[divider] [/divider]
Uwielbiam herbatę, więc postanowiłem napisać o niej artykuł. Oczywiście nie będzie on wielowymiarową historią herbaty, gdyż musiałby zamienić się w książkę. Zdecyduję się raczej na kilka impresji. Aby być sprawiedliwym, zacznę od mrocznych stron herbaty.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja pierwsza, czyli zła herbata podbija świat. Niejednokrotnie spotkałem się z tezą, że jedną z głównych przyczyn europejskiego kolonializmu był popyt na dobra niepotrzebne i luksusowe. W trakcie podboju świata nauczyliśmy się pić herbatę z cukrem. Żadne z tych dóbr nie rosło u nas, natomiast Chińczycy limitowali sprzedaż herbaty, jak i każdego innego dobra. Do upraw cukru i herbaty Europejczycy musieli zdobyć kolonie i sprowadzić tam ludzi. Tak też się stało, stąd na przykład popularność rumu na Karaibach.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja druga, czyli zła herbata niszczy zdrowie. Nie sama herbata, ale to, że ją słodziliśmy. Ja sam słodzę dość mocno herbatę, podobnie jak Hindusi, Turcy, czy Arabowie. Prawdopodobnie nauczył mnie tego mój dziadek, który był bohaterem wojennym, miał miliony orderów, którymi nigdy się nie chwalił. Jeśli mogę zebrać strzępy niechętnie wspominanych przez dziadka dni wojny, to pełnił on też funkcję szpiega Aliantów w Stambule i tam zapewne nauczył się pić bardzo mocną czarną herbatę z masą cukru. Tego zwyczaju nauczył także mnie, ja zaś po jego śmierci, którą długo opłakiwałem, znalazłem w jego szafie ogromną kolekcję tureckich znaczków i mały aparat szpiegowski na mikrofilmy. Wracając do cukru – gorzki smak czarnej herbaty domaga się słodkości , nie rozumiem ludzi potrafiących się delektować czarną herbatą bez cukru. Nigdzie na świecie tak się tradycyjnie czarnej herbaty nie pija. Nawet Chińczycy ją słodzą, choć nie cukrem, ale owocami i miodem. Prawdopodobnie wraz z cukrem do herbaty przybył cukier do ciastek. I tak ruszyła smaczna, ale niezdrowa rewolucja kulinarna!
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja trzecia, czyli dobra herbata ratuje zdrowie. W ludnej Europie, Indiach czy w Chinach picie nieprzegotowanej wody było samobójstwem. Dostępne ujęcia wody pitnej były zanieczyszczone odchodami i wszelkimi resztkami organicznymi. W Europie cmentarze były w ciasnych, ufortyfikowanych miastach i efekty rozkładu przeważnie też łączyły się z wodą użytkowaną w tym bardzo klaustrofobicznym lokum. Dopiero XIX wiek zainteresował się czystością pijanej przez nas wody (po czasach rzymskich, gdzie budowano akwedukty) i wyprowadził też cmentarze poza mury miast, które to mury zresztą wreszcie zburzono. Głównym sposobem ratowania się przed chorobami płynącymi z picia wody było picie alkoholu. Bycie wiecznie podchmielonym było oznaką statutu w przypadku europejskiego kleru i szlachty. Herbata uratowała nas przed nadużywaniem alkoholu i przed patogenną „surową” wodą.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja czwarta, czyli dobra herbata niesie oświecenie. Oczywiście uwolnieni od pijaństwa przedstawiciele europejskich elit mogli sprawniej zająć się działaniem i kto wie, czy herbata nie miała pewnego wpływu na sukces naszej cywilizacji, a wcześniej na sukces cywilizacji chińskiej, japońskiej i koreańskiej? No i też tej muzułmańskiej, bo przecież przed Europą to właśnie świat islamu był najbardziej ekspansywną i nie tak zacofaną jak teraz cywilizacją.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja piąta, czyli herbata zabiera nas w góry. Bo tam rośnie. W Indiach wiodą do niej wpisane na listę zabytków UNESCO koleje wąskotorowe. Te kolejki, wraz z oszałamiającymi pejzażami, są skrzyżowaniem zabytku techniki, kultury i przyrody…. Ja osobiście zwiedziłem tę wiodącą do letniej stolicy Brytyjskich Indii, czyli do Shimli, w paśmie Shivalik u podnóża Himalajów. Akurat ten pociąg wiódł do ośrodka administracyjnego, inne zbudowano z uwagi na herbatę. Zarówno w Himalajach, kolej do Darjeeling, jak i w Ghatach, na południu Indii, kolej do Nilgiri. Ciężko wręcz uwierzyć w piękno tych położonych w tropikalnych górach tras i miejscowości. Dla kogoś, kto mieszka w Indiach wiele miesięcy, cudowny jest też chłód i rześkie powietrze, możliwość wyrwania się z dusznych i rozpalonych dolin, gdzie żółty pył suszy przesłania niebo i nadaje nierealne formy wszelkim kształtom. Sama architektura to przeważnie pomieszanie stylu indyjskiego, obecnego w niektórych dawnych rezydencjach i świątyniach ze stylem brytyjskim. Inny ważny region herbaciany znajduje się na Sri Lance, zwanej dawniej Cejlonem. Fantastyczne są okolice najwyższego szczytu Sri Lanki, Góry Adama, lub też Stopy Buddy. Z tego miejsca wybrałem zdjęcia dla zilustrowania tego eseju.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja piąta. Herbata i niechciani Tamilowie. Tamilowie to lud drawidyjski, żyjący przede wszystkim w okolicach Chennaju, czyli dawnego Madrasu (stąd herbata Madras…). Drawidowie są nadal zagadką, jeśli chodzi o ich pokrewieństwo z innymi ludami. Prawdopodobnie mieszkali w Indiach zanim około 1500 – 1300 roku przed naszą erą zaczęły napływać do nich nasi kuzyni, ludy indoirańskie, stanowiące odłam ludów indoeuropejskich. Co ciekawe, jeśli chodzi o język przynajmniej, indoirańscy Hindusi są spokrewnieni bliżej ze Słowianami, niż ludy germańskie czy romańskie. To na Tamilach w dużej mierze spoczął ciężar wytwarzania herbaty typu indyjskiego. Nie dość, że zbierali ją w cieniu Ghatów, to Brytyjczycy przewozili ich na Cejlon, aby zbierali ją na tamtejszych górskich uprawach. Wcześniej Anglicy zwozili tam ludność indyjską do upraw kawy, ale kawa wymaga sezonowych prac, tymczasem herbatę zbiera się non stop, w ciągłej mżawce, wybierając tylko niektóre listki i wrzucając je do wielkiego kosza na plecach. Dlatego tamilscy wyrobnicy musieli już na Sri Lance zostać. Zarówno przez Syngalezów, jak i przez „nieherbacianych” Tamilów z północnej części Lanki są herbaciani Tamilowie traktowani jako ludność drugiej kategorii. Na samym starcie niepodległości dawnego Cejlonu rząd wyspy wyrzucił wielu z nich na brzeg Indii. Długo nie chciano im przyznać lankijskiego obywatelstwa. Tymczasem trwała wojna domowa Syngalezów z Tamilskimi Tygrysami, którzy jednak gardzili swoimi pobratymcami z herbacianych gór.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja szósta. Mit o czarnej herbacie głosi, iż Chińczycy upychali ją ignoranckim Europejczykom i w pewnym momencie herbata zepsuła się na jednym ze statków i sprzedawano taką zepsutą. To prawda, że oszukiwano na herbacie, wrzucając do niej na przykład opiłki żelaza, ale w Chinach istnieje też czarna herbata (a nie tylko zielona, brązowa, czy wędzona). Jest jedną z droższych chińskich herbat. Miałem pecha dostać raz kilka gramów w prezencie (jest naprawdę droga! Gram za 100 zł, a w Chinach jest taniej). Od tej pory nie piję już popularnej w Polsce odmiany Yunan, bo przepaść między TAMTĄ czarną herbatą, a tymi sprzedawanymi u nas jest zbyt drastyczna… Piję teraz herbaty indyjskie. Miałem szczęście pić na Sri Lance „owoce ostatnich zbiorów”, kupować jedną z lepszych Nilgiri, delektować się cenionymi odmianami z Darjeeling. Prawdziwej czarnej herbaty chińskiej nie jestem w stanie zapomnieć i wszystko, na co trafiam w Europie jest niezręczną parodią tego niepowtarzalnego, genialnego smaku.
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja siódma. Czaj. Herbata z cukrem i mlekiem. Bardzo popularne w Azji Południowo – Wschodniej. Oczywiście taki styl picia herbaty wymyślili Brytyjczycy i przed nimi w ogóle nie pijano herbaty w Indiach czy na Cejlonie. Teraz ciężko sobie wyobrazić Indie bez herbaty, jednakże najczęściej przyrządzana jest ona z cukrem, mlekiem i w wersji „lux” z przyprawami korzennymi. Czajownie to najczęściej panowie z czajniczkami. Niektórzy z nich są sławni i cenieni, jak na przykład czajarz z Kopernicus Margh, czyli z ulicy Kopernika w New Delhi, urzędujący obok gmachu Dhoordharshan, czyli indyjskiej telewizji państwowej. Na prowincji czaj podawany jest często w ceramicznych naczyńkach jednorazowego użytku. Należy uważać, aby takie naczynko było dobrze wypalone, bo inaczej herbata smakuje zbyt mocno ziemią i sianem. Jeśli jednak nikt nie wyjął go z pieca zbyt szybko, to znakomity styl picia herbaty! Czajarze chodzą też po indyjskich pociągach. Są urzędowi i lokalni, czaj można też kupić przez okno pociągu na stacji. Bardzo to lubię, pociągami jeździ się nieraz powyżej doby, a czasem i kilku dób, zatem możliwość napicia się nad ranem herbaty jest wspaniała!
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Impresja ósma. Herbata w bulwiastych szklaneczkach, czyli herbata po turecku. Turcy przyrządzają herbatę na parze, mają do tego specjalne naczynia z odrębnym naczyniem na wodę i odrębnym na esencję. Tradycyjnie piją herbatę w bulwiastych szklaneczkach. Nie ma nic milszego, niż napić się herbaty w wodnym tramwaju w Stambule, który jest jednym z najbardziej zabytkowych i malowniczych miast świata. Turcy są też, jak wiemy, prekursorami kawiarń. Te w Stambule są naprawdę wspaniałe. Ciężko znaleźć gdzie indziej tak dobrą kawę, tak dobrą herbatę, tak udaną rozgrywkę w szachy i tak dobrą fajkę wodną. W kawiarniach odtwarza się lub gra otomańską muzykę klasyczną i bardzo żałuję, że w europejskich kawiarniach tak rzadko można usłyszeć Mozarta, Bacha, czy Beethovena. Wprawdzie Bach napisał kantatę o kawie, a nie o herbacie, ale sądzę, że wśród repertuaru muzyki klasycznej znalazłby się niejeden utwór poświęcony herbacie. Ja zaś na koniec zagram wam na chińskiej cytrze qin, grze na której dość często towarzyszy w Chinach łyk przepysznej herbaty.
[soundcloud soundcloudurl=”https://soundcloud.com/jacek-tabisz/my-chinese-improvisation-for-guqin” ][/soundcloud]
[divider] [/divider]
[divider] [/divider]
Ps.: Na plantacjach herbaty w okolicach Nuwara Elliya i Adam’s Pic (Sri Pada) jest wiecznie deszczowo, cały czas niemal wisi nad nami burza. Do tego badałem tam muzykę i pomagałem biednym tamilskim dzieciom w zajęciach aktywizacji muzyczno – teatralnej. Woził nas po górach i plantacjach nasz przyjaciel riksiarz, puszczając genialną muzykę filmową wielkiego AR Rahmana (autora muzyki choćby do „Dil se”, czy „Jodha Akbar”). Oczywiście piosenki były w wersji tamilskiej a nie w hindi. Motoriksza poruszała się niekiedy po trasach zbliżonych do szlaków tatrzańskich, skakała ze skały na skałę. Miałem smartphone Samsung Monty, niezastąpiony rupieć. Mógłbym poprawić powyższe zdjęcia w Photoshop, ale uważam, że w tej formie są bardziej prawdziwe i lepiej oddają niezwykły nastrój plantacji herbaty przeplatanych przez wysokie góry i lasy deszczowe. Ma się tam wrażenie niezwykłej świeżości, młodości świata. Wszędzie jest masa młodych, zielonych liści, powietrze jest zawiesiną srebrnych kropel deszczu i zapachu kwiatów oraz – oczywiście – herbaty.
Świetny reportaż. Wraz z wejściem w wiek średni odrzuciłem cukier całkowicie i przyzwyczaiłem się do smaku czarnej bezcukrowej (od której pewnie się nawet uzależniłem). Trochę za smakiem potęskniłem przez jakiś czas ale odrzucenie cukru było jedną z moich lepszych decyzji. Od tego czasu nie dbam o diety.
Dzięki! No i gratuluję odrzucenia cukru. Moim zdaniem łatwiej to zrobić z zieloną herbatą, której i tak zazwyczaj się nie słodzi (choć bywa, że niektóre typy jednak spożywa się z cukrem)
Wystarczy trzymać się limitu 10 łyżeczek dziennie przy czym trzeba pamiętać że Np puszka coli na ich osiem a szklanka soku pomarańczowego Np Tymbark 10
Dziękuję. Jako herbaciarz omijam torebki z daleka. Jakieś sugestie na temat sklepów z herbatą liściastą PL ? W Nowym Jorku na Village jest sklep w starym stylu prowadzony przez Azjatów i to jest klasa. W Warszawie różnic nie widzę.
We Wrocławiu mamy Czajownię działającą we współpracy z Pragą. Można tam się napić herbaty, ale jest też sklep. W nim można nabyć lepsze herbaty niż w sklepach z herbatą w galeriach handlowych. Choć w nich czasem można trafić coś dobrego. Ważne, aby było świeże (chyba, że chodzi o brązową herbatę itp.).
Ciekawe i ładnie napisane.
Herbata inspiruje, podobnie jak serce Sri Lanki. Tam w ogóle nie ma, póki co, turystów. Tzn. na wyspie bywają – na plażach (ale nie jakieś tłumy) i w Kandy, Anuradhapura i jeszcze paru bardzo zabytkowych miastach (nie w Colombo). Ale nie ma ich dużo, a okolicach najwyższych gór nie spotkałem nikogo, kto nie byłby Syngalezem lub Tamilem. Jest też grupa Lankijczyków holenderskiego pochodzenia, ale ich spotykałem czasem w Colombo.
Zadziwiające jest piękno ateistycznego świata.
Ano tak…
Herbata byla motorem kapitalizmu i rozwoju handlu zagranicznego a także optymizmu oświeceniowego
Też dosłownie rozjaśnia umysł. Z pewnością herbata była motorem handlu i Chińczycy są trochę sami sobie winni, że niepotrzebnie restrykcyjnie koncesjonowali handel. Gdyby było inaczej, Chiny byłyby znacznie bogatsze i potężniejsze w XIX wieku, łatwiejsza też byłaby dla nich modernizacja.
Chiny nie mogły się otworzyć na handel bo oparły swą ekonomię w xv wieku na feudalnej samowystarczalności. Handel nic takiej gospodarce nie daje
„zadziwiające piękno ateistycznego świata”?
E tam.
Ewolucyjni neuroestetycy zaraz wyjaśnią, że reakcja mózgu uważana za estetyczny zachwyt to tylko dostosowanie, które ma nas przyciągać do miejsc obfitujących w łatwo dostępne pożywienie albo bezpieczne schronienia.
Malownicze widoki, Panie Jacku. Zazdroszczę udanej wyprawy.
Dziękuję. To była w dużej mierze praca. Ogólnie na Sri Lance badałem muzykę i wpływy muzyki indyjskiej na ich muzykę. Akurat w Nuwara Elliya wraz z moimi znajomymi lankijskimi aktorami, Syngalezami z Colombo, animowałem dzieciaki herbacianych Tamilów. Chodziło o to, aby za pomocą zajęć teatralno – taneczno – muzycznych wyrwać je z marazmu spowodowanego rolą ludzi odrzuconych, gorszych, poniżanych przez większość. Swoją drogą największym sukcesem moich przyjaciół aktorów w tamtych dniach było odbijające się głośnym echem na Sri Lance wystawienie… Antygony Sofoklesa. Oczywiście po syngalesku. Co ciekawe, jak widać na zdjęciach, plantacje herbaty są opisane głównie po angielsku, a nie po syngalesku czy po tamilsku. W wielu innych miejscach na wyspie raczej nie ma za bardzo pisma łacińskiego…