Wybiliśmy się na niepodległość dwa razy. Za pierwszym razem korzystając z okazji, jaką była pierwsza wojna światowa i rozpad mocarstw rozbiorowych, za drugim razem z okazji rozpadu Związku Radzieckiego, a raczej poprzedzającego go okresu wewnętrznego osłabienia. (Za drugim razem niektórzy twierdzili, że to właśnie my rozwaliliśmy ZSRR, ale jest w tym odrobina przesady.) Czy walcząc o niepodległość przygotowywaliśmy się do jej zagospodarowania? Nie ma tu mądrej odpowiedzi. Wlekliśmy za sobą feudalną strukturę społeczną i feudalną mentalność. Lewica obiecywała chłopom, że robotnikom będzie lepiej, prawica broniła stanowego społeczeństwa i tkwiła w myśli narodowej, handlującej narodowo-religijnymi dewocjonaliami. Demokracja była dla większości społeczeństwa marzeniem, okazała się jednak daniem, które trudno ugryźć.
Naszą pierwszą niepodległość zdominowały piekielne swary i aż dziw, że mimo tych swarów zdołano w ciągu tych 20 lat zrobić jednak tak wiele. Zaczynaliśmy ją od bestialskich pogromów i zamordowania prezydenta, który wiedział, co to jest parlamentarna demokracja, ale również od przyznania kobietom prawa głosu.
Trzydziestolecie drugiej niepodległości dominowały piekielne swary i mimo tego dokonał się w tym czasie największy skok cywilizacyjny w historii naszego kraju. Zawdzięczamy to wejściu do Unii Europejskiej, ale nie tylko. Mieliśmy parlament, ale idee ścierały się w mało parlamentarny sposób.
Większość ludzi, których znam, może godzinami rozprawiać o popełnionych błędach. Mamy tu spory o okrągły stół, o Magdalenkę, o transformację i terapię szokową, o sposób likwidacji pegeerów i spółdzielni rolniczych, o prywatyzację i sposób wpuszczania firm zagranicznych na polski rynek, o reformy szkolnictwa, zdrowia, systemu podatkowego, o miejsce Kościoła w państwie. Tę listę można ciągnąć do białego rana.
Stwierdzenie, że nikt nie mógłby przeprowadzić transformacji od komunizmu do kapitalizmu bez popełniania błędów, wywołuje niechętne spojrzenia. Obowiązuje twarda zasada, że krytykują racjonalni i moralni, a krytykowani są z założenia bezgranicznie głupi i z gruntu nieuczciwi.
Okrzyk „Polska w ruinie” nie pojawił się z powietrza. Odbiorca medialnej strawy był do niego doskonale przygotowany. Praktycznie rzecz biorąc wszelkie działania władz były nieustannie prezentowane jako całkowicie błędne i motywowane nieuczciwością. Ekspertami definiującymi błędy byli przeciwnicy polityczni, dziennikarze, aktywiści tej czy innej sprawy, zaangażowani posiadacze dyplomów.
Można sądzić, że ekspert to człowiek posiadający na dany temat wiedzę większą niż inni, To człowiek, który dostarcza bezstronnej informacji o tym, co wiemy z badań i doświadczeń, który pamięta o swoich ograniczeniach i studzi pochopne opinie. Medialni eksperci niesłychanie rzadko spełniają te kryteria. Znacznie częściej wydają się świadczyć usługi w zakresie nakręcania stronniczych opinii. Obraz Polski, jaki od lat wyłaniał się z mediów, umacniał przekonanie, że Polska jest w ruinie, a Polacy są ofiarami spisków i oszustw.
Cudzoziemiec odwiedzający Polskę widzi kraj dość podobny do innych krajów europejskich. Jeśli widział Polskę kilkanaście lat temu, jest pełen podziwu jak wiele zostało zrobione. Ze zdumieniem słucha, że wszystko zostało rozkradzione, a kraj jest w ruinie.
Czy Polacy wybiją się na uczciwość? To ważne pytanie. Czy jako społeczeństwo jesteśmy tak nieuczciwi jak nas o tym przekonują nasze media? Jak często politycy są skorumpowani, jak często nieuczciwi są urzędnicy, przedsiębiorcy, pracownicy?
Człowiek przekonany, że jest ustawicznie okradany przez rząd, pracodawcę, korporacje, sklepik na rogu i sąsiadów może dojść do wniosku, że uczciwość nie ma najmniejszego sensu, że jest racjonalne i sprawiedliwe oszukiwanie państwa, pracodawcy, właściciela sklepu.
Teoretycznie gospodarka rynkowa zwiększa poziom uczciwości. Teoretycznie niewidzialna ręka rynku elimnuje niewydajnych i nierzetelnych producentów oraz nieżyczliwych i nieuczciwych handlowców. Niewidzialna ręka rynku nie działa jednak tak całkiem automatycznie. Wiedział o tym doskonale Adam Smith. Proces cywilizowania kapitalizmu był i pozostał trudny, znaczącą rolę odegrały na tym polu umiarkowane ruchy lewicowe, ale również umiarkowana prawica.
Nie ma społeczeństw bezwzględnie uczciwych, policja i więzienia potrzebne są wszędzie, poziom uczciwości jest różny. Zdumiewa fakt, że w każdym społeczeństwie, kiedy policja znika z ulic okazuje się, że jest znacznie więcej ludzi skłonnych do kradzieży i rozboju niż mogliśmy przypuszczać. Wiemy również, że w każdym społeczeństwie znajduje się więcej ludzi skłonnych do udziału w ludobójstwie niż umiemy to sobie wyobrazić. Wystarczy podżeganie i zapewnienie bezkarności.
Czy Polacy są narodem bardziej nieuczciwym niż inne narody? Nie mamy dobrej opinii u naszych sąsiadów, nie mamy dobrej opinii sami o sobie. Czy możemy wybić się na uczciwość? Nie wiem, mam wrażenie, że zależy to od bardzo wielu czynników, które trudno uporządkować. Wiele zależy od tego jak postrzegamy otaczający nas świat, na ile będziemy mieli zaufanie do policji i sądów, czy damy się wciągnąć w opinię, że wszyscy kradną, a ludzie uczciwi to zwyczajni durnie. Chwilowo mam wrażenie, że narasta tendencja postrzegania świata jako miejsca, gdzie rzetelność i uczciwość nie popłaca. Interesującym testem są tu reakcje na opowieści o uczciwych karierach zawodowych i dorabianiu się na uczciwości. Ludzi skłonnych w te opowieści uwierzyć, jest niestety bardzo mało. Są to jednak postawy irracjonalne, w otaczającym nas świecie jest znacznie więcej rzetelności i uczciwości niż jesteśmy to gotowi przyznać. Równocześnie prawdopodobnie mamy poważne problemy z definowaniem tego, co uczciwe. Znacznie częściej ludzie oddają znaleziony portfel niż mają wyrzuty sumienia z powodu lewego zwolnienia chorobowego czy kombinacji podatkowych. Świętych nie ma nigdzie, ale w czasach, w których lawinowo przybywa świętoszków (tych religijnych i nie tylko) wybijanie się na uczciwość napotyka na poważne przeszkody.
Czy Polacy wybiją się na racjonalizm?
Czym jest racjonalizm i gdzie szukać racjonalistów? Wszyscy zapewniają, że są racjonalni i dzielnie wskazują na irracjonalne poglądy i zachowania ludzi, którzy myślą inaczej niż my. Z psychologicznego punktu widzenia jest to zrozumiałe. Nieustannie poszukujemy informacji potwierdzających nasze wcześniejsze poglądy. Robimy to absolutnie wszyscy i można powiedzieć, że racjonalizm, to przede wszystkim sztuka łapania na błędach samego siebie. Nauka o krytycznym myśleniu informuje nas przede wszystkim o błędach, które my popełniamy, a nie tylko nasi bliźni.
Racjonalizm w polityce to sztuka umiarkowania i gotowość przyznania, że nie zawsze mamy rację. Jesteśmy znani w świecie z bałaganiarskich debat i złej organizacji. Jesteśmy ojczyzną prakseologii, ale dobrze załużyliśmy na to, że na przykład Szwedzi o chaotycznej dyskusji mówią „polsk riksdag” (polski sejm), a Niemcy o bałaganie „Polnische Wirtschaft”. Te opinie świata o nas mogą irytować, możemy je również ignorować, pozostaje jednak poważniejsze pytanie o to, czy możemy zacząć próbować zmieniać nasze dyskusje z nacechowanych personalnymi ambicjami sporów o rację w dyskusje o priorytetach, wspólnych celach, praktycznych możliwościach ich realizacji?
Mamy wielowiekową tradycję chaotycznych dyskusji, personalnych przepychanek, organizacyjnego bałaganu i zwyczajnego warcholstwa. Nie wiadomo kto miałby uczyć dobrej roboty. Na uniwersytetach mamy coraz więcej teologii i coraz mniej prakseologii, która również wcześniej była tam w ilościach śladowych. Na Zachodzie przez długi okres czasu postępy gospodarki rynkowej i wpływy Oświecenia popychały w kierunku pragmatyzmu. Umiarkowana lewica i umiarkowana prawica zbliżały się do siebie, tworząc względnie racjonalne, pragmatyczne centrum. Dobre drogi i ciepła woda w kranie były ważniejsze niż utopijne ideały. Ten okres mamy za sobą. Postmodernizm, gwałtowna komercjalizacja (tabloidyzacja) mediów, media społecznościowe oznaczały szybki powrót wieku ideologii i dewaluację słowa. Polityka przeniosła się z parlamentów na Twittera. Wybicie się na racjonalizm dziś może być trudniejsze niż kiedykolwiek.
Na co więc Polacy mogą wybijać się teraz? W najbliższym czasie cel jest właściwie jeden – skorzystanie z prawa głosu, pamiętając o tym, że niezależnie od tego, kto w tych wyborach zwycięży, w zależności od frekwencji albo odepchniemy dyktaturę, albo będzie względnie silna opozycja mogąca hamować jej postępy, albo zwolennicy dyktatury otrzymają mandat na robienie co chcą.