Przez długi czas w świecie genetyki behawioralnej istniał niewygodny paradoks. Dowody na silny wpływ genów na osobowość, inteligencję i niemal wszystko w ludzkim zachowaniu nabierały coraz większej mocy wraz z licznymi badaniami bliźniąt i ludzi adoptowanych. Jednak dowody wskazujące na jakiś konkretny gen na te cechy uparcie nie dawały się odkryć, a kiedy odkrywano jakiś, kolejne badania nie dawały tych samych wyników.
Pamiętam, jak dziesięć lat temu rozmawiałem z Robertem Plominem o tym kryzysie w nauce, w której był (i jest nadal) nestorem. Był równie skonsternowany jak wszyscy inni. Im większe wydawało się znaczenie genów, tym bardziej nie dawały się one identyfikować. Czy nie rozumieliśmy czegoś o dziedziczności? Plomin był bliski zrezygnowania z badań, przejścia na emeryturę i żeglowania po morzach.
Na szczęście nie zrobił tego. Przy pomocy najnowszych technik genetycznych Plomin rozwiązał teraz tę zagadkę i w nowej książce przedstawia odpowiedź. Jest to niezmiernie ważna książka – i znakomicie opowiedziana historia. Plomin tak płynnie łączy pasję z rozumem (i pasję dla rozumu), że trudno uwierzyć, iż jest to jego pierwsza popularno-naukowa książka po ponad 800 naukowych publikacjach.
Jego historia jest niezwykle istotna, bo w ostatnim rozdziale pokazuje czytelnikom własne geny jako test dla przedstawionych argumentów. Dowiadujemy się więc, że Plomin, profesor genetyki behawioralnej w King’s College London, “wychował się w jednopokojowym mieszkaniu w śródmieściu Chicago, bez książek”. Nikt w rodzinie nie był na uniwersytecie, niemniej on sam nienasycenie pożerał książki.
Test inteligencji pokazał uzdolnienia Plomina i spowodował, że dostał się do szkół, gdzie miał szanse rozwijania swoich talentów. I to jest jedno ze źródeł jego pasji: uważa, że jeśli dzieci mają mieć możliwość spełnienia swojego potencjału, to nie można wierzyć, że są produktem wychowania i edukacji. Trzeba zrozumieć, że mają wrodzone zdolności, które mogą przezwyciężyć obciążenia środowiskowe. Uważa on, że nic nie jest bardziej ponure niż determinizm środowiskowy.
Badania, jakie Plomin prowadził na bliźniętach i ludziach adoptowanych nieubłaganie dowiodły prawdziwości tego twierdzenia, któremu przez tak długi czas zaprzeczali dogmatycy z epoki żyjącej hasłem: ”nie w naszych genach”. Wyłoniło się pięć kluczowych spostrzeżeń, niektóre z nich tak sprzeczne z intuicją, że w głowie się kręci.
Po pierwsze, większość miar ”środowiska” pokazuje znaczny wpływ genetyczny. To jest, ludzie adaptują środowisko, by lepiej pasowało do ich natury. Na przykład, Plomin odkrył, że liczba godzin poświęconych na oglądanie telewizji przez adoptowane dzieci koreluje się dwukrotnie silniej z liczbą godzin oglądania TV przez ich biologicznych rodziców niż przez adopcyjnych.
Plomin wahał się przed opublikowaniem tego niezwykłego odkrycia o ”naturze wychowania” w 1989 r. Wiedząc, co przydarzyło się każdemu, kto omawiał geny i zachowanie, od EO Wilsona do Charlesa Murraya, Plomin rozumiał, że powiedzenie światu, iż zwyczaje oglądania telewizji są pod wpływem genetycznym, spotkałoby się z szyderstwem ludzi z nauk społecznych i z mediów, niezależnie od tego, jak silne miałby dowody. Obawiał się, że byłoby to zawodowe samobójstwo. Niemniej to spostrzeżenie potwierdzono w badaniach od tego czasu ponad 18 razy.
Na nasze osobowości wpływa także środowisko, ale drugim kluczowym spostrzeżeniem Plomina jest to, że większy wpływ wywierają na nas przypadkowe, krótkotrwałe wydarzenia niż rodzina. Nie do wiary, ale dzieci wyrastające w tej samej rodzinie nie są bardziej podobne do siebie niż dzieci wyrastające w różnych rodzinach, jeśli bierze się poprawkę na ich genetyczne podobieństwo. Rodzice liczą się, ale nie ujednolicają.
Plomin mówi, że przypadkowymi wydarzeniami mogą być rzeczy duże i traumatyczne, takie jak wojna lub żałoba, ale na ogół są to drobne, przypadkowe sprawy, jak wybór Karola Darwina do załogi HMS Beagle, ponieważ kapitan Robert Fitzroy wierzył w „frenologię” i uważał, że może odczytać charakter Darwina z kształtu jego nosa. Środowiskowe wpływy okazują się „niesystematycznymi, specyficznymi, przypadkowymi zdarzeniami o trwałych skutkach”, mówi Plomin.
Ponadto, zaskakująco, odziedziczalność wzrasta w miarę jak robimy się starsi. Im dłużej żyjemy, tym bardziej wyrażamy własną naturę zmniejszając znaczenie wpływów innych na nas. „Dorastamy do naszych genów”, jak to ujmuje Plomin. Oczywistym przykładem jest łysienie, które wykazuje niską odziedziczalność w wieku 20 lat, ale bardzo wysoką w wieku 60 lat.
Dwoma innymi odkryciami jest to, że na normalne i nienormalne zachowania wpływają te same geny oraz, że jest ogólny wpływ genetyczny na pewne cechy, ale nie ma specyficznych genów na inteligencję, schizofrenię lub osobowość – wszystkie podzielają zestawy genów.
To ostatnie prowadzi do przełomu w identyfikowaniu genów, które stanowią o różnicy. Pierwsze próby znajdowania genów, które wpływają na zachowanie i psychikę polegały na szukaniu „genu-kandydata”. Znajdź gen, który może tu działać i sprawdź, czy rzeczywiście. Z nielicznymi wyjątkami, takimi jak gen APOE i Alzheimera, to podejście było ponurą porażką. Pozytywnych wyników było niewiele i nie dawało się ich powtórzyć.
Pojawiła się technika multipleksowej analizy genomu SNP: szukanie wielu różnych mutacji równocześnie w dużej próbie z nadzieją na wychwycenie słabszych skutków. Znowu nic: pierwsze badanie Plomina nie pokazało żadnych genów związanych z inteligencją. Potem, na początku lat 2000, pojawiły się chipy genowe i wtedy mógł patrzeć równocześnie na 10 tysięcy mutacji. Nadal nic. „Zacząłem myśleć, że skończyła mi się szczęśliwa passa – po dziesięciu latach pracy to był trzeci falstart”.
Problem polegał na tym, że wszyscy myśleli, że polują na dużą zwierzynę – geny z ogromnym wpływem na konkretne cechy. Okazuje się, że powinni byli szukać znacznie drobniejszej zdobyczy: genów z bardzo małym wpływem, ale znacznie ich więcej. Wiemy teraz, że potrzeba próby wielkości 80 tysięcy ludzi zanim można wykryć bardzo drobne zmiany, jakie powoduje każda mutacja genetyczna, ale kiedy dochodzi się do takiej skali, znajduje się tysiące związanych z tym genów, każdy dodający tylko mały ułamek do szansy na posiadanie danej cechy. To jest złoty piasek, a nie samorodki.
Jednak efekty sumują się i kiedy masz wiele genów, możesz zacząć wyjaśniać znaczące części zróżnicowania między osobnikami. Plomin ilustruje to wzrostem. Mierząc, podobnie jak ja, 195 cm, nie zdziwiło go odkrycie, że jego poligeniczny wynik, oparty na tysiącach genów, umieszcza go w 90. percentylu wzrostu. Geny w tej próbce wyjaśniają, jak dotąd, tylko 15 procent zmienności wzrostu jednostek, co może wydawać się niewiele w sytuacji, w której wzrost w społeczeństwach zachodnich jest w 80 procentach dziedziczny. Trzeba jednak pamiętać, że jest to lepszy wskaźnik niż jakikolwiek inny czynnik – taki jak wzrost rodziców lub wzrost danej osoby w dzieciństwie, nie mówiąc już o historii chorób lub pozycji społeczno-ekonomicznej – i działa od urodzenia, a właściwie od poczęcia.
Plomina bardzo interesują możliwości poligenicznych wyników, które częściowo umożliwią przewidywanie psychicznych cech takich jak depresja, schizofrenia i osiągnięcia edukacyjne. Wynik osiąga się przez przepuszczenie próbki krwi przez krzemowy chip, który testuje tysiące mutacji, następnie dodaje je, dając łączny wynik wielu tysięcy jednoliterowych zmian kodu, jakie masz, z których każdy w bardzo niewielkim stopniu przyczynia się do tego, że, na przykład, osiągniesz dobre wyniki w nauce w szkole.
Przewidywania, jakie dają te wyniki, są probabilistyczne, nie zaś pewne, ale ulegają ulepszeniu. Plomin twierdzi, że geny pozwalają probabilistycznie przewidywać cechy jednostki, odróżniając ją od rodzeństwa, i mogą to zrobić od początku życia. Osiągnięcia w szkole można teraz przewidzieć lepiej na podstawie poligenicznych wyników niż w jakikolwiek inny sposób – jest to lepsze niż wiedza o osiągnięciach szkolnych rodziców, lepsze niż pozycja społeczno-ekonomiczna, lepsze niż rodzaj szkoły (który okazuje się mieć bardzo mały wpływ po uwzględnieniu faktu, że szkoły, które wybierają uczniów, wybierają bardziej utalentowane dzieci).
Plomin uważa, że rodzice, którzy robią taki test swojemu nowonarodzonemu dziecku i dowiadują się, że niezależnie od tego jak bardzo będą nad nim pracowali, nie jest prawdopodobne, że zostanie geniuszem, wyrządzają dziecku przysługę. „Rodzice mogą zrelaksować i cieszyć się swoim dzieckiem zamiast próbować ukształtować je” – mówi.
Jest dużo słuszniejsze, mówi Plomin, odkrycie w czym dzieci będą dobre i pomagać w rozwoju tego niż tworzyć nierówności w oparciu o dochód i możliwości. A – czego nie podkreśla wystarczająco mocno – fakt, że inteligencja i osobowość wynikają z działania tysięcy genów, każdy o maleńkim wpływie, oznacza, że stworzenie superinteligentnego dziecka na zamówienie będzie niemal niemożliwie.
Mam tylko jedno zastrzeżenie do tej znakomitej książki: tytuł. Z dwóch powodów nienawidzę słowa “blueprint” [światłokopia projektu] w związku z genetyką: po pierwsze, jest to przestarzała metafora do techniki, której nikt już nie używa. Po drugie, daje błędne wrażenie, że każda część dorosłego człowieka jest zdeterminowana przez inny zestaw genów, jak to jest z architektonicznym blueprint, co stoi w ostrej sprzeczności z ogólnym efektem, który tak starannie identyfikuje Plomin. Jesteśmy ciastkami upieczonymi według przepisu, nie zaś budynkami zbudowanymi według projektu.
Pierwsza publikacja w The Times.
The Genes That Contribute to Human Intelligence and Presonality
Rational Optimist, 21 października 2018
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
"Uważa on, że nic nie jest bardziej ponure niż determinizm środowiskowy."
No może tylko determinizm genetyczny(jest bardziej ponury).
Haha, dobre.
Różnice w wynikach w nauce są widoczne u ludzi pochodzących z rożnych regionów świata. Na stronie National Center for Education Statistics można sprawdzić wyniki egzaminu SAT w USA (test dla uczniów szkół średnich w USA). W 2014 roku, uczniowie azjatyckiego pochodzenia otrzymali średnio 598 punktów w części matematycznej, biali 534 punków a afroamerykanie 428 punktów.
https://nces.ed.gov/fastfacts/display.asp?id=171 (oficjalne wyniki na stronie rządowej)
"… większy wpływ wywierają na nas przypadkowe, krótkotrwałe wydarzenia niż rodzina."
.
1. Ale czy to, że coś wywrze na nas większy a nie mniejszy wpływ (lub odwrotnie), nie jest samo określone przez geny, a przynajmniej nie zależy po części od nich? Czy autor twierdzi, że na dwojgu dzieci w podobnym wieku i przebywających dotąd w tym samym środowisku jedno i to samo zdarzenie wywrze dokładnie takie samo wrażenie?
.
2. Posiadanie pewnej cechy może być wynikiem wpływu tysięcy genów, ale stąd nie wynika, że nie posiadanie jednego, konkretnego genu nie może czasem decydować o nieposiadaniu tej cechy. Przykładu dostarczają te choroby genetyczne, za które obwinia się brak albo mutację jednego genu.
.
Przykład wzięty z Wikipedii: "Cystynoza to choroba metaboliczna zaliczana do lizosomalnych chorób spichrzeniowych, w której przebiegu w lizosomach gromadzi się aminokwas cystyna. Dziedziczona jest w sposób autosomalny recesywny. Nefropatyczna cystynoza jest spowodowana mutacją w obrębie genu kodującego cystynę (606272), który znajduje się na chromosomie 17p13[296]. Wyróżnia się trzy typy choroby: niemowlęcy nefropatyczny[297], dziecięcy lub młodzieńczy nefropatyczny[295] i nienefropatyczny dorosłych[298]. Objawy obejmują: niedobór wzrostu w pierwszym roku życia, niechęć do ssania w wieku niemowlęcym, wydatne czoło, nieprawidłowości oczne: światłowstręt, retinopatia, obniżona ostrość wzroku, kryształki w rogówce, różaniec krzywiczy, hepatomegalia, splenomegalia, niewydolność trzustki, zespół Fanconiego, niewydolność nerek, kamica nerkowa (moczanowa i szczawianowa), opóźniony wiek kostny, kolana koślawe, jasne włosy i skóra, męczliwość mięśni, miopatia, trudności w połykaniu, prawidłowa inteligencja, atrofia mózgu, nawracające epizody kwasicy i odwodnień, poliuria i polidypsja[296][299][300]. Do nieprawidłowości biochemicznych należą: białkomocz, glukozuria przy normoglikemii, hiponatremia, hipokaliemia, niedobór karnityny, hipofosfatemia, krwinkomocz, aminoacyduria[295][296][301]."
.
Możliwe jest więc, że i na inteligencję mają wpływ tysiace genow, i że zarazem brak już tylko jednego z nich (albo kilku) wystarczy do obniżenia jej poziomu.
3. "Pozytywnych wyników było niewiele i nie dawało się ich powtórzyć."
.
Badania sa jednak prowadzone i chyba z pewnymi rezultatami:
.
http://journals.sagepub.com/doi/abs/10.1111/j.1467-9280.2009.02398.x
.
https://investigativegenetics.biomedcentral.com/articles/10.1186/2041-2223-4-14
.
https://investigativegenetics.biomedcentral.com/articles/10.1186/2041-2223-4-14
Inteligencja zależy od genów w bardzo niewielkim stopniu, chodzi przede wszystkim o sprawnie działający mózg – hardware. Natomiast software pochodzi zupełnie z innego źródła. Trochę czasu zajmie rozwikłanie tej zagadki materialistyczno-redukcjonistycznemu scjentyzmowi 🙂