10 października na naszym rynku księgarskim ukaże się książka Juliana Bagginiego Ateizm, bardzo krótkie wprowadzenie. Wydawcą tej pozycji będzie Wydawnictwo Naukowe PWN, co ogromnie cieszy, bowiem możemy być pewni dobrej dystrybucji i jakości wydawniczej tej znakomitej lektury.
Julian Baggini jest znanym brytyjskim filozofem i pisarzem, oraz współzałożycielem „The Philosophers’ Magazine”. Jego książka Ateizm została pierwotnie wydana w znanej brytyjskiej serii „Bardzo krótkie wprowadzenie”, dla której Baggini opracował już kilka innych tytułów dotyczących zagadnień związanych z filozofią. Jako, że twórcą serii jest Oxford University Press, jej ideą jest nie zaprzepaszczanie głębi i rzetelności spojrzenia na daną problematykę, przy jednoczesnym zachowaniu skrótowej formy i przystępnego języka. „Ateizm..” dobrze wywiązuje się z tych założeń.
Do lektury przystępowałem nieco sceptycznie, gdyż czytałem już wiele bardziej obszernych ksiąg o ateizmie, z których byłem ogromnie zadowolony. Od autora filozofa nie spodziewałem się też argumentacji opartej na odkryciach nauki, które wraz z psychologią ewolucyjną, kognitywistyczną i innymi dziedzinami poznania wkraczają w sfery dawniej całkowicie przynależne do tzw. humanistyki i, co gorsza dla konserwatywnych humanistów, radzą sobie w tych sferach świetnie. Ku mojemu jednak zaskoczeniu, książka Bagginiego, choć jest par excellence filozoficzno — humanistyczna, niesie w sobie wiele nowych i ważkich spostrzeżeń, z którymi zdecydowanie każda osoba zainteresowana ateizmem powinna się zapoznać.
Główną tezą książki Bagginiego jest pogląd, w świetle którego ateizm nie jest postawą opartą na negacji, ale na afirmacji. Filozof posługuje się dla oddania go zabawną metaforą dotyczącą potwora ze szkockiego jeziora Loch Ness. Oczywiście w tym przypadku świat dzieli się na zwolenników wiary w potwora z Loch Ness, których filozof nazwał żartobliwie „nessystami”, jak i tych, którzy nie mają co do tego złudzeń. Oczywiście trudno każdego z nas nazywać „anessystą”. Ludzie, którzy są w stanie zaprzeczyć ad hoc nieracjonalnej bajce są po prostu osobami zainteresowanymi racjonalnym myśleniem, w oparciu o światopogląd naturalistyczny. I ten światopogląd afirmują, odkrywając świat na swoją prywatną, lub bardziej powszechną i naukową skalę. Jako, że naturalizm opiera się na badaniu zagadek rzeczywistości, jego afirmacja nie jest tylko afirmacją danego światopoglądu (to samo w sobie nie jest żadną sztuką – afirmować można każdy światopogląd, nawet skrajnie głupi i destrukcyjny), ale też afirmacją samej rzeczywistości. Afirmując rzeczywistość afirmujemy też nas samych, bowiem jesteśmy jej częścią — jest to zatem postawa zdecydowanie pozytywna, nie zaś bazująca na negacji.
Tym niemniej, jak zauważa w swojej przypowieści filozof, gdyby wiara w potwora z Loch Ness stała się powszechna i wymagana przez mających poparcie tłumów duchownych, wchodzących w sojusze polityczne, wielu zwykłych, cieszących się rzeczywistością ludzi, zostałoby nazwanych anessystami i zaczęto by mówić o „mrocznym i negacjonistycznym poglądzie anessystycznym”. Ateizm jest w podobnej sytuacji. Świat został zdominowany przez wyznawców różnych mitycznych bytów, niewiele różnych w swej istocie od potwora z Loch Ness. W związku z tym ludziom opierającym się w swoim poznawaniu świata na racjonalnej refleksji w oparciu o światopogląd naturalistyczny przypięto łatkę negacjonistycznych ateistów. Gdyby jednak nie było chrześcijaństwa, islamu, hinduizmu i innych religii, albo gdyby nie były one tak powszechne, ateiści byliby nadal ateistami, gdyż — zdaniem autora omawianej książki — ateizm opiera się na racjonalnym naturalizmie, nie zaś na złośliwym zaprzeczaniu zasadności powszechnych społecznie zjawisk. Kiedyś większość ludzi uważała, że Ziemia jest płaska i w środku wszechświata. Filozofowie i naukowcy mówiący, iż jednak jest z grubsza okrągła i znajduje się poza środkiem wszystkiego nie byli złośliwcami, lecz mającymi rację badaczami rzeczywistości. To samo można powiedzieć o ateistach. Jednocześnie, jak widać, popularny społecznie pogląd niekoniecznie musi być prawdziwy i warty szacunku.
Baggini zaczyna swoją książkę od tego, że nawet w stosunkowo laickiej Anglii ateizm jest odbierany jako coś mrocznego. Indoktrynacja religijna polegająca na tym, że „Bóg jest dobry” sugeruje wyraźnie, iż ci, którzy odrzucają jego istnienie muszą być jakoś tam źli, niepełni, a z pewnością jakoś tam przygnębieni odrzuceniem „czegoś dobrego”. Tego typu postawy, widoczne nawet w dość oświeconych państwach Europy, skłoniły Bagginiego do napisania Ateizmu.
Oczywiście Baggini nie byłby filozofem, gdyby nie omówił starannie naturalizmu, na którym opierają się racjonalni ateiści. Nie jest to z pewnością prymitywny naturalizm polegający na wykluczeniu sztuki i uczuć z dyskursu. Taka refleksja przy założeniach filozofa jest potrzebna i wywiązuje się on z niej bardzo dobrze. Mimo to w obszernej przedmowie do książki prof. Jan Woleński broni jednak filozoficznego dzielenia włosa na czworo, zwracając uwagę na to, iż autor nie odniósł się do samych podstaw tego, czy możemy bazować na logice i naturalizmie. Jan Woleński, będący też członkiem Komitetu Honorowego Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, czyni to jednak w dobrej wierze — sam zauważa, że Baggini całkiem odkrywczo podchodzi do dość złożonej problematyki i de facto po części wymyka się nawet jego zarzutom, opartym na dość surowych metodologicznie kryteriach.
Dalsza część książki Bagginiego w duże mierze zadziwia. Pomimo, że na temat ateizmu pisali już tak znakomici autorzy jak Dennett, Hitchens, Harris czy Dawkins, pojawiają się w ateizmie zupełnie nowe, świetne argumenty przemawiające za zasadnością postawy ateistycznej. Świadczy to o tym, że wbrew obawom niektórych wydawców, temat od strony publicystyczno naukowej wcale nie został wyczerpany i nadal jest wiele miejsca na kolejne spojrzenia na ateizm. Baggini dzieli na przykład dowody na rzecz czegoś na mocne i słabe, pokazując, iż należy unikać platońskiej tendencji do szukania prawdy absolutnej, lecz aby coś nazwać „bardziej prawdziwym” wystarczy po prostu znacząco większa pewność danego dowodu w stosunku do dowodów konkurencyjnych. Z tego punktu widzenia mocno krytykuje postawę agnostyczną (której z kolei broni we wstępie Woleński), polegającą jego zdaniem na całkowitym relatywizmie.
Inną odkrywczą myślą filozofa jest też na przykład ujęcie moralności. Mimo, że Baggini nie odwołuje się do jej ewolucyjnego podłoża, co jest ogromnie mocnym argumentem naturalistycznym, pokazuje inną drogę myślenia polemicznego, trzeba przyznać bardzo skuteczną. Otóż po pierwsze, rzekomy Bóg, aby być dobrym, musi być moralnym wedle zasad, których sam nie ustala. Inaczej mamy do czynienia z modelem autorytarnego władcy, który stwierdza „wszystko, co czynię jest dobre”. Po drugie, dobroć interesowna jest mniej cenna od bezinteresownej, a w systemach religijnych ma się przecież mechanizm rzekomego nagradzania i karania. Po trzecie — i to jest najbardziej ożywczy argument Bagginiego — zarówno ludzie niewierzący, jak i wierzący jadą de facto na tym samym wózku. Sami muszą wcielać swoją własną, indywidualną moralność w codziennym życiu, nie są robotami programowanymi z zewnątrz. Jeśli więc nawet skrajny monoteista zaprzeczy temu, iż Bóg musi mieć moralność nad sobą, to z pewnością nie zdoła pokonać argumentacji w której moralność do której odnosi się dany człowiek, jest ponad jego wiarą, czy też niewiarą w daną religię.
Książka Bagginiego jest na tyle dobra, że miałbym ochotę wypisać wszystkie zawarte w niej nowe, odkrywcze myśli, ale po pierwsze — naprawdę warto ją kupić, po drugie, nikt tych myśli nie wyjaśni równie dobrze jak sam autor. Czas zatem na kilka uwag krytycznych. Otóż, już na tylnej stronie książki czytamy między innymi, że „autor dystansuje się od agresywnego, wojującego ateizmu i wybiera drogę racjonalnej argumentacji”. Prof. Woleński dopowiada we wstępie, iż „mimo to Baggini sympatyzuje z tzw. nowym ateizmem”. Ów wojowniczy ateizm w książce Bagginiego wprowadza pewne zamieszanie. Oczywiście wszyscy racjonalni ateiści całkowicie się zgodzą, iż idea wprowadzania ateizmu przemocą jest zła. I tyle na temat agresywnego ateizmu. Natomiast jeśli chodzi o ateizm krytykujący irracjonalizm poglądów religijnych i nietolerancję, do której często prowadzą, to niektóre argumenty Bagginiego są wręcz mocniejsze od niektórych argumentów Harrisa, czy na przykład Dawkinsa. Wierzący często agresywnymi nazywają argumenty, których nie mogą i nie chcą odeprzeć. W ten sposób Baggini dla niejednego wyznawcy tej czy innej religii może się okazać agresywny, jednakże prawdziwą agresją w takiej sytuacji jest próbowanie ze strony wierzącego uciszenia niewygodnego polemisty, w celu pielęgnacji własnego religijnego złudzenia. Zwraca na to uwagę prof. Woleński we wstępie, przytaczając wypowiedź jednego z biskupów polskich.
Drugim, drobnym niedostatkiem książki Ateizm jest europocentryzm. Autor pomija na przykład rozwój myśli ateistycznej w Indiach, mający równie dawną genezę, jak ten w Europie i w jakimś sensie święcący znacznie większe sukcesy w czasach przedoświeceniowych. Oczywiście ateizm indyjski bywa eklektyczny, częstokroć bywa spirytualistyczny i religijny mimo odrzucenia bogów. Jednakże warto zawsze wzmiankować te ciekawe formy pierwotnego ateizmu, nie zapominając też, iż już od co najmniej VI w. p.n.e. istniała w Indiach również szkoła ateizmu racjonalnego, opartego na światopoglądzie naturalistycznym. Oczywiście, nie byłoby sprawiedliwie winić za ten europocentryzm samego Bagginiego — ta tematyka nie jest w kręgach cywilizacji zachodniej dostatecznie znana, a przecież książka Bagginiego z założenia miała być krótka i nie wdawać się w wątki z jej perspektywy poboczne.
Na zakończenie jeszcze raz gorąco polecam Ateizm. Bardzo krótkie wprowadzenie Juliana Bagginiego. Każdy czytelnik znajdzie w niej nowe i cenne refleksje, jednocześnie precyzyjny i estetyczny język autora sprzyja przyjemnej lekturze.