Druga wojna światowa spowodowała wielką i oczywiście zrozumiałą niechęć do dogmatyzmu, skoro nazizm i komunizm zabrnęły tak daleko, jednak należy pamiętać o tym, że na przeciwnym biegunie znajduje się niekonsekwencja ideologiczna, która czasem ociera się o totalny brak logiki i brak jakiegokolwiek systemowego podejścia.
Temat tej pogadanki przyszedł mi do głowy gdy ostatnio rozmawiałem z właścicielem psa i wielkim zwierzolubem, który odrzuca język oświecenia w kwestii związanych ze zwierzętami to znaczy z koncepcją zakładającą że zwierzęta są przede wszystkim zasobem naturalnym jak kamienie czy lasy. Bliższy mu świat sentymentalizmów jakoś widzących zwierzęta jak naszych braci czy coś w tym stylu. Jednocześnie osoba ta jest zwolennikiem oświecenia w większości innych spraw. Ja bym tak nie mógł. Oczywiście nie musimy zawsze działać zgodnie z naszymi przekonaniami bez zawierania konsensusu z innymi światopoglądami, ale myślę że na poziomie myśli powinniśmy być konsekwentni. Prawa to rzecz ludzka dla ludzi nie dla ptaszków…
Wiele problemów dałoby się rozwiązać odrobiną konsekwencji. Na przykład nie kapuję dlaczego liberałowie nie zawsze pamiętają o naukach liberalnych. Na przykład wieli z nich daje przywileje grupom etnicznym na przykład na niezbyt skuteczne akcje typu akcja afirmacji czarnych, albo jak ostatnio tępawy premier Kanady Justin Trudeau, który chce hahaha rozwiązać problemy rasizmu przez dobranie sobie zróżnicowanego etnicznie gabinetu oraz płciowo zresztą też. Liberalizm właśnie coś takiego powinien wykluczać. Ludzie muszą być nagradzani i karani za osobiste zasługi i przewinienia. Tak samo liberalizm powinien wykluczać jakąkolwiek poprawność polityczną karząc jedynie za mowę nienawiści. Ale jakoś liberałowie zapominają że każdy z nas należy do jakieś mniejszości jak słusznie przypomina Paul Scheffer, liberalny autor z Holandii. Teraz krytykuje się rząd Merkel że przez palce patrzy na przewinienia uchodźców i słusznie każdy musi być oceniany zgodnie z czynami a nie nadziejami rządzących czy uprzedzeniami Np obsesją widzenia wszędzie rasizmu białego przy ślepocie blokującej widok rasizmu innych ras…
Wszystko mi jedno gdy nienawiść do grup społecznych szerzą konserwatyści, socjaliści czy inni zwolennicy postrzegania ludzi jako band i stad, ale kiedy nawet liberałowie popadają w multikulti i inne postmodernistyczne bzdury to zaczyna się trochę tęsknić za choćby drobiną jaj… To znaczy konsekwencji. Niestety konsekwencja, jak mowil Antonio de Oliveira Salazar, trochę się gryzie z demokracją…
Jedyną konsekwencją, którą posłużył się Pan w dyskusji pod swoim poprzednim artykułem jest próba sprowadzania jej do nazywania swoich adwersarzy zwierzolubami. To niezwykle wprost „racjonalne”? Jako jedyną wizję przeciwną do propagowanych przez Pana idei i pochwały bestialstwa widzi Pan brednie o braciach. Tymczasem polskie prawo jednoznacznie określa zwierzę jako „istotę żyjącą, zdolną do odczuwania cierpienia”, która „NIE JEST RZECZĄ”. I to jest prawdziwa, rzetelna odpowiedź na pańskie brednie.
Dałbym dowód swojego (nieistniejącego rzecz jasna 🙂 ) zaślepienia, gdybym zignorował pozostałą część pańskiego artykułu. Przy okazji mam nadzieję, że będzie to okazja do zakończenia dyskusji, dotyczącej zwierząt. Dzięki niej niczego się od siebie nie nauczymy, więc chyba jest bezcelowa. I tutaj okazuje się, że – o zgrozo – trudniej mi z Panem polemizować.
Mam wrażenie, że wszelkie parytety kłócą się z jednej strony ze zdrowym rozsądkiem a z drugiej – z ideą demokracji, którą absurdalnie starają się wspierać. Zakładam, że ideałem byłoby po prostu zadbanie o literalnie rozumianą równość szans. Każdy ideał potrzebuje jednak jakiegoś wizerunku. Cóż bardziej przemawia do mas niż spektakl, realizowany przez Justina Trudeau? Zobaczcie – jesteśmy za równouprawnieniem kobiet, bo połowa z nas to kobiety. Zrzuciliśmy „brzemię białego człowieka”, bo naszym ministrem sprawiedliwości jest Indianka. Tacy właśnie jesteśmy fajni. To się sprzedaje a w świat błyskawicznie płynie przekaz o… sukcesie. Bo przecież dzisiejsza profesjonalna polityka musi wykorzystywać socjotechnikę na poziomie bardziej zaawansowanym niż RMVP i marketing doskonalszy niż Stratton Oakmont. A jednostka? Tutaj troska o masy współczesnej demokracji coraz bardziej przypomina komunizm. No bo co złego się stanie, jeżeli skupimy się – w myśl wiadomo jakiej zasady – na 80%? Demokracja zwycięży.
A tak zupełnie bez złośliwości – pisze Pan nieco niechlujnie. Pośpiech?
Niechlujnie? Może czasem. Natomiast na pewno konsekwentnie. Ja jestem miesojadem przeciwników nazywam zwuerzolubami co w tym złego? Trudeau robił show wiem o tym ale liberałom multikulti show nie przystoi
Przecież nie twierdzę, że to w samej nazwie jest coś niewłaściwego.
Celem prowadzenia polityki jest władza. Jeżeli liberał chce być skuteczny, czasem musi wejść na scenę.
Partia działająca niespójnie z ideą zyskuje na krótko traci na dłuższą metę
Dobry polityk to polityk skuteczny. Czyli raczej pragmatyk niż konsekwentny idealista. Na razie mamy 39,5% zamiast 19% Ignatieffa. Trwałość poznamy już niedługo.