Księżycowy Pierrot, improwizacje i Agata Zubel

   Drugi dzień 56 Wratislavii Cantans (4.09.21) to aż trzy ciekawe koncerty. Dzień ten miał też swoją bohaterkę, Agatę Zubel, wybitną kompozytorkę i wykonawczynię muzyki. Twórczyni, znana świetnie wrocławskim melomanom, przeszła w tą muzyczną sobotę samą siebie. Wydaje mi się, że takiej Agaty Zubel jeszcze nie słyszałem, choć zapewniła mi już przecież wiele muzycznych wrażeń, w radiu, na koncertach i na płytach.

   Ale zacznijmy od początku, czyli od jedynego koncertu, na którym tego dnia Agata Zubel nie występowała. W Muzeum Architektury, będącym dawnym średniowiecznym klasztorem Bernardynów pojawiła się Wrocławska Orkiestra Barokowa z utworem dość niezwykłym. Była to muzyczna melodrama Gaetano Pugnaniego (1731 – 1798) zatytułowana „Werther”. I rzeczywiście, kompozytor znany obecnie głównie z muzyki skrzypcowej, a w swoich czasach chlubiący się raczej operami, w swojej monodramie wykorzystał fragmenty „Cierpień młodego Werthera” i muzykę ilustrującą drogę zakochanego bez wzajemności nieszczęśnika do samobójstwa. WOB-em dyrygował Jarosław Thiel, zaś fragmenty powieści Goethego czytał Jakub Gierszał. Muzyka Pugnaniego okazała się wdzięcznym przejawem neoklasycyzmu. Wzburzone emocje bohatera oddawane były wirtuozowskimi solówkami instrumentów. Włoski kompozytor zadbał przy tym, aby zgodnie z zaleceniami epoki muzyka była przede wszystkim wytchnieniem i przyjemnością. Tylko w nielicznych momentach stawała się ona bardziej wzburzona, co stanowiło dość interesujący kontrast z dramatyczną i poniekąd mocno realistyczną treścią powieści. Dziś Goethe wydaje się być niedoceniany i nieco zapomniany. Werther jest też zmorą ludzi, którzy nie są zbytnimi miłośnikami romantyzmu. Problemy bohatera powieści wydają się być zupełnie nierealne. Tymczasem to nie prawda. Samobójstwa w wieku młodzieńczym to jedna z najczęstszych przyczyn tragicznych zgonów, zaś zawody miłosne są jedną z ich głównych przyczyn. Goethe, będąc podobnie jak Beethoven twórcą romantyzmu, był też zainteresowanym człowiekiem jako takim humanistą. Przełomowy jest na przykład jego traktat o percepcji barw, ważny jest jego wkład w odkrywanie dzieciństwa i praw rozwoju dziecka. Wprawdzie jego liczne teksty dydaktyczne dziś najmocniej się zestarzały, to Werthera można usadowić jako wyjątek wśród nich, jako prawie że publicystyczne ostrzeżenie przed realnym i tragicznym wśród młodych ludzi zjawiskiem. Opisywane przez Goethego zjawisko wydaje się być jakąś obłąkańczą i w sumie nudną obsesją, ale podobne odczucia przynieść może rozmowa z każdym planującym samobójstwo nastolatkiem, który zdaje się nie rozumieć, że właśnie przeżywa najpiękniejszy ludzki wiek, kiedy wszystkie drogi przed twórczym jeszcze umysłem stoją otworem. Tymczasem samobójca nie jest wcale nudziarzem, lecz osobą uwięzioną w magicznej rzeczywistości własnej psychiki, potrzeby akceptacji i harmonii świata, która zbiegła się w nieosiągalnych ustach jakiejś, często przypadkowo napotkanej, niechętnej dziewczyny (albo chłopaka, bo i tak bywa). Ludzie żyjący u progu XIX wieku lepiej niż my dzisiaj zrozumieli dramat Werthera, może dlatego, że odkrywali dla naszej nowoczesności ludzką psychikę, ludzki indywidualizm i prawa ludzkiego dorastania. Muzyka Pugnaniego nie stanęła moim zdaniem na wysokości zadania postawionego przez Geothego, choć przez cały koncert zastanawiałem się nad wrażliwością muzyczną osób współczesnych Pugnaniemu i Goethemu. Może te delikatne pasaże, odejścia od głównego i pogodnego tematu wywoływały znacznie silniejszy wstrząs w postbarokowych słuchaczach niż w nas? Jeśli tak, to jakim szokiem musiała być dla nich muzyka Beethovena, albo nawet bliższego przecież klasycyzmowi Mozarta?

Agata Zubel / fot. Łukasz Rajchert (źródło: NFM)

   Drugi sobotni koncert był spotkaniem dwóch sław wykonawczych. Na jednej scenie stanęli Agata Zubel i Klangforum Wien (ci ostatni raczej usiedli). Wykonali wspólnie Księżycowego Pierrota Arnolda Schönberga, wcześniej sami wiedeńczycy przedstawili nam Taleę Gérarda Griseya, ojca muzyki spektralnej. Na Griseya czekałem od dawna. To jeden z najciekawszych twórców XX wieku, rzadko niestety wykonywany. Podobnie jak le Courbousier i Xenakis bywał on surowym matematycznym architektem, ale nie bezwarunkowo. Talea to niezwykła maszyna, w której tryby wrastają chwasty by w końcu, po licznych powtórzeniach i przekształceniach ogólnego kształtu utworu wydostać się na plan pierwszy i zatrzymać czas. Wykonanie utworu przez międzynarodowe tak naprawdę Klangforum Wieni było z pewnością jednym z najlepszych możliwych. Słuchając takich mistrzów łatwo dojść do wniosku, że wybitne arcydzieła muzyki współczesnej wcale nie wymagają „mocnych nerwów” i pewnego powieściowego „zawieszenia wiary” u słuchacza. Jak Griseya gra się naprawdę dobrze, jego muzyczny świat jest równie atrakcyjny i piękny jak Etiudy Chopina.

   Pierrot lunaire Arnolda Schönberga to jeden z najbardziej znanych utworów dwudziestego wieku. Utwór jest także niezwykłym i bardzo wyjątkowym przykładem ekspresjonizmu w muzyce, który podobnie jak w sztuce malarskiej bierze na swój estetyczny statek pasażerów symbolistów i syntetystów. A ci pasażerowie, patrząc na wzburzoną toń morza tajemnic życia, śnią już o surrealizmie i abstrakcjonizmie. Agata Zubel zaczęła ów cykl pieśni bardzo cicho, za spokojnie wręcz. Kameraliści z Klangforum byli oczywiście w swoim żywiole, przypuszczam, że grają Pierrota codziennie, przed poranną kawą, ot tak, żeby się obudzić, a jest oczywiście czym się budzić! Jeśli zaś chodzi o śpiewaczkę, to bardzo szybko pewien niedosyt przerodził się u mnie w zachwyt. Agata Zubel w niezwykle świadomy i subtelny sposób wyrażała zawarte w muzyce kształty, emocje, faktury i paradoksy. Taką moc może mieć tylko twórca dialogujący z innym twórcą. Agata Zubel rozmawiała z Schönbergiem. Powiecie, że to nie możliwe, że Schönberg nie żyje? A w czym ma żyć bardziej, niż w swojej muzyce, która przecież istnieje i ma się dobrze? Tak, ta interpretacja była rozmową. Zastanawiałem się wcześniej, jak Agata Zubel zmieści się wokalnie w klimacie wiedeńskiej dekadencji. Jej własna muzyka jest przecież zupełnie inna, pełna energii, pierwotna, ale też nie aż tak znowu atonalna… Agata Zubel nie próbowała się zmieścić w księżycowej poświacie padającej na Pierrota. Stała się po prostu nim, ale na swoich zasadach. Wyszło z tego wyjątkowe i piękne wykonanie!

Ostatni koncert, zaczynający się o godzinie 23, były to improwizacje na głos i organy, z delikatnym, lecz nie dominującym udziałem elektronicznych przekształceń. Agata Zubel wystąpiła na tym koncercie ze znanym austriackim kompozytorem Wolfgangiem Mittererem. Podobnie jak Zubel, Mitterer ma wielkie doświadczenie w muzyce elektroakustycznej i improwizacji. Od jakiegoś czasu improwizuje też z powodzeniem na organach. Początek koncertu był niesamowity. Agata Zubel zapowiedziała rzecz całą po polski, po czym powiedziała po angielsku „teraz będziemy improwizować” i natychmiast jej głos zamienił się w wojenną syrenę lotniczą (ale tylko na chwilę). Odziany w niezwykłą – zwykłą czapeczkę Mitterer  nic nie powiedział, tylko ledwo przyszedł, to zaczął grać. Co ciekawe, w tym duecie to on raczej trzymał stronę tradycji, pasażami przypominając co jakiś czas Messiaena a nawet Liszta. Oczywiście potężne klastery, które Agata Zubel wypełniała pięknie zarysowanym, wokalnym konturem, nie mogły już śnić się Lisztowi nawet w najbardziej diabelskich jego snach. W innych momentach Agata Zubel naśladowała głos zmielony przez przewijaną taśmę, częsty w muzyce elektroakustycznej. Przez jakiś czas miałem wrażenie, że Mitterer chce zaproponować muzycznej towarzyszce jakąś klasycyzującą melodię, jednak ta, po dłuższych muzycznych targach, zapełniła Salę Główną NFM głosem archaizująco – orientalizującym, ale tylko na moment. Co ciekawe, improwizacja tych dwojga, która mogła spokojnie trwać do rana, skończyła się równo po 40 minutach, jak zapowiadały księgi programu festiwalu… Wydaje mi się, że było to szczególne wydarzenie w historii Wratislavii Cantans. Zdarzały się już na nim improwizacje, ale ta z pewnością zapisze się mocno w historii. Muzycy na koniec, zbierając zasłużone brawa, wskazali też na organy. Słusznie, bowiem bez nich te potężne i otwierające naszą wrażliwość doświadczenie muzyczne nie byłoby możliwe.

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

6 + cztery =