Wzbierająca fala Grzegorza Lindenberga

 

 

Książka Grzegorza Lindenberga „Wzbierająca fala” wstrząsnęła mną tak mocno, że przez kilka dni nie wiedziałem co napisać. W końcu z trudem zabieram się do recenzji tej pozycji, niedługiej, gdyż liczącej sobie 150 stron. Dziennikarz Euroislamu, kiedyś mocno związany z Wyborczą, teraz również dla niej czasem piszący, wyłożył rzecz całą w sposób spokojny, rzeczowy i pozornie beznamiętny. Ten spokój w kontekście przekazywanych informacji robi ogromne wrażenie i skłania do ponownych analiz nawet osoby mocno zorientowane w temacie ostatnich migracji.

 

Z książki wynika dość przerażający obraz przyszłości. Wedle najbardziej ostrożnych szacunków co najmniej 20 milionów mieszkańców Afryki i pięciu krajów Azji zjawi się w Europie do 2050 roku. Ci ludzie w ogromnej większości będą niezintegrowani i nie będą pracować. Część z nich się zradykalizuje, winiąc za swoje niepowodzenia wyznających inne idee autochtonów. Wedle mniej ostrożnych szacunków, migrantów z Afryki i pięciu państw Azji, w dużej mierze muzułmanów, przybędzie do 2050 roku sto milionów. A miejsc pracy w Europie będzie ubywać za sprawą coraz sprawniejszych i bardziej inteligentnych  algorytmów zastępujących na przykład ludzi z rozmaitych call center , oraz za sprawą robotyzacji i mechanizacji. Na pracę będą mogli liczyć głównie świetnie wykształceni informatycy i inżynierowie, umiejący pracować w zespołach, znający świetnie język i bezkonfliktowi.

 

 

Rządy europejskie w zasadzie unikają tego tematu. Prawie nikt liczący co najwyżej na dwie – trzy kadencje u władzy nie chce poruszać tak niewygodnego i niemodnego wątku, jak ograniczanie migracji. Lepiej to wszystko ignorować, zaś osoby zaniepokojone w miarę możliwości uciszać. Jeśli puszczają im nerwy – łatwo ich obwołać „faszystami” i nawet przysporzyć sobie doraźne trochę popularności. W końcu tylko „dobrzy” ludzie walczą z „faszystami”. Mamy zatem w naszym coraz bardziej Orwellowskim świecie „dobrych” i „faszystów”, wygodną dychotomię pozwalającą uniknąć niewygodnych a koniecznych decyzji politycznych. Oczywiście wzbierająca fala i kompletna niemożność elit politycznych mogą w końcu wykreować osoby naprawdę odwołujące się do faszystowskich metod i zyskujące coraz szersze poparcie bezsilnych autochtonów. Jest to jeden z całkiem możliwych scenariuszy na przyszłość.

 

Całkiem możliwe, że pod koniec XXI wieku liczba ludności Afryki zwiększy się do siedmiu miliardów ludzi, podczas gdy przyrost naturalny w Europie i wielu najbardziej rozwiniętych obszarach Azji  oraz obu Ameryk spadnie nawet do liczb ujemnych. Wzbierająca fala będzie wzbierać zatem do czasu, aż ktoś wybuduje tamę, lub aż miejsca które zalewa migracja staną się równie nieatrakcyjne jak źródło wielkiego ludzkiego przypływu. Tylko czy świat z drugą Afryką zamiast Europy będzie lepszym światem? Śmiem wątpić, zaś nasi potomkowie raczej nie zaznają szczęścia w świecie który szykuje im nasza bezwolność i polityczna poprawność działająca jak knebel na niemodne tematy, lub na tematy tabu.

 

Grzegorz Lindenberg przedstawia istniejącą sytuację krok po kroku, ze spokojem zestawia statystyki, przytacza opinie. Nie można mu zarzucić stronniczości ani żadnych uprzedzeń. Nie wymienia też za bardzo słowa „islam”. Ten spokój i rzetelność informacji najbardziej chyba niepokoją przy lekturze książki. Jesteśmy świadkami procesu, którego końcowy etap niemal z pewnością będzie tragiczny dla naszego świata i dla całej ludzkości.

 

Wśród rozwiązań Lindenberg proponuje przede wszystkim edukację kobiet w Afryce. Powinno to je uczynić szczęśliwszymi i ograniczyć dzietność. Kobiety mające choćby średnie wykształcenie mają znacznie większą motywację dla planowania rodziny i zazwyczaj to robią. W końcu bardziej od liczebności potomstwa jest istotne jego szczęście i możliwość jego edukacji, w domu i na zewnątrz domu. Trzeba jednak to zrozumieć, wykształcona matka ma też większą szansę skutecznie sprzeciwić się woli męża i innych mężczyzn w rodzie. Z kolei wariant, który proponują często przeciwnicy masowej migracji, czyli materialne pomaganie na miejscu, przerodzić się może w jeszcze większą migrację, gdyż więcej będzie środków dla opłacenia przemytników, a życie w dorabiającym się kraju, na globalnym tle ubywania miejsc pracy wszędzie, nie będzie wolne od frustracji. Jedynym wyjściem jest zatem edukacja kobiet i tworzenie miejsc pracy na miejscu, ale – ogólnie – na całym świecie miejsc pracy będzie ubywać.

 

Osoby bardzo optymistyczne sądzą, że przecież opanowaliśmy migrację. Nic bardziej mylnego. Lindenberg analizując fakt po fakcie pokazuje nam, że obecne doraźne rozwiązanie przed niczym nas nie uchroni i prawdziwe problemy dopiero się zaczną. Z jednej strony mamy zatem bezmyślną i bardzo medialną „dobroć”, z drugiej całkowitą bezradność polityków wobec problemu migracji. W jednym z wywiadów zrealizowanych po powstaniu książki Lindenberg został zapytany o opinię na temat prof. Wolniewicza, który wzywał do zatapiania barek z migrantami. Oczywiście, jak każdy normalny człowiek, zaprotestował gorąco przed takim rozwiązaniem (ja także swego czasu zaprotestowałem w dyskusji nagranej dla Racjonalista.tv).  Po kilkunastu minutach, w tym samym wywiadzie z Grzegorzem Lindenbergiem, temat zatapiania barek jednak powrócił. Jak sugeruje Autor książki – jeśli nic nie zrobimy w czasach, kiedy Europa ma się jeszcze w miarę dobrze i jej ludność nie jest jeszcze poważnie zdesperowana i zradykalizowana, może się okazać, że nasze dzieci nie będą radzić nad tym czy zatapiać barki z migrantami, ale jak to robić. Nasza obecna „dobroć”, otwartość i naiwność mogą mieć taką cenę w przyszłości. Inne możliwe ceny, jakie poniosą nasi potomkowie, albo i my sami, jeśli jeszcze jesteśmy młodzi, to całkowity rozpad naszego świata i dominacja świata, który chcieliśmy zmienić na lepszy. Ani my, ani ludzie którym rzeczywiście potrzebna jest pomoc nie zyskamy niczego w scenariuszu bezwładnego rozkładu Europy i dominacji w niej wartości, przed którymi tak wielu ludzi jednak rzeczywiście ucieka (choć przyjmując przypadkowe osoby często nie pomagamy tym najbardziej czy rzeczywiście potrzebującym).

 

Książka Grzegorza Lindenberga powinna być lekturą obowiązkową dla europejskich polityków, działaczy społecznych i dziennikarzy. Jest na tyle sugestywna i rzetelna, że ma szansę dotrzeć do niektórych głów i sprawić, że  zamiast zakrzykiwać „faszyzmami” wszelkie wątpliwości wobec polityki migracyjnej UE zaczną myśleć. Jak duża jest jednak ta szansa? Cóż, w Polsce, gdzie szaleństwa poprawności politycznej i posthistoryczno – pokolonialnej naiwności są jeszcze mimo wszystko raczkujące, pojawiają się głosy zapowiadające być może bardziej „europejską” przyszłość naszej refleksji politycznej. Choćby teraz, w czasie gdy po przetrawieniu książki pisałem tę recenzję,  prof. Magdalena Środa, stanowiąca istotny głos odniesienia dla części lewicy polskiej, stwierdziła podczas debaty na UW, że migrujący muzułmanie istotnie poprawią stan środowiska naturalnego w Polsce, bo nie jedzą wieprzowiny i nie piją alkoholu. Prof. Środa chyba nigdy nie słyszała o święcie Eid, które polega na powszechnym zarzynaniu zwierząt przez wszystkie rodziny wyznawców Allaha. Obrazy spływających krwią ulic muzułmańskich w te święto pojawiają się choćby w literaturze indyjskiej. Unikających krzywdzenia zwierząt hinduistów szokuje ta orgia przemocy, faktem jest, że muzułmanin praktycznie nie może być wegetarianinem, gdyż słowa Koranu i hadisów traktuje się w islamie dosłownie, bez metafor – to nie chrześcijaństwo i nie hinduizm. Na święto Eid należy zabić własnoręcznie dorodne zwierzę, najlepiej wielbłąda albo konia (często są to owce lub kozy) i je spożyć. Inną, poważniejszą zmorą dla środowiska jest rzecz jasna dokładanie milionów mieszkańców Europie, należącej do najbardziej przeludnionych obszarów świata.  Jeśli część naszych elit dalej będzie ślepo brnąć drogą zachodnich błędów w polityce migracyjnej, nie wierząc, że Zachodnia Europa może być czasem głupsza od Polski czy choćby Czech, osoby takie jak prof. Środa staną się dla nas wszystkich przewodnikami w temacie celowości migracji, tak jak to bywa w Zachodniej Europie. Mam nadzieję, że praca Grzegorza Lindenberga i ogólnie działalność Euroislamu (którego wydawca jest też wydawcą książki) uchronią nas przed takim losem i pozwolą szukać racjonalnych rozwiązań kryzysu migracyjnego, który przy obecnej polityce UE z pewnością będzie narastać.

 

Ps.: Na koniec daję linki do ciekawego wywiadu z Grzegorzem Lindenbergiem na temat jego książki. Oczywiście sam wywiad nie przekona osób spod znaku "jakoś to będzie". To uczyni oparta na faktach i analizach książka: 

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

6 Odpowiedź na “Wzbierająca fala Grzegorza Lindenberga”

  1. Należę do osób które obserwując migracje do Polski osób z krajów Dalekiego Wschodu (Wietnamu ,Chin ,Korei ) Ukrainy i innych krajów byłych republik Radzieckich cieszy się z tego powodu .To samo dotyczy ludzi z krajów Afrykańskich jeśli (zabrzmi to niestety kontrowersyjnie) wyznają religię chrześcijańską ewentualnie będących ateistami.Nie ma to żadnego związku z moimi przekonaniami religijnymi gdyż jako agnostyk patrzę na tę sprawę w wymiarze praktycznym nie zaś religijnym.A w wymiarze praktycznym uważam że chrześcijanie,buddyści,hinduiści (nie bez tarć) są w stanie dogadać się (tworzyć państwo świeckie) z wszystkimi wymienionymi kulturami i religiami.Pomniejszych religii jak choćby Judaizm czy Bahaizm nie biorę nawet pod uwagę jako problematyczne z punktu widzenia np:agresywnego prozelityzmu 

    W praktyce (współistnienie religii na gruncie państwa świeckiego)nie wygląda oczywiście często tak bezproblemowo ale nie interesują mnie osobiście stany idealne .Co do Islamu pomijam sekty czy też odłamy w rodzaju Ahmadiyya,to uważam iż wymaga on reformy ,jak miało by się to odbyć to już całkiem inna sprawa .Oczywiste wydają się przy tym tylko dwa fakty nie da się tego przeprowadzić bez zaangażowania samych muzułmanów oraz że nie da się ignorować drugiej największej na świecie religii z perspektywy globalnej .Rozważając zaś kwestie eksplozji demograficznej w Afryce to wydaję mnie się iż tylko mądra pomoc (nie powodującą wzrostu korupcji i klas uprzywilejowanych)w skali przewyższającej Plan Marshalla mogłaby uchronić ten kontynent i resztę świata przed humanitarną katastrofą . Gdybanie na forum i recepty na otaczającą rzeczywistość to oczywiście miłe zajęcie ,schody niestety zaczynają przy próbach wdrożenia naszych"genialnych"pomysłów w życie. 🙂 

  2. Myślę, że niewiele się sprawdzi z tych przepowiedni, zresztą jak to zwykle jest, kiedy ktoś próbuje przewidywać co będzie za 20 czy 50 lat. Jeśli już ktoś powołuje się na statystyki, to powinien właśnie od tej zacząć, że spekulacje dotyczące nieco odleglejszej przyszłości są niezmiernie rzadko trafne. Poza tym znając przyszłość można byłoby na tym nieźle zarobić, jaka by ona nie była, ale gdybym został zmuszony postawić pieniądze na tę okoliczność, to postawiłbym je na to, że Afryka będzie nadal się rozwijać, a jeśli emigracja zacznie mieć negatywny wpływ ekonomiczny to UE ograniczy napływ ot choćby kopiując wizowe rozwiązania z USA. Edukacja kobiet przyjdzie wraz z rozwojem, a nie obok i na pewno grosza bym nie postawił, że byłaby możliwa w ubogim kraju. Dane na dzisiaj są mniej więcej takie:

    " Choć dziś Afryka to najbiedniejszy region świata, to w dłuższej perspektywie  oczekujemy jej dynamicznego rozwoju. Już teraz prognozuje to Bank Światowy, którego analitycy zapowiadają, że do 2025 r. przeważająca część tamtejszych krajów osiągnie status państw o średnim dochodzie(definiowanym jako 1000 USD na osobę rocznie). Prężny rozwój prognozują także analitycy Międzynarodowego Funduszu Walutowego, którzy oczekują wzrostu gospodarczego całego regionu na poziomie 3,4% w 2017 r. W latach 2018-2022 średni wzrost PKB oscylować będzie wokół 4%. Dla porównania, tegoroczny wzrost na Bliskim Wschodzie ma się ukształtować na poziomie 1,3%, natomiast Europa rozwijać się będzie w tempie około 1,9%. "

     

    ONZ prognozuje 2,5 mld w 2050 roku i 4,5 mld ludności w 2100, dane zaczerpnąłem ze strony o biznesie, ale w przeciwieństwie do tych strasznych wizji tutaj, podaje się to jako zachętę do inwestowania w Afryce ze względu na ogromny rynek konsumencki. W zagrożeniach biznesu wymienia się możliwe konflikty, które mogą spowalniać rozwój Afryki, więc gdybym był wielkim tego świata z pewnością nie pakowałbym pieniędzy w oderwaną od rzeczywistości edukację dziewczynek, lecz w utrzymywanie pokoju w Afryce, ponieważ to zagwarantuje dalszy rozwój ekonomiczny i przyniesie edukację. Poza tym, jeśli Afryka będzie się rozwijać są niewielkie szanse osiągnięcia tych 4,5 mld, bo jak wiadomo wraz z dobrobytem i wzrostem bezpieczeństwa, lepszą służbą zdrowia spada liczba urodzeń.

     

     

    Co do kurczącego się rynku pracy za sprawą technologii także widzę to inaczej, ponieważ to zjawisko już występuje od dłuższego czasu, ale rynek pracy się nie skurczył, wręcz przeciwnie, zdecydowanie poszerzył o nowe zawody. Ot choćby zawodowi sportowcy czy zawodowi artyści. Owszem, bywali dawniej, ale tych żyjących ze swojej pasji było niewielu. Więc nawet jeśli tylko 1% będzie pracował przy wytwórstwie, to reszta zajmie się może czymś bezproduktywnym jak granie w piłkę nożną, ale zajęcie będzie miała. I najpewniej gwarantowe wynagrodzenie miesięczne, które już się testuje, bardzo możliwe, że właśnie z powodu rozwoju technologii kiedyś będzie czymś zwyczajnym.

     

     

    Przyszłość więc mnie jakoś nie szokuje, obawiam się jedynie wojen i konfliktów, dlatego za znacznie ważniejsze uważam choćby to, co ma miejsce w tym kraju, który został wyraźnie podzielony.

  3. "Wśród rozwiązań Lindenberg proponuje przede wszystkim edukację kobiet w Afryce. " Z tym także całkowicie się zgadzam.

  4. Liczby są przerażajace. Ludność Afryki w 1900 r. – 200 milionów, w 2000 r. – 800 milionów, 2019 r. – ponad 1200 milionów. Prognoza ONZ-u na rok 2050 – 2,5 miliarda, na rok 2100 – ponad 7 miliardów.

    Juz teraz spora część gnieździ się w slamsach wielkich miast, bez dostępu do edukacji, pracy, czystej wody, bez jakichkolwiek perspektyw na przyszłość.  To nowa klasa, ludzi zbędnych. O infrastrukturze mieszkalnej, komunalnej, energetycznej, transportowej, itp. – nawet nie ma co marzyć.  Całości obrazu dopełniają skorumpowane, dysfunkcyjne rządy. Pomoc humanitarna żadnego problemu nie rozwiąże, zresztą, jest w znacznej części rozkradana [stare ONZ-towskie powiedzenie: pomoc humanitarna, to podatek, który ubodzy krajów bogatych, płacą bogatym krajów ubogich]. Dobrym przykładem są studnie, wybudowane za pieniądze NGO-sów – kontrolę nad nimi przejmują kryminalne klany.

    Jedyny bezpiecznik populacyjnej bomby, czyli przyznanie kobietom praw, przede wszystkim prawa do decydowania o własnej rozrodczości [oraz prawa do antykoncepcji i edukacji, w tym seksualnej]  – to mrzonka rodem z utopijnych baśni. W Afryce, gdzie rządzi islam i ortodoksyjny katolicyzm, łatwiej pokusić się o budowę autostrady na Marsa. Oczywiście, przez Hawaje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

six − 6 =