Czciciele gór

         Nie po raz pierwszy i zapewne nie po raz ostani jesteśmy informowani o czyjejś śmierci, poniesionej wskutek próby zdobywania najwyższych szczytów Ziemi. Epidemia miłości do gór sukcesywnie zbiera swoje żniwo. Tak najczęściej jest uzasadniane to zjawisko, miłością do gór i oczywiście pasją. Jak wiadomo, miłość bywa ślepa i nawet najbardziej racjonalne argumenty nie zdołają zakochanemu strywializować obiektu jego miłości. Osobiście nie rozumiem jak można kochać skały, czy mamy tu do czynienia z odmianą fetyszyzmu, ale alpinizm (w znaczeniu jakiejkolwiek wspinaczki wysokogórskiej), ze swoją miłością, obsesją (pasją), i całą ideologią, niewiele różni się od znanych nam religii. Religia gór wyróżnia się tym, że obiekt kultu jest widzialny i namacalny.

W mniemaniu miłośników gór, wszyscy powinni się zachwycać każdą kolejną wyprawą i cieszyć, że następne pokolenia tą pasją są zarażane. Naprawdę powinni? Co to właściwie za wyczyn, poza zaspokojeniem osobistych ambicji? Nie są to wyprawy badawcze, ktoś po prostu chce być wyjątkowy i szuka innej, trudniejszej ścieżki wdrapania się na skałę, najlepiej zimą, bo najtrudniej. Następni zdobywcy muszą szukać jeszcze bardziej “wyjątkowych“ szlaków.

Skoro temat dotyczy gór i wspinaczki, warto przypomieć utwór Budki Suflera,  "Cień wielkiej góry".

Tekst, do muzyki Romualda Lipko, jak wiele innych dla Budki Suflera, choćby “Sen o Dolinie”, napisał Adam Sikorski, znany też jako miłośnik historii i autor wielu ciekawych probramów o II WŚ, w tym “Było nie minęło”. Nie zamierzam tekstu krytykować. Przytaczam go właśnie dlatego, że doskonale oddaje, to co najprawdopodbniej dzieje się w głowach czcicieli gór.

Góry wysokie, co im z Wami walczyć każe?

Ryzyko, śmierć, te są zawsze tutaj w parze.

Największa rzecz, swego strachu mur obalić,

Odpadnie stu, lecz następni pójdą dalej.

No i odpadają. Odpadł Jerzy Kukuczka, Wanda Rutkiewicz, i wielu innych. Reszta chodzi tam jakby do skutku, dopóki nie odpadnie. Wokół szczytów Himalajów możemy podziwiać prawdziwą galerię odpadniętych bohaterów “walczących” z górami, czyli tych, którzy uroili sobie jakąś potrzebę walki z nimi. Setka już dawno została przekroczona, niektórzy liczą, że dobija do trzeciej. Ta makabra nie robi oczywiście wrażenia na tych, dla których najważniejsze jest posiadanie “pasji”. Niektórzy z poległych (skoro walka to i polegli) w górach stanowią, dla jeszcze żywych wspinaczy, specyficzne drogowskazy.

Dziwna jest ta walka z górami, bo góry jakby nie odpowiadały na wyzwanie, milczą, choć jak podejrzewam są tacy, którzy słyszą z ich strony jakieś nawoływania. Być może podobne głosy, powołanie, kieruje wielu młodych ludzi do seminarium lub zakonu.

Góry wysokie, wiem co z Wami walczyć każe,
Ryzyko, śmierć, te są zawsze tutaj w parze.
Na rzęsach szron, inni już idą dalej,
Na twarzy śnieg, lecz są nowi, śmiali są,
Tylko czasem zamyślenie,
Tylko czasem, zamyślenie.​

Sam możesz wybierać los, szczytów, szczytów szlak,
Sam możesz wybierać los, zrozum to, wejdź na szczyt!​

Sugeruję więcej tego zamyślenia, szczególnie przed podjęciem decyzji o kolejnej wyprawie w niegościnne, mroźne, rejony Ziemi, by “walczyć” z górami i obalać mury swego strachu. Trudniej  jest jak widać obalać mury własnej pychy i głupoty. 

Oddzielnego komentarza wymaga samo słowo pasja, które ostatnio stało się niewykle modne i robi zawrotną karierę. Przynanie się do braku pasji to wstyd, gorzej, obciach, jakby człowiek był totalnie "niedzisiejszy", zacofany, nieciekawy. Jak można krytykować pasję? Ten, który jej nie posiada, na pewno jest domowym leniem siedzącym przed telewizorem, który wszystkiego się boi. Taki jest przekaz wielu komentarzy w mediach społecznościowych. Co innego, gdy ma się pasję, obsesję, która pochłania mnóstwo czasu i niesie ze sobą poważne ryzyko utraty zdrowia i życia, podnosi poziom adrenaliny, jak skoki do wody z klifów, nurkowanie z rekinami, czy wyścigi samochodowe lub motocyklowe. W obronie nawet najbardziej irracjonalnych i niebezpiecznych pasji zawsze są gotowi stanąć sami zniewoleni pasjami, w tym wielu sportowców i celebrytów, nawet jeśli sami tak bezmyślnie nie narażają życia, a jeśli już, to przynajmniej mają z tego wymierne korzyści. Pasja to słowo wytrych, ma uwznioślać każdą głupotę i bezmyślność i jednocześnie być przeciwwagą, a nawet cenzurą dla wszelkiej krytyki, czy zwykłej, racjonalnej oceny ludzkich zachowań.

Komentarz Martyny Wojciechowskiej:

Rozumiem, że każdy ma potrzebę stać się specjalistą od gór i wypowiedzieć się w tym temacie. Pasja do wspinana się w górach wysokich sprawia, że ludzie, którzy uprawiają, trudno powiedzieć sport, bo to jest też sposób na życie, chcą uniknąć tego hałasu, zamieszania, ścianek, konferencji. Robią to w ciszy.

Jest więc to sposób na życie. No cóż, ja widzę w tym raczej sposób na śmierć i nie do końca to prawda, że ludzie, którzy taki sposób wybrali, robią to w ciszy.

Gdyby nie hałas wokół tego lub rodzaj “cichej sławy”, przynależność do elity, choćby w samym środowisku wspinaczy, nie byłoby to tak popularne. Tysiące zarażonych tą pasją wyznawców gór, nie szłoby w Himalaje, prowadzonych jakimś instynktem, podobnym do tego u lemingów, stając się czasami kolejnymi, zlodowaciałymi eksponatami. I po raz kolejny słowo “pasja” ma usprawiedliwiać wszystko i jedocześnie zamykać usta krytykom. Wyprawy organizowane dla niepełnosprawnych, niewidomych, po amputacjach kończyn (choćby w wyniku odmrożeń z poprzednich wypraw – wracają, by góry w końcu pokonać lub po prostu nie potrafią inaczej żyć), przypominają pielgrzymki wiernych do miejsc świętych.

Jeśli ktokolwiek ma prawo do oceny, to tylko ludzie, którzy zajmują się takimi ekstremalnymi przedsięwzięciami i wiedzą, jak to jest wspinać się w górach wysokich – powiedziała Martyna Wojciechowska w rozmowie z "Super Expressem".

Nie pani Martyno, prawo do oceny ma każdy. Można się z ocenami nie liczyć, nawet robić wszystko wbrew nim, ale gadka o tym, że nie mamy prawa czegoś oceniać, jest już zwyczajnie nudna i pozbawiona sensu. Ten mój wywód też zostanie jakoś oceniony. Nic normalniejszego pod Słońcem.

To z kolei wypowiedź Justyny Kowalczyk:

Chodzi o to by ludziom, którzy nic złego nie robią, nie wtrącać się w życie a DOSTRZEC MNÓSTWO ZŁA WOKOŁO! Tam się można wykazać. Himalaiści i ich dzieci, partnerzy dadzą radę bez "dobrych rad" – dodaje w jednym z kolejnych wpisów.

Negatywne opinie na temat górskiej pasji, przypominają czasami ten rodzaj oburzenia, gdy ktoś w tym kraju, porywa się na autorytet świętego Jana Pawła II, który jak wiemy też kochał góry. To wręcz bluźnierstwo. Ale przecież nikt, wyznawcom górskiej religii nie zabrania popisywania się kolejnymi osiągnięciami, zaspokajania pychy, leczenia kompleksów, dowartościowywania się. A że sprawa jest medialna, więc ludzie się wypowiadają. Gdyby medialna nie była, to i ratować byłoby trudniej. I jak sama pani Kowalczyk wspomina, tyle zła wokół, można się w walce z nim wykazać, tyle dobrego można zrobić, zamiast leźć ciągle w te same góry, tracąc zdrowie, kończyny (w wyniku odmrożen), czas, środki…życie.  

Na koniec jeszcze o ochronie środowiska.

Everest usiany jest śmieciami pozostawianymi przez ekspedycje. Leżą na nim również zamarznięte ciała zmarłych po drodze himlaistów.

Od czasu zdobycia najwyższego szczytu świata w 1953 roku przez Edmunda Hillary'ego z Tenzingiem Norgayem, w ich ślady poszło niemal 4 tys. alpinistów. Każdej wyprawie towarzyszy do niżej położonych obozów więcej osób.

Działacze nepalskich stowarzyszeń, działających na rzecz ochrony Everestu i zrzeszonych w Eco Everest Expedition, zebrali od 2008 roku ponad 13 ton śmieci, 400 kilogramów ludzkich odchodów oraz znieśli na dół ciała czterech himalaistów. Oceniają, że zbocza góry nadal zaściela 10 ton śmieci.

Takie są efekty uboczne pasji. Dużo pracy miałby tam gajowy z dość popularnego dowcipu, który wypędził zarówno partyzantów jak i Niemców z lasu. Chyba przydałby się podobny zabieg w rejonie “Korony Himajajów i Karakorum”. Przecież to wszystko kiedyś spłynie…

O autorze wpisu:

43 Odpowiedzi na “Czciciele gór”

  1. Jak ktoś chce, to niech za swoje idzie. Dlaczego mu bronić? Oczywiście każdy musi rozważyć, czy to się „opłaca”, co się stanie z rodziną w razie wypadku. Mnie góry nie bawią, ale to nie znaczy, że mają nie bawić wszystkich. Jak ktoś chce, proszę bardzo, szczęść boże! Ci ludzie wiedzą, na co się piszą.

  2. Utożsamianie pasji ze sportami ekstremalnymi to chyba nie najlepszy pomysł, bo znakomita większość pasji nie jest ekstremalna. Nawet większość alpinizmu i wspinaczki jest mało ryzykowna, a bardzo przyjemna.

    A Pan, Panie autorze, jakie ma Pan pasje?

    1. ''A Pan, Panie autorze, jakie ma Pan pasje?''

      Podejrzewam, że siedzenie z pilotem przed telewizorem….

    2. "A Pan, Panie autorze, jakie ma Pan pasje?"

      -Nie mam. Wystarczają mi zainteresowania. Tłumacze tu właśnie, że pasja jest zbyt blisko obsesji, obłędu. Świat jest zbyt ciekawy i zbyt wielowymiarowy, a życie zbyt krótkie, by poświęcić je dla jednej pasji. 

      1. No to bardzo zazdroszczę Panu, że Pan tak potrafi się zainteresować bez pasji.

        Bo ja namietnie się oddaję chyba siódmej w życiu pasji, i ona dosłownie "wyżera mi mózg". I z poprzednimi pasjami było podobnie. Widać jedni kochają od niechcenia, inni na zabój. 

        Żeby tak się szło

        bez ciekawości zaczytać

        bez emocji zachwycać

        bez pasji zainteresować

        bez obsesji zakochać

        po górskich ścieżkach szlajać

        miast po pionu ścianach wspinać

        to by przy mnie jeszcze była

        tamta gorąca dziewczyna

        a nie – znów ostygła jajecznica.

         

        1. Ostatni wers tego nieudacznego wiersza zmieniam na:

          "a jest – znów ostygła jajecznica."

          (Pan Jacek moze powziąć odwet i spłodzić jakąć krytykę.)

          1. Ale zaraz, zaraz. To tamta gorąca dziewczyna nadal byłaby przy Tobie, gdybyś był beznamiętny? Gorące dziewczyny raczej wolą gorących facetów… A może ja jednak nic nie rozumiem, albo z tego wiersza albo z relacji damsko-męskich  :)) 

          2. Podejrzewam, Orionis, że obydwie opcje mają miejsce jednocześnie, tzn. wiersz jest nieczytelny, a Ty upraszczasz (lub nie rozumiesz) relacji czy preferencji damsko-męskich, które często są funkcją czasu (wieku osobnika) oraz paru innych (niż "temperatura" i wiek) istotnych czynników.

            Ale dziekuję za konstruktywną krytykę.

          3. Cha, cha!  :))) Wiersz z pewnościa JEST nieczytelny  ;):))  ale skoro napisaleś go spontanicznie, bez większego namysłu, to musi taki być, gdybyś popracował nad nim, to mogłoby być inaczej.

            Czy ja coś rozumiem z relacji damsko-męskich?  NIC, ABSOLUTNIE NIC.   Ale cóż robić, skoro jest problem z nauczycielami…  :)))))

             

          4. No niestety nie napracowałem się, tylko wpisałem a vista. Nie jest to więc wiersz, 

            tylko wierszowany post. Taka szkoda…

            "Czy ja coś rozumiem z relacji damsko-męskich?  NIC, ABSOLUTNIE NIC.   Ale cóż robić, skoro jest problem z nauczycielami…"

            Śmieszne. Z nauczycielkami też. Obawiam się jednak, że "materiał do opanowania"

            jest z tego rodzaju, który można pojąć dopiero po oblanym egzaminie. 

             

  3. Pasja przechodzi w obsesje. Sport ekstremalny – tak. Własciwie graniczy to z gorską eutanazją/samobojstwem – na własne zyczenie. Nie potrafią powiedziec starczy- to zbyt niebezpieczne. To rodzaj "pieknego" samobojstwa. Wystepuje w przyrodzie. O wiele gorsi sa ci "czciciele alkoholu", ktorzy zasiadają za kierownicą i zbierają o wiele wieksze zniwo zabitych, i zabijają nie tylko siebie, ale swoich bliskich i zupełnie  nieznajomych, osoby ktore miały  pecha znalezc sie na ich pijackiej drodze.

     

  4. Panom piotrowi browarskiemu i tatajarkowi polecam forum vichan.net gdzie dowiedzą się że siedzenie przed telewizorem jest lepsze od szlajania się po górach a życie jest nędzną mordęgą.

      1. "Życie jest nędzną mordęgą i dlatego warto poszlajać się po górach."

        -Dla kogo warto niech się szlaja,niech się nawet modli do skał. Mnie o wiele bardziej interesują cieplejsze, zieleńsze i bezpieczniejsze rejony Ziemi. Poza tym szlajanie się po górach, a wspinaczka po pionowych ścianach, w temperaturach i ciśnieniu skrajnie nieprzyjaznych dla przeciętnego homo sapiens, to spora różnica. 

        1. Dobrze, że Pan dodał owe "skrajnie nieprzyjazne" temperatury i cisnienie, bo już chciałem odpisać, że wspinaczka po pionowych ścianach jest niewiele bardziej niebezpieczna od jazdy rowerem.

          1. "Wysokość", w sensie wysokości klifu, ściany, itp. nie stanowi prawie żadnego zagrożenia w prawidłowo uprawianej wspinaczce (niewiele wieksze niż jazda na rowerze). Wysokość w sensie geograficznym (npm) jest natomiast groźna.

            W zalinkowanym artykule stoi:

            "czyli wspinaniu się po wyjątkowo wysokich budynkach miejskich bez wyposażenia zabezpieczającego"

            Kto idzie solo (tzn. sie nie asekuruje) ten kręci rosyjską ruletkę. Ciało się starzeje i płata figle, lód/wilgoć na stopniu, zgubienie drogi – wówczas mała "interference" może zabić, ale to jest własny wybór danej osoby.

            Wspinaczka jest mało niebezpiecznym zajęciem i uprawia się ją dla frajdy, a nie po to żeby się zabić. A wypadki przy pracy zdarzają się w każdym przedsiębiorstwie, które łamie istotne zasady bhp.

          2. I jeszcze, Panie Piotrze, warto dodać, ze wspinanie na wspomnianych "pionowych ścianach" często jest bezpieczniejsze od wspinania po pochylonych płytach, gdzie odpadnięcie zdziera skórę z tyłka (a w pionie czy przewieszeniu dynda się na linie asekuracyjnej).

            No i wie Pan, nawet Aniel (automat nieliniowy z opowiadania Pirxa pt. "Wypadek") postanowił się powspinać w pięknej ścianie (niestety solo – i zginął).

          3. >>A wypadki przy pracy zdarzają się w każdym przedsiębiorstwie, które łamie istotne zasady bhp.<<

            -Zachowajmy proporcje. Wypadek w każdej pracy zdarzyć się może, ale nie w każdej oznacza śmierć. Odpadnięcie ze ściany, gdy w dół jest kilkaset metrów to zawsze śmierć. Poza tym pracować trzeba, by z czegoś żyć, a wspinaczka to rozrywka. No i bez jaj z tym rowerem, chyba że ktoś po nim górach jeździ. 

          4. "Odpadnięcie ze ściany, gdy w dół jest kilkaset metrów to zawsze śmierć."

            Tylko przy braku lub fiasku asekuracji. Normalnie odpadnięcia niczym nie powinny grozić i dlatego piszę o rowerze (na serio – to nie jaja). Facet z dziabami na trzecim zdjęciu w Pana artykule po to własnie wlecze za sobą aż dwie liny asekuracyjne (i zakłada w ścianie przeloty, w które wpina owe liny), żeby odpadnięcie nie było groźne dla jego zdrowia.

            Robi to, żeby mógł się delektować ekspozycją, widokiem i gimnastyką, zamiast "mysleć o rodzinie". Normalnie odpadnięcie kończy się tym, że wspinacz wspina się dalej. Tylko rzadkie feralne odpadnięcia, np. gdy zerwana/przecieta zostaje lina, albo wyrwane przeloty i stanowisko, prowadzą do scenariusza takiego jak Pan kreśli w cytowanym zdaniu.

            Wspinacze to nie wariaci ani samobójcy (przynajmniej znakomita większość z nich). Trupy pojawiaja się gdy cos idzie nie tak, albo gdy ktoś się przeliczy, gdy ma się rzadkiego pecha, brak wiedzy.

            Duzo tego bicia piany wynika chyba stąd, że niewspinacze nie rozumieją faktycznego stopnia ryzyka we wspinaczce i jak na zdjęciu zobaczą przepaść,  to myślą, że zagrożenie jest tak straszne jak straszna jest przepaść. Jest tak tylko we wspinaczce solowej, która jest marginesem. Normalnie owe "kilka setek metrów skały" nie ma związku z zagadnieniem bezpieczeństwa podczas wspinania.

            Himalaizm jest ryzykowny, bo dla zaoszczędzenia czasu zapewne trzeba "oszczędzać" na asekuracji (i z powodu kilku "zagrożeń obiektywnych"), ale domyslam się, że nawet  himalaizm mozna uprawiać "prawie bezpiecznie" lub niepotrzebnie ryzykownie. Moim zdaniem wspinaczka wysokogórska bardziej przypomina przedsiebiorstwo, w którym od czasu do czasu ktoś chce ułatwic sobie dojście do celu i łamie zasady BHP, raczej niż kościół samobójczych czcicieli gór.

  5. Coś w tym jest. Ludzie zasłaniają się pasją zupełnie tak jak religią. Dzięki niej  możesz robić cokolwiek (nawet rzeczy totalnie głupie, nieracjonalne i nielogiczne) i nikt nie ma prawa cię choćby oceniać (chyba, że w 100% pozytywnie) ani tym bardziej krytykować. Baa, każdy powinien cię wręcz podziwiać, że masz tak wspaniałą pasję, dla której jesteś w stanie tak wiele poświęcić (a każdy kto krytykuje robi to tylko dlatego, że sam żadnej pasji nie ma i jest kolejnym, nudnym szaraczkiem, który nie ma pojęcia o "prawdziwym życiu")…
    .
    Poderżnięcie zwierzęciu gardła i czekanie aż się wykrwawi normalnie byłoby uważanie za barbarzyństwo i niepotrzebne okrucieństwo. No ale przecież to "obrządek religijny", więc wszystko jest super i nawet wielu obrońców praw zwierząt nie ma z tym problemu.
    .
    Podobnie działa pasja. Maciewicz ruszył na niebezpieczną wyprawę, stracił życie (de facto popełniając rodzaj "nieplanowanego samobójstwa") i tym samym zostawił na lodzie żonę z dziećmi. Lekkomyślny lekkoduch i nieodpowiedzialny egoista? Ależ skąd, bo przecież pasja! Toż to bohater i wzór do naśladowania!

  6. Piotrze (Autorze), pomijam w tej chwili temat, odniose się do "metody".

    Czy to nie jest tak, że chciałbyś, aby wszyscy myśleli tak jak Ty, rozumowali tak jak Ty, żyli tak jak Ty, potrzebowali tego, co Ty, uznawali za wartościowe to co Ty ..? Czy nie jest tak, że uważasz, że Twoja wizja życia jest słuszna i prawdziwa, a inne są błędne? Czy nie sądzisz, że to jest postawa …religijna właśnie?

    1. >>Czy nie sądzisz, że to jest postawa …religijna właśnie?<<

      -Myślę, że najdalej od podstawy religijnej jest ten, kto takowe dostrzega i nie angażuje się w żaden kult, choćby obiektów przyrody. Sam niczego nie czczę, góry to dla mnie tylko góry, wytwór przyrody, nasuwających sie na siebie płyt kontynentalnych, nie obiekt westchnień. Reszty zarzutów nie rozumiem. Nie sądze, by z artykułu można było wyczytać chęć narzucania światu swojego formatu. W ten sposób można by ocenić każdą krytyczną wypowiedź na dowolny temat. Czyli nie mów, że coś ci się nie podoba, że coś uważasz za nonsens, bo pomyślą, że chcesz by wszyscy myśleli po twojemu? Nic na to nie poradzę, niech myślą. Z innej strony, czy nie martwiłoby Cię gdyby np. Twoje dzieci (pomijamy ich istnienie) zaraziły się taką pasją i myślały tylko o kolejnej wyprawie, by coś sobie udowadniać, konkurować z innymi wariatami, tam gdzie mróz -50, wysoko, brak tlenu i co jakiś czas ktoś spada? Ja bym nie chciał.  

      1. "góry to dla mnie tylko góry, wytwór przyrody, nasuwających sie na siebie płyt kontynentalnych"

        Ostrzegam autora przed niebezpiecznym zbliżaniem się do tematu geologii – grozi to okrutną pasją!

        1. >>Ostrzegam autora przed niebezpiecznym zbliżaniem się do tematu geologii – grozi to okrutną pasją!<<

          -To akurat pożyteczna pasja dla nauki i całej cywilizacji. I jakby nie tak groźna dla życia. Geologowie nie musza pobierać próbek wchodząc na szczyty najtrudniejszymi ścieżkami i to zimą.  

      2. Ty byś nie chciał, ale inni nie widzą problemu (zapewne martwią się niebezpieczeństwem, ale jednak nie robią przeszkód). Czy to znaczy, że Ty masz rację, a inni się mylą? Właśnie. Nie widzisz tego, ale mówisz, że Ty masz rację, a inni nie. Ci inni powinni pójść po rozum do głowy i zacząć myśleć tak, jak Ty, bo Ty widzisz to prawidłowo, a oni w wypaczony sposób.

        No, to jest właśnie postawa religijna w sensie społecznym. "Ja wiem, jaka jest prawda i oczekuję, że inni też to uznają, dostosują się i podążą jedynie słuszną drogą życia".

        Masz prawo sam iść jakąś drogą (oczywiście pod warunkiem, że nie krzywdzi to innych, to jasne), ale nie masz prawa twierdzić, że jest ona jedynie słuszna i wszyscy powinni nią podążyć.

         

        Pytając mnie czy chciałabym, aby moje dzieci (pomijamy ich istnienie) "zaraziły się" jakąś niebezpieczną pasją… Hm, nooo… kiepsko trafiłeś, Piotrze  :)))  Nie jestem himalaistką, ale wśród kilku moich hobby jest jedno wyjątkowo ryzykowne, do tego stopnia, że już trzy razy mogłam zginąć, a licząc bardziej ogólnie to nawet cztery razy…  :)))  Czyli ja nie jestem "sojusznikiem" Twojej postawy życiowej  :)) 

        Ludzie sie różnią pod względem budowy układu nerwowego i tego jak reagują w życiu. Dla jednych strach jest czynnikiem blokującym działanie, dla innych nie. Ty jesteś typem ostrożnym, powściągliwym, gdy coś jest ryzykowne, to się cofasz przed tym i nie rozumiesz, że można reagować inaczej. Zdajesz sie też nie dostrzegać, że wszystkie osiągniecia ludzkości to wynik tego, że ktos się nie cofnął przed nieznanym, może niebezpiecznym.

        Oczywiście uważam, że trzeba zachować wszelkie środki ostrożności, ale nie uważam, że należy sie cofać tylko dlatego, że istnieje ryzyko. Gdyby wszyscy byli tak ostrożni, jak Ty, to nigdy nie zeszlibyśmy z drzewa, nigdy nie przepłynęli mórz, nigdy nie pojechali samochodem, nigdy nie polecieli samolotem, nie polecieli w kosmos itd. Na początku to zawsze była czyjaś "niebezpieczna, szalona pasja". Najpierw zawsze idą ci, którzy się nie boją, a inni za nimi idą dopiero, gdy już jest łatwo i bezpiecznie.

        Można powiedzieć, że sportowy himalaizm nie popycha już ludzkości do przodu, jest tylko indywidualną rozrywką. Po pierwsze to nie do końca prawda, bo jednak dzięki coraz większej liczbie wspinaczy technika wspinaczkowa sie rozwija, a za nią rozwija sie technika turystyczna, wojskowa itp., więc w konsekwencji nadal korzystają z tego całe masy ludzi, choć nie wiedza, że np. śpiwór, ktory mogli sobie kupić w zwyklym sklepie turystycznym, jest taki a nie inny dzięki temu, że upowszechniła sie wspinaczka wysokogórska. Po drugie nawet jesli byloby tak, że teraz wspinaczka juz nie popycha ludzkości w rozwoju, to jednak z pewnością kiedys popchnęła w rozwoju, więc ci "szaleńcy" jednak bardzo przysłużyli się ludzkości.

         

        To, że jakieś hobby jest niebezpieczne to  żaden argument. Zginąć można wszędzie, choćby na ulicy pod domem. Każdy musi umrzeć, co za różnica czy umrę w fotelu czy uprawiając swoje hobby? Jedynie taka, że w fotelu jest nudno, a podczas uprawiania hobby jest ciekawie. Oczywiście można zawsze argumentować, że w fotelu pożyję dłużej, ale do mnie to nie przemawia, jednak należe do tych, co wolą żyć krócej, ale ciekawie, niż długo, ale nieciekawie  :))  Jednak i tak jestem przekonana, że pożyję dłuuugo. A jeśli nie, to trudno, takie było ryzyko  :))

         

         

        1. >>Gdyby wszyscy byli tak ostrożni, jak Ty, to nigdy nie zeszlibyśmy z drzewa, nigdy nie przepłynęli mórz, nigdy nie pojechali samochodem, nigdy nie polecieli samolotem, nie polecieli w kosmos itd. Na początku to zawsze była czyjaś "niebezpieczna, szalona pasja".<<

          -Niestety potwierdzasz stereotyp, o którym pisałem, czyli gdy ktoś nie podziela górskiej pasji, to na pewno jest ostrożny, strachliwy, nigdy nie ryzykuje, siedzi w fotelu czekając na bezpieczną śmierć itd. Brak podstaw do takiego osądu. Odwaga to nie brak strachu, lecz jego pokonywanie. Kto nie ma lęku wysokości nie musi wykazywać się odwagą, by wejść wysoko. Ryzyko często było i bywa konieczne, by cokolwiek osiągnąć, szczególnie w poznawaniu nieznanego, ale tu wszystko jest jasne, to ciągle te same góry, na które wielu wchodziło i wielu zginęło. W przypadku większości odkryć, to głód, konkurencja o zasoby pokarmowe, o przestrzeń, zwykła ciekawość pchały ludzi do przekraczania granic, a pasja istotnie, przydaje się w nauce.

          -Wszyscy jakoś omijają końcówkę mojego wywodu, czyli o zaśmieceniu gór w wyniku tego owczego pędu, pasji, odruchu stadnego. Zaśmieceniu trupami, odchodami, pozostałościami obozowisk. Pewnie przez ten spory smród. Wówczas i zachwycać się trudniej.

          1. Piotrze, moim zdaniem trochę "mieszasz". Zestawiasz ze sobą różne niezależne rzeczy i twierdzisz, że to jest jakaś spójna całość.

            Zacznijmy od końca. Himalaje nie są wcale bardziej zanieczyszczane niż te "bezpieczne" góry, w które chodzą na wycieczki miliony "normalnych" turystów. Przez Himalaje przewija sie bardzo mało ludzi w porównaniu z "łatwymi" rejonami turystycznymi i w porównaniu zostawiają bardzo mało śmieci i odchodów. Różnica jest taka, że w rejonach zadeptanych przez turystów już podjęto odpowiednie środki, by nie zalegały tam śmieci czy odchody, a w Himalajach jeszcze nie. Oczywiście w Himalajach jest z tym większy problem techniczny, ale jest to tak samo do rozwiązania ja np. w wysokich Alpach, Apallachach, czy choćby naszych małych Tatrach. Oczywiście, że Tatry byłyby czyste, gdybyśmy zabronili tym milionom ludzi w nie przyjeżdżać, ale czy uważasz, że realnie jakiś zakaz odczuwania "pasji" do chodzenia po Tatrach to jest rozwiązanie? Uważam, że stawiasz absurdalne tezy. "Pasja do gór" jest obsesją i dlatego w Himalajach jest problem z zanieczyszczeniami? No, hola, może jednak po kolei?!  Obsesja i zanieczyszczenia "na jednym oddechu"? Jestem jak najbardziej za ochroną środowiska, ale skoro uważasz, że wolno jeździć nad te jeziora, o których wspomnialeś w komentarzu i w inne "bezpieczne" miejsca w przyrodzie, to niby dlaczego akurat w Himalaje nie wolno? Dlaczego "pasja" do jeżdżenia nad pobliskie jezioro ma większe prawa niż "pasja" do jeżdżenia w Himalaje? Bo Ty wolisz jeździć nad to jezioro? Zanieczyszanie pobliskiego jeziora jest bardziej ekologiczne niż zanieczyszczanie Himalajów? Jest jakaś skala "normalności" zanieczyszczania przyrody? Jednym wolno, bo robia to w bezpiecznych miejscach, a innym nie, bo robią to w niebezpiecznych? Jednym wolno , bo sa ich gdzies miliony w skali roku, a innym nie wolno, bo są ich tysiące w skali wielu lat? Chyba chodzi o znalezienie rozwiązań ekologicznych dla Himalajów, a nie o to, że nikt nie powinien tam jeździć? Oczywiście można to rozwiązać i zakazem, ale to nie ma nic wspólnego z tym, czym jest "pasja do gór" i czy jest religijna czy nie, a Ty to jakoś akrobatycznie łączysz i uważasz, że wszystko w porządku pod wzgledem logicznym.

             

            Nieprawda, wcale nie pisałam, że ten, kto nie podziela "górskiej pasji", jest na pewno strachliwy itp.. Uważam, że sa różne rodzaje wyzwań i różne rodzaje odwagi, niekoniecznie ktoś dzielny i odważny w jednej dziedzinie jest taki sam w innej. Oczywiście sa ogolne cechy charakteru, ktore o wielu rzeczach decydują, ale nie mozna porownywać odleglych od siebie dziedzin dzialalności i mierzyć i ch ta samą miarą. Natomiast postawa życiowa juz ma znaczenie w każdej sytuacji, bo to ona jest glownym motorem dla czlowieka.   Twierdzę, że to, co i jak piszesz o górskiej pasji himalaistów, ma swoje przyczyny w czymś bardziej ogólnym, bardziej uniwersalnym i dotyczy nie tylko himalaizmu.  Twierdzę też, że to Ty trzymasz się stereotypu, a ja próbuje Ci to wykazać i "uwolnić" Cie od niego. Poza tym staram sie przekonac Cię, że myślenie o ludziach wg stereotypów jest obarczone dużym błędem psychologicznym i logicznym, choćby dlatego, że ludzie różnią się między sobą budową układu nerwowego i mają różne potrzeby i różne reakcje.

             

            Ty sam o sobie napisaleś w komentarzu, że "wolisz bezpieczniejsze rejony, rozrywki" itd.. Sam mówisz o sobie, że pod tym wzgledem jestes tym "przeciętnym", który nie chce mierzyć sie z ekstremalnymi wyzwaniami. To Ty tak o sobie piszesz, nie ja.
            Hm, mam wrażenie, że z jednej strony sam to mówisz, a z drugiej nie chcesz tego przyznać… Może tu jest "problem", jaki masz z himalaizmem i jaki mają także ci wszyscy , którzy zaciekle krytykują "pasję", górska czy jakakolwiek?  Może ten "problem" jest wewnętrzny, a probujesz go rozwiazac od zewnątrz i dlatego jest tyle sprzeczności?

             

            Oczywiście, że odwaga to nie brak strachu, tylko jego pokonywanie. Sama to już tu kiedyś pisałam w komentarzach przy okazji innych tematów. I tym razem napisałam mniej więcej to samo:  jednych strach blokuje w działaniu, innych nie. Co znaczy właśnie, że jedni strach pokonują, a inni nie.

            A co do lęku wysokości, to chyba jednak nie tak. Każdy (prawie) odczuwa strach wchodząc wysoko, natomiast osoby z lękiem wysokości odczuwają patologiczny strach, doraźnego pokonania normalnego biologicznego strachu i leczenia zaburzeń lub fobii nie należy zrównywać, to zupelnie inne tematy.  

             

            Chcialam Ci powiedziec jeszcze, że ja tak namiętnie dyskutuję z Toba z pasji (!!  :))  )  dyskutowania, a nie, uchowaj boże (czy na tym portalu wypada uzywac tego powiedzenia?  🙂 ), z jakiejś chęci zwalczania Ciebie! Wydaje mi sie to oczywiste, bo to przecież potral dyskusyjny, ale jednak wole to podkreslic, bo to różnie bywa, w ferworze argumentowania mozna czasem coś napisać, co zostanie odebrane osobiście, a to przecież nic osobistego, tylko dyskusja.
             

  7. Zamiłowanie do górskich wędrówek jest stopniowalne. Himalaizm to już jest skrajny wyraz tego zamiłowania, podobnie jak "himalajami" zamiłowania do symfoniki są dogłębne analizy nagrań lub koncertów czynione przez Jacka Tabisza. Niedostępne dla większości melomanów, a może nawet niepotrzebne do przyjemnego obcowania z wielką muzyką.
    Z tą jednak róznicą, że wnikliwe analizy muzykologiczne nie rodzą zadnego zagrożenia dla pasjonata, zaś himalaizm jest bardzo niebezpieczny.
    I tu autor ma całkowitą rację.
    .
    Nie wiem, czy autor eseju szczerze twierdzi, że dla niego góry to nic więcej niż "nasuwające się na siebie płyty kontynentalne", czy tylko się tak trochę zgrywa. Czy nie jest to sztuczna poza ultra-racjonalisty. Taka obawa, że zachwyt nad jakimś zjawiskiem zabije racjonalne pojmowanie tego zjawiska. To zakrawa na para-religię Rozumu: zazdrosne bóstwo o imieniu Rozum zabrania ulegać innym bogom. Podobno Immanuel Kant był przez całe życie prawiczkiem, bo uznal, że ruchy wykonywane podczas seksu są "niegodne filozofa". A że to przyjemne… wara od przyjemności. Tylko rozum.
    .  
    Wędrowanie po górach jest wspaniałym przeżyciem. Jest to doświadczenie emocjonalne i estetyczne. Tak samo jak np. słuchanie koncertów symfonicznych.
    Oczywiście nikt nie musi gustować ani w jednym, ani w drugim. Ale mam niedparte przekonanie, że brak jakiegokowleik wzruszenia górami jest jakimś defektem ludzkiej wrażliwości.
    Gdy w średniowiecznej Europie rodził się nowoczesny humanizm – zrodził się też zachwyt dla gór. Pierwszym człowiekiem który wszedł na szczyt góry tylko dla przyjeności był podobno Petrerca. W malarstwie po raz pierwszy pojawił sie pejzaż. Jeszcze nie jako samodzielny temat, ale tło głównego tematu (zwykle religijnego) – często jednak dominujące.
    Wcześniej góry były tylko uciążliwym spiętrzeniem terenu. Przeszkodą na szlakach kupców, posłańców lub w przemarszu wojsk. To było przekleństwo (np. dla Hannibala). Jak ktoś już musiał przebyć góry, to szukał najniższych przełęczy, by omijać szczyty. Na czubek góry wchodzono tylko w jednym celu: aby mieć święty (nomen omen) spokój,  pewność, że się nikogo nie spotka, że nikt nie będzie tędy przypadkiem przechodził i nie przeszkodzi. Dlatego w górach żyli pustelnicy i mistycy, na górach odbywały się tajemne zgromadzenia. Stąd się zapewne wzięła tzw. "mistyka gór" – ale przyczyny tego są dość prozaiczne i pragmatyczne.
    .
    Tak czy owak trudno mi sobie jakoś wyobrazić prawdziwy humanizm bez zachwytu dla gór.

    1. >>Tak czy owak trudno mi sobie jakoś wyobrazić prawdziwy humanizm bez zachwytu dla gór.<<

      -Nie widzę w czym góry byłyby bardziej godne zachwytu niż las, rzeka, jezioro. Dla mnie akurat nagie skały są mniej ciekawe niż wszelka zieleń i woda. Zachwyt nie wymaga narażania życia. Zresztą piszę o manii, gdzie ludzie żyją tylko górami, jak mówi  Wojciechowska, to dla nich sposób na życie. Po wypadkach, odmrożeniach, amputacjach, wracają jak opętani. Uważaja, że z górami walczą, a w dodatku je kochają. Używają wielkich słów w stosunku do rzeczy martwych, kamieni. Niekochanie gór nie oznacza też, że nie lubię popatrzeć na taki krajobraz. 

      1. góry to tylko przykład

        chodzi ogólnie o naturę

        znany fizyk Krzysztof Meissner lubi opowiadać nawet o ekstatycznym pięknie równania Schroedingera

  8. "Himalajami" zamiłowania do symfoniki są dogłębne analizy nagrań lub koncertów czynione przez Jacka Tabisza."

    Lepiej bym tego nie ujęła!  :))

     

    "Z tą jednak róznicą, że wnikliwe analizy muzykologiczne nie rodzą zadnego zagrożenia dla pasjonata".

    Dla Jacka Tabisza nie rodzą zagrożenia, bo on jest niczym najlepszy z najlepszych Sherpa, organicznie i przez lata doświadczenia doskonale przystosowany do wspinania sie na szczyty rozumienia muzyki. Ale dla amatora, który usiłuje za nim nadążyć, to powiedziałabym, że może być niebezpieczne  :)))  Ja, gdy czytam analizy Tabisza, boję się już po pierwszym akapicie. Tabisz bryka po skalistych urwiskach jak kozica górska, a ja lękam sie, że zaraz zwichnę sobie swój wątły słuch muzyczny i ledwie zaznaczoną w moim mózgu świadomość muzyczną  :))) 

    Czytam jego analizy i już trochę się wyrobiłam, trochę mniej się lękam, gdy widzę kolejną na stronie  :)))  ale to zawsze jest dla mnie "kosmos" jeśli chodzi o poziom wyczynowości  :))) 

    🙂  🙂  🙂  😉

     

    Tomku, rzadko się z Tobą mogę w pełni zgodzić, ale z tym Twoim komentarzem zgadzam sie w całości.

    (Natomiast nie zgadzam sie z Kantem, uważam, że seks jest jak najbardziej godny folozofa  :)))))   ale to zupełnie inny temat 

    🙂 🙂 🙂   )

    1. może filozofki…

      wszak kobiety podczas seksu wykonują nieco inne ruchy niż mężczyźni

      .

      a co do muzykologii to analogia do himalaizmu jest tylko częściowo użyteczna – nie nadażając za szerpą można się zgubić lub spaść w przepaść, zaś za muzykologiem można bezpiecznie nie nadążać – a i tak coś tam zyskać

      ja na przykład swego czasu dowiedziałem się, że nadmierną była moja duma z faktu, że jestem w stanie słuchac z przyjemnościa kilku kompozytorów XX-wiecznych, bo kazło się że akurat ci których polubiłem, to przedstawiciele neo-czegośtam i epigoni, a prawdziwej awangardy bynajmniej nie trawię

      1. 🙂 🙂  Nie, nie, miałam na myśli filozofa płci męskiej i męskie ruchy podczas seksu. Kobiece, choć nieco inne, być może Kant też uznałby za niegodne, gdyby uważał, że kobieta może być filozofem. Ja ani w męskich, ani w żeńskich ruchach podczas seksu nie widzę nic niegodnego filozofa. 

        🙂 🙂

          1. Taaak… Ciekawe, jaki to by miało wpływ na jego dokonania i dalszą historię filozofii? Wyobrażam sobie te tytuły w bibliotekach instytutów filozofii: "Pozycja jeźdźca w seksie a imperatyw kategoryczny. Analiza historyczna" albo: "Stosunki seksualne w pozycji jeźdźca a godność filozofa. Biografia myśliciela z Królewca", albo, awangardowo: "Czy uprawianie przez filozofów seksu w pozycjach, w których myśliciel znajduje się na dole, ma korzystny wpływ na ukrwienie mózgu i zwiększa osiągnięcia zawodowe? Ujęcie interdyscyplinarne. Praca zbiorowa".

            Sądzę, że najbardziej pobożni czytelnicy tego portalu uważający, że wszelkie wspominanie o seksie to "samo zuo"  :))  zemdleli z oburzenia już po piewszym tutule, najdalej po drugim. A skoro są nieprzytomni, ale ich życiu i zdrowiu nic nie zagraża, to można kontynuować spokojnie dalej.

            Myśle, że prędzej czy później wydziały filozofii stanęłyby przed pytaniem: Na którym roku studiów wprowadzić zajęcia praktyczne z technik poprawiających ukrwienie mózgu?

            No, nieważne, tak sie tylko zastanawiam, jak mogłaby dziś wyglądać nasza kultura, gdyby Kant jednak zedecydował się na seks…

             

            Nie jestem zawodowym filozofem, mogę szargać   ;))  święte imię matki wszystkich nauk i nikt mnie za to z roboty nie wyleje.

            Czyli drwiąc sobie z Kanta ponoszę małe ryzyko.

            Jednak filozofia bywa groźna dla niektórych, no np. dla pobożnych, a raczej dla ich pobożności. I wcale nie mówię tego do Ciebie, Tomku, tylko zupełnie ogólnie.

          2. Spoko.

            Już się przyzwyczaiłem do tego, że ateiści miewają głowy pełne dziwacznych stereotypów i uprzedzeń.

            Domyślam się, że w oczach kogoś, kto ma obsesję na punkcie seksu, osoba od tej obsesji wolna może być postrzegana jako ktoś, kto uważa, że "wszelkie wspominanie o seksie to samo zuo".

          3. No, to "pojechałeś"  :))  Już kto jak kto, ale ja to naparawdę nie mam glowy pełnej stereotypów i uprzedzeń, wydaje mi sie, że to widac, ale może tylko mi sie wydaje. To, że widać, może mi sie wydawać, ale z pewnością nie wydaje mi sie, że nie mam głowy pełnej stereotypów, tego moge być pewna, już choćby dlatego, że nieustannie doświadczam dowodów na to.

             

            Ani w tym komentarzu ani nigdy tutaj nie napisałam, że jestem ateistką. Nie jestem w żaden sposób "wierząca", ale nigdy nie deklarowałam sie tu jako ateistka, więc skąd Ci się to wzięło, że ja to "ateiści"?

             

            Za "najbardziej pobożnych" czytelników uważam ortodoksyjnych katolików, ktorzy tu zaglądają, a nie Ciebie. Odpowiadałam na Twój komentarz, ale to nie znaczy, że każde zdanie jest skierowane osobiście do Ciebie, czy że opisuje Ciebie.

            To katolicy mają wieczny problem z seksem i jego obecnością gdziekolwiek. Robia różne rzeczy, ktore świadczą o negatywnej koncentracji na tej sferze. No i nie ma co sie dziwić, bo jesli czlowiek próbuje "opanować" w sobie czysty atawizm, to musi sie nieźle "nacudować", żeby choc w malym stopniu udalo mu sie cos osiągnąć. Pod tym względem znam katolików jako ludzi (zwlaszcza mężczyzn to dotyczy oczywiście), którzy chodza i powtarzaja sobie "nie jestem skoncentrowany na seksie, liczy sie duchowość, nie patrze na jej biust, liczy sie się jej dusza, wcale nie myslę o seksie, wcale nie myslę o jej udach, wcale na nie nie patrze, wcale nie, wcale nie, nie, nie , nie, myślę o Jezusie, pokusy trzeba oddalać od siebie, to szatan tak mnie kusi, cielesna żądza to grzech, wcale nie myslę nieustannie o seksie, nie mysle o seksie..  … itd. itd." Ponieważ nieżonaci/niezamężni "głęboko wierzący" katolicy stale muszą walczyć ze swoimi normalnymi odczuciami i myslami, staja sie pewnego rodzaju fanatykami seksu, tylko "odwrotnie", bo koncentruja sie na tym, by sie nie koncentrować na seksie, by unikac tego tematu, by nie patrzec na nic, co mogloby ich pobudzic do myslenia o tym… W efekcie są ludźmi z obsesją seksualną skierowana przeciwko seksualności. Inni ludzie, ktorzy po prostu normalnie zaspokakają te potrzeby nie są na nich nieustannie skoncentrowani, to tak jak z pragnieniem, jesli czlowiekowi chce sie pić i napije sie wody, to przestaje o tym mysleć, może zająć się czymś innym, ale jesli nie napije sie, to pragnienie wciąż i wciąż będzie dawało o sobie znać i wciąz trzeba będzie z nim walczyć. Potrzeby seksualne da się troche stlumić, ale wymaga to absurdalnego nakładu sił i środków, a efekty są mierne. Osoba, która to czyni, staje sie dewiantem na własne życzenie. Ma to także skutki społeczne, a jesli ludzie o takim podejściu dochodza do wladzy, to próbują wyeliminować temat seksu ze świata najbardziej jak sie da, przeszkadza im edukacja seksualna, przeszkadza im literatura, kino, teatr itd.. Wszystko jest dla nich pornografią, nawet jesli pornografią nie jest, a tylko normalnym poruszeniem tematu seksualności. Normalne zaspokajanie potrzeb seksualnych nazywają "opętaniem seksem", a każdego, kto wspomina o seksie posadzają o obsesję seksualną. 

             

            W całym tym kontekście zdecydowanie wolę być tą, co "ma obsesję seksualną", niż tą, która "wcale nie myśli o seksie, wcale nie myśli o seksie, wcale nie, wcale nie… …"  :)))))

          4. Ja też odpowiadałam na Twój komentarz, ale moja uwaga była dość ogólna…

            Ale cóż.. wszystko co napisłaś o katolikach jest jednak stereotypem (lub czczym domysłem), więc jednak potwierdziłaś tym mój stereotyp.

            .

            Pewnie niektórzy katolicy tak myślą jak to opisałaś, ale na pewno nie wiekszość.
            Kiedyś spotkałem w necie taką ultrakonserwatystkę katolicką w sprawach obyczajowych. Zacytowalem jej (bez podawania źródła) fragmemty książki "Miłość i odpowiedzialność" Karola Wojtyły (napisnej w latach 1960-tych).
            Stwierdziła, że to wyuzdane, bluźniercze i heretyckie.

          5. Czy Ty w ogóle czytasz to, co sie pisze? Jaki stereotyp i jakie czcze domysły, skoro wyraźnie napisałam, że ZNAM osobiście takich katolików i że chodzi o tych, którzy uważaja sie za "głęboko wierzących", a nie o wszystkich?

             

            A w ogóle co w sensie logicznym znaczy zdanie zbudowane w ten sposób: "(…) co napisalaś (…) jest stereotypem, więc potwierdziłaś mój stereotyp" ?? 

          6. No ale sama stwierdziłaś, że z góry sie po tych "najbardzej pobożnych" czegoś spodziewasz, więc….

            .

            A zdanie w sensie logicznym i emocjonalnym jest żartobliwe.

  9. O dziwo zgadzam się z autorem. Zresztą pisałem już tutaj w komentarzu że ta pasja górska ma charakter religijny. 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *