Ktokolwiek pomyśli że tytuł jest złośliwy jest w błędzie. Jedną z ważniejszych cech kulturowych Polski jest właśnie „bo”. Jak to działa ? Normalnie. Na jakiekolwiek pytania i uwagi odnośnie jakości albo źle wykonanej pracy na które logicznie wypadałoby zareagować uznaniem błędu (na tzw. Zachodzie nawet przepraszają !!!) w Polsce nie odpowiada się na pytanie „wprost”. Zamiast tego, nieważne czy ktoś o to pyta czy nie, najczęściej podaje się odpowiedź „bo”.
„Bo” nie musi się wcale wiązać z istotą problemu. Dlatego na pytanie „dlaczego automat X nie działa ?” można usłyszeć „technik jest na zwolnieniu”. Jest to wersja skrócona, dla pytających bardziej inteligentnych gdyż „bo” jest opuszczone i trzeba je dodać sobie samemu na początku zdania. Jeżeli takie wytłumaczenie już zostało podane to nie należy szukać dalszej logiki jak np. „a jaki ma związek choroba technika z pracą automatu ?”. Za dużo pytań, zwłaszcza o więź przyczynowo-logiczną jest odbierane jako agresja zwana swojsko „czepianiem się”. Dlatego jeżeli już dostąpiliśmy tego zaszczytu że otrzymaliśmy wersję „bo” nie szukajmy dalej bo nic dobrego z tego nie wyniknie.
To drobne „bo” jest tak ważną część kultury że nie należy go ignorować. Na każdym niemalże szczeblu praca nad tworzeniem nowych „bo” pochłania dużą część czasu pracy i życia Polaków. Dlatego dobry polski polityk nie stara się nawet dokonywać rzeczy trudnych jak długo jest w stanie stworzyć własną i unikalną bibliotekę „bo” na wszelkie okazje. Dobre „bo” kupią i media i społeczeństwo bo (!) o ileż przyjemniej jest uwierzyć że (prawie) wszyscy się starają tylko coś nie wychodzi „bo” ktoś zachorował lub jest krótko w pracy albo też jakieś nieprzychylne warunki mu w tym przeszkodziły.
Pomimo że „bo” jest wdzięczne, proste, krótkie i bardzo pomaga w życiu uniknąć odpowiedzialności z przykrością należy odnotować, że reszta świata ani myśli importować „bo” na własny użytek. Co więcej, częstą praktyką w asymilowaniu imigrantów z Polski do obcych warunków pracy jest odzwyczajanie od korzystania z „bo”, co w początkowej fazie budzi dyskomfort, ale, co ciekawe – po pewnym czasie już nikt do „bo” nie tęskni, a wręcz zaczyna się obawiać powrotu do systemu „bo”. Może to wskazywać, że rezygnacja z „bo” prowadzi do jakichś korzyści.
Innym powodem dla którego „bo” się nie rozpowszechnia globalnie jest negatywne nastawienie do tego wynalazku. Znam przypadek, kiedy w rodzinie cudzoziemców tymczasowo przebywających w Polsce młodzież zaczynała szybko przyswajać sobie system „bo”. Niestety, nie znalazło to żadnego zrozumienia u rodziców. Efektem było skrócenie kontraktu i szybszy wyjazd. Kiedy po pewnym czasie młodzież na pytania „dlaczego … nie jest zrobione” zaczęła ponownie reagować logicznie t.j. uznawać swój błąd rodzice odetchnęli z ulgą.
Dlaczego drobne „bo” ma taką wagę ? To „bo” stanowi o róźnicy pomiędzy odpowiedzialnością i jej brakiem, o granicy pomiędzy akceptacją a chęcią poprawy tego, co nie zostało wykonane właściwie. Dlatego chociaż przyjemnie czasem wytłumaczyć „bo” i mieć święty spokój to warto też pomyśleć jak wyglądało by życie w którym codzienne bolączki i problemy nie dały by się zamieść pod dywan jednym, krótkim „bo”.
Od autora: Rezerwuję sobie prawo odpowiedzi na wybrane komentarze. Dziękuję za zrozumienie.
Celna obserwacja. Ciekawe czy we wszystkich autokracjach nie uznaje się odpowiedzialności.
Thx. Myślę ze to jeden z mało zauważalnych „drobiazgów” które przesądzają o tym, że jedna kultura tworzy system gospodarczy bardziej efektywny wobec innej.
Paradoksalnie, napisanie ze „odpowiem na pytania jak będzie mi sie chciało” dokładnie pasuje do Bolandu 🙂
Być może. Nie jestem demokratą i w dyskusjach online stoję po stronie Dentona (tego od Gawkera). Dlatego odpowiadanie na ataki personalne, nie-argumenty (” a u Was biją murzynów etc.”) uważam za „kopanie się z koniem” i czystą stratę czasu i energii.
Tak już jest, że jak się żyje poza krajem nabiera się dystansu do innych i własnych zachowań. Dlatego łatwo jest Polakom krytykować inne kraje i kultury, trudniej jest popatrzeć na samych siebie. Uważam, że te obserwacje z zewnątrz mają swoje znaczenie dla kraju, nawet jeśli często nie są miłe. Inaczej nie warto byłoby ich opisywać.
Bo rzeczywistość jest zbyt smutna. Jesteśmy malym tchórzliwym narodem pryskaliśmy w 1939 (Francuzi byli dużo dzielniejsi w 1940 ale nigdy tego nie przyznamy) potem pomagalismy ruskom niewolić Czechów… Zbyt trudne
Dlatego opuszczenie kraju dla Polaka jest zawsze bardziej bolesne niż dla innych nacji bo za granicą polska mitologia nie działa i trzeba zmierzyć się z rzeczywistością. To boli ale jednocześnie dodaje siły. Dlatego też uważam, że dopóki Polacy nie zmierzą się z rzeczywistością to żaden system ani żadne pieniądze kraju nie uleczą. Coś jak z uzależnieniem od alkoholu – najpierw trzeba powiedzieć sobie że jest się uzależnionym żeby nabrać sił na to, żeby się leczyć. Druga alternatywa to wypieranie rzeczywistości – prowadzi do nikąd i ma już wielowiekową tradycję.
Problem istnieje, ale nie tylko w „Boland”. Jest tak powszechny, jak brak kompetencji, który zdarza się w każdej nacji. Przypisywanie go Polakom uważam za ksenofobię.