Keynes kontra Hayek – socjalliberalizm kontra neoliberalizm

Polecam nadludzko bezstronną książkę brytyjskiego dziennikarza Wapshotta z 2011 roku o sporze dwóch czołowych ekonomistów XX wieku i sporze między ich fanami, który zwalczają się do dziś. Jako sympatyk Keynesa myślę, że również dla haykowca mogłaby być ciekawą lekturą. „Keynes kontra Hayek. Spór który zdefiniował współczesną ekonomię” (przeł. Radosław Maciejewski wydawnictwo Studio Emka) Wapeshott zaczyna od tego, że wiosną i latem 1942 obaj panowie K. i H. chronili King’s College w Cambridge przed niemieckimi bombami (s. 9). Już około I wojny światowej szkoły ekonomii z których wywodzili się K. i H. istniały. Ekonomiści z Cambridge tacy jak Alfred Marshall, była postmerkantylistyczna i praktyczna, wiedeńska szkoła Misesa – teoretyczna i mechanistyczna (s. 15), stąd oba podejścia mijały się niemal bez punktów stycznych. Pod względem etycznym Keynes był uczniem G.E. Moore’a moralisty odrzucającego wiktoriańskie konwenanse i purytanizm, na rzecz estetyki i wolności. Keynes pod tym wpływem nie krył swego homoseksualizmu, choć potem ożenił się z rosyjską tancerką. W czasie I wojny, Keynes pracował dla rządu jako ekonomista. W 1918 roku ostrzegał przed ograbianiem państw centralnych w imię zemsty i nawoływał do wspaniałomyślności, czym zaskarbił sobie m.in. wdzięczność zdemobilizowanego austrowęgierskiego żołnierza – Hayeka (s. 23).

Nicolas Wapshott Keynes kontra Hayek

Keynes krytykował dziwactwa Wilsona, chciwość Clemenceau i mistyczne pierdoły Lloyda George’a (s. 25). Jego „Ekonomiczne następstwa pokoju” uczyniły go sławnym. Hayek zaczynał od socjalizmu i myśli Rathenaua, potem zaś prze ekonomię cen Friedricha von Wiesera doszedł do szkoły austriackiej (s. 35) i wszedł do sekty aroganckiego Misesa. Zrujnowana Austria wzbudziły w H. lęk wobec inflacji (s. 37). Zwolennik prywatyzowania wszystkiego Hayek nigdy nie pracował dla sektora prywatnego, jedynie w marcu 1923 roku nie mając forsy na bilet powrotny z USA niemal najął się na pomywacza (s. 43).

Z kolej w 1922 roku Keynes zerwał z leseferyzmem i postulował by państwo wybierało między inflacją a deflacją (s. 39). Już wtedy walczył z nieufnością wobec państwa, i powątpiewał czy rynek cokolwiek sam załatwi. Przytaczał też wypowiedzi Lenina, który zamierzał psuć pieniądze, by zepsuć kapitalizm. Umiarkowany awaryjny interwencjonizm Keynesa miał ocalić kapitalizm w tej sytuacji.
Mises bał się ignorowania mechanizmu cenowego przez socjalizm, Hayek zaś z podobnych przyczyn zaczął badać cykle koniunkturalne (s. 45). Mises jednak nie wyraził entuzjazmu, bo nie uważał ekonomii za naukę przyrodniczą (s. 46). Hayek był zawiedziony, ale nie zniechęcony. Keynes nie wierzył by dało się uciec przed cyklem konkiunkturalnym.

Tymczasem w 1923 roku Keynes domagał się by rząd UK wypuścił obligacje i obniżył stopy procentowe, wojując ze zwolennikami bezczynności rządu, zarówno z CP, jak i z LP (np. Philipa Snowdena, kanclerza skarbu rządu LP – s. 49). Keynes uważał, że leseferyzm się skończył, a filozof polityczny powinien wrócić do łask (s. 51). Postulował złoty środek między kapitalizmem a gospodarka planową. Państwo miało się zająć tym, czego nie zdołają zrobić prywaciarze. Konserwatystów i socjalistów miał za prymitywnych dogmatyków (s. 53), i chciał uratować przed nimi kapitalizm. W 1925 Churchill, nowy MF zaprosił Keynesa, ale jego koledzy mu szybko wybili podobne pomysły z głowy (s. 55). Keynes krytykował go więc za sztuczne próby windowania kursu funta do poziomu przedwojennego. Strajki szybko pogrążyły konserwatystów.

Hayek rozwijał koncepcję Knuta Wicksella, szwedzkiego ekonomisty należącego duchowo do szkoły austriackiej, że naturalna stopa procentowa (ten sam poziom oszczędności i inwestycji) nie jest tym samym co oprocentowanie ustalane przez banki (s. 60). Stąd banki nie mogą ustalić idealnej nieznanej stopy proc. Hayek wierzył, że prawa rynku są nieubłagane, Keynes bardziej optymistycznie zakładał, że ludzie mogą zdecydować o swym ekonomicznym losie (s. 61). Uważał także, że ponieważ oszczędzają jedni ludzie, a inwestują inni równowaga zwykle jest zachwiana (s. 72).

W 1926 roku Hayek narzekał na keynesopodobne kroki Hoovera i Hardinga, a Lionel Robbins postanowił ściągnąć Hayeka do Anglii. W 1928 roku H. przybył do Londynu i rozmawiał z Keynesem. Oczywiście nie dogadali się, ale i tak było miło. Keynes lubił dyskutować z oponentami, a Hayek zwrócił głównie uwagę swym pedantycznym przywiązaniem do etykiety. W tym czasie Keynes nakłaniał nowy rząd UK do inwestowania, by zrobili więc to, czego nie robi prywatny przestraszony recesją biznes. Ramsay MacDonald z LP wygrawszy wybory zaprosił Keynesa do współpracy, ale nie zamierzał skorzystać z jego rad, bo miał zbyt mało odwagi (s. 77). Nakłaniał do nieznacznego obniżenia płac robotników, ale te zdążyły zostać skrajnie usztywnione przez związki, chciał również obniżenia stóp procentowych, które kolejne rządy wciąż podwyższały. Keynes był zwolennikiem zasiłków, ale jednocześnie wiedział, że zasiłki wpływają na usztywnienie postawy związków wobec wysokości płac. Keynes radził Labourzystom inwestycje rządowe, które zastąpiłyby zasiłki, dając pracę (s. 80). Rozwijał też teorię umownego kursu wymiany walut świata. Choć nie upierał się przy gold standard. Potem myślał o certyfikatach złota.

W tym czasie Hayek starał się dowodzić, że pieniądz nie jest towarem mającym z definicji jakąś wartość lecz jest jedynie nośnikiem; całkowita ilość forsy nie ma wpływu na bogactwo. Te teorie próbował sprzedać nawet w Cambridge w 1931 roku (s. 94). Hayek uważał, że oszczędzanie powoduje, iż daje się czas producentom na wyprodukowanie taniej i więcej towarów dzięki długofalowym zyskom z wprowadzania nowych technik, a więc opłaca się (s. 95). U Hayekistów to wynalazki podnoszą bogactwo, u Keynesistów, może to zrobić każda inwestycja (nawet bezsensowna jest lepsza niż żadna) ponieważ daje zatrudnienie, dlatego nie ma sensu czekać.

W 1931 roku USA zaczęły słuchać Keynesa. Szef Fed, Eugene Mayer pod wpływem Keynesa doradził Hooverowi zmniejszenie reparacji wojennych od Niemiec o połowę i dwuletnie moratorium na spłatę zmniejszonych. Keynes pochwalił tą wysoce moralną wspaniałomyślność (s. 105). Quincy Wright z Chicago i jego koledzy proponowali zresztą jak Keynes zwiększenie inwestycji państwa. W UK jednak go nie słuchano. Hayek zaatakował Keynesa w „Rozprawie o pieniądzu”, gdzie uznał myśl Keynesa za mętną terminologicznie (s. 111). W odpowiedzi Keynes oskarżył Hayeka o teoretyzm i brak wyobraźni (s. 122). Hayek chciał likwidować nieadekwatne kredyty, a Keynes obniżać stopy procentowe. Keynes doradzał manipulowanie cenami, popytem i podażą, Hayek panicznie bał się tej ingerencji w rynek (s. 124). Keynes nie uważał ekonomii za naukę ścisłą, więc nie starał się przekonać Hayeka za wszelką cenę, Hayek owszem i owszem. Hayek uważał, że podniesienie poziomu inwestycji, tak by zrównały się z oszczędnościami, i tak zostanie zjedzone przez nieuchronną inflację (s. 137), potem okazało się, że nie miał racji, co trochę zmniejszyło jego arogancję. Z Hayekiem dyskusję prowadził potem Piero Sraffa, uczeń Keynesa, uciekinier z musolińskich Włoch (s. 139). Sraffa uważał, że rynek nie musi zareagować inflacja na kurację Keynesa (s. 145), i zmusił H. do przyznania, że tak naprawdę nie ma jednolitej naturalnej stopy procentowej dla wszystkich towarów, lecz różne dla różnych. Sraffa był śmiałym makroekonomistą (słowo wówczas nie znane), jak Keynes, zaś Hayek mikroekonomistą, więc rozminęli się w dyskusji. Hayek choć cale życie zarzekał się, że nie jest konserwatystą, bał się zmian formy nauki ekonomicznej (s. 150).

Od maja 1931 Keynes zaczynał pracować nad „Ogólną teorią” (s. 151). Pomagał mu Richard Kahn, jego uczeń, który był najprawdopodobniej głównym twórcą słynnego mnożnika (założenia, że inwestycje państwowe nawet na pożyczonej forsie mogą szybko zrekompensować swój koszt jednocześnie zmniejszając bezrobocie). Keynes doradzał wynagrodzenie dla wykonawców inwestycji państwowej zamiast zasiłku. Jeśli ceny wzrosną, będzie to naturalne odzwierciedlenie wzrostu wydajności produkcji. Keynes uważał, że równowaga budżetowa i wzrost zatrudnienia nie są sprzeczne, wręcz przeciwnie (s. 161), bo przecież zwiększenie zatrudnienia jest zwiększeniem PKB, a to równoważy budżet. Keynes swoją pracą miał zamiar zlikwidować socjalizm i fabianizm (s. 174), ratując liberalizm przed tyraniami. „Ogólna teoria” spodobała się Paulowi Samuelsonowi z MIT. Keynes podważył prawo Saya, i dowodził, że oszczędności nie przekładają się automatycznie w inwestycje (s. 177). Keynes uznał, że ludzie nie są zbyt racjonalni jako uczestnicy rynku, np. wykazują preferencję płynności kapitałowej. Jednocześnie Keynes nie wierzył by ingerencja państwa w rynek prowadzić mogła do tyranii (s. 179).

W USA Hoovera i Roosevelta doceniano Keynesa, ponieważ bardziej bano się tam bezczynności niż nadaktywności (s. 185). Keynes uważał Roosevelta za nadzieję liberalizmu (s. 187), uznał jednak, że ustawa NIRA jest zrobiona zbyt pochopnie. Mówił w liście do R. o tym, że wojna stymuluje gospodarczo, ponieważ wtedy państwo musi wiele wydać na inwestycję, jednak wojna to także straty, inwestycje w czasie pokoju to co innego, ale wtedy mało kto się na nie odważy. Keynes uważał, że Amerykanie przesadzają jednak z pobudzaniem rynku, bo inwestycje państwa powinny następować tylko w dolnej fazie cyklu koniunktury lub w czasie recesji (s. 194). W USA pod wpływem Keynesa doszło do liberalnej keynesowskiej rewolucji. Keynes zdominował myślenie młodych ekonomistów amerykańskich. Keynesiści ze sztabu Roosevelta uważali, ze pakiet stymulacyjny (jak byśmy dziś powiedzieli) jest za mały, ale i tak w 1936 udało się wrócić do poziomu produkcji z 1929 roku (s. 201), a bezrobocie spadło z 22 do 14 % od 1933 do 1935 roku. Tak Keynes uratował USA.

Tymczasem Hayek odszedł od Misesowej ortodoksji, i uznał, że stan równowagi zdarza się bardzo rzadko (s. 211). Zresztą intencji uczestników rynku i tak nie są znane, więc nie ma jak przywracać równowagi. Uznał, że jedynym wskaźnikiem który coś mówi o równowadze są ceny. W 1940 poparł Keynesa w sprzeciwie wobec reglamentacji, i w pochwalaniu obniżki podatków (przy dużych pożyczkach państwowych s. 225). W „Drodze do zniewolenia” Hayek przyznał, że Keynesowskie planowanie niekoniecznie musi doprowadzić do tyranii państwa w ramach kontynuowania wojennej gospodarki sterowanej w fazie pokoju (s. 230), ale i tak straszył zagrożeniem, za co mu się dostało zwłaszcza od Amerykanów (TV Smith, Herman Finer uznali H. za konserwatywnego bigota – s. 239-240), którym nie podobała się krytyka demokracji u Hayeka. Keynes odpowiedział życzliwie, tym bardziej, że Hayek w „Drodze do zniewolenia” określił się jako liberała, a konserwatyzm uznał z jego skłonnościami do mistycyzmu, nacjonalizmu i paternalizmu jako równie szkodliwy jak socjalizm (s. 232. Keynes zwrócił uwagę tylko na to, że do sukcesu Hitlera przyczynił się nie tyle silny rząd, co porażka kapitalizmu i bezrobocie (s. 231). Keynes uważał, że kiedy planują liberałowie, niewoli nie będzie. Hayek uważał, że nawet wolnościowe ideały Anglików nie mogą tego zagwarantować. Mylił się. Historia miała znów przyznać rację Keynesowi. Orwell uznał, że nieskrępowana konkurencja również może oznaczać niewolę (s. 237). Churchill uprościł przekaz „Drogi do zniewolenia” i ośmieszył się w kampanii wyborczej, kiedy dobrodusznego Attlee i LP pokazał jako potwory. „Droga do zniewolenia” była czytana jak bestseller, ale uważana zwykle za strachy na lachy. Fanatyczna libertarianka Ayn Rand uznała Hayeka za odszczepieńca, skurwiela i zbyt umiarkowanego głupca. Musiało tak być, Hayek, aż takim fanatykiem jak ta wariacka prawicowa anarchistka nie był (s. 240).

Widoczne powodzenie Keynesizmu wyalienowało Hayeka, który postanowił temu przeciwdziałać spotykając się z innymi pralibertarianami w 1938 i znów w 1947 w Mont Pellerin. Kasę na konferencję dali szwajcarscy bankierzy i biznesmeni (s. 248), jak to i dziś zawsze jest z libertariańskimi imprezami. Na spotkaniach w Mont Pellerin bywali m.in. Roepke, Aron, Mises i Friedmann. Keynesista John Kenneth Galbraith kpił z małej grupki która zastanawia się czy nie wydzierżawić Royal Navy (s. 251). Alienacja Hayeka postąpiła w 1946-1949 gdy negocjował rozwód z żoną, by poślubić miłość z czasów młodości. Wtedy opuścili go jego ultrakonserwatywni przyjaciele (s. 252-253), jak Robbins, który zresztą niedługo potem stał się Keynesistą.

Chicago Boys Friedmanna, wbrew legendzie, wcale nie byli zwolennikami szkoły austriackiej, lecz jako monetaryści stali w połowie drogi między Hayekiem, a Keynesem. Chicagowcy uważali, że wolny rynek może zawodzić tak samo jak inwestycja państwa (s. 254). Friedmann uważał ceny, jak Hayek za najlepszą miarę stanu gospodarki, ale jak Keynes był makroekonomistą. Hayek postanowił napisać bardziej poważne dzieło: „Konstytucję wolności”, by dotrzeć do Chicago Boys i innych libertarian. W książce poparł ideę praworządności Locke’a, lecz uznał, że ludzie nie są z urodzenia równi (s. 256-257). Konserwatystów znów uznał za takich samych autorytarystów i interesownych łobuzów stosujących przymus, jak socjaliści (s. 260). Uznał konserwatyzm za skażony przez nacjonalizm (krytykował komisję do walki z antyameryańskością McCarthy’ego), a konserwatyzm za zbyt lękliwą ideologie, by się do czegokolwiek nadawała. Powtórnie zadeklarował się jako liberał (s. 261). Robbins uznał skoncentrowanie się na wolności negatywnej u Hayeka za błąd. Uznał też, że nijak nie da się UK rządów LP uznać za tyranię (s. 261). Tymczasem Mont Pellerin w 1960 zawiesiło działalność wobec sporów wewnętrznych. Hayek osamotniony i niezrozumiany pogrążał się w lekkiej depresji.

W 1945 roku zmarł Keynes. Na mszy pogrzebowej był premier Australii John Curtin, Keynesista (s. 267). ONZ i Marshall również nawiązywali do Keynesa. Truman starał się godzić Keynesizm, z równowagą budżetową (koszty na programy społeczne równoważył rozbrojeniem), Ike był raczej Hayekistą, i drżał przed inflacją, ale wojna w Korei też uczyniła zeń Keynesistę (s. 273). Militarny Keynesizm dziwił nieco samych Keynesistów. Za Kennedy’ego Galbraith zauważył reakcyjną heretycką wersję Keynesizmu, polegającą na samym obniżaniu podatków, bez ukierunkowanych wydatków państwa (s. 279). Johnson uważał, ze wydatki publiczne lepiej pobudzają gospodarkę niż prywatne, był więc dziwnym ultrakeynesistą (s. 282). Nixon dokonywał wolt z hayekizmu na keynesizm i odwrotnie w zależności od słupków, co utrwaliło jego immoralną opinię. Stagflacja po kryzysie paliwowym 1973 spowodowała nadejście ery przeplatania nadużywania keynesizmu z chaotycznym hayekizmem.

Friedmann był monetarystą, tj. chciał kontrolować i ograniczać przyrost pieniądza i powalać jedynie na powolny wzrost jego podaży. To miało łagodzić kryzysy (s. 292). W odróżnienia od Hayeka miał jakąkolwiek namacalną propozycję co robić podczas recesji. F. uważał, że należy unikać eksplozji popytu pieniądza. Uważał jak Keynes że tradycje civil service w UK nie pozwolą uczynić z UK tyranii biurokratycznej, lecz co do USA nie był już tak pewny; zbyt mocno demokracja wnikała we wszystkie dziedziny życia amerykańskiego (s. 293). Przy tym wszystkim F. był makroekonomistą jak Keynes. Hayeka jako ekonomisty nie cenił, lecz lubił jako libertarianina. W 1964 roku F. poparł rasistę i libertarianina Goldwatera na prezydenta. Keynesista Paul Samuelson nie omieszkał wytknąć F i G, że kreują państwo na potwora, a to tak jakby za potwora uznawać przepisy ruchu drogowego (s. 296).

Tak zaczęła się histeria libertariańską która trwa do dziś. Samuelson nie zahamował jej. Po Goldwaterze przyszedł Reagan, bardziej czarujący i sympatyczny, choć do 1968 roku Goldwater zmusił go podstępnie do oddania pola Nixonowi. W 1979 Thatcher została premierem UK. Traktowała Heyka jak guru, i zwalczała inflację choćby kosztem niepopularności. Lubiący być lubianym Reagan nie zdobył się na to (s. 307). Krzywa Laffera (tak naprawdę Keynesa) był głównym argumentem za obniżaniem podatków ekipy Reagana (chodziło o moment w którym podatki nie przynoszą już opłacalnych zysków bo są za wysokie). Mondale i Galbraith atakowali reaganowski efekt skapywania, bezskutecznie (s. 309). Bezrobocie za Reagana wzrastało, ale od 1988 (zmniejszenie stawki dla najbogatszych z 70 do 28%), to dowodziłoby słuszności hayekizmu, lecz jednocześnie Reagan cofnął wszystkie ulgi dla biznesu, i inwestował w armię, tyle co nikt wcześniej, tak więc był jednocześnie i hayekistą i keynesistą! Galbraith nazywał go nieświadomym i anonimowym Keynesistą (s. 311).
GWH Bush podniósł podatki, a Clinton choć haeykowsko usztywnił budżet, rozpoczął wiele programów dla biednych na osłodę. Trzecia droga Clintona niewiele jednak miała wspólnego z Keynesizmem (s. 319). Deficyt inwestycyjny i socjalny Clinton zwalczał demilitaryzacją („dekada pokoju”). Bush jr zużył nadwyżkę Clintona na zabezpieczenie budżetu przed populistyczną obniżkę podatków. Po 11.09.i kryzysie starał się budować remizy i strategiczne drogi, ale nie był to Keynesizm, ciągle było to tyle co nic. W 2007 wiara Hayekistów, że rynek sam się wyreguluje ostatecznie legła w gruzach (s. 326). W okopach każdy jest Keynesistą, zauważył monetarysta Robert Lucas. W lutym 2009, Obama spróbował Keynesizmu czyli stymulacji, ale 787 mld okazało się zbyt małą sumą, w dodatku jak zauważyli keynesiści jak Paul Krugman – pakiet zawierał za dużo pomocy socjalnej, a za mało inwestycji sensu stricto (s. 329). Nieodpowiednie wydawanie pieniędzy i deflacja jest gorsza niż inflacja której wszyscy się dziś boją twierdził w 2010 roku Krugman (s. 332). Obamie nie pozwolono spróbować znowu.

Pod koniec życia Hayek kłócił się z Samuelsonem o to czy Skandynawia osiągnęła wolność i dobrobyt dzięki czy mimo sterowaniu gospodarką (s. 337). Kłócili się nawet o częste w Skandynawii samobójstwa, jakby nie były częste wszędzie tam gdzie jest mało światła, np. w Rosji. Hayek przedstawił pokraczny argument, że Skandynawia nie była zniszczona podczas wojny (Norwegia, oraz Finlandia były), że były rezerwuarem pieniędzy uciekinierów (chyba pomylił z Szwajcarią). Hayek miotał się nie chcąc uznać, że zapowiadana przezeń tyrania nie nadeszła.

Tymczasem w USA, GOP opuszczone przez konwertytów na keynesizm – patrycjuszy z Nowej Anglii jak Nelson Rockefeller i naciskani przez Tea Party, wzięli Hayeka na sztandary (s. 342) zastępując dawny konserwatyzm nową ideologią neoliberalną. Nie są tak radykalni jak Tea Party tylko dlatego, że Hayek jednak był zwolennikiem podstawowego socjalu i zasiłków, a urzędników państwowych postulował zastąpić prywatnymi. Dziwne jak na człowiek, który całe życie żył na garnku państwa. Keynes z kolej ufał państwu, choć żył głównie ze spekulacji rynkowych.

Hayek lubił psioczyć na amerykańska demokrację, która tłumi wolnościowe elementy, tak jakby USA nie startowały z pozycji merkantylizmu Alexandra Hamiltona… To i przykład Skandynawii stanowi o tym, że wiedza Hayeka o historii była bardzo słaba, jak to czasem bywa wśród ekonomistów. Keynesowi, przy jego praktycyzmie sytuacyjnym taka niewiedza, jeśli ją czasem przejawiał, mniej przeszkadzała, był bowiem analitykiem nie systemowcem.

Wapshott, który nie deklaruje się ani za Hayekiem, ani za Keynesem, chcąc zachować bezstronność uznaje jednocześnie żywotność i porażkę obu idei. Jednocześnie uznaje, że Keynes dwa razy uratował kapitalizm, lecz twierdzi (nieprzekonująco), że to co proponowali Bush i Obama to był Keynesizm i tenże keynesizm nie zadziałał. O Hayeku mówi głównie, że myśl ta nadal żyje i jest popularna, choć przypomina, że jego przewidywania zarówno negatywne (dotyczące Skandynawskiego planowania) i pozytywne (iż rynek sam wszystko wyreguluje – dotyczące I połowy rządów Busha jr) nie zadziałały.

Dla mnie sprawa jest prosta; Hayek umie tylko ostrzegać i wprowadzać zamęt. Neoliberalizm nie działa, co najwyżej może przeszkodzić w prawidłowym ułożeniu pakietu stymulacyjnego, a skoro libertariańska państwofobia i histeria trwa w najlepsze, to jeszcze nabroi. Keynes przynajmniej umiał coś zaproponować, i wydaje się, że to działa i dziś, choć globalizacja, jak słusznie zauważa John Gray utrudnia keynesistowską terapię.

Hayek uznał za pewnik nie to, co pewnikiem nie jest; że rynek jest racjonalny, tak jak ludzie, którzy na nim „grają”. Dziś Hayekowcy i monetaryści jak Guy Sorman nadal uważają, ze konsument działa tak „jakby był” racjonalny, nawet jeśli nie jest. To mrzonka. Preferencje płynności i preferencje czasowe, jakie spostrzegł Keynes wykluczają takie stanowisko. Keynes nie uważał ekonomii za naukę ścisłą co dziś podkreśla John Gray (zob. „Fałszywy świt” Johna Gray’a – omawiam tą lekturę na Racjonalista.TV), Hayek – owszem i dziś zgodziłby się z nim np. Guy Sorman (zob. „Ekonomia nie kłamie” G. Sormana; na Racjo TV omawiam jego „Made in USA”). Choć Keynesowcy są zwykle liberałami społecznymi, a Hayekowcy – konserwatystami (choć sam H. nie chciał nigdy popierać jakiegokolwiek konserwatyzmu), ci pierwsi dopuszczają ludzką nieracjonalność rynkową, choć społecznie na ludzka nieracjonalność stawiają konserwatyści, a nawet ją wychwalają. Coś świadczy o tym, że Keynesa popierają liberałowie, a Hayeka – konserwatyści, których on nienawidził. Świadczy to o tym, że teorie Hayeka służą tylko jednemu bogu – rynkowi, tak jakby istniał jakiś rynek inny od tego którego widzimy na co dzień. Maruda Hayek nic nie zdziałał, podobnie jak Friedmann. Ich mrzonki tylko utrudniają realizację śmiałej terapii Keynesa. Skoro Keynes nie ratuje kapitalizmu, pojawiają się różne Podemosy i Syrizy, socjalizm w odmianie utopijnej podnosi łeb jak w latach 30. Podobnie nacjonalistyczny konserwatyzm (np. Jobbik, UKIP, FN), może spróbujmy znów z Keynesem, skoro alternatywa jest tak paskudna, czy trzeba nam najpierw wojny libertarian z socjalistami by przyjść po rozum do głowy, i znów wysłać prymitywne zjawy skrajnej prawicy i lewicy na zielona trawkę ZANIM nabroją. Hayekiści jak Schaeuble i większościowi kongresmeni z GOP blokują Keynesizm, zaś hordy ludzi nie rozumiejących czym w ogóle jest ekonomia stoją u bram. Liberalne centrum znika, a ignoranci z prawicy i lewicy ani myślą się opamiętać.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

24 Odpowiedzi na “Keynes kontra Hayek – socjalliberalizm kontra neoliberalizm”

  1. Pan Napierała twierdzi że zwolennicy wolnego rynku to niebezpieczni sekciarze, którzy popierają wolny rynek bez względu na widoczne i dobre efekty działań Keynsistów. I tu rodzi się pytanie : CO ONI Z TEGO MAJĄ ?? CZYŻBY ZA POPIERANIE WOLNEGO RYNKU DOSTĄPILI ZBAWIENIA WIECZNEGO ??
    Pan Napierała twierdzi że Hayek widząc sukcesy Keynsizmu poczuł się wyalienowany i dołączył do libertarian. To dość dziwne zachowanie bo dołączając do keynsistów, mógłby znaleźć nowych kolegów, a także załapać się na jakąś rządową posadkę.
    „Dla mnie sprawa jest prosta; Hayek umie tylko ostrzegać i wprowadzać zamęt.”
    Hayek już nie żyje. Lecz ja nie bardzo rozumiem co osiągają jego współcześni zwolennicy, propagując jego teorię ??

  2. Naprawdę pan nie wie?????? A jak pan myśli czy biznesmeni lubią jak państwo patrzy im na ręce jak dają kredyty i jak traktują pracowników? Biznesmeni wie pan Np Romney i Bush. Tu chodzi o ubóstwienie prywatnego biznesu m.in przez wydumany „argument” że państwo umie tylko trwonić.

    1. Słaby, subiektywny, chaotyczny artykuł, mało mający wspólnego z racjonalnym punktem widzenia jaki powinien wyróżniać ten portal…

      Najbardziej mnie rozśmieszyły proste zabiegi manipulacyjne jak "Keynes postulował – Hayek panicznie bał się" oraz banalne błędy merytoryczne czy stylistyczne, takie nawet jak choćby niepoprawna pisownia nazwiska Friedmana przez 2 "n". Obrazuje to dobitnie jak mało autor się liczył z wartością merytoryczną wpisu a jak bardzo mu zależało na przedstawieniu swojej najmojszej prawdy.

  3. Hayek nie dołączyl do libertarian. On zawsze libert był. Postrzegal wolność tylko negatywnie jako nie wtrącanie się. Nie dochodziło do niego że by wolność rozkwitła potrzeba elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Libertarianizm jest wspierany przez egoistycznych biznesmenów i idiotów co dali się nabrać że państwo jest diabłem już Reagan byl prezydentem biznesu i tylko biznesu

    1. Może więc Pan poda nazwiska tych biznesmenów i kwoty jakie mu przekazywali za propagowanie libertarianizmu ? Byłby to potężny cios dla hayekistów.
      Ze swojej strony mogę przysiąc że w KNP ani w otoczeniu nie działa żaden przedstawiciel wielkiego biznesu. KNP jest biedna jak mysz kościelna. Często nie stać ich na siedziby. W KNP działa drobny biznes , robotnicy i studenci.

  4. Oczywiście są też biznesmeni normalni, tj lekko prosocjalni, którzy nie chcą doprowadzać klasy średniej i biedaków do ostateczności, żebractwa i bandytyzmu. Im więcej libertarianizmu tym większe kontrasty i bandytyzm. Rekordy biją antysocjalne USA, Rosja i Brazylia

    1. „Im więcej libertarianizmu tym większe kontrasty i bandytyzm. Rekordy biją antysocjalne USA, Rosja i Brazylia”

      W ostatnim rankingu wolności gospodarczej Brazylia jest na 118 miejscu, Rosja na 143. Skąd więc założenie, że tam panuje jakiś libertarianizm? Najbardziej wolnorynkowe są Hong-Kong, Singapur, Australia, Nowa Zelandia, a w Europie Szwajcaria. W tych krajach żyje się całkiem nieźle

      1. Poza Australią i Nową Zelandią to są kraje pośrednicy, utrzymujące swoje systemy tylko i wyłącznie dzięki obecności innych państw. które uczyniły dany region ośrodkiem własnego handlu. W Australii też by było inaczej, gdyby nie Japonia z innym systemem gospodarczym.

      2. drogi Marcinie; kiedy państwo nie ma kontroli nad gospodarką, przejmują ją szemrani biznesmeni, chyba że państwo pracuje dzien i noc i ma 3 mln wiezniow jak USA. Znakomicie opisal to John Gray w Falszywym swicie, poza tym mylisz Wolność gospodarczą czyli wynik ogolny, z zalozeniem libertarianskim, ktore moze miec rozny wynik, ale zawsze jest kryminogenne. Po prostu w USA na szczęscie prawo (sądy) wytrzymało kasację państwa. Australia jest duzo blizej do socjalnych RFN niż NZ, choć premier Abbot probuje zbliżyć gosp A do libertarianskiej NZ.

        1. A co konkretnego robi ten zły biznes w libertariańskim kraju? Jakieś przykłady np z osławionego XIX w? Pytam bez złośliwości. Czy to, że koleje np w XIX Anglii było niekorzystne dla tego kraju? Odnosząc się do nazwijmy to libertariańskiej Nowej Zelandii – czy to źle, że państwo zrezygnowało z dopłat dla rolnictwa i regulacji tego sektora? Pytam znowu bez złośliwości, bo czytałem, że po wycofaniu państwa nowozelandzkiego z sektora rolnictwa wzrosła produkcja płodów rolnych, ich jakość, a ceny spadły. Wiem, że jest różnica między wolnym rynkiem a libertarianizmem jako takim i mogą być państwa wolnorynkowe gospodarczo (proste niskie podatki, brak 1100 zł zusu co miesiąc i regulacji) w których jest mniejszy lub większy socjal (np emerytura obywatelska). Po prostu mam wrażenie, że im więcej wolności gospodarczej, tym kraj szybciej się bogaci. Poza tym drogi Piotrze nie wiem, dlaczego postulaty liberalizacji gospodarki od razu utożsamiasz z anarchokapitalizmem i likwidacją państwa

          1. Postulat liberalizacji w państwie Malo socjalnym tak utożsamiam bo to tym jest wtedy. NZ w xix wieku byla akurat mocno socjana. Co zlego w libert wikt uk? Czytal pan choćby Dickensa?

  5. W tym art. prawie ze wszystkim mogabym sie zgodzic. Ale napewno nie z panskim podsumowaniem odnosnie parti lewicowej jaka jest Podemos. Jego przywodca Pablo Iglesias jest zwolennikiem Krugmana i Stigliza, a wiec nie jest on zwiazany z ekstremistyczna lewica, i nie ma nic wspolnego z Marxem, Leninem czy Mao Tse Tsungiem!!!. Wezmy pod uwage Krugmana, jego polityka ekonomiczna jest uznawana jako polityka ekonomiczna neo -keynesiana. Proponuje Panu jego tekst „Pedding Prosperity”

    1. PODEMOS ma pomysły skrajnie idiotyczne, jak na przykład wprowadzenie płacy maksymalnej. Nie lepiej taką płacę po prostu wyżej opodatkować?

      1. O ile sie nie myle Panie Rafale , wydaje mi sie ze place maksymalne zaproponowane przez Podemos odnosza sie do sektora publicznego i dla pracownikow firm prywatnych, podnoszac zarobki minimalne by zredukowac roznice miedzy zarobkami tych pracownikow. Trzeba zauwazyc ze podnoszac minimalne , automatycznie zwieksza sie wysokosc podatkow od nich odprowadzanych . Tyle ze gwarantowane maja byc tylko minimalne zarobki, dostosowane do potrzeb przecietnej rodziny, do godnego zycia w skali narodowej Hiszpani. Nie wydaje mi sie ze chodzi tu o sume konkretna jesli chodzi o maksymalne zarobki w jednej firmie , a jedynie o roznice miedzy nimi. A dokladnie zredukowanie roznic miedzy tymi co zarabiaja wiecej i tymi co maja zarobki glodowe, pracujac dla tego samego pracodawcy??!

  6. Pani Grażyno, Pani wybaczy, ale niewiele zrozumiałem z tego co Pani napisała. 😉

    „maksymalne zaproponowane przez Podemos odnoszą sie do sektora publicznego i dla pracowników firm prywatnych …” A to istnieją inni pracownicy? To dlaczego takie rozwiązanie w firmach prywatnych jest wielce szkodliwe chyba tłumaczyć nie muszę. W sektorze publicznym też może się okazać szkodliwe, np. gdy płaca maksymalna nie zadowala fachowców, którzy otrzymaliby o wiele większe pieniądze na rynku. Oczywiście państwo powinno kontrolować, by zarobki prezesów, menedżerów itp. spółek nie rosły lawinowo, ale ustalanie konkretnej płacy maksymalnej byłoby błędem.

    „Trzeba zauwazyc ze podnoszac minimalne , automatycznie zwieksza sie wysokosc podatkow od nich odprowadzanych” no dobrze, tylko co z tego? Nigdzie nie pisałem o płacy minimalnej, której istnienie popieram.

    Jeśli chodzi o zredukowanie różnic w zarobkach, to mogą temu służyć właśnie takie narzędzia polityki ekonomicznej jak płaca minimalna, zasiłki, roboty publiczne (czyli de facto zmniejszenie podaży siły roboczej) czy większa progresja opodatkowania, ale nie na litość boską (której nie ma) płaca maksymalna! To nikomu nie pomoże, a jedynie niektórym zaszkodzi.
    Zresztą zmniejszenie różnic w zarobkach nie powinno być celem samym w sobie a jedynie sposobem na zwiększenie całkowitego popytu (biedni wydają na konsumpcję większy procent swojej płacy, więc, gdy nastąpi większa redystrybucja dochodu zwiększy się popyt) a nie celem samym w sobie, który należy osiągnąć nie bacząc na konsekwencję.

  7. Do tego należałoby dodać, że wprowadzenie płacy maksymalnej spowodowałoby, że część płacy tym więcej zarabiającym byłaby wypłacana „do ręki”, omijając przy tym wszelkie podatki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

dwadzieścia − dwadzieścia =