Dziś (25.02.2017) Salę Czerwoną w Narodowym Forum Muzyki we Wrocławiu zdominowali Ormianie i zachwycili mnie. Eduard Topchjian poprowadził sekcję smyczkową NFM Leopoldinum – Orkiestra Kameralna, Anush Nikoghosyan grała na skrzypcach, zaś Tigran Mansurian nie był fizycznie obecny na sali, ale było za to obecne na niej jego dzieło.
Koncert rozpoczęła VI Symfonia smyczkowa Es-dur Mendelssohna jakby na cześć toczącej się równolegle w NFM Akademii Mendelssohnowkiej. Utwór był zagrany subtelnie, ukazując słuchaczom bogactwo pomysłów i brzmienia, co zawsze jest ciekawe, gdy kompozytor wspiera się tylko na jednej rodzinie instrumentów. Przypomina to zjawisko barw w czarnobiałej grafice, których wrażenie uzyskiwane jest drogą subtelnego stosowania faktur. Choć w monochromatycznych drzeworytach czy miedziorytach jest tylko dany kolor lub jego brak, to ma się wrażenie całej gamy barwnej, dzięki umiejętnościom grafika. Podobnie wybitny kompozytor, ograniczając się tylko do skrzypiec, altówek, wiolonczel i kontrabasów przywołuje w myślach brzmienie daleko wykraczające poza proste smyczkowe składowe orkiestry.
Drugi utwór należał już do naszych czasów i był to Koncert skrzypcowy Tigrana Mansuriana, urodzonego w 1939 roku. Jego kompozycje chwalił sam Pierre Boulez, kompozytor i dyrygent o ogromnym autorytecie, dla wielu będący wyrocznią w świecie nowej muzyki. Również dla mnie pochwała Bouleza to ważna rekomendacja. Natomiast krytyka Bouleza nie zawsze spotykała się z moją zgodą, gdyż przynajmniej we wczesnym okresie życia Boulez był skrajnie surowy dla nie dość nowoczesnych języków muzycznych danych kompozytorów. W kompozycji Mansuriana urzekły mnie piękne efekty sonorystyczne i włączenie w autorski język muzyczny płynących jakby z nierzeczywistego świata, lekko przytłumionych melodii, które mogły mieć u swej podstawy jakąś ormiańską melodię ludową, choć nie przypominały sławnej w Armenii muzyki na duduki (rodzaj archaicznych obojów, czy szałamaj z wielkimi stroikami). Tym niemniej nastrój owych melodii był jednak podobny do tęsknej i melancholijnej gry Djivana Gaspariana, którego duduk zaproszono również do filmów takich jak Ostatnie kuszenie Chrystusa czy Gladiator. Ale dość o filmach. Koncert Mansuriana nie przypominał w żadnym razie muzyki filmowej. Był żywą, autonomiczną, oddychającą wręcz strukturą, co dość charakterystyczne dla muzyki dajmy na to Luigiego Nono. Koherentny świat zdarzeń dźwiękowym miał u Mansuriana swoją dynamikę, swoją architekturę, płynące elegancko napięcia, co nie za często zdarzało się w muzyce powstającej w drugiej połowie XX wieku. Na tle elegancji tej struktury dźwiękowej wprowadzenie elementów melodii nie raziło, nie tworzyło rozbicia formy. Skrzypaczka Anush Nikoghasyan grała trudną partię skrzypcową z ogromną swobodą, z pięknym dźwiękiem, zarówno delikatnie, jak i z mocą, gdy było trzeba. Kompozytor zresztą bardzo dobrze wyeksponował partię skrzypiec, pozwalając nawet czasem zamilknąć orkiestrze na rzecz solowego głosu. Było to dla mnie istotne muzyczne odkrycie, z pewnością będą się rozglądał za płytami z kompozycjami wychwalanego przez Bouleza Ormianina.
Na koniec usłyszeliśmy XIV Kwartet smyczkowy d-moll D 810 „Śmierć i dziewczyna” Schuberta w aranżacji na orkiestrę smyczkową Gustava Mahlera. Bardzo lubię te aranżacje repertuaru romantycznego z przełomu wieków. Obok Mahlera tworzyli je także wielcy Dodekafoniści, Webern, Berg i Schoenberg. Słychać w nich niezwykłe napięcie, a także badawcze spojrzenie tych, którzy mocno przyczynili się do odejścia od języka muzycznego romantyzmu, który rządził niemal niepodzielnie przez cały XIX wiek, zaś „podzielnie” silny jest w zasadzie do dzisiaj. Kwartet „Śmierć i dziewczyna” to oczywiste arcydzieło, jeden z najważniejszych utworów w skarbcu muzyki klasycznej. Schubert oparł go na pieśni o tym samym tytule. Z uwagi na chorobę był skazany na niedługie życie, więc temat śmierci, zwłaszcza pod koniec swojego życia, traktował bardzo intymnie. Czuł zapewne nad sobą jej obecność kreśląc te wspaniałe nurty zbiegające się w krótkiej chwili istnienia danej kompozycji muzycznej w obecności również skazanych na ulotność słuchaczy. Śmierć i dziewczyna to też oczywiste rozwinięcie motywu „Eros i Tanatos”. Tak też było w muzyce. Cienie królestwa śmierci mieszały się z jasnością życia, pełną tanecznych odcieni. Te taneczne odcienie Schubert jednak w swoim utworze wciąż wygina, zderza, przetwarza, uzyskując niezwykle awangardową jak na romantyzm strukturę narracji muzycznej. Mahler oczywiście uwielbiał tematykę śmierci i pewnie te jego zainteresowania skłoniły go mocniej do studiowania dzieła Schuberta. Oczywiście śmierć romantyczna i śmierć „końca wieku” mają różne oblicza. Ta Mahlerowska zwiastowała grozę śmierci w reżimach totalitarnych, zderzoną z wodewilowym banałem i bolesną pustką. Śmierć Schubertowska jest młodszą siostrą śmierci Beethovenowskiej. Jest podobnie do swej starszej odpowiedniczki heroiczna, ale też ma w sobie intymność i paradoksalną lekkość promienia czarnego światła. Mahler w swojej aranżacji w niepokojący sposób wydobył wyłaniające się z całej orkiestry brzmienia pojedynczych skrzypiec, sprawiające wrażenie pisanych w innej tonalności, jak solówki instrumentów w jego wielkich symfoniach.
Orkiestra Leopoldinum zagrała to dzieło z precyzją i delikatnością, nie bojąc się jednak podkreślania cienistych tonów tego tajemniczego hymnu. Podsumowując, był to bardzo udany wieczór w NFM i wielkie podziękowania należą się naszym ormiańskim gościom. Miejmy nadzieję, że Ormianie, tak jak w dawnych czasach, będą nas często odwiedzać.
Muzyka Ormian nie jest nana w Europie. Warto ja sprowadzic i propagowac.
Jednym ze wspanialych kompozytorow ormianskich byl Aram Chaczaturian (1903-1978). Sluchalem jego muzyki wiele razy . Dynamiczna ,orientalna i piekna.