Bardzo lubię momenty, kiedy muzykologiczna łapata przedziera się przez gęsty czarnoziem zapomnienia i uderza w ukryty w czerni czasu skarb. Od takiego momentu rozpoczęła się 15 edycja wrocławskiego festiwalu muzyki dawnej Forum Musicum, którego dyrektorem jest Tomasz Dobrzański, prawdziwy Indiana Jones wśród muzycznych łowców przeszłości. Również dyrektor generalny festiwalu i szef zarazem Narodowego Forum Muzyki Andrzej Kosendiak jest prawdziwym liderem odzyskiwania skarbów polskiej (i nie tylko!) muzyki dawnej.
O Andrzeju Siewińskim, którego wszystkie znane nam obecnie dzieła zaprezentowano na wrocławskim koncercie wiemy tylko trochę więcej niż nic. Urodził się on w drugiej połowie XVII wieku, zmarł zaś przed rokiem 1726. Dzięki temu, że wykonywano jego dzieła w klasztorach sandomierskich znamy kilka jego dzieł. Nie oznacza to oczywiście, że Siewiński mieszkał w Sandomierzu, można tylko snuć przypuszczenia. Barok był bardzo muzyczną epoką, dzieła kompozytorów odbywały dalekie podróże, na przykład twórczość Buxtehudego znamy wcale nie z Lubeki, gdzie ów twórca działał, lecz ze zbiorów szwedzkich. Nie był raczej na pewno Siewiński zakonnikiem, o czym świadczy określenie „magnificus” postawione przed jego nazwiskiem na rękopisie jego Missa pro defunctis. Ten tytuł przysługiwał osobom wysoko urodzonym i urzędnikom państwowym. Nie dziwi to, gdyż spuścizna muzyczna Siewińskiego świadczy o bardzo rozległych horyzontach estetycznych i znakomitej edukacji. W tym samym rękopisie jego twórca, który nie był Siewińskim, nakreślił RIP przy nazwisku kompozytora, co świadczy o tym, że kiedy ten muzyczny dokument sporządzano, twórca zapisanego dzieła już nie żył. A rękopis Requiem sporządzono w roku 1726, co oznacza, że kompozytor zmarł wcześniej. W baroku panowała bardzo wzmożona produkcja muzyki, przy czym najczęściej ilość nie odbijała się na jakości. Duża ilość nowych dzieł każdego roku wpływała na to, że znakomite dzieła i doskonali twórcy najczęściej szybko musieli przebiec barokowy Styks i ulec zapomnieniu. Jednakże zdarzały się wyjątki i niektóre dzieła pamiętano znacznie dłużej, podobnie jak twórców. Pozostaje analiza stylistyczna i tu estetyka dzieł Siewińskiego zgadza się z rekonstruowaną chronologią jego egzystencji. Siewiński musiał przeżyć choć część XVIII wieku, aby tak pisać. Ciężko natomiast osadzić któreś z jego dzieł w wieku XVII – wszystkie wydają się na to nieco zbyt nowoczesne, lecz możliwe, że Siewiński był w awangardzie swej epoki, czemu nie?
Koncert w Sali Czerwonej NFM składał się z dwóch bloków, bez rozdzielającej je przerwy. W pierwszym wykonawcom pomagała Schola Gregoriana Sancti Casimiri wzbogacająca utwory maryjne o fragmenty gregoriańskiej liturgii. W drugim bloku obok fagotu, wiolonczeli, kontrabasu, skrzypiec i pozytywu pojawiły się też dwa oboje i wykonane zostało tak znaczące również dla biografii kompozytora Requiem. Requiem odróżniało się nastrojem i stylistyką od utworów maryjnych i innych drobnych form. Zawierało w sobie dużą dozę dramatyzmu i muzycznej malowniczości, która paradoksalnie skojarzyła mi się z barokiem francuskim. Duże bloki dźwiękowe, nasunięte na nie rozedrgane, falujące faktury. Nie spotykana w innych barokach (włoskim i niemieckim) malowniczość dźwiękowa. Byłem bardzo zaintrygowany tymi quasi-francuskimi elementami, obok których dominował oczywiście język polskiego baroku, najbliższy genetycznie Italii. Czyżby Siewiński miał coś wspólnego z podróżami do Francji i tam się zainspirował po trochu tamtejszym językiem muzycznym? A może twórcy francuscy byli obecni w Polsce silniej niż sądzimy? W końcu królowa Marysieńka Sobieska stamtąd była. Pierwsza, maryjna część koncertu zdominowana była przez elegijny i jasny koloryt, doskonałą technicznie grę przenikających się form. Muzyka maryjna Siewińskiego z jednej strony zdała mi się być „głównonurtowym barokiem”, z drugiej strony jednak zawierała w sobie trudną do uchwycenia oryginalność. Z pewnością ze wszystkich dzieł Siewińskiego przemawia ogromna muzyczna biegłość. Nie ma tu żadnych potknięć, konstrukcja muzyczna unosi się pewnie nad ostinatowymi formami głosów basowych. Czasem pojawiają się dysonanse, manieryczne ornamentacje przepływają nagle obok głównych form muzyki. Mniej wyraziste zdobienia i detale też są osadzone w całości dzieł bardzo dobrze. Muszę przyznać, że zadziwiła mnie tak wysoka jakość twórczości Siewińskiego. Z książeczki programowej możemy się dowiedzieć, że muzyka ta była nieco uproszczona pod kątem wykonawstwa klasztornego, ale szczerze mówiąc ciężko było się dopatrzeć w prezentowanych dziełach jakichś uproszczeń. Partie głosów solowych też tworzyły rozmaite struktury – ensamble, duety, elementy jednogłosowości. Wszystko to przenikało się z sobą z doskonałą płynnością.
Oczywiście mój zachwyt nad Andrzejem Siewińskim nie byłby możliwy bez świetnych wykonawców. Dyrygowała bardzo dobrze Anna Moniuszko. Widać było, że jest niemal bez reszty skupiona na muzyce. Posługiwała się gestami bardzo eleganckimi i przemyślanymi. Płynność i solidność interpretacji z pewnością była wypadkową jej talentu jak i wysokiego poziomu prezentowanych dzieł. Obok szkoły gregoriańskiej koncert budowało ośmioro śpiewaków, z czego wydzielono czwórkę solistów – Martę Wróblewską, Marcina Liwenia, Macieja Gocmana i Piotra Zawistowskiego. Szczególnie mocno zapadł mi w pamięci piękny sopran Marty Wróblewskiej, również dzięki temu, że sam kompozytor dał sopranowi lekką przewagę w swoich dziełach. Ale pozostali śpiewacy też znakomicie oddali muzyczny świat znalezionego w Sandomierzu mistrza. Zespół instrumentalistów, noszący nazwę Zespół Muzyki Dawnej Diletto, grał bardzo dobrze. Wielkie wrażenie wywarły na mnie piękne solówki pierwszego oboju i świetna podstawa basowa, budowana przez fagot, pozytyw, wiolonczelę i kontrabas. Intrygujące i nieco archaizujące były towarzyszące nam niemal cały czas skrzypce, w liczbie dwóch, grające najczęściej obligato, lecz od czasu do czasu wybijające się na muzyczną niepodległość.
15 Forum Musicum rozpoczęło się od bardzo udanego koncertu. W piątek, 17 sierpnia 2018 roku oczekująca już na Wratislavię Cantans Sala Czerwona NFM ożyła w barwny sposób milo upalnego lata i leniwych przez to wakacji. Czekają nas kolejne dni muzycznych wrażeń!