List, który Jan Hartman wystosował do papieża Franciszka, bardzo mnie ucieszył. Hartmanowi udało się stworzyć tekst wyjątkowo jasny, nieprzeładowany szczegółami czy dygresjami, skupiony na tym, co podstawowe dla nowoczesnych państw demokratycznych – na prawie (Konstytucja RP, konkordat). Udało mu się także pokazać, że troska o laickość państwa nie jest troską antyreligijną, ale nastawioną na równe traktowanie wszystkich, którzy w taki czy inny sposób związani są z Polską.
Zdaję sobie sprawę, że mimo tych zalet list Hartmana może spotkać się z atakiem. Już spotkał się – by użyć sformułowania Witolda Gombrowicza – z upupieniem. Dla przykładu Tomasz Baliszewski uznał, że clou listu Hartmana jest poskarżenie się papieżowi na bp. Ignacego Deca i o. Tadeusza Rydzyka. W moim odczuciu ten list nie jest poskarżeniem się, ale podjęciem problemu suwerenności RP, naruszanej przez funkcjonariuszy Kościoła rzymsko-katolickiego.
Hartman napisał w swoim liście, że Dec ma prawo do wyrażania swoich opinii jako obywatel, nie ma natomiast prawa „wywierania nacisku na organa konstytucyjne Rzeczpospolitej Polskiej”. Prawa takiego nie mają także biskupi i kler, o czym zbyt często się u nas zapomina.
Warto tej kwestii przyjrzeć się nieco bliżej, tym bardziej, że tzw. postsekularyści, jak Jurgen Habermas, podnoszą ostatnio kwestię dopuszczalności argumentacji religijnej w dyskusji publicznej. Choć nie zgadzam się z Habermasem na poziomie teoretycznym, akceptuję ją na poziomie praktycznym. Argumentacja religijna była, jest i pewnie będzie wykorzystywana w demokratycznej deliberacji. Zapewne nie da się także oddzielić poglądów publicznych danej osoby od jej przekonań prywatnych (w tym sensie nie wierzę w pełną neutralność kogokolwiek i czegokolwiek). Nie oznacza to jednak, że w debacie publicznej dopuszczalne jest wszystko.
Możemy zastanawiać się nad tym, jaka forma demokratycznego państwa jest najlepsza. Możemy toczyć spór o to, czy Konstytucja RP jest dokumentem dobrze sformułowanym. Debata taka ma jednak to do siebie, że hic et nunc nie neguje przestrzegania Konstytucji RP, ani nie wzywa do antypaństwowej rewolucji. Tak samo, jak sprzeciw wobec zniesienia kary śmierci nie oznacza wymierzania tej kary na własną rękę.
Jaka by nie była, Konstytucja RP liczy się z podstawowym faktem współczesnej sfery publicznej – z pluralizmem. Konstruuje zatem taką przestrzeń państwową czy wspólnotową, która jest krucha, pozbawiona raz na zawsze określonych konturów. Taką wspólnotę tworzą obywatele, „którzy zamieszkują niekoniecznie to samo terytorium, mają niekoniecznie tę samą historię i wspólne niekoniecznie wszystkie wartości, biorą udział niekoniecznie w tych samych praktykach i wyrastają niekoniecznie z tej samej tradycji, lecz mimo to nawzajem się szanują, są wobec siebie lojalni i łączy ich braterstwo wynikające ze świadomego przyjęcia i zaakceptowania pewnych jednoczących ich wartości, wzajemnej odpowiedzialności za swój los oraz z odczuwania pewnego pokrewieństwa w sposobie widzenia świata” [Andrzej Szahaj].
Przeciwieństwem takiej wspólnoty jest mityczna, historycznie nigdy nie zrealizowana, wspólnota „plemienna”, w której wszyscy połączeni są „więzami krwi”, podporządkowani są tym samym wartościom i tym samym ideom, nad którymi pieczę sprawuje wyróżniona kasta, dyktując, co należy robić, w kim widzieć wroga, a kogo uznawać za przyjaciela.
Tym, co charakterystyczne dla pierwszego rodzaju wspólnoty, jest deliberacja, traktowana jako instrument wypracowywania wspólnotowego konsensu. Deliberację można scharakteryzować za pomocą czterech warunków (podaję za Habermasem):
Ma ona charakter publiczny i inkluzyjny, a zatem nikt nie może być z niej wyłączony.
Każdy ma równe szanse co do możliwości wyrażenia swojego stanowiska.
Uczestnicy zobowiązani są do szczerości, mówią to, co myślą.
Udział w deliberacji jest dobrowolny.
Aby warunki te mogły być spełnione, każdy z dyskutujących musi krytycznie odnosić się do swoich poglądów i argumentów. Nikt zatem nie może przemawiać w imieniu absolutu, to oznacza bowiem monolog i wykluczenie z dyskusji wszelkich myślących inaczej. Tym, co wypełnia lukę po absolucie, jest konstytucja, która otwiera przestrzeń dla deliberacyjnej praktyki obywateli. W końcu bycie obywatelem związane jest z możliwością skutecznego udziału w deliberacji, a więc w praktyce samookreślania się wspólnoty w oparciu o lepsze argumenty, a nie w oparciu o prawdy formułowane z boskiego punktu widzenia.
Mechanizmy działania drugiego typu wspólnoty są odmienne. Mamy tu do czynienia z kanonem prawd utrwalonych jako tradycja i uznawanych za niezmienne. Zadaniem człowieka nie jest kształtowanie wspólnoty, ale realizowanie jej tożsamości. Na straży tego zadania stoją osoby uprzywilejowane, zajmujące się wykładnią tego, kim jest obywatel i jakie są jego powinności.
Zapisy Konstytucji (przy całej ich ułomności) określają Rzeczpospolitą Polską jako wspólnotę pierwszego typu. Można zatem zasadnie oczekiwać nie tylko poszanowania „faktu pluralizmu” przez instytucje publiczne i obywateli, ale także domagać się deliberacji jako narzędzia kształtowania wspólnotowej samoświadomości. Z dysputy tej, jak napisałem, nikt nie może być wyłączony. Nie da się zatem wyłączyć z niej obywateli, których działanie motywowane jest religijnie. Muszą oni jednak formułować swoje argumenty w języku zrozumiałym dla wszystkich obywateli. A także uznać, że pod wpływem krytyki mogą one podlegać zmianie.
Ani polski kler katolicki, ani – uogólniając – związani z Krk publicyści nie przestrzegają tych reguł. Ich wypowiedzi mają charakter dyrektywny i monologiczny. Nie są otwarte na rewizję poglądów, nie są także formułowane (w znacznej części) w języku intersubiektywnie dostępnym. Choćby mowa o „świętości życia” pozostanie argumentem niezrozumiałym dla osób nie związanych z tradycją religijną. Podobnym wyrazem „wspólnotowości plemiennej” jest sofistyczne twierdzenie, że albo przyjmuje się wartości katolickie, albo popada się w nihilizm. Dobitnie pokazał to Hilary Putnam, który twierdzi, że „bez wartości nie mielibyśmy świata […]. Istota bez żadnych wartości nie miałaby również żadnych faktów”. Jeśli Putnam ma rację, a sądzę, że ma, nazywanie kogoś nihilistą jest zabiegiem perswazyjnym. Piętnuje osobę, która zwyczajnie wyznaje odmienny zestaw wartości. Podobnie perswazyjny charakter mają argumenty odwołujące się do natury ludzkiej. Koncepcji natury ludzkiej jest wiele, nie ma szans, na rozstrzygnięcie, która jest akurat tą jedyną prawdziwą. Zgadzam się z Andrzejem Szahajem, że argumenty z natury ludzkiej więcej mówią o aksjologicznym zapleczy osoby argumentującej niż o człowieku. Celem takiego dyskursu zaś jest ukrywanie swoich preferencji pod maską obiektywności.
List Deca i pisma temu podobne można uznać za skandaliczne z punktu widzenia państwa projektowanego w naszej konstytucji. Tym zdaniem można, jak sądzę, podsumować moje wywody. Można także dołożyć jeszcze jeden argument – demokracja respektująca „fakt pluralizmu” posługuje się prawem jako procedurą gwarantującą obywatelskie wolności, w tym sprawiedliwość i równość obywateli. Zadaniem głowy państwa nie jest zatem stanie na straży jednego światopoglądu i restytuowanie wspólnoty „plemiennej” (na przykład państwa wyznaniowego). Jest nim troska o możliwość realizowania się konstruowanej (także prawnie) wspólnotowości różnych i zbratanych obywateli.
Literatura
J. Habermas, Między naturalizmem a religią, PWN, Warszawa 2012.
A. Szahaj, Jednostka czy wspólnota? Spór liberałów z komunitarystami a ‘sprawa polska’, Aletheia, Warszawa 2000.
List Hartmana do papieża jest żenujący. Hartmanowi cos odbiło zeby pisac listy do papieża.
Odpowiadam w imieniu papieża: jesli Hartman zliże smietankę z kolan Jego Świątojebliwości i Jego Luminencji to Eminencja i Świątobliwosc przeczyta list Hartmana i podziekuje za dobry żartobliwy tekst. Dobry żart tynfa wart.
Nie piszę nic na temat tresci tego listu, bo mi sie w głowie nie miesci, ze Hartman jest tak skatolony. Jedyne wytłumaczenie, ze jest do żartobliwy list do polskiego kleru, a nie do papieża.
Fajny artykuł, ale trochę nie wiem ile z tych rozważań pochodzi z listu Hartmanna
„W moim odczuciu ten list nie jest poskarżeniem się, ale podjęciem problemu suwerenności RP, naruszanej przez funkcjonariuszy Kościoła rzymsko-katolickiego.”
LOL
Ja też byłbym za bardziej laickim państwem, nie mylić tego jednak z „laickością” u żabojadów, bo to żadna laickość. Prosiłbym jednak o wyzbycie się takich wrzutek o suwerenności, bo to wygląda dziwnie, szczególnie dlatego, że na tym portalu są zwolennicy nieistnienia państwa polskiego.
Istnienia w ramach federacji europejskiej
Raczej nieistnienia, bo co to za istnienie. Na szczęście ta federacja nie wypali. Tym się pocieszam 😛
To raczej refleksje w związku z listem. A sam list możne przeczytać na blogu Hartmana.
Zaś co do suwerenności – sądzę, że portalem interesują się różne osoby. I każdemu może coś nie leżeć. Na tym polega „fakt pluralizmu”. Sam chciałbym żyć w państwie suwerennym, to znaczy stanowionym przez ogół obywateli, a nie pod naciskiem rodem ze wspólnot „plemiennych”.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarze 🙂
Hartman kolejny raz wykazał się brakiem zdolności logicznego myślenia. Pisać list do szefa mafii ze skargą na jednego z „żołnierzy”? Trzeba być pozbawionym braku poczucia realności. W obronie praw obywatelskich i ochrony praw konstytutycjnych pisze się do suwerenena. On stanowi o tym kto jest prezydentem i jak tenże prezydent rozumie swoją rolę jako przedstawiciel całego narodu. Jeżeli naród wybiera sobie dewota i nieudacznika nie pojmującego swej roli jako głowy państwa, to temu nie jest winien biskup. Ponadto Hartmana można spotkać łatwiej na różnych wiecach niż na sypozjach na temat dajmy na to: roli polityki w państwie świeckim. Koncepcja Habermasa o wzajemnym stosunku wierzących i niewierzących oraz roli państwa w tym układzie, nie jest wcale tak oczywista. Jego praca zebrała więcej krytycznych niż pozytywnych rezenzji.
Może się mylę, ale dla mnie ten list ma bardziej znaczenie w kontekście lokalnym jako jasny sprzeciw w ramach pewnych reguł gry stosowanych przez pewne środowiska w Polsce. Gesty symboliczne są ważne. Ten dobrze obnaża pewne mechanizmy. Ale to mój sposób czytania tego dokumentu.
Co do kontrowersyjności postsekularzymu Habermasa – zgadzam się. Sam mam do niego dystans i zaznaczyłem to w tekście. Ale nawet przyjmując na moment ją zakładając widać, że to, co dzieje się u nas, jest skandaliczne. A tak czy owak, z postsekularyzmem przyjdzie nam się zmagać. Tym bardziej, że wcześniej nie uświadczyliśmy sekularyzmu. Niestety.
Prosze mi pokazac prawo ktore mowi ze „nie ma natomiast prawa wywierania nacisku na organa konstytucyjne Rzeczpospolitej Polskiej Prawa takiego nie mają także biskupi i kler, o czym zbyt często się u nas zapomina”
Nie wolno stosowac szantazu, korupcji, sily fizycznej, obrazac pisemnie czy slownie, itp. ale gadac glupoty i byc upierdliwym, pisac listy. Niestety to kazdy moze, nie ma takiego prawa.
Kler moze to co kazdy obywatel.
Obywatel,, a księża nimi są, prywatnie mogą zabiegać o różne rzeczy. Kościoły jako instytucje nie – Hartman przywołuje stosowne artykuły konkordatu (ścisły rozdział kompetencji) i konstytucji. Wartto poczytać w tej kwestii prace Prof. Pietrzaka.
Noi fajnie, co my bysmy bez konkordatu zrobili? Zginelibysmy. Okazuje sie ze konkordat to najlepsze co sie moglo Polsce przydarzyc. Gdyby nie konkordat, to ksieza wg Pana mogliby bruzdzic do woli, a tak konkordat ma ich postrzymywac przed atakiem na panstwo.
W imieniu kleru i Watykanu odpowiadam w stylu Misia:
no co nam Panstwo zrobicie?
—
Ten caly konkordat to moze sobie Pan wsadzic gdzies, to jest jedna wielka prowizorka i haniebny czyn.
Jesli kosciołom NIE wolno, to jaka bedzie kara? Grzywna, chłosta? prozne gadanie, nie ma absolutnie zadnej mozliwosci „ukarania” koscioła ani wyegzekwowania aby koscioł przestrzegał konkordatu. I własnie list Hartmana jest takim załosnym kwiczeniem, nic nie mozemy zrobic to sie poskarzymy pryncypałowi w Watykanie.
Zreszta, Dec moze zawsze powiedziec, ze to jest wypowiedz jego jako osoby prywatnej, „zatroskanej” o losy kraju.
W tym całym bublu zwanym konkordatem bzdura goni bzdure. Jesli Pan traktuje konkordat jako rozdział kompetencji, to ja nie mam pytan. Bo to znaczy, ze Pan sie godzi na wpolne rzadzenie Polska razem z klerem.
Rownie dobrze mozna zawrzec konkordat z Rosja i dac Putinowi czesc kompetencji na terenie Polski.
Księża powinni być uznawani za obywateli Watykanu, bo mamy problem podwójnej lojalności
No własnie, przeczytałem tresc konkordatu i nie widze zadnego artykułu ktory by zabraniał kosciołowi pisac listy do rzadu, prezydenta czy kogokolwiek. Prosze przytoczyc taki artykuł.
Jest tam mowa ze Panstwo i KrK sa niezalezne i autonomiczne, ale nie widze zadnego artykułu o „scisłym rozdziale kompetencji”, a nawet gdyby cos takiego było to problem co to znaczy, co znaczy „kompetencje”.
Ale zupełnie nie widze, zeby pisanie listow i do tego otwartych do władz panstwowych było wbrew jakiemukolwiek prawu.
Poza tym wg pana i Hartmana interpretacji to konkordat cos tam księdzom KrK i KrK zabrania. Ale Rydzyk nie jest członkiem KrK wiec jako redemptorysta moze „naciskac” ile wlezie i pisac listy w imieniu własnym i w imieniu zakonu. Ale was Rydzol zrobił w konia!
Moim zdaniem ten list to nic innego jak prośba obywatela Polski do szefa okupującego kraj dyktatora o to, żeby złagodził nieco okupacyjny reżim.
Wstyd i hańba !
Ten list jest wiernopoddańczym wyznaniem ateisty, który uznaje tym samym władzę kk w Polsce.
Przypominam Państwu, że całkiem niedawno adresat tego listu czyli główny pasożyt watykański Franek nagrodził za wierną sobie służbę agenta Rzeplińskiego (prezes trybunału konstytucyjnego RP), a pan J.Hartman naiwnie sądzi, że Franek nic nie wie o działalności swoich urzędników, agentów i lobbystów w Polsce.
Ten list jest żałosnym i upokarzającym aktem bezradności i niemocy.
Ja się pod nim nie podpisuję.
Przeczytałem list tego Deca. Nie ma tam nic zakazanego prawem. Nawet nie straszą ekskomuniką (= grozba/szantaz :)) ani łamaniem kołem. Takie listy co ja sądze i co mnie boli, to ja moge wysyłac do prezydenta codziennie.
Moge sobie zrobic strone internetową i codziennie wrzucac tam moje opinie i wzywac prezydenta aby zrobił tak jak jak chce. Jego sprawa czy odpowie czy nie. Kleszki dobrze wiedzą co mogą wg polskiego prawa, niejeden klesi prawnik ten list czytał.