Czy można się zmęczyć polityką? Pewnie tak, zwłaszcza gdy napięta sytuacja powoduje, że w mediach, na ulicy, na każdym niemal kroku można spotkać komentarze i uwagi dotyczące tego, co się dzieje. Pytanie jednak czy wolno nam męczyć się polityką?
Demokracja – przed którą przestrzegał Platon, jako przed formą rządów większości – pewnie nie jest najlepszą z możliwych form rządzenia, pewni nie jest doskonałym ustrojem politycznym i społecznym. Tak się jednak składa, że odkąd udało się ją wdrożyć w wielu krajach sprawdza się. Siła demokracji polega przede wszystkim na tym, że nie jedno ma imię (a więc poszczególne kraje mogą wdrażać swoje rozwiązania), oraz fakt, że pozwala nam na dokonywanie wyborów politycznych, oraz kontrolowanie skutków naszych wyborów. W demokrację wpisany jest wybór, ale także jego zmiana. To dlatego podczas okresu wyborczego możemy usłyszeć pieśni polityków o ich miłości do narodu i możliwościach jakie chcą nam zorganizować. To dlatego też nawet te partie, które mogą poszczycić się długim rodowodem nie mają licencji na nieustanne trwanie i rządzenie. Naród jest suwerenem i naród może o swoje racje się upomnieć, jeżeli dana partia rządząca się nie sprawdza, wówczas przy następnych wyborach może odejść do lamusa historii.
Oczywiście taki stan rzeczy wiąże się z wieloma minusami: populizmu wyborczego, gry politycznej, działalności polityków budzącej nasz sprzeciw. Niezależnie od tych demokratycznych słabości jej niekwestionowaną siłą jest krytyka. W demokracji każdy może krytykować, żądać rozliczenia (z obietnic wyborczych, lub z działalności politycznej), każdy może powiedzieć nie i starać się o wybór nowej partii (może też założyć swoją i własne propozycje przedstawiać zainteresowanym).
XX wieczny niemiecki filozof Gernot Böhme pisał o człowieku suwerennym, a więc takim, który zna swoje prawa obywatelskie, który potrafi świadomie wybierać nie tylko swoją ścieżkę życia, ale również politykę. Dla Böhmego najważniejsze jednak było, by świadomy obywatel potrafił rozliczyć polityków: z pustych obietnic, z działań na szkodę państwa, z nieetycznego zachowania. Gra wyborcza jest tylko teatrem. Codzienność wymaga takiej polityki, takiego prawodawstwa i takiego systemu politycznego, w którym człowiekowi będzie się żyło bezpiecznie. I z tego wedle filozofa mamy rozliczać polityków.
Gdy przyjrzeć się długiej liście problemów: edukacja (zagwarantowany dostęp do edukacji, jej jakość, kształtowanie postaw obywatelskich i antydyskryminacyjnych), zdrowie (sprawne funkcjonowanie medycyny), niezawisłość sądów (brak upolitycznienia i gwarancja obiektywności), czy ekologii – okaże się, że życie społeczne wymaga mocnych filarów prawodawstwa i społecznej kontroli.
Protesty w jakich bierzemy udział, lub jakie obserwujemy dzisiaj w Polsce nie mają charakteru lokalnego sprzeciwu wobec projektów i działań obecnej władzy. Te protesty, odbywające się już cały tydzień, dzień w dzień, w ponad dwustu miastach Polski, są sprzeciwem wobec niszczenia fundamentalnej zasady demokratycznego państwa – autonomii obywateli i praworządności. Tu naprawdę nie chodzi o naszą sympatię czy antypatię do jakiejkolwiek partii, tu nie chodzi o jakiś wewnętrzny spór Polski. Sprzeciw narodu stojącego dzień w dzień na ulicach, palącego świece pod sądami Polskich miast, jest sprzeciwem wobec łamania praw człowieka.
Praw kobiet, prawa mniejszości narodowych, prawa LGBT, prawa do własnych sądów, przekonań i preferencji politycznych – to wszystko zostaje przekreślone upolitycznieniem sądów, zniesieniem ich niezawisłości i podporządkowaniem ich jednej partii rządzącej. W tej totalitarnej władzy, jaka po wejściu w życie ustawy będzie pozwalała Ministrowi Sprawiedliwości i Prokuratorowi Generalnemu na wybór sędziów, wyłania się niebezpieczeństwo podporządkowania sobie wszystkich jednej partii, jednemu systemowi myślenia, jednej politycznej opcji.
Po wejście w życie zaproponowanych zmian dotyczących Sądu Najwyższego prawa do protestu i własnego zdania zostaną zniesione, prawa kobiet do decydowania o sobie zostaną zakwestionowane, prawa LGBT mogą zostać usunięte. Przy każdym sporze sądowym, przy każdym konflikcie prawnym obywatele będą zdani na łaskę i niełaskę totalitarnego systemu. Opozycja, wolne media, szkolnictwo, wiara (i nie wiara), nasze poglądy – staną na cenzurowanym, co oznacza, że jakakolwiek nieprawomyślność może zostać ukarana.
Czy nam grozi tak czarny scenariusz? Totalitarne myślenie zawsze rozwija się w taki sam sposób: nerwowość i nienawiść w stosunku do opozycji, generowanie wroga, wskazywanie kozła ofiarnego, zapełnianie więzień dysydentami i przeciwnikami politycznymi, zamykanie ust nauczycielom i dziennikarzom, „hodowanie” bezwolnych i przestraszonych obywateli. Widzieliśmy to przed 1989 rokiem w Polsce i w krajach za żelazną kurtyną, możemy to obserwować w Korei Północnej, Chinach, Kubie, czy w Ruandzie (wymieniam oczywiste przykłady, ale myślenia totalitarnego w świecie jest ciągle wiele).
Rządzący politycy obradując nocą, wprowadzając liczne przepisy bez konsultacji społecznych, niszcząc Trybunał Konstytucyjny, wycinając puszczę Białowieską, proponując nieludzką ustawę antyaborcyjną, przyznając ogromne dotacje na kościół nie licząc się z potrzebami świeckiego państwa, pokazali już, że z niczym się nie liczą. W mowie nienawiści, w ciągłej obsesji rozliczania i wskazywania nieprawowiernych udowodnili, że żyją nienawiścią. Jest to nienawiść do wszystkiego tego, co im obce, zagrażające, inne. Jest to nienawiść do wolnego myślenia, swobodnej dyskusji, innego zdania, drugiego człowieka niespełniającego ich standardów myślenia.
Proponowana ustawa, która po podpisana przez Prezydenta Rzeczpospolitej ma wejść w życie stanowi niebezpieczne narzędzie umożliwiające im na realizowanie nienawistnej zemsty: na opozycji za sam fakt, że jest i są ludzie ją popierający, na kobietach za to, że chcą być niezależne i mieć prawo do swojego ciała, na fantomowym wrogu, który miał „zabić” prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Już mówi się o karaniu obecnie protestujących, oraz o wyciąganiu konsekwencji „zaniechań” w śledztwie w sprawie „zamachu” pod Smoleńskiem.
Czy można zmęczyć się polityką – o tak, na pewno, zwłaszcza w totalitarnym systemie, który nam grozi, wówczas polityka będzie nas zamęczać nakazami i zakazami, bez żadnego wsparci i bez żadnej możliwości odwołania. Dlatego póki co żyjmy polityką, bądźmy na ulicy – może jeszcze się da uratować demokrację.