Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym i w instytucjach naukowych umyka uwadze opinii publicznej. Pisze się o religii w szkołach podstawowych i średnich, zapominając o szkołach wyższych.
Mamy w Polsce trzy duże uniwersytety katolickie, ponadto na sześciu państwowych uniwersytetach działają wydziały teologii katolickiej. Wszystkie są kościelnymi placówkami w całości finansowanymi przez budżet państwa. Kościół okopał się w wielu instytucjach naukowych. W Narodowym Centrum Nauki (państwowej instytucji finansującej badania naukowe) teologia figuruje jako pełnoprawna dziedzina nauki. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów nadaje tytuły i stopnie naukowe w zakresie teologii. Są to praktyki zakorzenione w czasach średniowiecza, ale współcześnie nieuzasadnione. Za pieniądze podatników stwarza się pozór naukowego charakteru teologii. Nie każda tradycja jest dobra. Teologia nie jest nauką, a jej ekspansja służy wyłącznie partykularnym interesom Kościoła. Powiedzmy wyraźnie, nie powinno się teologii finansować z budżetu państwa.
Jak do tego doszło?
Jak powstało rozdęte państwowe szkolnictwo wyższe podporządkowane Kościołowi? Gotowość do finansowania kościelnego szkolnictwa ujawniła się tuż po transformacji. W 1991 r. finansowaniem z budżetu państwa objęto, na mocy odrębnej ustawy, Katolicki Uniwersytet Lubelski, a w 1997 r. Papieską Akademię Teologiczną w Krakowie (dziś jest to Uniwersytet Papieski). Korzystną dla Kościoła sytuację stwarzał Konkordat zawarty między Rzeczpospolitą Polską a Państwem Watykańskim, który wszedł w życie 25 kwietnia 1998 r. (rządził AWS i premier Jerzy Buzek). Na tej podstawie zawarto umowy między Rządem RP a Konferencją Episkopatu Polski dotyczące szkolnictwa wyższego. Konkordat nie określał szczegółów, nie przesądzał o finansowaniu uczelni i wydziałów kościelnych przez budżet państwa, nie przesądzał o ich całkowitym podporządkowaniu Kościołowi. W umowach z episkopatem rząd oddał te uczelnie i wydziały pod kierownictwo władz kościelnych polskich i watykańskich. Zgodził się na ich zdecydowanie wyznaniowy charakter. Jednocześnie zobowiązywał się do finansowania. W państwowym szkolnictwie wyższym powstało państwo kościelne, utrzymywane z pieniędzy publicznych.
Oprócz Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, powstał i rozrósł się Uniwersytet Kardynała Wyszyńskiego w Warszawie oraz Uniwersytet Papieski Jana Pawła II w Krakowie. Wydziały teologii katolickiej utworzono na państwowych uniwersytetach w Poznaniu, Toruniu, Katowicach, Opolu, Szczecinie, Olsztynie, a w Białymstoku powołano Katedrę Teologii Katolickiej oraz Katedrę Teologii Prawosławnej. Uczelnie te i wydziały są w całości finansowane przez budżet państwa. Ponadto państwo dofinansowuje takie kościelne instytucje mające uprawnienia szkół wyższych, np. dwa Papieskie Wydziały Teologiczne w Warszawie, jezuicką Akademię Ignatianum w Krakowie, a także inne placówki kościelne.
Za powoływanie wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach odpowiedzialność ponoszą także senaty i władze tych uczelni. Mogły się nie zgodzić, ale wolały akceptować lobbystyczne zabiegi Kościoła. W głosowaniach mało kto decydował się na podniesienie ręki „przeciw”. Ekspansja Kościoła w państwowym szkolnictwie wyższym nie budziła sprzeciwu. Środowiska uniwersyteckie i naukowe, a także opinia publiczna i media, wykazały się co najmniej biernym przyzwoleniem. W ten sposób, obok religii w szkołach podstawowych i średnich, mamy lekcje religii w państwowych szkołach wyższych. Przyjrzyjmy się dokładniej, jak to działa.
Kościelne szkoły wyższe (nazwa oficjalna)
KUL, UKSW, Uniwersytet Papieski w Krakowie, oraz wydziały teologiczne na państwowych uczelniach, respektują przepisy ustawy o szkolnictwie wyższym w zakresie pozwalającym uznawać dyplomy tych uczelni. Pozostają natomiast pod ścisłym kierownictwem Kościoła katolickiego – są domeną Kościoła finansowaną przez państwo. Gwarantują to porozumienia między episkopatem a rządem polskim, oraz statuty tych uczelni i wydziałów, zatwierdzane aż w Watykanie, ale także przez ministerstwo w Warszawie. Ścisły nadzór ze strony Stolicy Apostolskiej (watykańskiej Kongregacji Wychowania Katolickiego) może zaskakiwać. Działalność tych uczelni i wydziałów opiera się na przepisach watykańskich i prawie kanonicznym, nadających państwu watykańskiemu olbrzymie prerogatywy. Zgodził się na to rząd polski.
Formy kościelnego nadzoru są zadziwiające. Rektorzy, dziekani, nauczyciele akademiccy przed objęciem funkcji lub zatrudnieniem muszą być zatwierdzeni przez wielkiego kanclerza (jest nim arcybiskup metropolita lub biskup diecezjalny), a na wielu wydziałach także przez Watykan. Kanclerz i Watykan zatwierdzają statuty uczelni i wydziałów. W działalności naukowej ma być respektowana wiedza pochodzącą z Objawienia oraz doktryna Kościoła katolickiego. Zostało to jasno zapisane w dokumentach, nie jest to moje domniemanie.
Rząd polski nie musiał się zgadzać na podporządkowanie tych uczelni i wydziałów Kościołowi, skoro je finansuje. Ale się zgodził. Konkordat, w odniesieniu do podlegających Kościołowi szkół wyższych i wydziałów, stwierdzał tylko: „Status prawny szkół wyższych (…) oraz status prawny wydziałów teologii katolickiej na uniwersytetach państwowych regulują umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Konferencją Episkopatu Polski upoważnioną przez Stolicę Apostolską” (art. 15).
Przyjrzyjmy się kilku kluczowym sprawom. Dla jasności skupię się na KUL, ale podobnie jest na innych uczelniach i wydziałach podporządkowanych Kościołowi.
Decydującą władzę na KUL posiada wielki kanclerz, którym jest arcybiskup metropolita lubelski (obecnie ks. dr hab. Stanisław Budzik). Władza wielkiego kanclerza jest ogromna, przypomina absolutyzm papieski. Co robi?
Wielki kanclerz „udziela misji kanonicznej lub zezwolenia na uczenie, a w razie konieczności zawiesza lub odbiera je nauczycielom akademickim”. Praktycznie więc od kanclerza zależy przyjęcie i zwolnienie nauczyciela akademickiego. Jakimi kryteriami kieruje się wielki kanclerz? W statucie czytamy, że kanclerz „troszczy się, aby doktryna katolicka była uprawiana i wykładana zgodnie z nauczaniem Urzędu Nauczycielskiego Kościoła i przepisami prawa kanonicznego”. Kanclerz ma olbrzymi wpływ na całą działalność KUL, także na merytoryczną stronę nauki. Czuwa – jak czytamy – nad sprawami nauki, nauczania i wychowania, a także nad przestrzeganiem przepisów Stolicy Apostolskiej.
Warto wspomnieć o czymś jeszcze. Wielki kanclerz przyjmuje wyznanie wiary od nowego rektora. To kuriozalne potwierdzenie klerykalizmu, podporządkowania uczelni Kościołowi. Zatwierdza też uchwały senatu o wyborze rektora, a także prorektorów (wcześniej wspominałem o zezwalaniu na nauczanie i odbieraniu tego zezwolenia w stosunku do wszystkich nauczycieli akademickich). Kanclerz zatwierdza też plan rzeczowo-finansowy uniwersytetu.
Ale wielki kanclerz nie jest wierzchołkiem piramidy władzy. Nad nim czuwa Wielki Brat, Watykan. Władza Watykanu jest olbrzymia. O najważniejszych sprawach KUL decyduje Rzym. Wszystkie ważniejsze decyzje wielkiego kanclerza muszą być potwierdzone przez Watykan. Statut wprost stwierdza, że uniwersytet podlega Stolicy Apostolskiej. Watykan zatwierdza statut uniwersytetu, a także wybranego przez senat uczelni rektora. Kuriozalny wymóg to zatwierdzanie przez Rzym dziekanów (tzw. nihil obstat) oraz wyrażanie zgody na zatrudnienie profesora nadzwyczajnego i zwyczajnego na wydziałach kościelnych. Na innych wydziałach konieczna jest zgoda na wykładanie dyscyplin dotyczących wiary i moralności (formułę tę można odnieść dowolnie do bardzo wielu dyscyplin, w tym np. do biologii).
Wydziały kościelne, poddane szczególnie silnej kontroli Rzymu, to Wydział Teologii oraz Instytut Prawa Kanonicznego, a także – co najciekawsze – Wydział Filozofii (zatrudnianie profesorów filozofii decyduje się aż w Rzymie). Wydziały kościelne mają szczególny przywilej, na który zgodził się nasz rząd. Nie dość, że działają na podstawie prawa kanonicznego (kościelnego), to w przypadku kolizji tego prawa z prawem państwowym, pierwszeństwo ma – jak zapisano – prawo kanoniczne.
Watykan musi być informowany „o poważniejszych sprawach Uniwersytetu” oraz otrzymuje okresowo sprawozdania. Można powiedzieć, że Wielki Brat czuwa bez przerwy.
Podsumowując, KUL podporządkowany jest bez reszty Kościołowi i doktrynie katolickiej. Podkreślmy, że jest to zależność wprost od Watykanu. Nie ma żadnej autonomii uniwersytetu wobec Kościoła, jest jednostronna podległość. KUL jest folwarkiem Kościoła finansowanym przez państwo polskie z pieniędzy podatników.
A co z uprawianą tam nauką? Działalność naukowa jest podporządkowana formalnie i merytorycznie doktrynie katolickiej i Kościołowi. Nie tylko teologia i filozofia, ale także inne dyscypliny naukowe są zobowiązane respektować doktrynę kościelną. Warto pamiętać, że problemy światopoglądowe pojawiają się często także na gruncie nauk przyrodniczych (najwyraźniej dotyczy to biologii, szczególnie teorii ewolucji, którą Kościół co najwyżej toleruje w wersji teistycznej, tzn. podkreślając moc sprawczą Boga).
Warto wspomnieć, że na KUL pod nazwą filozofii i Wydziału Filozoficznego kryje się w znacznej mierze teologia. Wydział Filozofii zaliczony jest – jak już zaznaczałem – to kategorii wydziałów kościelnych, poddanych szczególnej kontroli, gdzie np. nie można zatrudnić profesora bez zgody Watykanu. Na wydziale tym „pod przykrywką” filozofii w znacznym zakresie uprawiana jest teologia, bronione są rozprawy doktorskie z zakresu teologii katolickiej. Jeszcze niedawno była tam Katedra Filozofii Boga (obecnie katedra taka działa na Wydziale Filozofii Uniwersytetu Papieskiego w Krakowie).
Nasuwa się pytanie, co to za nauka, co to za uniwersytet, który bez reszty jest podporządkowany Kościołowi i kościelnej doktrynie/ideologii? Zniewolenie nauki dosadnie zapisano w Statucie KUL: „Realizacja zasady wolności nauki powinna pozostawać w zgodzie z Objawieniem i nauczaniem Kościoła” (par. 14). W Statucie Uniwersytetu Papieskiego czytamy: „Celem Wydziału Nauk Społecznych jest wszechstronne i systematyczne zgłębianie społecznych zagadnień w świetle Objawienia Bożego” (pkt. 167). To są teksty jak z kabaretu. A jeśli ktoś miał złudzenia co do wolności nauki na tych uczelniach, to powinien przypomnieć sobie słowa:„porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie” (Dante „Boska komedia”).
W statucie jednego z wydziałów teologicznych na państwowym uniwersytecie mówi się wprost o „wierności doktrynie katolickiej”. Przywołanie Dantego jest nieprzypadkowe. Czytając o wielkim kanclerzu, o zatwierdzaniu wszystkiego przez Stolicę Apostolską, o nauce wiernej objawieniu i doktrynie katolickiej, nieodparcie zyskujemy przekonanie, że to ta sama komedia, ta sama zjawa z teologicznej wyobraźni, którą przedstawiał Dante w XIV w. I chce się zakrzyknąć: A kysz!
Na UKSW, Akademii Papieskiej w Krakowie oraz na wydziałach teologicznych państwowych uczelni obowiązują podobne przepisy i praktyki jak na KUL. Chociaż wydziały te są częścią państwowych uniwersytetów, to kluczowe sprawy wymagają zatwierdzenia przez wielkiego kanclerza wydziału (jest nim biskup diecezjalny) i przez Watykan.
Czy teologia jest nauką?
Mogłoby się wydawać, że teologia jest – jak wskazywałaby nazwa – nauką o bogu, tak jak biologia jest nauką o organizmach żywych, a geologia o ziemi. Różnica miałaby polegać na odmiennym przedmiocie badań. Tak jednak nie jest.
Po pierwsze, teologia podporządkowana jest interesom i poglądom głoszonym przez Kościół katolicki lub przez inne kościoły i społeczności religijne. Stawia to ją w rzędzie ideologii, tj. poglądów związanych z jakimś ugrupowaniem politycznym i kultywowanych w imię jego interesów. Do teologii przystają takie określenia, jak doktryna, ideologia, światopogląd, ale nie nauka. Jej miejsce jest obok innych kierunków światopoglądowych i doktryn, obok liberalizmu, konserwatyzmu, materializmu, marksizmu-leninizmu. Kierunki takie nie mają statusu dyscyplin naukowych czy akademickich, nie są wymieniane w Narodowym Centrum Nauki jako dziedziny nauki, nie nadaje się stopni naukowych w zakresie konserwatyzmu, marksizmu itp. Nie tak dawno status nauki i przedmiotu akademickiego próbowano nadać marksizmowi, ale powszechnie odnoszono się do tych zabiegów z przymrużeniem oka. Podobnie trzeba traktować dziś teologię.
Po drugie, teologia nie jest nauką ze względu na przedmiot i cel dociekań
Przedmiot badań nauki współczesnej istnieje realnie. Jest to przyroda, mikro i makrokosmos, organizmy żywe, psychika, życie społeczne, kultura, język, sztuka. Także ludzkie wierzenia religijne są przedmiotem badań naukowych. Badania naukowe dostarczają wiedzy o tych dziedzinach rzeczywistości, w tym także o religii.
A co jest przedmiotem badań teologii? Tym przedmiotem są sprawy nadprzyrodzone, nadnaturalne, bóg. Kościół widzi w teologii wiedzę o objawieniu bożym. Istotą i celem teologii katolickiej jest dociekanie i głoszenie prawd objawionych przez boga w Piśmie Świętym.
Czy można takie badania prowadzić w zgodzie z metodologią naukową? Nie można. Teologia to dociekanie spraw nadprzyrodzonych. Można, będąc w habicie i pozostając w zgodzie z metodologią naukową, badać język hebrajski i biblijne wierzenia. Ale są to wtedy badania z zakresu filologii, religioznawstwa, historii. Możemy zyskać wiedzę o języku i wyobrażeniach religijnych ludzi żyjących w tamtych czasach, ale nie ma podstaw, by sądzić, że będzie to wiedza o bogu i tym, co nas czeka po śmierci. Domniemanej rzeczywistości nadprzyrodzonej i boga badać nie można, bowiem jest to dziedzina niedostępna badaniom naukowym, albo wręcz – nie rozstrzygajmy w tej chwili dylematu – nie istnieje realnie, jest tylko mitem, tworem ludzkiej wyobraźni i kultury.
Zainteresowanie sprawami nadprzyrodzonymi niedwuznacznie wskazuje, że teologia nie jest nauką, należy do dziedziny religii i ezoteryki. Miejsce teologii jest w rzędzie takich dociekań, znanych od tysiącleci, jak starożytna i średniowieczna gnoza, magia, astrologia, kabała, tarot, hinduistyczne i buddujskie speklacje o inkarnacji, reinkarnacji itp.
W starożytności i średniowieczu nauka nie była wyraźnie odróżniana od spekulacji religijnych i ezoteryki. Pismo Święte traktowano jako źródło wiedzy o świecie i człowieku. Nawet Newton (1643-1727) obliczał wiek świata na podstawie Biblii na kilka tysięcy lat. Nie rozgraniczano astronomii i astrologii. Od tamtych czasów dużo się zmieniło. Naukę zaczęto ostro odróżniać od wierzeń religijnych i ezoteryki, bo nic nie wskazywało, że wierzenia religijne i ezoteryczne zawierają prawdę o świecie.
Jakie więc racje przemawiają za traktowaniem teologii jako dziedziny nauki w Narodowym Centrum Nauki? Dlaczego nadaje się stopnie i tytuły naukowe w dziedzinie teologii? Stoi za tym interes Kościoła i jego ludzi. Teologia nie powinna figurować jako dyscyplina naukowa w Narodowym Centrum Nauki, nie ma też uzasadnienia nadawanie stopni i tytułów naukowych w zakresie teologii. Na uprawianie teologii miejsce jest w Kościele, ale nie w nauce.
A co z filozofią? Mówi się czasami, że teologia jest pokrewna filozofii?
Filozofia przeszła w czasach współczesnych wielką metamorfozę, dostosowała się do wymogów metodologii i kultury naukowej, nie bada spraw nadprzyrodzonych. Natomiast kościelna teologia nadal, jak w średniowieczu, docieka, co też bóg objawił ludziom w Pismiem Świetym.
Przypadek państwowej nagrody za doktorat
Kuriozalnym przykładem ekspansji Kościoła i teologii w nauce jest przyznanie ks. Miłoszowi Hołdzie nagrody premiera rządu RP – za wyróżnioną rozprawę doktorską, kwalifikowaną jako wybitne osiągnięcie naukowe. Rozprawa nosi dużo mówiący tytuł, wskazujący na jej teistyczny/teologiczny charakter: „Epistemologiczne argumenty za istnieniem Boga. Próba teistycznego uprawomocnienia poznawczych roszczeń nauki”. W wydaniu książkowym tytuł nieznacznie zmieniono: „Teistyczne podstawy nauki. Epistemologiczne argumenty za istnieniem Boga” (Biblos, Tarnów 2014).
W sprawie tej nagrody interweniowała – u pani premier Ewy Kopacz – prezeska Fundacji Wolność od Religii pani Dorota Wójcik. Wyraziła zaniepokojenie, że oto przyznano nagrodę za rozprawę z teologii. W odpowiedzi przewodniczący zespołu przyznającego nagrody, prof. Piotr Węgleński napisał, że jest to praca z dziedziny filozofii a nie teologii. Przytoczył wyłącznie argument formalny: „Została obroniona na Wydziale Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II, a jej recenzentami byli filozofowie a nie teolodzy”. Jest to argumentacja nietrafna.
Wydział Filozofii KUL to według statutu wydział kościelny, poddany ścisłej kontroli ze strony władz kościelnych polskich i watykańskich, w sposób szczególny zobowiązany do przestrzegania kościelnej doktryny. Pod nazwą filozofii uprawiana jest tam w znacznej mierze teologia (można wręcz mówić o kamuflażu). Są tam – i nie tylko tam – profesorowie, którzy mają formalnie stopnie i tytuły w zakresie filozofii, ale uprawiają teologię i są blisko związani z Kościołem, wręcz uzależnieni od decyzji o zatrudnieniu podejmowanych przez organy kościelne. Gotowi są przyjmować i recenzować rozprawy teologiczne. W ten sposób powstają prace formalnie z filozofii, a w rzeczywistości z teologii. Rozprawa ks. Hołdy została obroniona na wydziale kościelnym, w środowisku filozofujących teologów i osób związanych ściśle z Kościołem, wspierających się na zasadzie „pomocy wzajemnej”.
Czy merytorycznie jest to rozprawa z filozofii, czy z teologii? Ks. Hołda konsekwentnie opiera się na tezach i założeniach teologii chrześcijańskiej. Podejmując problemy epistemologii zawsze powołuje się na jeden – dla niego rozstrzygający – argument: najlepszym rozwiązaniem jest odwołanie się do Boga (takie frazy są w książce w kluczowych miejscach, to nie moje prześmiewcze sformułowanie). Tezy Hołdy pozbawione są merytorycznych uzasadnień, opierają się wyłącznie na teologicznych/teistycznych przekonaniach. Także na oficjalnym portalu „Nauka Polska” ks. Hołda, charakteryzując swoją rozprawę doktorska, pisze: „Dla ugruntowania tego przekonania (tj. przekonania, że nasze poznawcze wysiłki prowadzą do prawdy) i autorytetu naukowców nie wystarczy odwołanie się do wyjaśnień typu naturalistycznego. Najlepszym wyjaśnieniem jest przyjęcie istnienia Boga lub istoty epistemicznie nieodróżnialnej od Boga. Tak pojęte uprawomocnienie poznawczych roszczeń nauki staje się argumentem za istnieniem Boga” (maj 2015). To teologia, a raczej teistyczny zawrót głowy.
Prof. Piotr Węgleński pisze, że Zespół ds. Nagród ocenia przedstawione do nagrody prace wyłącznie na podstawie wartości merytorycznej. Jeżeli tak jest, to dał się – mówiąc potocznie – wpuścić w maliny, podjął nietrafną decyzję.
Nie chciałbym nadmiernie wnikać w zawiłości teologicznego umysłu ks. Hołdy, ale warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną ciekawą kwestię. W ostatnim zdaniu książki Hołda pisze:„Ktokolwiek zaś, głosząc znaczenie nauki, chciałby jednocześnie deprecjonować teizm, musi zastanowić się, czy w ten sposób nie unieważnia zajmowanego przez siebie stanowiska lub – mówiąc kolokwialnie – czy nie podcina gałęzi, na której siedzi” (s. 277). Ta i inne wypowiedzi ks. Hołdy wskazują, że proponuje on oprzeć autorytet nauki i naukowców na teizmie, na bogu.
Propozycję tę można rozumieć jako złożoną naukowcom ofertę korupcyjną. Dzięki akceptacji teizmu, nauka zyskałaby sankcję boską, wymiar sakralny. Oto naukowcy mogliby głosić tak jak księża, że ich wiedza to odkrywanie praw bożych, a w istocie prawdy boże. Taki sens ma często tzw. akomodacjonizm, próba pojednania religii i nauki. Naukowcy mieliby uznać prawdy religijne, zaś religia nadałaby sankcję boską prawdom nauki.
Trzeba powiedzieć, że na pierwszy rzut oka to chytra koncepcja. Księża często zdają się sądzić, jak niektórzy politycy, że ciemny lud wszystko kupi. Ale gdybym był teistą, to bym powiedział, że to szatan podsuwa księdzu takie pomysły – na zgubę nauki. Jest to bowiem propozycja budowania nauki na lotnych piaskach, na fikcji. Gdyby nauka miała opierać się na mitologicznym założeniu istnienia boga, nie mającym żadnego uzasadnienia, to żałosna byłaby jej przyszłość. Księża podpierają się autorytetem boga, ale nauka i naukowcy nie muszą i nie powinni tego czynić.
Autorytet nauki i naukowców nie wymaga sankcji boskich. Uznanie, jakim cieszy się nauka i naukowcy, opiera się na osiągnięciach w poznawaniu świata i praktycznym zastosowaniu odkryć. Autorytet Wilhelma Roentgena wynika z odkrycia promieniowania elektromagnetycznego i wykorzystania tego w praktyce. Nie ma potrzeby podpierania nauki autorytetem boga.
Summa summarum
Klerykalizm w szkolnictwie wyższym i nauce narasta przy milczącej zgodzie środowisk naukowych. Rzeczpospolita Polska okazuje się podatna na kościelny lobbing, władze państwowe gotowe są finansować kościelne szkolnictwo wyższe, całkowicie podporządkowane władzom kościelnym polskim i watykańskim. Teologii przyznaje się status nauki, chociaż jest niczym więcej niż kościelną ideologią oraz zakorzenioną w czasach archaicznych wiedzą tajemną o sprawach nadprzyrodzonych.
Jaki wniosek? Kościelne uczelnie powinny albo uwolnić się od podporządkowania Kościołowi (wymaga to całkowicie nowych statutów, swoistej sekularyzacji), albo władze państwowe powinny zrezygnować z ich finansowania. Nie ma potrzeby utrzymywania przez państwo kościelnych uczelni oraz wydziałów teologii na państwowych uniwersytetach. – Alvert Jann
…………………………………………………………………………………………..
Alvert Jann: Blog „Ćwiczenia z ateizmu” – http://polskiateista.pl/aktualnosci/blogi-2/cwiczenia-z-ateizmu/ . – Nauka nie wyjaśnia wszystkiego, religia nic nie wyjaśnia.
O religii i nauce piszę m.in. w artykułach:
„Teologia nie jest nauką!” – http://racjonalista.tv/teologia-nie-jest-nauka/
„Sprzeczności między nauką a religią: 10 przykładów”: – http://racjonalista.tv/sprzecznosci-miedzy-nauka-a-religia-10-przykladow/
"Bóg przed trybunałem nauki" – http://racjonalista.tv/bog-przed-trybunalem-nauki/
"Dowód na niejstnienie. Kogo?"” – http://racjonalista.tv/dowod-na-nieistnienie-kogo/ i innych.
O rozprawie doktorskiej ks. Hołdy więcej w: http://racjonalista.tv/czy-teizm-ma-sens/
* Statut KUL: https://www.kul.pl/files/822/public/statut_KUL-zalacznik.pdf
Dobry artykuł. Chociaż wydaje mi się że na wielu także tych świeckich uczelniach wladza kanclerza jest większa niż rektora
Sam tytuł „Teistyczne podstawy nauki” już świadczy o tym, że mamy do czynienia z jednym wielkim bełkotem. Nie rozumiem jak osoba z profesorskim tytułem, z dziedziny będącej prawdziwą nauką (genetyka), może firmować swoim nazwiskiem nagradzanie takich bzdetów.
Mamy wybór nie każdy musi skończyć teologie.
Co za bzdurny argument… A nie zauważyła Pani, że wydziały teologii są finansowane przez budżet państwa? Podatnicy jakoś wyboru nie mają.
Finansowane przez państwo powinny być jedynie te uniwersytety\wydziały\kierunki, gdzie uprawia się naukę lub rzeczy obiektywnie przydatne (inżynieria, zarządzanie, itp.) a nie bzdury typu homeopatia, teologia, różdżkarstwo, czy „nauka” o jednorożcach.
A czy teologia jest nauką? To tak naprawdę zależy od definicji nauki. Teologia jest na pewno uporządkowaną refleksją nad pewnymi zagadnieniami i pod tym względem ma charakter nauki, oraz posługuje się naukowym warsztatem, wykorzystuje też zdobycze innych dyscyplin naukowych.
Jest użyteczna w specyficznej dziedzinie życia jaką jest religia, bez której obywa się wielu ludzi, ale co z tego? Wielu ludzi całkowicie obywa się bez teatru albo piłki nożnej, a mimo to status nauki zachowuje teoria teatru wykładana w szkołach teatralnych, albo taktyka gry w piłkę nożną wykładana na akademiach wychowania fizycznego. Na dodatek w obu przypadkach można twierdzić, że mamy do czynienia jedynie z pewnymi rytuałami opartymi na całkowicie wydumanych przez ludzi bytach, a nie z rzeczywistością przyrodniczą.
.
Wydziały teologiczne (nie koniecznie katolickie) istnieją i dobrze się mają na renomowanych uczelniach Niemiec, USA i innych krajów.
To samo można powiedzieć o astrologii, a nikt nie wątpi, że owa nauką nie jest. Nie wiem dlaczego ludzie religijni na siłę próbują skategoryzować teologię jako naukę. Wykręcanie kota ogonem, że niby naukę można różnie definiować, to zwykła sofistyka. Teologia nauką być nie może, bo nie może być nauki o czymś, czego nie ma. No chyba, że komuś uda się udowodnić istnienie „teo’a”.
Argument o teatrze i piłce nożnej chybiony. Teoria gier zespołowych jest nauką podobnie jak religioznawstwo. Próba porównania teologii do „teorii teatru” to jak oczekiwanie potomstwa z krzyżówki zebry i węża boa.
Otóż to. „Nauka”, której „przedmiot” badań nie istnieje.
Bóg jako byt nie, ale jako koncept Boga jest czymś co realnie istnieje w historycznej tradycji pewnej grupy i może podlegać uporządkowanej analizie. Ktoś kiedyś napisał święte księgi danej religii, ustalił jakieś ryty i wokół tego mamy budowaną teologię, jako uporządkowaną i bynajmniej nie dowolną refleksję. Tyle, że niezbyt sceptyczną. Choć też nie do końca, bo przecież przecież Bultmann, Ranke-Heniemann, Obirek, Bartoś i inni to są, jakby nie było, teologowie (heretycy to w zdecydowanej większości byli właśnie teologowie)
.
Dokładnie TAK SAMO ktoś kiedyś napisał sobie reguły gdy w piłkę nożną.
Co to jest aut, spalony, gol albo rzut wolny? Tego obiektywnie nie ma w przyrodzie. Tego niekt nie odkrył za pomocą mikroskopu lub obliczeń matematycznych. To „istnieje” wyłącznie dlatego, bo ktoś to wymyślił.
To są tak samo realne byty, jak Bóg.
Interesują one badaczy tylko dlatego, bo grupka jakichś facetów biegających po trawie traktuje na serio coś, co napisał jakiś gość przed 150 laty.
Świątkowski pisze: „Bóg jako byt nie, ale jako koncept Boga jest czymś co realnie istnieje w historycznej tradycji pewnej grupy i może podlegać uporządkowanej analizie.” No i od nauką od zajmowania się tym jest religioznawstwo.
Nie, religioznastwo jest w duże mierze związane z antropologią, a teologia z filozofią. To jakby dwa podejścia do jednego tematu.
@Swiątkowski, nie mąc i nie matacz. Na Zachodzie wydziały teologicznie zajmują sie … teologią czyli nauką o tym w co ludzie wierzyli i wierzą. Nie podlegają klerowi. Kazdy moze studiowac i stac sie np dr teologii, mozna sie specjalizowac we wierzeniach babilonskich, islamie czy innych aspektach tzw wierzen i religii. Nawet ateista, moze byc dr czy prof teologii, i nie wątpie ze np. Pan Radek i cała redakcja racjonalista.tv. to byliby wybitni teolodzy. Natomiast w Polsce nastąpiło bezczelne zawłaszczenie kasy i nazwy „teologia” poprzez rzymsko-katolickich lizodupkow. Wydziały powinny sie nazywac „Katologia po polsku z elementami lizania pianki”. Rzygac sie chce.
To własnie polski kler maci i używa starodawne pojecia, na zachodzie kler nie decyduje o tym co sie robi na tzw. wydzialach teologii, jesli takie wydziały istnieja. Nie ma czegos takiego jak wydziały religioznawstwa.
Kler polski chce po prostu powrotu do organizacji uniwerystetow na poziomie sredniowiecza, gdy wydział teologii i badanie żydowskiego „boga” było podstawa aby universytet w ogole mogł powstac. Kler cofa nas do XIV wieku. Kler na swieckich uczelniach to jest pasożytnictwo w czystym wydaniu.
Świeckie wydziały teologii katolickiej to bzdura, bo nikt poza duchownym katolickim nie jest kompetentny wykładać ten przedmiot.
„Świeckie wydziały teologii katolickiej to bzdura” – wszystko zalezy do definicji teologii. W Polsce teologia została skonfesjonowana i teologia znaczy „rzymsko-katolickie urojenia”, gdzie warunkiem uprawianie dziedziny jest posiadanie wlasciwych urojen. Na Zachodzie teologia jest szerszym pojeciem.
Oczywiscie tworzenie konfesjonalnego wydzialu teologii katolickiej dla ludzi swieckich to bzdura, bo nie ma tylu porypanych co jednoczesnie ma urojenia i ich nie ma.
Np Cambridge ma wydział boskosci (Faculty of Divinity) i mam niezłą z tego beke. Ale oni dzis podczepili w ten wydział wszystko, i konfesjonalnych i nie-konfesjonalnych, no i nie sa dominowani poprzez jedne jedynie słuszne urojenia. Teologia w rozumieniu „badanie własnych urojen nie zdajac sobie z tego sprawy” jest tam czescia wydziału. Posiadanie urojen ułatwia troche sprawe, bo taki student z oddaniem bedzie studiował starodawne skrypty i sie niezdrowo podniecał.
Polskie wydziały tez powinny zmienic nazwe na „wydziały boskosci” i pewnie za kilka miesiecy zmienią 🙂
Oczywiście, że teologia nie jest nauką. Nie stosuje metody naukowej. Prawdziwa nauka zadaje pytania i szuka na nie odpowiedzi. Teologia zna już odpowiedzi (m. in. z „objawienia”) i usiłuje znaleźć argumenty, które będą potwierdzać te odpowiedzi. To zwykłe oszustwo. Teologia jako nienauka nie ma także żadnych naukowych osiągnięć. Czy zna ktoś jakieś naukowe odkrycie teologiczne z XX i XXI w?
Wydziały teologiczne na uniwersytetach to policzek dla nauki.
Teologia posługuje się logiką, tak jak filozofia poslugują się logiką. Plus wielu teologów (nie księży) jest ateistami. Pieniądze na uczeliniach wyższych marnuje się na wiele rzeczy, nie tylko teologię.
Głosowałam w głosowaniu jawnym przeciwko utworzeniu wydziału teologii na UAM.2
I to się chwali!
Pan Swiątkowski (bezpieczniej nie przechodzić na ty z kimś kto wypisuje takie idiotyzmy), gdy montuje w muszli sedesowej kostkę zapachową, to myśli, że „uprawia chemię”, a gdy marzy o spotkaniu ze świętym Piotrem, to myśli, że „uprawia filozofię”.
Czy Pan przypadkiem nie wchodzil w sklad „komisji” Węgleńskiego?
Ten gość (Świątkowski) jest znanym trollem, można spokojnie zupełnie zignorować dyrdymały, które plecie.
Również „olrob” uprawia na RacjonalistaTV trolling jeszcze gorszego rodzaju niż Świątkowski.
Świątkowski próbuje dyskutować choć zwykle z kiepskim skutkiem. Nie zna historii ani sytuacji politycznej
Poruszający wyobraźnię artrykuł oraz komentarze pod nim. Tylko która z oczadziałych kadzidłem owieczek jest gotowa pomyśleć o tym racjonalnie. Im, z reguły wystarcza głos z ambony
Artykuł OK.
Jednak nie wrzucałbym do jednego worka: teologii, czyli de facto nauki o kompletnie nielogicznych dogmatach z gnozę, naukami buddy, kabałą.
Ezoteryka tych dziedzin, oparta jest mimo wszystko na doświadczeniu, duchowym, więc niepoliczalnym, nie mierzalnym, ale jednak na doświadczeniu.
W tym skądinąd sensownie i bez jadu napisanym artykule zabrakło jednego kluczowego zagadnienia. Jest dużo prób uzasadnienia, dlaczego teologia nie jest nauką (bo nie jest), ale nie wiem czemu autor nie powołał się na to, które dla nauki jest podstawowe: zasadę weryfikowalnosci, a jeszcze bardziej falsyfikowalności hipotez (Popper et consortes). Artykuł przedstawia podobne intuicje, ale wyrażone niezbyt naukowym językiem – wydaje mi się, że zamiast mówić o ezoteryce (słowo to jest mocno nacechowane, więc dla nieżyczliwego będzie przesądzało o nieobiektywizmie artykułu), lepiej byłoby się odwołać do tego, co sama nauka mówi sobie: hipoteza ma wartość (=jest naukowa), jeśli da się wymyślić eksperyment, który może ją obalić. Dla sfery wiary i/lub przekonań, nie da się wymyślić takiego eksperymentu, ergo teologia nie jest nauką, koniec kropka. Historia teologii – proszę bardzo, ale dogmatyka i tym podobne – absolutnie nie.
Można oczywiście uznać, że teologia nie jest nauką, bo jej tez nie da się weryfikować w oparciu o metodologię obowiązującą w nauce. Sądzę jednak, że podstawowe, głębsze znaczenie ma argumentacja inna. Teologia to dociekanie spraw nadprzyrodzonych, a to sytuuje ją w dziedzinie ezoteryki, a nie nauki.
Co do Poppera, kryterium falsyfikacji i eksperymentu nasuwa wiele problemów i niejasności – nie wydawało mi się, by trzeba było o tym pisać w tym artykule.
Odpowiem za autorów – bo wtedy z definicji nauki musiałyby wypaść np. gender studies.
Warunkiem 'sine qua non’ teologii jest uznanie istnienia boga teistycznego. Zachodzi tu przypadek „dowodu teologicznego”: przyjmujemy na wiarę, że tak właśnie jest! I na tym fundamencie buduje się, nie dość, że rodzaj filozofii (z zapleczem akademickim) – ale jeszcze imperium materialne, finansowe, w pewnych okresach – militarne. Spoiwem tego fundamentu jest religijna indoktrynacja, prowadzona od dziecka. Kilkanaście lat prania mózgu – daje rezultaty: profesorowie, doktoranci, humaniści i ścisłowcy łykaja wafelki w demonstracyjnym akcie „przyjmowania Boga”, nie potrafiąc sobie uprzytomnić, że są ofiarą która pokochała własnego kata.
Wprowadzenie religii do szkół i przedszkoli jest większym zwycięstwem dla KK, niż upadek PRL-u dla Solidarności.
Czy teologia katolicka i teologia muzułmańska idą ze sobą w parze? Istnieje tyle teologii ile religii? A przecie nie są identyczne więc siłą rzeczy muszą się między sobą różnić. Jest to kolejna cecha dyskwalifikująca ten bełkot „naukowy” na który tylko pieniądze się marnują.
Napier*olą coraz więcej tej teologii, że nie będzie co wybierać, a potem się nie dziwcie że mamy tak niemyślących ludzi