteverdiego wzięli się Vaclav Luks i jego Collegium 1704. La Fenice było w swoim Monteverdim łagodne, wielobarwne i pełne subtelności, Collegium 1704 z kolei z dzikością i monumentalizmem podkreślało niesamowitą architekturę fragmentów tego arcydzieła. Obie te wizje były doskonałe.
Monteverdi pojawił się też obok innych kompozytorów w recitalu Tomasa Krala na WC 2017, zatytułowanym Rosa del Ciel. Artysta związany z Collegium Vocale 1704 wykonał trzy fragmenty z opery „Orfeusz” i zrobił to znakomicie (jednego możecie posłuchać na Racjonalista.tv). Ten koncert pokazywał też innych kompozytorów, których nuty zachowały się w zbiorach Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu i nie wszystkie te dzieła wytrzymywały estetycznie stając tuż przy utworach Claudio Monteverdiego.
Odkrywczy koncert Herve Niqueta i jego Le Concert Spirituel był zdominowany przez monumentalną i polichóralną muzykę rzymianina Orazio Benevolo. Ale i w tym koncercie pojawił się ukłon w stronę Monteverdiego – jego motet Cantate Domino. Tu wykonanie było zbyt może monumentalne, ale stanowiło ono wstęp do zapierającego dech w piersiach ukazania twórczości Benevolo. Był to z pewnością najbardziej odkrywczy koncert – nie dość że doskonały, to jeszcze stanowiący przywracanie nam arcydzieł niesłusznie wciąż mało nam znanego Orazio Benevolo. W tym koncercie pojawiły się też instrumentalne formy Frescobaldiego i Palestriny (tu też jedna wokalna).
Obok Gardinera i Niqueta jako zdecydowanego faworyta od strony wykonawczej wymienić muszę Ottavio Dantone, który wraz ze swą Accademia Bizantina wykonał Die Kunst der Fuge Bacha. To było nie tylko wspaniałe wykonanie, ale i bardzo nowatorskie. Niektóre głosy były realizowane przez grupy instrumentów, a nie przez pojedyncze instrumenty, co tworzyło szczególny efekt. Słychać było też, że najdrobniejsze nawet detale Bachowskiego cyklu są w tym wykonaniu niesamowicie przemyślane.
Niemal równie mocno zachwycił mnie koncert zatytułowany Stabat Mater, gdzie Vittorio Ghielmi i jego Il Suonar Parlante spotkali się z sardyńskimi tradycyjnymi śpiewakami z Cuncordu de Orosei. Piękny tradycyjny wielogłos, znakomite Stabat Mater Ervo Parta i Despreza na długo pozostały w mojej pamięci. Zresztą Desprez jako kompozytor był kolejnym bohaterem WC 2017. Vittorio Ghielmi wykonał jego utwór maryjny w sposób absolutnie doskonały, odzwierciedlając równowagę przerafinowanej finezji i chłopskiej, chropowatej ziemistości, dwóch sprzecznych żywiołów obecnych u tego genialnego kompozytora.
Desprez pojawił się też na koncercie Vocalconsort Berlin poświęconym 500 leciu Reformacji. To też był ciekawy Desprez, ale brakło mu tego trochę chtonicznego elementu. WC 2016 przyniosła nam swego czasu nieco analogiczny koncert, poświęcony muzyce rodu Bachów, gdzie też było wiele – nazwijmy to – codziennej muzyki protestanckiej. Belgijski Vox Luminis zrobił na mnie większe wrażenie niż Vocalconsort Berlin, który poza Desprezem też sporo czasu poświęcił chorałom protestanckim.
Dyrektor artystyczny Wratislavii Giovanni Antonini odcisnął się mocno w programie WC 2017. Przedstawił nam cykl muzyki tanecznej XVII i XVIII wieków, gdzie wszyscy muzycy szaleli w swojej niepohamowanej i radosnej wirtuozerii. Obok tego Antonini wykonał Brockes Passion Telemanna. Było to znakomite wykonanie, nie wszystkie głosy solistów były równie dobre i to była chyba jedyna wada.
Wśród kompozytorów, obok Monteverdiego i Despreza, trzecim bohaterem był Olivier Messiaen. Sekcja dęta i perkusyjna NFM Filharmonii Wrocławskiej pokazała w „Et expecto…” pod sprawną i precyzyjną batutą Marzeny Diakun na co stać Wrocławskich Filharmoników. Mamy zdecydowanie jedną z trzech najlepszych orkiestr w Polsce i cieszy mnie to przeogromnie, bo przecież Wratislavia się skończyła, a ja przez cały sezon będę dalej z pracy naszych Filharmoników korzystał. Jak i Wy, mam nadzieję… Również kameralny koncert Messiaenowski ze związanymi ze stolicą Śląska kameralistami był niczego sobie. Grali Soyoung Yoon, Tomasz Daroch, Maciej Dobosz i So Young Sim. Wracając zaś do Wrocławskich Filharmoników, muszę wyrazić swój zachwyt związany z wykonaniem trudnego i monumentalnego dzieła Pstrokońskiej – Nawratil Uru Anna/Światło Nieba, które okazało się momentami naiwne, ale też momentami bardzo ciekawe. Podobnie zresztą jak wiele orkiestrowych form Messiaena.
Piękne od strony muzycznej były Widma Moniuszki zaprezentowane przez chór NFM i Wrocławską Orkiestrę Barokową pod batutą Andrzeja Kosendiaka. Ciekawy utwór i świetne wykonanie! Niestety, zawiódł trochę reżyser Passini, ale być może wersja filmowa wydobędzie ze strony plastycznej tej inscenizacji bardziej skupiony i jednorodny obraz.
Bardzo miły był koncert w ramach kursów WC 2017 – Młodzi Mistrzowie. Uczestnicy kursu, pod wodzą Aleksandry Rupocińskiej zaprezentowali nam dwa bardzo ciekawe utwory – San Casimiro re di Polonia Alessandro Scarlattiego i Cztery sonety miłosne Tadeusza Bairda. Kursanci rzecz jasna nie wspięli się jeszcze na poziom najsławniejszych artystów występujących na Wratislavii, ale było to udane popołudnie.
Na koniec zostawiłem Łaskawość Tytusa z MusicAeterna pod batutą Teodora Currentzisa. Dla wielu krytyków ten koncert był pod wieloma względami oburzający. Dla mnie nie. Było to ekstrawaganckie przedstawienie opery Mozarta, z pewnością nie wzorcowe, ale przemyślane i przykuwające uwagę. Co ciekawe, pomimo brutaności ciągłego staccato było też na swój sposób nie pozbawione pewnych zaskakujących wręcz subtelności.
Wrażeń nie brakowało i z ostatniego koncertu WC 2017 wyszedłem ożywiony, zamyślony, zagłębiony w muzycznym świecie. Jeśli chodzi o Mozarta przypomniał mi się też genialny koncert WC 2016, na którym Accademia Montis Regalis wykonała Mszę Koronacyjną. To był zdecydowanie jeden z najlepszych Mozartów, jakich miałem okazję słyszeć na żywo. Zaś propozycja Rosjan była jedną z bardziej szokujących, przypominała mi sposób, w jaki Glenn Gould grał sonaty Mozarta. Ale nie było to złe. O tym się pamięta i stanowi to punkt odniesienia.
Gardiner, Dantone i Niquet – im dałbym wspólne pierwsze miejsce na podium estetycznych zwycięzców Wratislavii Cantans 2017. Niquetowi wręczyłbym też specjalną nagrodę za muzyczne odkrycie. Wszyscy pozostali uplasowaliby się niewiele dalej.
Bardzo dziękuję!
Z tym WC trzeba byc ostroznym bo na calym swiecie WC znaczy Water Closet .Moze lepiej nazwac te koncerty VC od
Vratislavia Cantans.Jesli dobrze pamietam w lacinie nie ma litery W.
«Wratislavia» jest w łacinie słowem wyjątkowym. Jest jedynym słowem, gdzie jest zarówno «w» i «v». Wynika to z tego, że imię i pochodząca od niego nazwa miasta się zlatynizowała w średniowieczu.