Lem bał się, że ludzkość nie da sobie rady z techniką. Lecz możliwe, że nie spodziewał się tego, co będzie w roku 2017, mimo swoich dużych futurologicznych umiejętności. Czy odgadłby, że USA w tak wielkim stopniu ograniczą budżet na kosmonautykę? Czy spodziewałby się, że część europejskich i kanadyjskich elit zapatrzy się w "szlachetnego dzikiego" (wedle Rousseau) i będzie dążyć do wymiany nowoczesnych i laickich rdzennych mieszkańców na osoby staromodne, konserwatywne i fanatycznie zapatrzone w wierzenia z VII wieku? Czy Lem byłby zadowolony z tego, że raczej w najbliższych dekadach (a może nigdy?) nie będziemy się musieli obawiać na przykład buntu androida na statku lecącym ku pobliskim gwiazdom?
O autorze wpisu:
Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl
Technologia komputerowa(internet,laptopy,smartfony itp. itd.) , na tle innych dziedzin rozwija się szybko. 30 lat temu to było wręcz s-f. W innych dziedzinach jest znacznie gorzej np. od ponad stu lat silniki spalinowe są wykorzystywane na masową skalę i końca tego nie widać(dopiero w ostatnich latach zaczyna odnosić nieznaczne sukcesy silnik elektryczny). Rakiety wykorzystywane do "eksploracji kosmosu" to tylko modyfikacje słynnych V-2. Do szybkości rozwoju medycyny też można mieć zastrzeżenia.
Trochę będę tutaj polemizował. Smartfon to połączenie komputera (rzeczy znanej) z telefonem (rzeczą znaną). Ta synteza jest ciekawa, ale w mojej opinii, to raczej gadżet niż rozwój. Informatyka tak naprawdę stoi przed wielkim postępem. Teraz trochę grzęźniemy w złożoności obliczeniowej. Nie jesteśmy w sensowy sposób rozwiązywać problemów NP (nie wiemy nawet, czy w ogóle da się to zrobić), a to jest dość istotne, bo moglibyśmy wtedy skutecznie optymalizować np. sztuczne sieci neuronowe, wyznaczać w sposób dokładny (nie przybliżony) sekwencje genowe, modelować syntezę białek in silico, modelować działanie leków. Na razie robimy to w sposób partyzancki uciekając się do heurystyk. Gdyby udało się nam zbudować fizyczny egzemplarz komputera kwantowego, mielibyśmy ogromny skok w informatyce. Teraz trochę kręcimy się w miejscu i z tego kręcenia powstają głównie gadżety.
Czytywałem Lema przed wielu laty – to klasyka science-fiction (sajens-fikszyn?). Bardzo mi się podobała, chociaż nie byłem w stanie przejść przez „Bajki robotów”. W prozie Lema wyraźnie wydać sceptycyzm autora co to kontaktu z obcymi. We „Fiasku” opisuje sytuację, gdy Ziemianie nawet nie zauważyli, że planeta jest zamieszkana przez obcych. „Solaris” pokazuje niemożność kontaktu z myślącym oceanem. W sumie ta myśl Lema do mnie przemawia – nie jesteśmy się w stanie skomunikować ze zwierzętami, choć mamy bardzo podobną budowę ciała i mózgu. Nie wiemy, na ile delfiny są inteligentne, ile rozumieją itd.
.
Lem (mam wrażenie) trochę wątpi w możliwości techniczne, a mianowicie w determinizm maszyn. W cyklu opowiadań o pilocie Pirxie człowiek ratuje sytuację (a nawet swoje życie w starciu z maszyną) dzięki niedeterminizmowi, pewnej nieprzewidywalności.
.
I ostatnia rzecz. Są gry, w których grają nie ludzie, ale programy. Zadaniem człowieka, jest napisanie programu, który będzie grał z innymi. Widziałem wersję, w której trzeba było napisać program obsługujący postać w grze historyczno-strategicznej, tak żeby mogła sobie ona poradzić w wirtualnym świecie w starciu z innymi postaciami-programami.
Sceptycyzm Lema a propos możliwości kontaktu jest moim zdaniem nieco przesadzony. Cywilizacja odkrywająca kosmos rozwija także techniki komunikacji i obserwacji. Ewolucja narzuca wszystkim organizmom podobne problemy. Organizm jaki Lem przedstawił w Solaris jest bardzo mało prawdopodobny z uwagi na ewolucję. Musiałby to być zlep pojedyńczych świadomości, które kiedyś wyewoluowały. Albo ich dzieło.
A ja w miarę upływu lat coraz bardziej rozumiem sceptycyzm Lema co do kontaktu z obcymi. Prawdę mówiąc, wydaje mi się szalenie trudne (na granicy z niemożnością) znalezienie wspólnych pojęć i wspólnego języka z obcymi. Obcy mieliby zupełnie inny sposób postrzegania świata. Nawet nie wiem, czy bylibyśmy w stanie przekazać im informację – przecież mogą mieć zupełnie inne zmysły, np. zmysł grawitacyjny. Może obcy nadają jakiś komunikat dla nas, ale my w ogóle go nie zauważamy (bo np. jest bardzo krótki, trwa kilka jednostek czasu Planka, albo przeciwnie jest niesamowicie długi i jeden bit informacji trwa milion lat), albo nawet nie przyjdzie nam do głowy, że to sygnał obcych – np. może usiłują się skontakować z nami falami grawitacyjnymi, które generują zderzając czarne dziury?
Do komunikacji lepsze byłyby delikatne oscylacje masywnych obiektów, niź ich zderzenia. Tak drobnych fal grawitacyjnych jeszcze nie analizujemy, a one właśnie pozwalają na gęsty zapis. Masz rację, że obcy mogą być zupełnie niepojmowalni. Z drugiej strony mogą też być podobni. Nasza ewolucja odbywała się na bazie najbardziej powszechnych we wszechświecie pierwiastków. Bazowała na powszechnych źródłach energii – światło gwiazdy i energia wnętrza planety. Replikator musi stworzyć otoczkę. Bardzo możliwe jest przy takich pierwiastkach jak nasze zanieczyszczenie atmosfery tlenem przez żyjące organizmy i wymuszenie w ten sposób powstawania organizmów wielokomórkowych (jednokomórkowce beztlenowe tworzą zlep z chroniącymi je tlenowymi – beztlenowe trawią, tlenowe oddychają).
Każdy organizm, który wyruszy w kosmos, musi mieć język komunikacji. Musi mieć matematykę, która nie może być bardzo inna od naszej (moźe być bardziej rozwinięta). Musi obserwować fale elektromagnetyczne, albo grawitacyjne z gigantyczną rozdzielczością, która wymaga znacznie bardziej rozwiniętych zmysłów niź recepcja światła. Istota tak wrażliwa na fale grawitacyjne nie mogłaby ewoluować w grawitacji żadnej planety, tylko w pustce międzygwiezdnej bez duźych zagęszczeń. Ale z czego by w takiej pustce wyewoluowała? Moźna sobie wyobrażać ewolucję istot z energii mieszkających w gwiazdach. Ale istnienie wyczulonego zmysłu rejestrującego drobne zmiany grawitacji jest mało możliwe, bo ewolucja niemal na pewno odbywała się w dominującej grawitacji planety lub gwiazdy zagłuszającej jakiekolwiek drobne wachania fal grawitacyjnych.
W znanym nam świecie istot żywych występuje zjawisko zwane konwergencją, czyli ewolucją zbieżną. U różnych organizmów w sposób zupełnie niezależny zachodzą podobne zmiany ewolucyjne. Wynika to m.in. z podobieństwa warunków środowiska i z przydatności takich a nie innych cech w takim a nie innym środowisku. Jeśli gdzieś w kosmosie wyewoluowało życie, możemy się spodziewać wielu podobieństw. W wodzie będzie coś na kształt witek i płetw do poruszania się, na lądzie będzie wicie się, albo chodzenie z użyciem odnóży/nóg, w gazie będą skrzydła, w świetle/oczy, w dźwięku słuch, albo echolokacja. Obcy matematycy też dojdą do wniosku, że trzeba wysyłać w kosmos coś, co budziłoby zdziwienie, jeżeliby przyszło z kosmosu, jak liczby pierwsze.
W informatyce radzimy sobie niezle.Komputer kwantowy jest kontrowersyjny ale jesli sie uda to rozwiazemy tysiac problemow o ktorych Lem nie mogl marzyc. Robotyka robi postepy .Inteligientne roboty wykonuja badania w przestrzeni ktore sa zbyt niebespieczne dla czlowieka. Samoloty bez pilota lataja .Samosterujace samochody ukaza sie przed 2030. NASA otrzyma nowy pojazd Orion zastepiujacy wahadlowce ktore byly szybowcami wyrzucanymi w przestrzen przy pomocy specjalnych rakiet. Nowy pojazd umozliwi wycieczke na Marsa .
Bez przywrócenia budżetu 4% PKB z 0,4% PKB na badania kosmosu w USA nie polecimy na Marsa w najbliższych dekadach.
Tyle, że dzisiaj wiele rzeczy jest znacznie tańszych, na przykład zwykły smartfon posiada większą moc obliczeniową niż wszystkie komputery w kupę wzięte, które nadzorowały lot na księżyc. Nie trzeba już więc wydawać miliardów na pewne rzeczy, można wydać ułamek kwoty, którą wydawano dawniej. Nic dziwnego, że budżety w stosunku do PKB są mniejsze, bo i samo PKB jest także znacznie większe. Poza tym jak wspominałem o tym w innym miejscu, rozwijać się muszą nie tylko dziedziny bezpośrednio związane z kosmologią, nie mniej są istotne nakłady na farmaceutykę, genetykę, technologie żywnościowe itd. Może najpierw powinno się skupić na opanowaniu technologii, która pozwala użyżnić na przykład tereny pustynne, bo nie bardzo sobie wyobrażam zasiedlanie innej planety, jeśli na rodzimej pewnych rzeczy jeszcze nie opanowaliśmy wystarcająco.
„Nic dziwnego, że budżety w stosunku do PKB są mniejsze, bo i samo PKB jest także znacznie większe.”
Ale płace są wyższe, koszty transportu są wyższe etc. Myślę, że obecnie budżet USA na eksplorację kosmosu jest naprawdę dziesięciokrotnie niższy niż w latach sześćdziesiątych. To loty na Księżyc i inne wyzwania przyczyniły się do wielu innowacji, również w sektorze prywatnym, natomiast w drugą stronę działa to niestety słabiej, inaczej dostawalibyśmy już pocztówki od znajomych z Marsa.
A ja myślę, że wszystko drastycznie stanioło, a skala tego rozwoju jest ogromna, osiąganie tych samych celów jakie próbowano osiągać w latach 60. stało się czasem nawet tysiące razy tańsze. To zupełnie inna epoka. Te 4 PKB z lat 60. ma wartość może 0,1 PKB lat obecnych, może, bo możliwe, że nieco zawyżyłem.
A jednak lot na księżyc nie stał się atrakcją dla przeciętnego człowieka, jak komputer. Gdyby wszystko tak staniało, obok wycieczek na Hawaje czy na Kretę powinny być w podobnej cenie loty na Księżyc, albo przynajmniej na orbitę okołoziemską. Czy mogę polecieć na tydzień na orbitę okołoziemską za 2000 czy nawet 10000 złotych? Z innej beczki. Ile równie masywnych satelit co Viking wystrzeliwuje się obecnie?
"Czy mogę polecieć na tydzień na orbitę okołoziemską za 2000 czy nawet 10000 złotych? "
Moge ci to załatwic, ale co z kosztem twojego leczenia i pogrzebu? Masz ubezpieczenie na chorobe popromienna? Dostaniesz raka skory, kosci, płuc czy czegos innego, i po co ci to? Naszym miejscem jest Ziemia pod ochronnym płaszczykiem atmosfery. Loty w kosmos – dobre dla fantastow, turystycznie to wyrok smierci.
Badanie kosmosu. Na obecną chwile najlepszym rozwiązaniem są bezzałogowe sondy. Nie ryzykuje się życia ludzkiego i można ją wysłać do sąsiedniego układu słonecznego. Ponoć dostępna jest technologia umożliwiająca osiągnięcie 1/4 prędkości światła. I koszty też są mniejsze.
Słuchałem audycji radiowej a astrofizykiem, który mówił, że jeżeli chcieliśmy badać Księżyc, to musieliśmy wysłać człowieka, bo 50 lat temu robotyka była niedostatecznie zaawansowana. Dzisiaj jest inaczej, sondy bezzałogowe mogą zrobić więcej niż człowiek.
Osobiscie wole badanie naszego mikrokosmosu czyli ludzkiego ciała i komorek. My tego nie dozyjemy ale przedłuzenie ludzkiego zycia w zdrowiu i bez raka powinno byc priorytetem, a nie jakies wycieczki na Marsa. Ostatecznie te biblijne łobuzy zyły 900 lat albo i wiecej (ha,ha) a my nedzne 60-80 lat, a potem to juz warzywo.
(900 lat = 900 miesiecy pewnie czyli ok 75 lat, i tak długo).
My tego nie dozyjemy ale przedłuzenie ludzkiego zycia w zdrowiu i bez raka powinno byc priorytetem
—
Dokładnie tak.
ZIemia ma ograniczoną wielkość, więc bez kolonizacji kosmosu możemy dojść do dwóch rzeczy.
1. Ujemny przyrost i globalny upadek gospodarki (nie wypracowaliśmy pozytywnych modeli gospodarczych przy ujemnym przyroście naturalnym). Mówię o skali globalnej – łatanie przyrostu naturalnego migracją albo prowadzi do globalnego kryzysu nr. 1 albo do – patrz nr. 2
2. Ciągły przyrost ludności i państwowo uchwalony limit życia – na przykład do 60 lat. Później przymusowa eutanazja. Aby zostawić miejsce i żywność młodym na globie mającym dajmy na to 500 miliardów populacji. Do tego albo kontrola urodzin, albo dalsze obniżanie limitu życia. Jeśli wszyscy do ustawowej śmierci będą w pełni sił, w wieku produkcyjnym i nie będą pobierać emerytur, wtedy będzie można ciągnąć przy niewielkim przyroście naturalnym.
@Jacek Tabisz
I tak wybrałbym przedłużenie życia i gwarancję braku raka i innych chorób.
Kolonizacja kosmosu może poczekać. 🙂
Zresztą to i tak bez znaczenia.
Ludzi spodziewali się rewolucji dotyczącej podróży/silników, a nastała rewolucja informatyczna.
Gdzieś, chyba tutaj https://spectrum.ieee.org/static/why-mars (cześć linków już nie działa niestety, czytałem w 2009 🙂 ) czytałem, że trzeba by umieć zmieścić cały przylądek Canaveral / infrastrukturę Nasa na statku, żeby mieć jakąś sensowną cywilizację podróżującą po kosmosie. To się bardzo szybko nie stanie (nie za naszego życia) i będzie wymagać rozwoju mnóstwa innych technologii. Bez względu na to jak bardzo Pan nie lubi Obamy i bez względu na jego decyzje oraz bez względu na to jak nie podoba się Panu konkurencyjne rozwiązanie z robotyzacja podboju kosmosu / misjami bezzałogowymi.
P.S. Jak zwykle wszystkie Pana argumenty oparte na strachu. 🙂
Technologie nie rozwiną się bez ich rozwijania. Smartfon nie sprawi, że Ziemia urośnie i zmieści nieograniczoną ilość ludzi. Obwód wynosi ok. 40000 km. 40 godzin lotu zwykłym samolotem pasażerskim. Zastanów się, ilu ludzi było 100 lat temu i ilu będzie za sto lat.
@Jacek Tabisz
Smartfon to nie wybór. Smartfon to coś czego się ludzie nie spodziewali. Myśleli, że wymyślą super kosmiczną technologię, a wymyślili smartfon.
Poza tym smartfon się nie liczy, liczą się superkomputery oparte na kartach graficznych, które są używane do symulacji.
—–
Zastanów się, ilu ludzi było 100 lat temu i ilu będzie za sto lat.
—
Bez znaczenia, będę wtedy martwy. 🙂
Chyba że powstanie technologia, która mi pozwoli żyć za 100 lat i dłużej, to wtedy poświęcę się rozwojowi technologii kosmicznych.
Prawdopodobnie jednak jeszcze wcześniej zginę z głodu, bo nie będę miał pracy, którą zabiorą mi megabogaci ludzie, do których będzie należeć sztuczna inteligencja — algorytmy machine learning. Po to się ją przecież stosuje. Programistom płaci się z zysku/oszczędności, który powstaje dzięki możliwości zwolnienia ludzi. Sam ten fakt nastawia mnie wyjątkowo negatywnie do przyszłości. I mi się do niej nie śpieszy. Najlepiej żeby coraz lepsza SI nigdy nie powstawała. Same kłopoty z tego będą, zero korzyści.
https://www.theguardian.com/sustainable-business/video/2016/feb/17/last-job-on-earth-automation-robots-unemployment-animation-video
100% prawdy.
Tak naprawdę całe to gadanie o migracji/granicach jest używane do przykrycia problemów z brakiem pracy dla ludzi bez wykształcenia (nie koniecznie muzułmanów, ale ludzi z Meksyku już tak).
Fanatycy religii Koranu są często świetnie wykształceni. Na pewno pod wieloma względami lepiej niż ja – nie umiem pilotować samolotu.
Ja mówię, że ludzie nie będą mieli pracy, a Pan o fanatykach religijnych, chociaż zrobiłem wyjątek dla muzułmanów.
Ludzie mieliby pracę, gdyby powzięto cel dający wiele pracy i de facto dający ostry impuls gospodarkom – na przykład kolonizację Marsa. Wyprawa na Księżyc dała zatrudnienie dziesiątkom tysięcy ludzi. Wyobraź sobie, że trzeba zmontować na orbicie duży statek kosmiczny. To masa pracy, nie tylko dla ludzi bardzo wykształconych. Wyobraź sobie, że trzeba budować przez wiek, a może wieki infrastrukturę umożliwiającą wysyłanie na Marsa większych ilości ludzi, budowanie tam baz, ośrodków wydobywczych, zapewnienie stałej komunikacji Ziemia – Mars etc. To ogromny impuls dający ludziom pracę, a cywilizacji cel. „Nie da się”, „nie próbujmy wyjść z jaskiń” – to ludziom odbiera pracę i cele. Nie ma też sensu zbytnio walczyć o wydłużenie ludzkiego życia, jeśli zamkniemy się na jednej jedynej planecie i nie mamy modelu gospodarki, który radzi sobie z ujemnym przyrostem naturalnym. W przypadku zbytniego przeludnienia Ziemi naprawdę zaistnieje ustawowy czas życia, w przypadku ujemnego przyrostu naturalnego jeden pracujący będzie musiał utrzymać dziesiątki starców i chorych. Może będą się starzeć w wieku 200 lat, a nie 70, ale nie zmieni to tego, że w pewnym momencie będzie ludziom w wieku roboczym bardzo ciężko i gospodarka siądzie.
@Jacek Tabisz
Wszystko co Pan opisał wymaga raczej wyższego wykształcenia.
Wszystkie takie masowe projekty będą się z tym wiązać.
Poza tym okres przejściowy do ich rozpoczęcia to i tak kilkadziesiąt lat.
—
Nie ma też sensu zbytnio walczyć o wydłużenie ludzkiego życia
—
Mówi każdy człowiek, dopóki nie ma 90 lat i za chwilę nie będzie się żegnał z życiem. 🙂
Ja chciałbym żyć i tysiące lat (jak i żeby moi bliscy żyli conajmniej tyle), ale trzeba jeszcze mieć gdzie żyć. O to mi chodziło.
Lepszy niesprawiedliwy postęp, niż sprawiedliwy regres i – na przykład – całkowita bezbronność wobec odpowiednio dużej asteroidy, która zmiecie cywilizację zamieszkującą tylko jedną planetę i nie mogącą jej opuścić na stałe. Lepiej być niewolnikiem miliardera niż zawartością trumny. Choć oczywiście lepiej jeszcze być zdrowym, wolnym i w wolnym społeczeństwie. Faktem jest, że ubożenie warstwy średniej i megamiliardowe konta nielicznych to duży problem, blokujący de facto rozwój. Ale jednak chciałbym, aby nasze prapraprawnuki mogli istnieć. Niby abstrakcja, ale wolę aby byli, niż aby ich nie było, bo cyniczni pragmatycy uważają, że należy siedzieć w jaskiniach, że się nie da, że głupotą jest próbować etc… Najpewniej nie dożyjemy ani zagłady ludzkości, ani kolonizacji innej planety. Nie dowiemy się nigdy jak będzie. Ale możemy próbować bronić jaśniejszej przyszłości. Na pewno przyszłość, gdzie niesprawiedliwe społeczeństwa zdobywają kosmos jest lepsza od przyszłości, gdzie pozbawieni marzeń zaludniają jedną jedyną planetę na maksa, wprowadzają ustawową długość życia i czekają nieuniknionej kolizji z dużą asteroidą lub planetoidą, która zakończy ludzką historię.
@Jacek Tabisz
Na pewno przyszłość, gdzie niesprawiedliwe społeczeństwa zdobywają kosmos
—
Chyba dyktatury, które powstaną w wyniku nieprawidłowości i nierówności w społeczeństwach.
W dyktaturach przeważnie ludzie nie mają marzeń innych niż ucieczka przed dyktaturą.
—
Przepraszam, chyba jednak nie mógłbym myśleć tak, jak Pan. Wszystko jest albo albo. W ogóle nie bierze Pan pod uwagę złożoności świata. Tego, że jak w jednym miejscu coś nie pójdzie, to w wielu innych też się nie uda. Jak ludzie nie będą mieli pracy / będą mieli pogarszającą się sytuację życiową, to na bank nie będą myśleć o podboju kosmosu. Postępująca samoizolacja USA to nie jest tylko wina Trumpa. Znany jest problem z samobójstwami mężczyzn w średnim wieku, którzy nie mają wykształcenia, nie mogą znaleźć dobrej pracy. Infrastruktura się sypie, We Flint (czy jakoś tak) woda w kranach była zatruta. Ludzie mieli po 2 prace, a i tak byli bezdomni. W takich warunkach społeczeństwo będzie źle patrzeć na duże wydatki na kosmos. Czy też Nato. Ludzie będą podejmować ryzyko i będą chcieli, by ważniejsze dla nich sprawy zostały rozwiązane, nawet jeśli może to oznaczać śmierć w kontakcie z asteroidą, bo i tak często nie mają nic do stracenia.
Ma Pan wiele racji Vernon, ale ja naprawdę uważam, że dalekosiężne cele dają prace, zaś ich brak nie daje pracy ani perspektyw. Podbój kosmosu w USA bardzo poprawił też tamtejszą edukację. To była rewolucja edukacyjna. Zatem trzeba tłumaczyć ludziom, że jeśli chcą się wyrwać z biedy i z braku edukacji, muszą dokonać skoku do przodu – takiego jak projekt kolonizacji Marsa. Myślenie „najpierw rozwiążmy problemy, później szukajmy nowych dróg” – to niezbyt efektywne. Pieniądz jest wartością umowną, inaczej nie możliwa byłaby sytuacja, w której wszystkie światowe mocartswa są zadłużone po uszy. Pieniądz to ruch – wprowadzasz Mars na rynek, masz setki tysięcy nowych miejsc pracy, większe obroty w wielu branżach, większe PKB etc.
@Jacek Tabisz
Pieniądz jest wartością umowną, inaczej nie możliwa byłaby sytuacja, w której wszystkie światowe mocartswa są zadłużone po uszy.
—
Niech Pan to powie matce, która nie ma za co kupić dzieciom butów na zimę.
Pieniądze nie są nic warte i są umowne tylko dla bogatych, albo ustawionych — dla Kaczyńskich, Putinów, Trumpów i przywódcy Chin. I dla Pawłowicz, która powiedziała emerytce, że powinna się więcej uczyć i starać, to wtedy by miała większą emeryturę, a sama lata za pieniądze Polaków biznes-klasą do Japonii, bo mówi, że się nie da sterroryzować tabloidom.
Ja tam całe życie jednak bardziej w wagonie III klasy: https://youtu.be/QHkQo-y_BA4
Chyba się trochę nie rozumiemy. Czy ja krytykuję biednych ludzi? Wręcz przeciwnie – twierdzę, że ważny projekt (typu kolonizacja Marsa) może im dostarczyć pracy i funduszy. Natomiast równiez dla biednej matki pieniądz jest wartością umowną, gdyż nie ma żadnego wpływu na inflację, na zadłużenie, na ewentualny upadek banku, gdzie ma oszczędności, czy nawet całego państwa. Jeśli dziecko biednej matki zachoruje, to być może uda sie je wyleczyć dzięki technologiom, które rozwinęły się z uwagi na rozwój medycyny spowodowany rozwiązywaniem problemów zdrowia człowieka w sytuacjach ekstremalnych, takich jak podróż w kosmosie. Być może syn tej matki zainspiruje się zdobywaniem kosmosu, zamiast zostać pomocnikiem komornika czy właścicielem małego kantoru.
Te dwa cele,lepsze zycie na ziemi i eksploracja kosmosu nie wykluczaja sie. Zycie poza ziemia bedzie tylko mozliwe w wyjatkowych miejscach. W ukladzie sloneczn ym nie ma ani jednego miejsca z warunkami jakie ma ziemia . Poa ukladem slonecznym kolonizacja bedzie trudna ze wzgledu na technologie i odleglosc. Lem mogl fan tazjowac ale kolonizacja kosmosu to daleki i ambitny projekt.
Teraz trzeba przerzyc fakt posiadania broni nuklearnej przez
szalencow.