Dzięki napływowi latynosów, mozliwe, że Partia Republikańska już nie odzyska straconej pozycji, i skończy się terror reaganowsko-religijnych „zasad” w tym kraju, a właściwie w tych co bardziej konserwatywnych stanach.
Bill Maher – mój idol jeśli chodzi o promowanie sekularyzmu, liberalizmu i zdrowego rozsądku.
USA zwracają uwagę Europejczyków histeryczną religijnością megachurches północy i starych kościołów południa, ale USA to także kraj liberalny i postępowy; kraj Billa Mahera, Rachel Maddow, Setha MacFarlane’a, Woody Allena i Laurence O’Donella, którzy na potęgę wykpiwają fanatyzm i uprzedzenie. Maher stwoerdził, np., że konserwatywni mieszkańcy Arizony żyją na niezamiszkiwalnym pustkowiu i oddychają trucicielskim powietrzem, a właściwie tumanem kurzu i piasku, ale dla nich największy problem to całujący się chłopcy… dlatego, do Kaliforni nie przyjadą, choćby nie wiem co. USA to kraj potężnych liberalnych mediów jak MCNBC czy CNN, czy NYT, których brakuje większości krajów europejskich. Według Guy Sormana, USA zamieszkują dwa odrębne narody; liberalny (wybrzeża plus rejon Chicago) i konserwatywny (Heartland – środek kraju), co pasowałoby do uwagi Montesquieu o tym, że wybrzeża i porty są liberalniejsze zwykle od górali.
Liberałowie skupieni w Demeocratic Party są liberałami holistycznymi, tj. nie tylko ekonomicznymi, bo wolny rynek w USA popierają wszyscy poza może Noamem Chomsky’m, lecz prawdziwymi liberałami społecznymi; w USA ludzie kłócą się nie o forsę na socjal jak w nas, lecz o kulturę. Nie sądzę więc, by można uważać USA za typowy kraj religijny. USA są bardzo postępowym krajem: Seattle, NY LA są sceptyczno-ateistyczno-świeckie, a to ze w kraju jest czarna dziura od arizony do Tennessee to inna sprawa. Być moze religijność jest jak alkohol dla Amerykanów zmęczonych wyścigiem szczurów? Człowiek bezpieczny (także socjalnie) religijny zwykle nie jest. Na pozycję USA pracują wybrzeża, oraz Chicago, reszta to ultrareligijny balast, ale ten kraj może sobie na to pozwolić. Myślę, że nie ma tak naprawdę rozwitu religijności lecz polaryzacja; połowa idzie za całkowitą sekularyzacja, połowa za wzmozonym ciemnogrodem od kołyski po grób.
O amerykańskich liberałach ciekawie pisze Bernard-Henri Levi, liberał francuski, który zauważa co prawda niepokojące zjawisko purytanizacji amerykańskiej DP pod wpływem reaganomiki (potępienie Clintona także z lewa za Monicę L.), ale wskazujący, że Stanom liberałów zdecydowanie nie brakuje. Sorman zauważa wady Demokratów takie jak nadmierna fascynacja kulturą indiańską, potępianie w czambuł podboju ich ziem, co skazuje ich na walke historyczną z GOP, tendencje postmodernistyczne, ale to tak już dzisiaj niestety jest. Manicheizm Busha był swego rodzaju odpowiedzią Republikanów na postmodernizm, warto przy tym zauważyć, że w USA prawica broni także niektórych ideałów liberalnych, bo są one uświęcone w konstytucji tego kraju. W USA nie było prawicy królów i sojusza ołtarza i tronu, kraj ten startowął z pozycji mniej-więcej oświeceniowych, a purytanie nie zatrzymali tego pochodu. Mimo iż w Rosji jest pewnie więcej ateistów niż w USA (szacowałbym 30:18 procent „na korzyść” Rosji), to krajem liberalnym i świeckim w tym porównaniu są tylko USA.
USA to państwo świeckie, mimo ataków religianckich. Obama promuje sekularyzm otwartym tekstem. Warto też dodać, że w USA krytyka religii potrafi byc dużo zajadlejsza niż w UE, a mimo to nie wypaść poza mainstream, tymczasem nawet we Francji i Niemczech ludzie walący w zabobony mogą być przywołani do porządku przez poprawnościowców politycznych. Dawkins w UK musi walczyć z szacunkiem nawet ludzi oświeconych do religii, w USA ludzie świeccy zazwyczaj tego szacunku nie czują. Wniosek: w USA i religia i anty-religia są bardziej krwiste, jak przystało na kraj kowbojów i pyszałkowatych wojowników.