Młodzi japończycy, którzy wiedzą przecież dobrze, choćby z filmów, jak żyją ich rówieśnicy na Zachodzie, nie chcą już zostawac trybikami w feudalno-konfucjańskich firmach, i wybierają firmy zagraniczne (zachodnie), freelancerstwo, albo zycie na garnuszku rodziców, stąd słowo „furita” (freeter) ma kilka znaczeń: wolny duch, bezrobotny, free-lancer, leń (odpowiednik amerykańskich slackerów) itd.
Niezależnie od podtypu; widzimy znaczącą liberalizację japońskiego społeczeństwa, które wreszcie zrywa z powojennym pędem do pracy i tylko pracy kosztem zdrowia, przyjaźni itd. Japonia westernizuje się tym razem na serio. Jako liberał, tj. zwolennik praw jednostki ponad kulturowymi ograniczeniami i przesądami, kibicuję im z całego serca. Mam nadzieję, że nie skończy się na subkulturze jak w przypadku głupkowatych cogalsów i innych mangowych dziwaków, lecz na zmianie życia firmowego; są pewne szanse ocenia się, ze furita to już 10% społeczeństwa Japonii. Niektórzy biznesmeni wprowadzają język angielski, jako język wolności – nie obciążony japońską „kulturą pracowniczą” tj. hierarchicznym balastem. Zdrowe lenistwo Azjatów to też szansa dla Europy i wolnego czasu jako wartości ludzkiej. Zobaczymy co będzie dalej.