Bo inaczej się utknie. I nic dobrego z tego nie wyniknie, ot co
"Lata mijały i zdążyło wyrosnąć całe nowe pokolenie, które nigdy nie dowiedziało się, czym jest stała praca i stała pensja".
To z " Zielonych Wiadomości", z "Jak rozpętaliśmy rewitalizację"
Jarosława Ogrodowskiego.
Jakże sami zainteresowani i same zainteresowane mają się pokazać na imprezie z okazji 4 czerwca, " święta wolności"?
Jakoś tak nie wypada; w końcu to " święto wolności".
Jakże to tak powiedzieć, że nie wszystko pięknie, ślicznie, że nierówności społeczne, i takie tam…
No nie wypada…
Toż to produkty uboczne transformacji wyżej wymienione zjawiska, mówiłam kiedyś.
No, tak, lepiej było, żeby wyżej wymienionych osób nie było widać na imprezie…
A taka instytucja, która się z sukcesem bynajmniej nie kojarzy, to ciemna strona transformacji, niestety.
Bardzo ciemna…
A znajduje się przy ulicy nazwanej imieniem znanego fotografa. Który to fotograf robił zdjęcia z Okrągłego Stołu, czy jakoś tak…
Ha, nawet widziałam wystawę powyższych i to tuż po 25. rocznicy odtworzenia Senatu.
Co jest?
Potem się dowiedziałam, że ulicę nazwano jego imieniem, jak sam zainteresowany jeszcze żył…
No kto tak robi?
A budynek instytucji, która się z sukcesem nie kojarzy, na strasznym zadupiu,
w głębi…
Ile razy już tu wchodziłam… i za każdym razem, jakbym weszła wczoraj…
Nic się nie zmieniło… znaczy nie zmieniło się, że pracownice powyższej jeszcze
w ogóle posiadają moje dane…
A, cztery lata temu, może nie dało się inaczej… co by nie powiedzieć, jak podałam pracownicom swoje dane, przynajmniej nie czepiano się, że nie jestem… w jakiejś korporacji pewnie.
Czego bym nie chciała, fuj!
Pracownica mówiła: pani dopiero wchodzi na ten rynek pracy.
Inna: mam nadzieję, że się spotkamy już w innych okolicznościach…
Ale wydawało się to takie nierealne…
Jeszcze nic nie mówiłam o pisaniu, to było ukryte… nie wspominałam nawet.
Słyszałam: humanistka? Wypluj to słowo!
A dlaczego? Jeszcze czego!
A swoją drogą to niesamowite, jak w takiej instytucji można utknąć, ot co.
To położenie w głębi, na zadupiu… i nie można się odczepić… Na jakiś czas jest spokój… do następnego pojawienia się tu…. na krótko przed pojawieniem się stres… że mi pracownica każe wykonywać coś, czego nie chcę… że mi zabierze marzenia…i nie można się odczepić… przecież to utrzymywanie jakiejś fikcji, ot, co, przecież to jakaś kompletna paranoja…
Mieszkańcy i mieszkanki okolic na pewno chodzą do pobliskiego parku…
Kiedyś nawet przyjechałam do powyższego wieczorem; pogoda była ładna, mostki, jeziorka…
Tak, ludzie tu chodzą na spacer…
W ogóle jeszcze parę lat temu wszystko było jakieś ukryte, o pisaniu w ogóle nie wspominałam, było ono ukryte… i nie realizowane…
Jak się z nim, kurde, przebić?
Od razu widać, że w budynku takiej instytucji nie lądują ludzie, którzy osiągnęli i które osiągnęły sukces…
No, na pewno nie… przecież to jakaś kompletna paranoja, żeby tu tkwić, ot co…
A kiedyś w lesie na spacerze dziwiłam się, czy zasługuję na sukces…
Bo się przecież rodziłam i wychowałam w PRL-u…
A w PRL-u nie byłam osobą represjonowaną… no, nie.
Czy więc mam do sukcesu prawo?
Ano, tak.
Zasługujesz na sukces, usłyszałam.
A, reportaż w " Polityce" jeszcze: "(…) a pracę pamiętają może dziadkowie", piszą autor lub autorka.
To pewnie o pracownikach i pracownicach byłych PGR-ów.
Coś tam było, że córka ( tych robotników) przedwcześnie zaszła w ciążę…
No, nie…
Zdjęcie Ewy, bohaterki artykułu, pewnie wnuczki tych robotników.
" Już bym nawet opłacił jej bilet. Żeby tylko chciała" – mówi sołtys.
Chodzi o szkołę średnią pewnie.
" Kto mógł, uciekał więc na zewnątrz, byle dalej od śródmieścia. Ci, którzy nie mogli albo z różnych powodów nie chcieli, musieli na co dzień borykać się z problemami, jakie idą za biedą ( …) i brakiem nadziei na poprawę sytuacji" To też z " Zielonych Wiadomości, z "Jak rozpętaliśmy rewitalizację", Jarosława Ogrodowskiego.
No, mieszkałam w bloku, w śródmieściu, jak się uczyłam w szkole podstawowej… ale tak to nie było.
Aż tak to nie było.
Zresztą mieszkałam i mieszkam w Warszawie, a artykuł jest o Łodzi.
A jak z budynku tej instytucji, która się z sukcesem nie kojarzy, wracałam, aż się prosiło, żeby zaśpiewać " Śpiew z mogiły" Wincentego Pola.
Toż to klęska na całej linii…
A, na początku lat 90. tuż po transformacji, jak się dowiedziałam, studenci i studentki studiowali i studiowały głównie marketing i zarządzanie.
Korporacje, biurowce… ludzie! A co z humanistami i z humanistkami, co?!!
Może się jeszcze nauczyć, zaraz puszczę pawia, tego, czego rynek potrzebuje, co?!!!
A jeszcze czego!
Wystarczająco długo już się ukrywałam z pisaniem… znaczy wyżej wymienionego nie realizowałam.
I wyszłam jak Zabłocki na mydle, ot co.
"Nie pytaj siebie o to, czego potrzebuje świat. Pytaj siebie, co Cię ożywia, a później ruszaj i rób to. Albowiem to, czego potrzebuje świat, to ludzie, którzy stali się żywi.", mówił pan Harold Whitman.
Właśnie. Bo inaczej się utknie. I nic dobrego z tego nie wyniknie, ot co.