Ostatnie wydarzenia dotyczące profesora Chazana rzucają mroczny cień na kondycje moralną naszego społeczeństwa. Widzimy wyraźnie, że zasadą większości religii nie jest wyłącznie szerzenie oraz promowanie własnych doktryn. Przytaczając tutaj słowa nieodżałowanego Christophera Hitchensa nie sposób nie zgodzić się z refleksją, że religia (oprócz tego – tak jak słusznie zwykł mawiać Christopher – że była niemowlęcą próbą odpowiedzi na trudne, trapiące nas pytania) z samej swojej natury musi mieszać się w prywatne sprawy osób świeckich i politykę. Tak jest: nawet jeśli nie zgadzasz się z fundamentami religijnych doktryn, będziesz zmuszony choćby częściowo respektować i podporządkowywać się niespójnym, żenującym niedorzecznościom, których źródłem są przypowieści zawarte w książce liczącej ponad dwa milenia. Skomponowane zresztą kiepskim i niewprawnym piórem, spod którego wypływają nauki głupie i infantylne (złośliwy powiedziałby: zupełnie ludzkie bądź też – o ironio – nieludzkie), często także okrutne i zwyczajnie niemoralne. Adekwatnie do czasów, w których te się kształtowały. Mówiąc nawiasem: tak jak przy większości świętych ksiąg, także przy Biblii widać bezczelne ślady majstrowania i fabrykacji; mówiąc oględniej: żałosnych usiłowań dopasowania treści ksiąg do faktów historycznych.
Mówię oczywistości, a robię to tylko dlatego, by uprzytomnić, jak idiotyczne jest powoływanie się na ową księgę gdy, tak jak Chazan, bezskutecznie usiłujemy wskazać i uzasadnić sensowność swoich poczynań (przywdziewanie występków w opokę pobożności i rzekomej miłości do boga – to zresztą częsty, lecz niejedyny wybieg w nieuczciwej strategii wierzących). Kiedy w końcu spostrzeżemy, jakie to bezrozumne i bezrefleksyjne? Kiedy przestaniemy przytakiwać z szacunkiem, gdy ktoś z niekrytą dumą wyzna nam, że “jest osobą wierzącą”? Domniemane, “mistyczne” pochodzenie dziecinnych i głupkowatych przypowieści i nauk wcale nie czyni ich bardziej moralnymi (czyni wówczas, gdy autentycznie wierzymy – chociaż jako zdrowe i myślące osoby wierzyć nie powinniśmy – w prawdziwość wniebowstąpienia i zawartych tam obietnic). W tej chwili można byłoby się pokusić o stwierdzenie, że nie Chazan, a struktura i natura samej religii oraz nasza pobłażliwość wobec stawianych przez nią solipsystycznych sądów są w tym kontekście głównymi winowajcami. Dlaczego nie przechodzi nam to przez gardło? Dlaczego stwierdzenie tak błahego i trywialnego wniosku, wyprowadzonego z zupełnie oczywistych przesłanek przychodzi nam z tak dużym trudem? Sylwetka Chazana to książkowy przykład raczej zdrowego i moralnego człowieka – chociaż można wysunąć tutaj kilka raczej oczywistych wątpliwości i zastrzeżeń – którego właśnie religia upoważnia do czynienia zła, uzurpując sobie prawo do własnej moralności. Moralności bezrozumnej i zdezaktualizowanej. Moralnośći 0.01.exe – będącej spuścizną zamierzchłej, średniowiecznej tępoty. Tego samego okresu, w którym we Francji zbierano okoliczne, bezdomne koty, wrzucano je do dużego, pojemnego wora i w ramach rozrywki podpalano ku uciesze rozjuszonej, niewykształconej, nota bene chrześcijańskiej gawiedzi.
Każda zdrowo myśląca osoba pewnie nieraz kwestionowała sensowność tez arogancko wysnuwanych przez religie. Do tej pory zastanawia mnie, dlaczego ludziom z doprawdy niedużym trudem przychodzi zaakceptowanie tych absurdalnych twierdzeń. Przecież religijne rojenia dotyczą także środowisk inteligenckich i stricte naukowych. Czyżby strach przed nieznanym, nieskończoną i wieczną pustką był aż tak silny? Czy perspektywa uściśnięcia ręki zmarłych bliskich jest na tyle silna, by przyćmić nasz zdrowy rozsądek? Myślenie życzeniowe to jedno. Druga sprawa: ilu wierzących rzeczywiście wierzy w to, co mówi, że wierzy? Ilu z nich reprezentuje wiarę niezłomną, niewstrząśniętą, a ilu do śmierci zmaga się z wątpliwościami i zupełnie uzasadnionym głosem rozsądku? Współczesna nauka zadała zbyt wiele ciosów, by na nonsensowne tezy z zakresu kosmologii, biologii czy fizyki nie reagować dziś z litościwą pobłażliwością (nawet nie z kpiarskim i pyszałkowatym grymasem, co zwykłem robić jako rebeliancki, nastoletni, młody robak). Tak jest: osoby tego pokroju wzbudzają autentyczną, niewymuszoną litość, wszakże już na samym wstępie są na straconej pozycji. To, co zaraz powiem, może wydać się szalenie kontrowersyjne, choć kontrowersyjne nie jest, ale nie da się – powtórzę raz jeszcze – nie da się się wygrać racjonalnego dyskursu, forsując proponowane przez religię tezy o pochodzeniu człowieka albo przemiany wody w wino. To niemożliwe.
Powiem więcej: nie mam nic przeciwko, jeśli wierzysz w biblijne przypowieści i zawarte tam cuda. Ba! Możesz nawet uważać czarne koty i rozbite lusterka za prognozę nieszczęścia. Dopóki nie pozostajesz ze mną w ścisłej zażyłości i nie wciskasz mi swoich przekonań przez gardło, jest mi absolutnie obojętne, co i jak wyznajesz. Najwyraźniej jednak w kodzie DNA wszelkich religii i mitów zapisane jest, by nie pozostawać obojętnym wobec ludzi takich jak ja. Co więcej: wiele kongregacji wręcz udziela sobie moralnej dyspensy, by pchać swoje świętoszkowate kutasy wszędzie tam, gdzie pojawia się choćby najcichszy szept sprzeciwu.
Tekst zawarty poniżej jest w moim autorskim – głośnym! – sprzeciwem wyrażonym na jednej ze stron internetowych. A że od czasu do czasu uprawiam tutaj recykling, zachęcam wszystkich do krótkiej lektury:
Chciałbym, żeby każdy, kto gotów jest tutaj prezentować swoje idealistyczne i wyniosłe mądrości na temat klauzuli sumienia czy życia niepoczętego, z równym przekonaniem powtórzył te same słowa matce. Prosto w twarz. Spojrzawszy wcześniej na zdeformowane dziecko. Znaleźli się kurwa wielcy teoretycy moralności, obrońcy praw człowieka, obrońcy sumienia. Zastanawiał się z Was którykolwiek, co czuła kobieta, odbierając dziecko po porodzie? Pokochała je, czy może wezbrała się w niej żółć i odczuła najzwyczajniejsze obrzydzenie; ordynarną odrazę, ohydę?; być może nawet do samej siebie jako matki, bo nie potrafi zaakceptować (nie mówiąc o pokochaniu) dziecka wyglądającego jak bezkształtna bryła mięsa.
Z ambony i odpowiedniego dystansu bardzo łatwo formułować wzniosłe i wydumane tezy. W chwili, kiedy matka zaklina niebiosa i rozrywana cierpieniem pyta “Boże, dlaczego?”, większość frondowców, księża i teologów beznamiętnie wzrusza ramionami, z chłodem przyglądając się zarówno cierpieniu jej, jak i skazanego na śmierć dziecka. Rzygać mi się chcę jak widzę tych wszystkich “moralistów” i “obrońców sumienia”, a całego tego Chazana najchętniej posadziłbym przed trybunałem i wymierzył mu karę adekwatną do popełnionego czynu. To postępowanie obrzydliwe, niemoralne, godne pogardy i – wydawałoby się! – bezspornego, jednoznacznego potępienia.
Przewrotnie wygląda więc na to, że wszystkie osoby stające w obronie sumienia i duszy same nie zostały tymi przymiotami hojnie obdarzone. To całkiem zabawne: wielcy teolodzy, katecheci i moraliści stają murem za nieskomplikowanymi organizmami niskiego szczebla, wyznaczając granice powstawania duszy, a sami pod względem imperatywów moralnych nie różnią się od jednokomórkowców, mitochondriów i ameb. Powinniście się cieszyć, że nie ma piekła, którego istnieniem straszycie wszystkich niewiernych.
Emocjonalny tekst.
Merytorycznie nie wnosi NIC do dyskusji o podmiotowości lub przedmiotowości płodu i embriona ludzkiego.
bo w tych „pojęciach” ani w tej „dyskusji” nigdy nie było, nie ma i nie będzie żadnej merytoryki; to jest paplanina o niczym, o rzeczach religijnie urojonych; tym właśnie jest poświęcanie choć jednego zdania nt. „praw” niezdolnego do samodzielnego istnienia zlepka kilku komórek, do tego w ich ilości wielokrotnie mniejszej niż ma nic nie znaczący naprzykrzający się komar (uwaga: nie mylić z dyskusją nt. zdolnych do samodzielnego życia płodów, zwłaszcza na ostatnim etapie ciąży praktycznie w pełni wykształconych w dziecko)
Pana paplanie też nic wniosło do tematu.
Wypowiedział pan chaotycznie swoje wyznanie wiary.
Myślę, że udało mi się dowieść, iż obrona stanowiska pro-life w kontekście wiary chrześcijańskiej, co zrobiłem wnikając w naturę samej religii oraz jej niedorzeczności w starciu ze zdrowym rozsądkiem jest zwyczajnie nieracjonalna.
Jeśli kogoś to interesuję: ja także – jako osoba o poglądach świeckich – nie potrafię jednogłośnie opowiedzieć się za aborcją (co może wydawać się nieprawdopodobne w kontekście tego tekstu). Nie ma to jednak nic wspólnego z moją niewiarą w siły wyższe. Należy wziąć pod uwagę, że przypadek Chazana jest przypadkiem szczególnym – dziecko, które miało się urodzić, nie miało szans przeżyć i w tym szczególnym przypadku (jak i wielu innych: bezpośrednim zagrożeniu dla życia matki, gwałtu, nieuleczalnej choroby zarodka) dokonanie aborcji byłoby czynem uzasadnionym i moralnie przyzwoitym.
„Myślę, że udało mi się dowieść..”
Myślę że Pan źle usadowił problem skupiając się na religii. Causa Chazan to jest problem prawny. Pańska argumentacja jest niezbyt merytoryczna. Argumentum ad misericordiam nie jest poprawnym argumentem. Problem polega na tym że Chazan nie wypełnił obowiązków służbowych, zasłaniając się klauzulą sumienia. Pytanie brzmi czy taki stan jest dopuszczalny w prawie pracy. Sumienia nie da się odczytać i każda odmowa wykonywania obowiązków może być tym uzasadniona. Strażak mógłby odmówić gaszenia pożaru domu zamieszkałego przez żyda ponieważ sumienie mu nie pozwala ratować mienie potomków zabójców Jezusa. Policjant mógłby odmówić ratowania małżonki przed przemocą męża który po zdradzie postanowił wymierzyć sprawiedliwość. Niewierne żony należy przecież kamieniować. Tramwajarz odmówiłby zabrania kobiet bez nakrycia głowy itd…itp… Przykłady możnaby mnożyć i wykazać że akceptacja klauzuli sumienia prowadzi ad absurdum. Prawo stałoby się anarchią i w konsekwencji stałoby się zagrożeniem dla funkcjonowania służb społecznych.
Zwracam honor. Tematem jest istota religii a Chazan jest dodatkiem.
Nawet jeśli udowodnił pan nieracjonalności „stanowiska pro-life w kontekście wiary chrześcijańskiej”, to wiele z tego nie wynika, bo z dokładnie tych samych powodów za nieracjonalne należy uznać stanowisko pro-choice w kontekście świeckiego humanizmu, liberalizmu, czy feminizmu, czy jak to kto sobie szufladkuje te ideologie.
W obu przypadkach mamy pewne aprioryczne i intuicyjne założenia i naprawdę nie ma żadnego znaczenia, że jednym przypadku ktoś swoja intuicję uważa za wolę Boga zapisaną w świętej księdze, a w drugim przypadku za „racjonalizm”. Intuicja to intuicja. Jest subiektywna.
Dziwi tylko, że w tym akurat kontekście prochoice-owcy ni z tego ni z owego stają się wielkimi przeciwnikami wolności sumienia (czyli anty-choice’owcami).
Choć z drugiej strony, czemu to dziwi? Przecież racjonalizm nie tak znowu wiele ma wspólnego z racjonalnością.
.
Warto też pamiętać, że etyka chrześcijańska stosuje zasadę tzw. podwójnego skutku – zamierzonego i niezamierzonego. Czyli np. ratowanie życia i zdrowia matki, jako skutek zamierzony nie obciąża winą za skutek niezamierzony (np. terminacja płodu). Jest to zawarte także w oficjalnym katolickim nauczaniu.
I pomyśleć, że za PRL-u doktor Chazan był – zdaje się – zadeklarowanym ateistą, mordującym niewinne, nienarodzone dzieci – i nie jest tutaj przypadkiem odosobnionym, nawróconego ginekologa-aborcjonisty (chwała Panu!).
Zarodek nie jest niewinnym dzieckiem, tak samo plemnik
Doktor Chazan (i inni) za tzw. Komuny mordowali również kilkumiesięczne płody ludzkie.
Ale chyba się Pan zgodzi, że obecny atak na in vitro nie ma nic wspólnego z owymi kilkumiesięcznymi płodami?
Raczej nie tak samo, bo plemnik ma kod genetyczny mężczyzny – jest fragmentem jego tkanki, wydzieliną jego ciała.
Natomiast zarodek ma SWÓJ indywidualny kod genetyczny.
Patolog badający fragment tkanki pochodzącej z embrion nigdy nie stwierdzi, że to jest część ciała matki.
.
Tym razem wiedza naukowa jest wielce kłopotliwa dla wolnościowców a nie konserwatystów.
Plemnik ma połowę kodu genetycznego zarodka! Oczywiście kod genetyczny, czy w połowie, czy w całości, nie jest jeszcze dzieckiem. Nie warto tylko dla tego kodu zmuszać kobiet do niechcianych urodzin.
Plemnik ma połowę obcego kodu genetycznego zarodka, którego w przypadku 99.9999999………..% plemników nie ma i nie będzie.
Za to ma 100% kodu genetycznego ojca.
Należy do ojca – w przeciwieństwie do zarodka nie jest odrębnym, niepowtarzalnym i całkowicie indywidualnym bytem.
Zarodek ma geny, których nikt inny wcześniej nie miał.
.
Pańskiego „nie warto” nikt nie zdoła zmierzyć. Nie ma wagi, która obiektywnie zestawi wartość życia nowego bytu ludzkiego i jakiegoś niewielkiego zakresu wolności jego matki.
To nieporównywalne, więc można mówić co się chce.
Ale przynajmniej proszę nie powtarzać tego obiektywnie absurdalnego argumentu z plemnikami. W końcu nie został pan eurodeputowanym, więc nie musi pan uprawiać populizmu.
🙂
Tutaj trzeba sięgnąć do biologii. Nie każda zapłodniona komórka jajowa, czyli zygota, o unikalnym materiale genetycznym jest nawet potencjalnym człowiekiem. Z zygoty może powstać zaśniad groniasty, kosmówczak, nowotwór jaja płodowego. Chyba nikt rozsądny nie nazwie zaśniadu groniastego człowiekiem, chociaż powstał z zygoty.
„Chciałbym, żeby każdy, kto gotów jest tutaj prezentować swoje idealistyczne i wyniosłe mądrości na temat klauzuli sumienia czy życia niepoczętego, z równym przekonaniem powtórzył te same słowa matce. Prosto w twarz. Spojrzawszy wcześniej na zdeformowane dziecko.”
Nie miałbym problemu jej powiedzieć, co myślę o jej „chceniu” dziecka za wszelką cenę – za cenę kilku wcześniejszych poronień, o wielkim ryzyku posiadania dziecka w późnym wieku oraz o szkodliwości metody in-vitro, której się kilkukrotnie wcześniej poddała (tak, tak, chore dziecko tej kobiety było wynikiem tej nieludzkiej metody „uszczęśliwiania wszystkich na siłę”, wbrerw zdrowemu rozsądkowi, jakiejkolwiek moralności i za grubą kasę).
„To, co zaraz powiem, może wydać się szalenie kontrowersyjne, choć kontrowersyjne nie jest, ale nie da się – powtórzę raz jeszcze – nie da się się wygrać racjonalnego dyskursu, forsując proponowane przez religię tezy o pochodzeniu człowieka albo przemiany wody w wino. To niemożliwe.”
Nie tyle kontrowersyjne, co nieprawdziwe. Powstanie człowieka bez ingerencji Siły Wyższej było po prostu niemożliwe. Nie tylko zresztą człowieka, ale również zwierząt i roślin, a nawet powietrza, którym oddychamy. Racjonalnie jest to niewytłumaczalne.
Rozumiem, że przytoczone w tekście wniebowstąpienie i przemiana wody w wino rozwiązują cały problem i rzucają światło na pochodzenie i powstanie człowieka\życia?
Ofiary z pierworodnych. Historię ucieczki Żydów większość zna. Bóg zsyła anioła śmierci, który morduje wszystkich pierworodnych. Mordowane są też zwierzęta. Ofiara z pierworodnego zachowuje się później jako danina płacona kapłanom, wykupienie. Ofiara Jezusa na krzyżu, to idea ofiary z pierworodnego. Biblijny bóg jest okrutnym despotą, żądny ludzkiej krwi. Dzisiaj teolodzy wmawiają, że ten biblijny bóg stał się bardzo miłosierny i rozczula się nad ludzką zygotą i traktuje ją jak pełnowartościowego człowieka. Dalej jest praktykowana ofiara eucharystyczna, miliony katolików zjadają Jezusa, a kapłani piją krew, powtarzają nieustannie rytuał ofiary z pierworodnego.
Mroczna historia KRK, wojny religijne, inkwizycja, tortury, tak mało szacunku dla ludzkiego życia.
Pozostaje problem piekła, do którego ma trafić większość ludzi po wskrzeszeniu i sądzie ostatecznym. To największe okrucieństwo jakie wymyślono.
Z tego co się orientuję, to Piekło lub Niebo jest po Sądzie Ostatecznym, który czeka każdego człowieka (ateistę również), a Sąd Ostateczny jest zaraz po śmierci ciała.
Piekło to najbardziej sprawiedliwa Boża instytucja – szkoda tylko, że niewielu ludzi ma świadomość jego istnienia – ostatnio bardzo brakuje tej świadomości np. islamistom.
Religia mówi swoje, a nauka mówi swoje: że embrion jest odrębnym genetycznie osobnikiem ludzkiego gatunku. Gdyby ktoś pobrał próbkę kodu genetycznego od zarodka pana X, to po 90 latach mógłby stwierdzić, że należy on do 90 -letniego pana X.
Zarodek nie jest dzieckiem, ani człowiekiem. Jest potencjałem człowieka. Część zarodków jest usuwana naturalnie. Nie każdy zarodek staje się dzieckiem. Również nie każdy plemnik nim się staje. Jeśli chodzi o teologię, św. Augustyn był przekonany, że zarodki nie posiadają duszy. Ja oczywiście nie kieruję się teologią, ale zwracam uwagę, że z tymi zarodkami i ich (chyba?) duszami to bardzo nowa moda.
Zdecydowana większość dorosłych ludzi jest „usuwana naturalnie”.
Taki argument „naturalności” to… kurcze… Już sam mam niesmak, że ta pseudo-humanistyczna argumentacja ateistów co i raz prowadzi do analogii z….
Dobra… zostawmy to, bo znowu będzie wrzask, że „ad hitlerum”
Ale co ja na to poradzę..?
.
Nie jesteśmy tylko naturą – jesteśmy też cywilizacją.
.
Zostawmy też teologię, bo na gruncie prawa jest bez znaczenia.
Zapytajmy za to naukę. Ona jasno mówi, że zarodek ma wdrukowane cechy indywidualnego człowieka. Gdzie jest granica między potencjałem człowieka a człowiekiem? Nie wiadomo tego.
A jeśli nie potrafimy wyznaczyć wyraźnej granicy, to zdrowy rozsądek nakazuje ją przesunąć jak najbliżej.
Sam kod genetyczny nie jest niczyją cechą, moim zdaniem. Kod genetyczny wraz z organizmem i mózgiem, tak. Sam kod genetyczny – nie.
no i o tym dyskutujmy
nie o plemnikach, nie o tym, ze natura usuwa, nie o decydowaniu o brzuchu…
ale też nie o prezerwatywach i onanizowaniu się przez dawcę nasienia.
…tak dla równowagi
🙂
W tym natłoku wątków pobocznych wciskanych populistycznie (przez obie strony) istota rzeczy całkowicie ginie.
Ja po prostu nie uważam, że sam kod genetyczny ma duszę i jest „człowiekiem”. Jeśli zgwałcono 13 latkę, zarodek należy usunąć. I już. Jeśli ciąża może zagrażać życiu matki mającej inne dzieci, należy usunąć zarodek. Jeśli kobieta nie chce być matką, uważam że też. Zarodek, nie płód w 8 miesiącu ciąży itp. Zarodek to tylko kilka komórek.
„Plemnik ma połowę obcego kodu genetycznego zarodka…”
Panie prestidigitatorze porusza się Pan po osi czasu wstecz. Plemnik czasowo istnieje przed zarodkiem, nie może mieć więc jego kodu genetycznego.
” nauka mówi swoje: że embrion jest odrębnym genetycznie osobnikiem ludzkiego gatunku”
Panie manipulatorze, nauka nie mówi że embrion jest osobnikiem. O tym mówi prawo. Życie ludzkie staje się osobnikiem z chwilą narodzin. Pytanie o to kiedy embrion lub płód staje się człowiekiem nie jest w ogóle pytaniem naukowym i nauka się tym nie zajmuje. Nauka opisuje nam jedynie jak wygląda rozwój życia w kolejnych fazach.Pana błąd logiczno-filozoficzny polega na tym że utożsamia Pan życie ludzkie z człowiekiem. Plemnik jest też życiem ludzkim i należy do człowieczeństwa. Każdy plemnik ma swój odrębny, niepowtarzalny DNS, w przeciwieństwie np. do bliźniaków. Według pańskich wywodów jeden z bliźniaków musiałby być, posługując się pańskimi definicjami, zerem=nic. Wiemy że tak nie jest.
„A jeśli nie potrafimy wyznaczyć wyraźnej granicy, to zdrowy rozsądek nakazuje ją przesunąć jak najbliżej.”
Kiedy życie ludzkie można uznać za człowieka jest problemem religijno-filozoficzno-etycznym. Jeżeli uznajemy że brak jakichkolwiek oznak świadomości oznacza zaprzestanie bycia człowiekiem i dozwalamy na odłączenie aparatury podtrzymującej życie, to zdrowy rozsądek mówi że embrion nie posiadający jeszcze świadomości nie jest człowiekiem i nie wymaga ochrony należnej człowiekowi.
@Nietsche: „Panie prestidigitatorze porusza się Pan po osi czasu wstecz. Plemnik czasowo istnieje przed zarodkiem, nie może mieć więc jego kodu genetycznego.”
kod genetyczny to informacja – powiela się
połowa informacji genetycznej zarodka to ta sama informacja, która była w plemniku, więc plemnik ją miał
……
@Nietsche: „nauka nie mówi że embrion jest osobnikiem”
A czym?
Wspólnikiem?
Ma odrębny, osobniczy, indywidualny i niepowtarzalny kod genetyczny – tak mówi nauka. Bliźnięta też mają zestaw genów, których nikt przedtem nie miał i nikt potem mieć nie będzie.
……
„Kiedy życie ludzkie można uznać za człowieka jest problemem religijno-filozoficzno-etycznym.”
dokładnie tak
i wszystko co na ten temat mają do powiedzenie liberałowie, libertyni, feministki albo świeccy humaniści to są też tylko religijno-filozoficzno-etyczne dywagacje
Odnosząc się do tytułu: „Krótka refleksja o naturze religii oraz jej zgubnym wpływie na obyczajowość w kontekście Chazana” chciałbym zareklamować tekst w Dużym Formacie ,,W poszukiwaniu straconej błony. Kalwas pyta Egipcjanki o dziewictwo”. Jest tam ładnie przedstawiony zgubny wpływ religii na obyczajowość.
można nawet zaryzykować stwierdzenie, że obyczajowość jako taka (rozumiana nie tylko przez mity, ale kulturowe upodobania oraz bezwzględny, choć nieuzasadniony szacunek wobec większości z nich) stoi bezpośrednio w opozycji do dobra jednostki.
Freud także o tym pisał i miał rację.