Z dużym zainteresowaniem sięgnąłem po smoliście czarną płytę firmy Toccata Classics z muzyką Albana Berga graną przez Orkiestrę Leopoldinum pod batutą Ernsta Kovacica. Płyta jeszcze przed przesłuchaniem przykuwa uwagę swoim wizualnym ascetyzmem. Orkiestra Leopoldinum nagrywa dla tak znanych wytwórni zagranicznych (obok tych polskich), jak CPO czy Capriccio. Gdy jednak spojrzymy na katalog Toccata Classics będziemy zdumieni jego bogactwem i ciekawym profilowaniem, kładącym silny akcent na muzykę kameralną, w tym dzieła mniej znane. Również książeczka płyty, choć posiadająca tylko wersję angielską, zaskakuje nas mile kompetentnym i ciekawie napisanym esejem londyńskiego kompozytora Lloyda Moora, który, poza pisaniem własnych dzieł wykonywanych przez najlepsze brytyjskie zespoły, szczególnie interesuje się muzyką początków XX wieku.
Alban Berg był bez wątpienia jedną z najważniejszych postaci w sztuce początków minionego wieku. Wiek minął, lecz jego muzyka wciąż wydaje się żywa i ważna w swoim przekazie, co raczej nie zmieni się przez kolejne dekady i kolejne pokolenia melomanów. Bergowi udało się połączyć rolę muzycznego rewolucjonisty, który wraz ze swym mistrzem Schönbergiem i kolegą z dodekafonicznych studiów Webernem roztrzaskał ostatecznie system tonalny o skały nowoczesności z rolą partyzanta romantyzmu, który mimo wszelkich nowinek zachował wrażliwość późnoromantyczną, mocno wpatrzoną w estetykę Mahlera i Zemlinskiego. Pozwoliło to też Bergowi stać się najbardziej wyrazistym muzycznym symbolistą i ekspresjonistą, gdyż oddziaływaniu jego sugestywnych „znaków muzycznych” nie szkodziło ani późnoromantyczne przegadanie ani zbytnia abstrakcyjność płynąca z czystej muzycznej rewolucji.
Na marginesie wtrącę, że w sporze Berg – Webern często staję jednak po stronie estetyki tego drugiego twórcy, rozumiejąc dlaczego czystość Webernowskiej abstrakcji tak bardzo zainspirowała całe pokolenie żyjących po II Wojnie Światowej kompozytorów. To tak jakbym w malarstwie optował jednak po stronie geometrycznego abstrakcjonizmu Mondriana nie zaś organicznego Kandinsky’ego. Zerwanie z tonalnością, pozwalającą tworzyć melodie łatwo budzące odczucia w umyśle słuchacza jest muzycznym odpowiednikiem zerwania z figuratywnością w malarstwie. Mondrian zerwał z tą figuratywnością całkowicie, skupiając się na ścisłej i minimalistycznej geometrii, Kandinsky płynął w swej sztuce przez własne ewolucyjne zmiany i w jego abstrakcyjnych dziełach przeważnie żyją echa malarstwa przedstawiającego, czasem zupełnie przypadkowe, a może raczej podświadome. Podobnie jest u Berga – quasi – tonalna melodyjność często wyłania się z abstrakcyjnej tkanki jego dzieł, co nie zdarza się dojrzałemu Antonowi von Webernowi. Jednak co jakiś czas trafiam na tak dobre wykonania muzyki Albana Berga, że zaczynam wątpić w moje zamiłowanie do puryzmu muzycznej abstrakcji. Tak też jest w przypadku płyty Orkiestry Leopoldinum. Tym razem dźwięk zespołu jest mięsisty, soczysty, choć nie pozbawiony czerni. Frazy są starannie rzeźbione. Można niemal poczuć ich fakturę, ich alabastrowe wypukłości gdy tylko zamknie się oczy. Różnorodne jest też artykułowanie dźwięków powodujące wrażenia barwy w stosunkowo monochromatycznym brzmieniu homogenicznego zespołu smyczkowego.
Płyta została nagrana w roku 2014, w Sali Radia we Wrocławiu, gdyż gmach NFM jeszcze wtedy kończył swój proces wyłaniania się z żyznej gleby miasta. Album brzmi jednak pięknie, choć nagrania z NFM to czasem już wręcz metafizyka rejestracji dźwięku, ciężko wręcz uwierzyć, że można tak wiele z niego przenieść na nośnik cyfrowy (swoją drogą NFM powinien pomyśleć o nagrywaniu także płyt analogowych, modni audiofile będą się o nie zabijać). Album „Berg w aranżacjach” zawiera, zgodnie z tytułem, aranżacje dzieł Berga, wiele z nich zostało po raz pierwszy uwiecznione na fonogramie.
Płytę otwiera Sonata fortepianowa op.1 (1908) w aranżacji na orkiestrę smyczkową dokonanej przez Winjanda van Klaveren (2011). To pierwsze dzieło Berga po odbyciu edukacji u Schönberga, stąd opus 1, choć Berg miał już na swoim koncie wtedy całkiem sporo wspaniale napisanej muzyki. Dzieło porywa nas do swojej modernistycznej przystani, wsadza na parowiec wykonany zgodnie z najnowocześniejszymi wzorami i okazuje się, że bynajmniej nie jesteśmy na Titanicu. Nie żyjący już fizycznie lecz partyturowo kapitan krzyczy „Cała naprzód!” i żeglujemy na nieznane lądy i morza, zaś nasza wyobraźnia tańczy nie mogąc złapać się niczego i w związku z tym stając się twórczą. Orkiestra Leopoldinum wydaje się wręcz stworzona dla tej stylistyki, choć przecież wiem, że grywa też muzykę klasycystyczną a nawet barokową.
Następną pozycją na płycie jest zbiór utworów powstałych w trakcie studiów Berga u Schönberga, czyli w latach 1904 – 1907. Ojciec dodekafonizmu miał wpływ na ostateczny kształt tych dzieł, poprawiał je nieco i zmieniał. To słychać i jest to bardzo ciekawe. Mamy tu bowiem Berga szczególnie abstrakcyjnego i skłonnego do pastiszu. Nie dziwią więc w tym zbiorze dwa Menuety (d-mol i c-mol) oraz Sarabanda F-Dur. Po wczesnych dziełach, które oddziałują na wyobraźnię całym swoim dźwiękowym laboratorium, na płycie pojawiają się dwa dzieła z okresu dojrzałego – krótki i bardzo piękny Kanon i sławna Suita Liryczna (1925 -26) w aranżacji na orkiestrę smyczkową dokonanej przez Berga i Theo Verbeya (2005). Orkiestra Leopoldinum znajduje się świetnie w tym tajemniczym, pełnym niedopowiedzianych emocji ogrodzie. Mało chyba jest płyt równie twórczych dla naszej wyobraźni wydanych ostatnio. Każdy muzyczny marzyciel powinien mieć ten album na swojej półce.