Marszałek Brudziński boleje nad chamstwem (dziczą), które nie chciało wpuścić prezesa Kaczyńskiego i jego partyjnego orszaku na Wawel. Owszem, demonstracja była zbyt ekspresyjna, ale prawdziwi demiurdzy takich zachowań właśnie jechali na Wawel.
Ale po kolei. Postsolidarnościowe władze od początku swoich rządów eskalowały skrajnie chamskie zachowania. Na początku lat dziewięćdziesiątych bracia Kaczyńscy publicznie spalili kukłę prezydenta Wałęsy. Z kolei prezydent Wałęsa chciał na pożegnanie podąć nogę Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, ale ten nie przyjął propozycji. Potem było coraz gorzej i gorzej. Eskalacja hejtu rozwinęła się po upowszechnieniu Internetu.
Do kanonu klasyki przeszła konwersacja wyborcy z Lechem Kaczyńskim zakończona zwrotem tego ostatniego: „spieprzaj dziadu”.
Kiedy Sejm uchwalał wydłużenie wieku emerytalnego, członkowie Solidarności dążyli do bezpośrednich zbliżeń fizycznych z co bardziej znienawidzonymi posłami PO (vide Niesiołowski, inteligentnie posługujący się politycznych hejtem, który napsuł co niemiara krwi politykom z PiS). Posłowie PiS nic złego w tym skandalicznym zachowaniu swoich współbraci z Solidarności nie widzieli. Ale też Leszek Miller i Janusz Palikot wzajemnie nie szczędzili sobie grubych docinek, co dla obu skończyło się fatalnie.
Prawicowy hejt króluje na stadionach, gdzie w imię patriotycznych wartości wyzywa się imaginowanych wrogów ojczyzny od zdrajców. Pali się race, pije alkohol, zażywa narkotyki, bluźni, bije kiboli innych drużyn i demoluje publiczne mienie. Na pielgrzymce kibolskiej w Częstochowie ci chuligani, z domieszką bandytki, uznawani są za prawdziwych patriotów i strażników wiecznego ognia chwały żołnierzy wyklętych. PiS uważa ich za swoich wielkich sprzymierzeńców.
.
Innym aktem eskalacji prawicowego hejtu było słynne zawołanie prezesa Kaczyńskiego i marszałka Brudzińskiego: cała Polska z was się śmieje, komuniści i złodzieje. Było ono skierowane do wielomilionowej, niepisowskiej części społeczeństwa.
Głośny odzew przeciwnej strony miał miejsce późnym grudniowym wieczorem pod sejmem, gdzie demonstranci uprzykrzali spokojny, przedświąteczny wyjazd posłów PiS. Oberwali najbardziej aktywni w sianiu nienawiści posłowie, m.in. parafianka Pawłowicz, która (na Twitterze) chciała zatykać odcięte głowy przeciwników na sztachetach od płotu. Sytuacja była podobne do tej, kiedy to członkowie „S” poszturchiwali najbardziej nielubianych posłów PO. Teraz było tak samo, tyle że role odwróciły się.
I tak oto dochodzimy do „zdziczenia” pod Wawelem, na które tak pomstuje marszałek Brudziński. Prezes Kaczyński ma prawo odwiedzać grób brata i trzeba to uszanować, ale on z tego robi polityczną demonstrację, ciągnie za sobą partyjny orszak. Podobnie jest z miesięcznicami pod Pałacem Prezydenckim.
Skoro zatem dzisiaj marszałek Brudziński pomstuje na ekspresyjnie demonstrujących i pyta kto za tym stoi, to niech stanie przed lustrem z kolegami – ujrzy autorów prawicowej polityki nienawiści. Sam tego chciałeś marszałku, miecz nienawiści jest obosieczny, więc obrywa się i Tobie. Ukręciłeś bat na wrogów, a teraz sam nim obrywasz.
Czesław Cyrul
Demokracja jest trudnym systemem ktorego trzeba sie nauczyc. Za PRLu nie bylo demokracji i bylo malo nchamstwa.Pewna doza ostrej krytyki jest dozwolona w demokratycznym systemie ale ma ona granice.