W niedzielę (14.01.18) mieliśmy w NFM prawdziwie barokowy wieczór. Barok był epoką najbardziej chyba przychylną dla fletu podłużnego, a może po prostu ostatnim okresem świetności tego instrumentu. Flet podłużny z jednej strony jest znacznie prostszy w pierwszej znajomości z chcącą grać osobą niż nawet flet poprzeczny, o skrzypcach czy rogu nie wspominając. Z drugiej strony barok zmusza flecistów do prawdziwej ekwilibrystyki, czyniąc przeważnie ich partię jednym wartkim strumieniem zapierającej dech w piersiach, ekscentrycznej wręcz wirtuozerii. Jest też trzecia strona medalu – od dawna mam wrażenie, że flet podłużny brzmi szczególnie „barokowo”, swoim pastoralnym brzmieniem szczególnie dobrze pasuje do barokowego malarstwa i architektury.
Aby barokowo – fletowy koncert mógł się udać, potrzeba oczywiście dobrej orkiestry i znakomitego solisty. Tak też było. Zespołem zapełniającym niedzielny wieczór muzyką była Wrocławska Orkiestra Barokowa, bez instrumentów dętych blaszanych i kotłów, za to z dwoma fagotami i czterema obojami obok pokaźnej grupy smyczków i świetnego jak zwykle klawesynu. Na flecie grał Maurice Steger, szwajcarski flecista i dyrygent, który występuje z najlepszymi zespołami grającymi na instrumentach dawnych, takimi jak Akademie für Alte Musik Berlin, Venice Baroque Orchestra, The English Concert, La Cetra, Lautten Compagney, I Barocchisti. Artysta urodził się w malowniczej miejscowości alpejskiej Winterthur w roku 1971. Na świecie rozsławiły go nagrania, choćby koncerty Vivaldiego i kwartety fletowe Telemanna dla Deutsche Grammophon czy liczne nagrania dla Harmonii Mundi, w trakcie współpracy z którą powołał swój własny zespół aby przedstawić muzykę Giuseppe Sammartiniego. Jedna z jego najnowszych płyt to Souvenirs d'Italie zrealizowana w 2016 roku dla Harmonii Mundi z muzyką Sammartiniego, Hassego, Caldary, Vinciego i innych kompozytorów.
We Wrocławiu artysta zaczął od roli dyrygenta i stojąc na czele WOB wykonał Overture-Suite g-moll TWV 55:g4 Georga Philippa Telemanna (1681–1767). Uwertura to pomysł muzycznie bardzo francuski i dobry. Żałuję, że dziś kompozytorzy tak często rezygnują z uwertur, nie ma też części wyraźnie zamykających koncert. Tymczasem jest coś bardzo twórczego i archetypicznego w wyobrażeniu sobie muzyki, która coś otwiera i coś zamyka. Otwierająca część uwertury – suity Telemanna zaskoczyła mnie swoim wyjątkowo francuskim charakterem, dużo wierniejszym galijskim pierwowzorom niż na przykład uwertury Bacha. Cały utwór był bardzo barwny, poszczególne ogniwa suity błyskotliwe, choć nieco zbyt krótkie, lecz Telemann będąc niezwykle płodnym twórcą nie wahał się pokazywać szybko i syntetycznie swoich muzycznych pomysłów. Wrocławska Orkiestra Barokowa grała wyśmienicie, dęte drewniane musiały się jak zwykle rozgrzać, aby – w drugiej części koncertu – zachwycić nas bez reszty.
Kolejnym dziełem był utwór, który najczęściej słyszymy w postaci koncertu klawesynowego. Jednak część muzykologów uważa, że pierwotnie był to koncert obojowy, czemu więc nie zagrać go na flecie podłużnym? Muzycy wykonali zatem Koncert fletowy D-dur BWV 1053a Jana Sebastiana Bacha, zaś Maurice Steger porzucił batutę na rzecz trzymanego w rękach fletu. Od razu poczułem się urzeczony pięknym brzmieniem instrumentu Stegera, pięknym cieniowaniem tonów i sentymentalną aurą w ten sposób uzyskaną. Jeśli chodzi o strukturę dzieła, to sądzę, że muzykolodzy się mylą, i Bach myślał pierwotnie o klawesynie komponując ten utwór, gdyż były momenty w których słychać było, iż instrument dęty nie mieści się w pełni w koncepcji dzieła. We Wrocławiu jesteśmy przyzwyczajeni do innego wielkiego flecisty – barokowca, Giovanniego Antoninego, mogłem zatem śledzić różnice w podejściu do fletowej wirtuozerii ze Stegerem. Steger w Bachu wydał mi się mniej sugestywny i barwny, za to bardziej melancholijny i światłocieniowy. O ile Antonini wije się wokół fletu jak wąż, o tyle Steger też dynamicznie porusza całym ciałem grając na flecie prostym, ale przybiera bardziej narciarską pozycję. Ugina pod sobą nogi i gra ze zgiętymi kolanami, jakby właśnie skakał z bieżni. Te dziwne pozy flecistów są oczywiście dowodem na to, jak trudnymi są pozornie proste instrumenty. We fletowej wersji koncertu Bacha nie zabrakło oczywiście momentów skrajnej wirtuozerii (które nie są trudne dla klawesynisty z uwagi na inną budowę instrumentu).
Pierwszą część koncertu zwieńczył sławny koncert Antonio Vivaldiego „La Notte” (Koncert fletowy g-moll „La notte” RV 439). W tym dziele, napisanym oryginalnie na flet poprzeczny, wenecki artysta ukazał niezwykły obraz nocy, gdzie oniryczna pustka przeplatana jest niespokojnymi snami pełnymi duchów i innych fantastycznych widziadeł. Przypomina to jako żywo dekadencką sztukę plastyczną upadającej Najjaśniejszej, gdzie pojawiają się postaci w maskach delektujące się widokiem nosorożca czy dziwnymi szemranymi potańcówkami. Muzyka Vivaldiego, choć przeważnie jest pełna słońca, życia i euforii, miewa też swoje drugie oblicze – dekadenckie, mroczne i ekstrawaganckie. Jest też trzeci aspekt tej muzyki – melancholia zmieszana z hedonizmem, ale on obecny jest niemal w każdym dziele weneckiego mistrza, tyle że w różnym nasileniu. La Notte to jeden z najlepszych przykładów na Vivaldiego dekadenckiego i ekstrawaganckiego. Wrocławska Orkiestra Barokowa podkreśliła te niezwykłe cechy grając w ekstremalnych tempach – części szybkie prawie jak w puszczonych z poczwórną prędkością nagraniu bardzo szybkiej interpretacji, zaś wolne wolniej niż zazwyczaj. Wymagało to od wrocławskich barokowców wielkiego kunsztu i rzeczywiście, wszystko było na miejscu, wielkie brawa należą się zwłaszcza kontrabasiście i wiolonczelistom, oraz pięknie grającej na rejestrze lutniowym klawesynistce. Steger, który najpewniej narzucił zespołowi te niezwykłe tempa, grał z wielką wirtuozerią, naprawdę wspaniale. Było jednak parę momentów, w których trochę przeszarżował i flet tracił pełnię brzmienia. Jednocześnie Maurice Steger zdecydował się na dodanie do swojej gry paru elementów improwizowanych, co podkreślało dramatyczny aspekt koncertu La Notte. Było to znakomite, inspirujące wykonanie, choć potrzebuje ono jeszcze trochę pracy nad pełnym brzmieniem fletu w ekstremalnych tempach (jeśli się nie da, trzeba jednak trochę zwolnić).
Maurice Steger / fot. Molina Visuals
Po przerwie orkiestra wykonała Chaconnę A-dur Giuseppe Antonio Brescianello (1690–1758). Piękne dzieło, rozbudowane i pełne urzekających barw zostało zagrane w wyjątkowo szybkim i skocznym tempie, co miało swój urok, choć konstrukcja utworu nieco trzeszczała od zagonienia. Dzięki kunsztowi muzyków z WOB brzmiało to jednak bardzo dobrze.
Następnym ogniwem koncertu był Koncert fletowy F-dur Giuseppe Sammartiniego (1695–1750), którym Steger bardzo się interesuje na swoich ostatnich koncertach i nagraniach. Samo dzieło okazało się być najbardziej mainstreamowym barokowym koncertem na flet, co pozwoliło wsłuchać się w piękne brzmienie fletu i wszelkie barokowe triki konstrukcyjne, pozwalające na to, by muzyka płynęła w piękny i intrygujący sposób.
Na koniec koncertu muzycy wykonali Concerto a due cori B-dur nr 1 HWV 332 Georga Friedricha Händla, wypełniacz dla Händlowskich oratoriów, muzykę graną w przerwach, ale wyjątkowo piękną. Händel złożył ją z cytatów z istniejących oratoriów, oczywiście w wersji instrumentalnej. Najłatwiej było rozpoznać cały chór z Mesjasza. Orkiestra grała wspaniale, dwa chóry obecne w tej kompozycji tworzone były przez dwie grupy złożone z dwóch obojów i fagotu. Resztę wypełniały smyczki i klawesyn. Wszyscy muzycy grali przepysznie, zaś Steger poprowadził ten utwór z werwą, rozmachem, pewnym patosem i bardzo dynamicznie. Gdyby nie to, że jak to często u Händla i Bacha bywa, utwór był złączony z dawniejszych kompozycji i pomysłów, spokojnie można by go uznać za niezwykłe arcydzieło. A tak był przypomnieniem innych oratoryjnych „hitów”, które brzmiało w uszach relaksującej się w przerwie nowego oratorium brytyjskiej publiczności. Wrocławska publiczność usłyszała na dwa bisy dwa ogniwa Concerto a due cori. Zaś Steger zachwalał po niemiecku i po angielsku Wrocławską Orkiestrę Barokową i nie była to żadna kurtuazja. Za wyjątkiem dwóch nieco zagonionych utworów koncert był doskonały, miło też było posłuchać innego wybitnego flecisty barokowego we Wrocławiu.