Mój redakcyjny kolega, Radosław S. Czarnecki napisał na swoim blogu w lewica.pl artykuł zatytułowany: „Interahamwe w Polsce?”. Dotyczy on projektu powołania przez MON pod egidą Antoniego Macierewicza Wojsk Obrony Terytorialnej. Artykuł Radko częściowo porusza podobny problem, na jaki ja zwróciłem uwagę w moim tekście zatytułowanym „Regularne bojówki nowej władzy?” . Obydwaj zwróciliśmy uwagę na możliwość zastosowania WOT do rozgrywek wewnętrznych w Polsce, zwłaszcza w obliczu siłowego ataku PiS na konstytucję i wszystkich obywateli broniących państwa prawa. Wspólne zwrócenie uwagi na ten problem nie jest dziełem przypadku. Przed napisaniem swojego tekstu rozmawiałem z Radkiem i pod wpływem pogawędki z nim zdecydowałem, że jednak odniosę się do kwestii utworzenia WOT przez ministra Macierewicza. Wcześniej nie byłem do tego w pełni przekonany, bo czułem, że powstanie ostry tekst, będący jednak po części kwestią omówienia możliwego rozwoju wydarzeń w przyszłości, a nie analizy faktów. Takie teksty zawsze obarczone są możliwością rozminięcia się z rzeczywistością, w tym wypadku mam nawet szczerą nadzieję, że tak będzie – że nasze obawy związane z rzeczywistym celem tworzenia WOT przez ministra Macierewicza okażą się przesadne. Ale nigdy nic nie wiadomo…
Cóż oznacza ów Interahamwe w tytule artykułu Radosława S. Czarneckiego? Tak tłumaczy to autor:
Interahamwe (w języku ruanda-rundi oznacza „Walczący razem”) to bojówki Hutu, które od kwietnia do lipca 1994 r., wspólnie z partyzantami Impuzamugambi (także reprezentującymi plemię Hutu) dokonały w Rwandzie masowego ludobójstwa na ludności z plemienia Tutsi, zabijając od 800 000 do 1 mln ludzi (dane szacunkowe). De facto organizatorem i propagatorem ruchu Interahamwe był Juvénal Habyarimana (prezydent Rwandy, pochodzący również z plemienia Hutu), który zginął w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach podczas katastrofy samolotowej w dn. 6.04.1994 r. w stolicy Rwandy, Kigali.
Radek zwraca w swoim artykule uwagę na ten sam co ja fragment komunikatu MON:
„Wiara polskich żołnierzy powinna być najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa – taką informację przekazali przedstawiciele MON posłom na posiedzeniu Komisji Obrony Narodowej. Ministerstwo uważa, że w obecnej sytuacji – zwłaszcza prowadzonej przez Rosję wojny nowego typu – najlepszym rozwiązaniem jest budowa Wojsk Obrony Terytorialnej (WOT). Wojska te stanowiłyby dużą szansę ma szybką i skuteczniejszą odbudowę bezpieczeństwa militarnego naszego kraju, poprzez skuteczniejsze potencjału ekonomicznego, demograficznego i kulturowego. WOT miałyby zostać utworzone jako piąty rodzaj sił powietrznych. W tym celu powołano już pełnomocnika. W siłach mieliby służyć „żołnierze-obywatele”. Celem WOT powinno być wzmocnienie patriotycznych i chrześcijańskich fundamentów naszego systemu obronnego oraz sił zbrojnych – tak, aby patriotyzm oraz wiara polskich żołnierzy były najlepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa i umożliwiły skuteczną realizację programu odbudowy siły militarnej Polski”.
Istotny, jest tu zdaniem Radka, aspekt religijny:
Kilka zagadnień jest tu znamiennych, zbiegających się w jedno. Pierwszym to podkreślanie chrześcijańskiej (de facto – katolickiej, bo tylko ten wymiar wiary religijnej uznają dziś rządzące elity za immanencję tzw. „polskości” i powtarza się od przynajmniej dwóch dekad) wiary, co samo w sobie w związku z wojskowością – czyli zabijaniem i orężem – jest oksymoronem.
Zważywszy na historię chrześcijaństwa związek chrześcijaństwa z orężem i zabijaniem nie jest oksymoronem. Oczywiście, łatwo jest przytoczyć fragmenty z Nowego Testamentu świadczące o pacyfizmie Jezusa. W Starym Testamencie znajdziemy zaś wiele fragmentów mówiących o konieczności brutalnej walki w imię wiary w boga Jahwe. Chrześcijaństwo, jak wszystkie monoteistyczne religie, miało okresy wyjątkowego okrucieństwa i bezwzględności. Z drugiej strony na tle religii takiej jak islam jawi się dziś jako religia znacznie bardziej humanitarna i mniej wykluczająca. Również hinduizm, zważywszy na jego system kastowy i jego stosunek do kobiet, nie w każdej sytuacji bywa i bywał łagodniejszy od chrześcijaństwa. W islamie nie ma żadnego wezwania do pacyfizmu. W hinduizmie znajdujemy niechęć do indywidualnej przemocy, ale też pochwały walki o wiarę, zwłaszcza w jego monoteizujących nurtach (sziwaici, krysznaici etc.).
Pisze Radek dalej:
Przywołanie w tytule oraz we wstępie przykładu Rwandy nie jest w tym (i nie tylko) przypadku bezpodstawną manipulacją: Rwanda to do rzezi Tutsich była najbardziej skatolicyzownym krajem Czarnego Lądu, taka katolicka Polska w Europie przeniesiona w realia afrykańskie.
Pełna zgoda, że Rwanda jest wyjątkowo katolicka jak na Afrykę i oczywiście sposób w jaki ów katolicyzm się objawia wymaga potępienia. Ale Rwanda nie jest katolicką Polską przeniesioną w realia afrykańskie, gdyż w Afryce nie brakuje równie fanatycznych państw wyznaniowych jak Rwanda, tyle, że ich charakter jest islamski. Mamy Sudan (a raczej Sudany), mamy Somalię, mamy Libię i coraz większą część przejmowanego przez Boko Haram Mali. Aby porównać sytuację katolickiej Rwandy w Afryce z katolicką Polską w Europie, Europa musiałaby się w większości składać z państw muzułmańskich dużo bardziej fanatycznych w swym islamizmie niż nadal na tle większości państw muzułmańskich liberalna Turcja. Krótko mówiąc, wypada mieć nadzieję, że jednak większość polskich katolików nie dorównuje w fanatyzmie nawet bardzo liberalnym Rwandyjczykom, również z uwagi na wpływ niewspółmiernie bardziej liberalnego i humanitarnego sąsiedztwa na kontynencie europejskim. Choć, oczywiście, to, co miało miejsce w byłem Jugosławii nakazuje być bardzo ostrożnym. Choć – z drugiej, albo może i z trzeciej strony, Polska nie jest ani trochę tak różnorodna etnicznie i religijnie jak była Jugosławia. Różnorodność etniczna i religijna często sprzyja przemocy, czego dowodem jest również wysoka przestępczość w USA i narastająca we Francji. Multikulti ponosi niestety klęskę. Przegrywa prawdopodobnie z prostymi instynktami, oraz z silnie wpojonymi ideologiami religijnymi. Często bardziej agresywne są mniejszości – jak ma to miejsce we Francji i w Belgii.
Dalej pisze Radek o Rwandzie tak:
To stąd rekrutowała się największa liczba misjonarzy, księży, zakonnic. To tu powołania kapłańskie szły w tysiące, a Kościół rzymski w Rwandzie był synonimem sukcesu nauki katolickiej. J. Ex. arcybiskup warszawsko-praski Henryk F. Hoser coś na ten temat mógłby więcej powiedzieć. Tak samo jak o rzezi Tutsich – katolików, dokonanej przez Hutu – także wyznających religię Jezusa Chrystusa, wiernych synów i córek Watykanu.
Bardzo wielu misjonarzy i wiele zakonnic oraz księży wywodzi się z indyjskiego stanu Kerala, gdzie żyje całkiem spora mniejszość chrześcijańska. Ci ludzie nie są tak agresywni i antyhumanitarni jak katolicy z Rwandy. Co zatem łączy katolików z Rwandy i z Kerali? Myślę, że bieda i powszechność religijnej wizji świata. Katolickie uniwersum nie jest kwestionowane przez słabo wykształconych ludzi tam mieszkających, jednocześnie opłaca się być księdzem, zakonnicą czy misjonarzem. Powołania wynikają nie tylko z głębokiej wiary, ale również z chęci podniesienia swojego statusu materialnego i społecznego. W bogatszych państwach „zawód” księdza czy nawet zakonnicy jest znacznie mniej atrakcyjny w warstwie pozytywnej odmiany życia ściśle „materialnego”.
Mrzonki na temat zagrożenia Polski ze strony Rosji są próbą odwrócenia zainteresowań opinii publicznej w Polsce – która zindoktrynowana „rusofobią” elit i kultywująca w swej zbiorowej świadomości liczne fantazmaty oparte o nie do końca przemyślane i zracjonalizowane epizody z dziejów tego narodu – od zasadniczych celów takiej operacji: tworzenie tzw. Wojsk Obrony Terytorialnej. Owo zagrożenie powtarzają jak mantra przedstawiciele różnych środowisk i ugrupowań jak najdalszych często od Prawa i Sprawiedliwości.
Zagrożenie Polski ze strony Rosji nie jest mrzonką. Putin zajął już część naszego sąsiedzkiego państwa. W Polsce działają jego propagandowi żołnierze. Mamy partię Zmiana etc. Mamy kłamliwe przekazy rosyjskich mediów, dedykowane również polskim czytelnikom. Niedawno niemiecka komisja parlamentarna stwierdziła, że nasilają się ataki propagandowe na Niemcy i mogą one mieć wpływ na decyzję niemieckich polityków, czego również strona polska się obawia. Oczywiście znacznie bardziej niż my zagrożone są państwa bałtyckie. Ale pytanie, czy w razie czego stać nas będzie na pomoc dla nich do której jesteśmy zobowiązani jako członek NATO i dbający o własne interesy sąsiad. Putin stara się osłabić pozycję Polski w UE i ogólnie całą UE. Jak na razie idzie mu to znakomicie, zaś podważający państwo prawa w Polsce PiS bardzo mu w tym pomaga. Przypuszczam, że ta pomoc nie jest inspirowana wprost przez Kreml. Po prostu dążenie do dyktatury Kaczyńskiego jest na rękę Putinowi i nie jest na rękę UE. Kreml na pewno zaś wzmacnia poparcie dla zapędów Kaczyńskiego wspierając osłabianie polskiej demokracji.
[Różne środowiska o zagrożeniu ze strony Putina] powtarzają, nie widząc iż ów projekt jest zakamuflowaną próbą stworzenia bojówek – na kształt tzw. Sturmabteilung (SA, niem. Die Sturmabteilungen der NSDAP, pol. Oddziały Szturmowe NSDAP) – utworzonych w Niemczech w 1920 do ochrony zgromadzeń partyjnych, które przekształcono potem w oddziały masowej organizacji wojskowej. Sturmabteilung stało się głównym narzędziem nazistowskiego terroru, skierowanego przeciwko innym ugrupowaniom politycznym (głównie komunistom). Jej założycielem i szefem był Ernst Röhm, fanatyczny zwolennik wychowania „patriotyczno-gimnastyczno-wojskowego” młodzieży.
Zagrożenie ze strony Putina jest realne, możliwe jest też dążenie obecnego rządu do siłowej rozprawy z opozycją. Sztuką jest zrozumienie obu zagrożeń i poruszanie się w tych granicach.
Pisze dalej Radek:
SA – czy wspomniane na początku oddziały Interahamwe, to podobne w swych rudymentarnych założeniach organizmy. Myślenie leżące u ich podstaw założycielskich jest jednakowe.
Planowane uzbrojenia oddziałów WOT przez Ministerstwo Obrony Narodowej pod kierownictwem Antoniego Macierewicza jest potwierdzeniem albo krótkowzroczności i zupełnej ignorancji tego gremium, ślepoty i zacietrzewienia (które zawsze odbiera zdolność racjonalnego myślenia i przewidywania skutków swych decyzji) albo jest to gigantyczna manipulacja mająca pokryć zasadnicze cele tego projektu, żerująca na szeroko rozprzestrzenionej i ugruntowywanej „rusofobii” ([patrz]: uzasadnienie i cele powołania WOT), a także na eksplodującej (jak to widać w ostatnich tygodniach) a związanej z kryzysem migracyjnym w Europie, polskiej nienawiści do każdego INNEGO. Innego, nie mieszczącego się w spektrum: zwolennik PiS, wyznawca tzw. „religii smoleńskiej”, Polak-katolik, patriota kultywujący tradycje tzw. „żołnierzy wyklętych” (bez względu na okoliczności ich postaw i działań), anty-komunista, anty-semita (choć ukryty – dziś to przede wszystkim „islamofob”) itd.
Jak już wspomniałem, obawy przed polityką Putina są zasadne, nie można ich zatem obalać jako „totalnego absurdu”. Podobnie ma się rzecz w kwestii obaw przed niekontrolowanym przypływem do Europy wyznawców islamu. Jak pokazują rozliczne badania, większość z nich jest negatywnie nastawiona do wartości europejskich i radykalizuje się. Europejskie programy integracyjne poniosły fiasko i nie ma żadnej gwarancji, że potomkowie obecnie napływających do Europy muzułmanów nie będą wrogami europejskiej kultury i nie będą podejmować działań niosących ze sobą destabilizację a nawet upadek nowoczesnej, świeckiej i innowacyjnej Europy. Z drugiej strony krytyka muzułmanów w Polsce przekracza czasem granice mowy nienawiści i jest to świadectwo braku empatii i wiedzy społecznej u znaczącej grupy naszego społeczeństwa. Oczywiście antysemityzm nie jest tożsamy z islamofobią. Ostatniego terminu należy używać z dużą dozą oszczędności, gdyż islam rzeczywiście zasługuje na bardzo dużo krytyki, która jest zasadna i nie ma nic wspólnego z „fobią”. Budowanie poparcia w odniesieniu do wiary w rzekomy zamach smoleński to rzeczywiście czystej wody skandal i manipulacja, co ma szczególnie negatywny wpływ na nasze społeczeństwo (na bazie tej spiskowej hipotezy znacząca część społeczeństwa darzy nienawiścią zupełnie niewinnych polityków będących obecnie w opozycji, jak i wszystkich, którzy ich popierają). Jeśli chodzi o żołnierzy wyklętych to złożony temat – jedni byli bohaterami, inni mordercami. W normalnym świecie chęć przywrócenia historii tych lat nie ma w sobie nic nagannego, wręcz przeciwnie. W świetle ideologii PiS kult żołnierzy wyklętych wiązany jest z rzekomą „zdradą okrągłego stołu”. Jeszcze większą nienawiścią niż członkowie PZPR są darzeni przez zwolenników PiS „zdrajcy”, czyli wszyscy Solidarnościowcy, którzy nie popierają PiS i Kaczyńskiego. Jeśli chodzi o dawnych członków PZPR, to są oni przez środowisko PiS uznawani za swoich, jeśli działają na rzecz planów Jarosława Kaczyńskiego. Nie przypadkowo atakiem PiS na Trybunał Konstytucyjny dowodził były członek PZPR i prokurator Stanu Wojennego. Niektórzy analitycy zauważają, że środowisko PiS ma bardzo PRL-owską mentalność, odznaczającą się w nadziei na centralne planowanie, na władzę autorytarną, na posłuszeństwie wobec „przewodniej roli partii” i na wielu innych cechach. Inna jest tylko symbolika – krzyż i orzeł zamiast sierpa i młota, Jan Paweł II (bez otwierania) zamiast Marska na półce w domowej biblioteczce. Zamiast „Prawdy” i „Trybuny Ludu” „Radio Maryja” i „Gazeta Polska”.
Pisze dalej Radek:
I niech więc liberalni demokraci od KOD-u, z .nowoczesnej.pl czy Platformy Obywatelskiej, pogrobowcy św. p. „Munii Wolności” nie mają złudzeń: to nie będzie (na początku) „młot na post-komunę”, którą Wy chętnie byście cudzymi rękami – bo Was przecież brzydzą takie metody – wytępili do końca „ogniem i żelazem”.
Oczywiście, że najbardziej zagrożeni są politycy PO. Jest niestety możliwe, że na bazie wymuszanych zeznań „dowiemy się”, że to Donald Tusk wysadził samolot nad Smoleńskiem. Nawet jeśli nie to, to aby wzmocnić swoją popularność PiS będzie sądził byłych ministrów PO i niezależnie od wyników tych rozpraw zadba o to, aby wszyscy zwolennicy Kaczyńskiego „wiedzieli” iż są to złodzieje i zdrajcy. Dla PiS to przede wszystkim PO a nie SLD jest post-komuną. Nie zauważyłem też, aby PO jakoś mocno, „ogniem i żelazem” tępiło byłych członków PZPR. Nowoczesna, jako bardzo nowa partia, chyba w ogóle nie jest tym zainteresowana po 26 latach od Okrągłego Stołu. Oderwanie się od historii to wręcz szansa dla młodych partii w Polsce.
Pisze dalej Radek:
Kandydaci na członków WOT – a de facto; bojówek kato-patriotyczno-szowinistycznych (bo ta „impreza” może w takie, podobne do Interahamwe czy SA przedsięwzięcie łatwo się samoczynnie przerodzić) – już są: to członkowie środowisk tzw. „kiboli”, fanatyków futbolu, uchodzący za modelowych reprezentantów dzisiejszego patriotyzmu polskiego, kultywujący mit tzw. „Wielkiej Polski” (tylko dla katolików i prawoskrętnie lub ultra-prawoskrętnie myślących Polaków), cremé de la cremé dzisiejszej tzw. „polskości”, ludzie sukcesu i godni szacunku. Ich wiara jest bowiem niewzruszona (jak np. u członków Interahamwe, którzy często po modłach w katolickich świątyniach i instrukcjach katolickich kapłanów, szli mordować w bestialski sposób współwyznawców, choć innej nacji). Nawet takich duchownych w naszym kraju kilku by się znalazło: ks. ks. Międlar, Natanek czy Oko…….
Narzędzia – maczety, szable, bejsbole, nunczaki, noże itp. – podczas dorocznych pielgrzymek środowisk „kibolskich” zostały już wielokrotnie poświecone na Jasnej Górze. A to tłumaczy prawie wszystko ……. Do dzieła.
Rzeczywiście, jeśli hipoteza o chęci wykorzystania WOT na rzecz rozpraw władzy z broniącą konstytucji opozycją jest zasadna, to do WOT nadają się między innymi kibole. Jednakże ich ideologią spajającą będzie przede wszystkim kult Kaczyńskiego, wiara w zamach smoleński, oraz przyjemność wynikająca z mszczenia się na „resortowych dzieciach”. Aby próbować zapobiec ewentualności takiego scenariusza, potrzebna jest bardzo dobra diagnoza postaw społecznych. Przykładowo – jako, że większość zwolenników PO to również katolicy, a papież Franciszek raczej szokuje niż cieszy miłośników Radia Maryja, sytuacja układać się będzie inaczej niż w Rwandzie. Większa część polskiego kościoła lobbowała za PiS, ale mam nadzieję, że część z biskupów i księży jest zaszokowana prawdziwą twarzą PiS. Chcieli „tylko” klerykalizacji kraju, obecna sytuacja zraża do nich mniej radiomaryjną część katolików. Kościół nie wesprze demokratycznej opozycji, bo mu się to nie opłaca. Ale otwarte i mocne wspieranie ewentualnej dyktatury PiS też nie jest dlań opłacalne. Kościół w Polsce miał się dobrze, był silny, garnął do siebie prawie wszystko, czego chciał. Teraz ma szansę na trochę więcej, ale kosztem antykonserwatywnej rewolucji w przyszłości. Nie liczę oczywiście na dobrą wolę Kościoła, ale wydaje mi się, że nie są aż tak pozbawieni wiedzy i ostrożności, aby pójść na „złoty wiek z PiSem”, który jednak się skończy…
Nacisk poprzez tłumne i częste uliczne manifestacje to dobra strategia. Nienawiść PiSu do KOD świadczy o tym, że przedstawiciele rządzącej partii zaczęli się bać utracenia władzy i pokrzyżowania planów. Ewentualna i niestety możliwa przemoc wobec manifestantów obróci przeciwko PiS istotną grupę osób, którzy tę partię do tej pory popierają. Ważne jest przede wszystkim bardzo trzeźwe osądzanie motywacji polityków i poszczególnych grup społecznych. Tylko nietrafne diagnozy mogą zaszkodzić wzrostowi ruchu oporu przeciwko dążeniom do władzy autorytarnej przez PiS.
Kuriozalne jest, że byłych katów Polaków, ludzi służących komunistycznemu reżimowi, beneficjentów IIIRP można traktować jak „ofiary”.
W państwie prawa winnym jest tylko ten komu sąd – niezawisły – udowoni zbrodnię lub przestępstwo !
Teraz właśnie mamy atak na państwo prawa. Mamy polityków, którzy są ponad prawem. Ja głosowałem, pisałem etc. robiłem wszystko, aby nie doszli do władzy. Bredzenie o sfałszowanych wyborach i sekta smoleńska zwiastowały obecne wydarzenia.
Dlatego najbardziej – dziś, współcześnie, na podstawie dotychczasowych doświadczeń – aberracyjne rozwiązania Jacku nie są niemożliwe. Poza tym rozpętanie atmosfery nienawisci, rozhuśtanie nastrojów – co widać – polaryzowanie społeczeństwa coraz bardziej, przy zalożeniach np. takiego WOT jako „siły zbrojnej”, grup zmilitaryzoiwanych etc. sprzyjac mozę do uruchomienia procesów, które zaczną żyć „swoim życiem”. Będzie to jak z kulą śnieżną, z lawiną w górach. Tak działo się (i chyba będzie dziać sie jeszcze długo) przy wszystkich rewoltach, rewolucjach i zamieszkach (które nie są nieprawdopodobne – o czym Jacku zresztą w swej publicystyce wspominasz) .
Emocję podsycał Tomasz Lis, Newsweek jest własnością Alex Springer, kapitał niemiecki.
Urzędnicy Unijni też podsycają nastrój dokonania zamachu stanu, wyrażając głębokie zaniepokojenie i chęć obrony demokracji, może spekulować, czy będzie interwencja wojsk NATO, kiedy pojawią się rozruchy.
Duży udział w powstaniu zamieszania miał Donald Tusk, PO nie morze pogodzić się z przegranymi wyborami.
szwajcarsko-niemiecki