Jakiś czas temu sięgnąłem po książkę: „Kulturowe wartości Europy”., zbiorówkę pod redakcją Hansa Joasa i Klausa Wiegandta (przeł. Marta Bucholc i Michał Kaczmarczyk IFiS PAN Warszawa 2012), żeby się dowiedzieć co takiego czynie Europę wyjątkową poza Wersalem i inkwizycją. Niestety większość rozdziałów i autorów rozczarowuje. Książka przekonuje już przekonanych, że Europa jest nalepsiejsza na świecie. Autorzy nie zadają sobie trudu porównania z Chinami, Latynoameryką czy Indiami. Ledwo załapały się tu i ówdzie USA… Dominuje patos:
„My, Europejczycy, świadomi bogactwa naszego dziedzictwa, czerpiącego z dorobku judaizmu, chrześcijaństwa, islamu, greckiej filozofii, rzymskiego prawa oraz humanizmu mającego religijne i niereligijne źródła; świadomi wartości cywilizacji chrześcijańskiej, podstawowego źródła naszej tożsamości; świadomi częstego zdradzania tych wartości przez chrześcijan i niechrześcijan; świadomi dobra i zła, które nieśliśmy mieszkańcom innych kontynentów; opłakujący katastrofę człowieczeństwa spowodowaną przez totalitarne systemy, zrodzone w ramach naszej cywilizacji, chcemy budować naszą wspólną przyszłość”.(Wprowadzenie/ Hans Joas).
Za to zwykła komparatystyka szwankuje. Ale na szczęście nie wszystkie z tych części są nudne.
Joas zwraca uwagę na to, że raz USA są przedłużeniem Europy, a raz postrzegane jako zagrożenie (s. 12). Pisze o niekonsekwencji w tym czym są wartości europejskie. Dla niego Europa to Luther i jego indywidualny protestantyzm, nieugięcie karku w Wormacji – big suprise, w końcu pisze Niemiec… Czy kultura Europy to po prostu kultura wolności? Monoteizm zmuszał każdego do podjęcia decyzji (s. 25), do opowiedzenia się. Potem nastepują obalone już 1000 razy tezy Webera i żale, ze w Chinach nie było racjonalizmu choć był – szkoda gadać. Salezy, Sturm Und Drang i kult samorealizacji (s. 29-30). 1750-1850 kult samorealizacji i zagrożenie ideologizacją (s. 31).
Eisenstadt. – Indie – kultura osiowa bez centralizmu (s. 49), Japonia – nieosiowa z centralizmem. Japonia zaprzecza uniwersalnym ideom, bez wyzyskiwania ich (s. 51). Musi być odpowiednik etyki protestanckiej by była nowoczesność (studium Bellaha o Tokugawie).
Huber. Tylko kulturowa i religijna historia Europy nakazuje nam nazywać ją kontynentem (s. 57). Myli się, to tradycja kolonialna! Monoteizm i całościowość – synteza (s. 66), Kant i człowiek jako cel sam w sobie (s. 68). Bóg toleruje człowieka – człowiek toleruje człowieka (s. 70) – taaaak Sodoma i Gomora, wojny, marazm, obojętność… Świeckie państwo chroni społeczeństwo przed obowiązkiem bycia świeckim (s. 74) – niezłe.
Meier. Republika czyli ustrój mieszany lepszy od demokracji (Platon-Jefferson), Platon straszył demokracją, choć jego filozofia powstała w opozycji do demokracji i dzięki wyzwaniu jakie stanowiła (s. 75). Arabowie cenzurowali ideologicznie greckie teksty, Europa nie (s. 76) – może ale odbiła to sobie niszcząc teksty christianosceptycznych Rzymian. Grecy tworzą kulturę z wolności, a nie w władzy (s. 78), ich wcześni władcy byli raczej primi inter pares niż wyniosłymi bogami. Grecy nie płacili podatków, chyba że w wyjątkowym wypadku (s. 80), np. gdy gmina była biedna, a trzeba było okadzić bogów. Grecy chcieli być coraz lepsi (s. 82), a kto nie chce. Hmmm ani słowa o oliwkach, które póki rosły, nikt nie chodził głodny i można było filozofować… Ekonomia i prawo Greków nie podlegały bóstwom lecz racjonalnemu osądowi (s. 85). Zeus był odpowiedzialny za pogodę, ale tylko to. W odróżnieniu od Żydów i Fenicjan Grecy odkryli obywatela. Rozum zmagał się z fatum. Grecka wielość punktów widzenia powoduje, że klasyczna Grecja wydaje się nam nowoczesna i dziś, a w XVII wieku był wręcz nowocześniejsza niż to co za oknem (s. 90). Republika Rzymska miała własny rdzeń władzy, to trochę inna myśl. Meier – jak dotąd najlepszy rozdział.
Borgolte – migracje Germanów i Słowian – wiele państw w miejsce jednego (s. 95). Ernst Pitz uważa, że w średniowieczu ni było Europy jako całości, że nadal dominowało Śródziemnomorze (s. 96), Jaspers uważał, że Europa startuje cywilizacyjnie wraz całym globem. Według Kosellecka historia Europy jako czegoś odrębnego zaczyna być pisana od ok. 1760 roku (s. 98). Don czy Ural? Czy Rosja i Turcja to Europa? W XIII wieku w Niemczech próbuje się hierarchizować państwa i opisywać je z osobna (s. 110). Żydzi do Brytanii i Skandynawii dotarli dopiero odpowiednio w XI wieku/czasach nowożytnych (s. 119). Chrześcijanie tez czasem karali śmiercią apostazję jak w 1222 roku Rada Oxfordu skazała na stos diakona, który poślubił Żydówkę (s. 123). W Bizancjum w XI wieku Żydzi mieli swobody, nie musieli ukrywać wiary. Borgholte uważa, że Żydzi zabezpieczyli różnorodność, a różnorodność to wartość europejska (s. 130), jeśli różnorodność czyli STAN to wartość to ja jestem hipopotamem, a Europa nie ma własnych wartości.
Orlando Patterson zaczyna od deklaracji z Bangkoku (1993); Iran, Kuba, Chiny i Indonezja zablokowały uznanie wolności za coś najważniejszego. Patterson dzieli wolność na 3 rodzaje: osobistą (negatywną), obywatelską i suwerenną (wolność oddziaływania na świat i innych ludzi). Wolność wszędzie poza Zachodem np. w XIV oznaczało zło i bylejakość (s. 134), czy faktycznie? W średniowiecznych Chinach nie było wcale tak napiętnowane zwłaszcza wśród kupcó-taoistów z południa, a w Europie jeszcze w XVII liberal oznaczało dowolny, byle jaki. Chrześcijaństwo opierało się na wyzwoleńcach (s. 137), i do nich przemawiało i do nich się dostosowywało. Od Crawforda Macphersona, zapożycza Patterson termin possesive individualism i odnosi do kapitalizmu w Holandii, Anglii i Ameryce XVII wieku (s. 139). Rynek to autorytet potrzeby, dla arystokraty wolność była władzą, zawierała się w nich oportunistyczna dbałość o słabych, dla członka gentry – wolność była darem pracy i trudu. W XVII wolność oznaczać mogła dla tej drugiej grupy także wolność wolno urodzonego Anglika do posiadania niewolników (s. 143). W USA egalitarna wolność kwakrów, bliskich duchowo lewellerom (sic!) przeciwstawiła się owej wolności wolno urodzonego Anglika do posiadania niewolników (s. 150). Partick Henry i Andrew Jackson rozwinęli czysto negatywną koncepcję wolności graniczącą z anarchizmem (s. 151). W XVIII wieku w USA mówiono o wolności neg zwykle jako (immunity) a pozytywnej jako przywileju (s. 152). Gdy Grotius, Hobbes, Locke i za nim Jefferson uznali wolność za prawo natury, podobnie Pufendorf, choć interpretował je bardziej klasycznie chrześcijańsko, co dało mu rozgłos (s. 155), uprawnienia znów utożsamiono z roszczeniami. Johna Adams w 1765 roku biadał, ze Amerykanie nie lubia badać źródeł swoich praw, to samo o pragmatykach Amerykanach powie dwa stulecia potem Richard Hofstadter. Madison znalazł wsparcie dla swego buntu u szkockich moralistów i Pufendorfa, Jefferson u Locke’a (samowola władzy narusza prawo do buntu, więc cofa nas w stan natury). Bill of Rights- czyli umowa społeczna, dla federalistów była zbędna, byli zwolennikami tezy, że wcale nie powrócono do stanu natury i nie trzeba nowej umowy (s. 158). George Mason i federaliści zaakceptowali BofR by przepchnąć swoja konstytucję 1787 roku. Massachusetts i Connecticut ratyfikowały BofR dopiero w 1937 roku. W 1833 roku SN uznał w sprawie Barron vs Baltimore, że BofR obowiązuje tylko organy federacji a nie stany i obywateli poszczególnych stanów, w 1868 14 poprawka znosi ten podział, ale częściowo się go przywraca w 1973 roku. Dopiero po 1945 roku SN rozpoczął retorykę uprawnień, wcześniej ciągle rozdzielano privilegies and immunities jak w średniowieczu (s. 159). W latach 1776-1783 nie widziano jak różnie pojmowano w różnych częściach USA prawa, po 1783 nie było już wspólnego wroga i zauważono je (s. 160). Adams, Hamilton i Randolph narzekali na nadmiar demokracji, na południu prawa wolnego do posiadania niewolnego ostały się, gdy UK i Francja zniesienie niewolnictwa wykorzystały jako nową ideologię narodową (s. 163). Dla Adama Smitha niewolnictwo było irracjonalne. Ale abolicjoniści w USA lat 30 XIX wieku rozumieli, że sama ekonomia nie zakończy niewolnictwa. Przed wojną secesyjną obie strony wykorzystywały strach przed mieszaniem się ras. W 1858 roku Lincoln biadał nad brakiem jednej i klarownej definicji wolności, jego zdaniem było to przyrodzone prawo ludzkości (s. 167). W 1830 roku rewolucjoniści francuscy wystąpili rządowi, tak samo jak związkowcy brytyjscy przeciw elitom pewnym racji Burke’a i Benthama odrzucającym prawa człowieka jako absurd (s. 168). Do dziś Ronald Dworkin, tak jak przed nim Churchill, bezskutecznie przekonuje w UK by powiązać socjal z prawami człowieka (s. 169). W USA w końcu odrzucono „Economic Bill of Rights” Roosevelta (s. 170). Wszystko zależy jak bardzo poważnie traktuje się prawa cżłowieka – uważa Patterson (s. 171). Moim zdaniem dla dobrej keynesistowskiej polityki nie trzeba dokonywać bezsensownego zafałszowania różnicy między prawami osobistymi a ekonomicznymi pretensjami niezadowolonych z biedy mas, co chyba postuluje nasz socjaldemokratycznie usposobiony autor.
Flash pisze o wartości życia wewnętrznego, zagrożonego – takie Frommowskie pianie – przez cywilizację przemysłową (s. 173). Pertarca i Novalis zalecali kultywowanie życia wewnętrznego. To chyba najbardziej bzdurny rozdział pracy. Buddyzm japoński ma więcej życia wewnętrznego w małym palcu niż cała Europa, ale Flash niestety omieszka o tym wspomnieć.
Schluchter zastanawia się czy racjonalność jest specyficznie europejska (s. 189). Wychodzi od Kanta i Webera (przewidywalne prawo i adm.). racjonalizm jako panowanie nad sobą, pochodzi z chrześcijańskiej ascezy (Weber, Georg Jellinek, s. 203) i jest typowo wyjątkowo euro – So ein Quatsch! A mandaryni? Ascetyczny protestantyzm podstawą kapitalizmu, katolik chce panować nad światem, protestant go zmieniać. Artykuł bardzo słaby, w sumie cytaty z Webera over and over again.
Reinhard pisze o afirmacji zwykłego życia (s. 211), od renesansu niektórzy jak Andreas Karlstadt czy Hans Sachs, przestali uważać pracę za coś błahego i gminnego (s. 221), kalwini jednak pogardzali bankierami i pracującymi długo – w Holandii bankierów wykluczano z uczt w dobrym towarzystwie – ergo Wener się mylił ! (s. 225), wreszcie ktoś to zauważył. Gracjan 1647: „środki ludzkie należy stosować tak, jakby nie było boskich, a boskie jakby nie było ludzkich” (s. 225). Salezy w 1609 równie pragmatycznie występuje przeciw marnotrawieniu owoców pracy (s. 226). Locke w 1690 uszlachetnia pracę, około 1600 roku Bacon zalecał empiryzm (powtarzalne eksperymenty jako droga weryfikacji prawdy), który Grecy uznaliby za uwłaczający godności (s. 237). Świetny artykuł – wynagradza bajdurzenia dwóch poprzednich autorów. I faktycznie ten sprzeciw wobec marnotrawienia owoców pracy to coś Zachodniego, choć UE wylewająca „nadmiar” mleka czy wina to zaprzeczenie tej zasady, ale kto mówił, że UE najlepiej reprezentuje wartości europejskie, a raczej zachodnie? Na pewno nie ja…
Menke pisze o idei samorealizacji. Przywołuje Kanta i ludzką przedmiotowość o jakiej pisał (s. 246), potem o klucie autentyczności, w kalifornijskim kulcie samego siebie (M. Foucault), poprzez psychologię i psychoanalizę, Foucault uważał, ze jednak efektem jest nadmierna pasywność, a inni że narcyzm. Romantyzm i marksizm próbowały sprowadzić jednostkę do jej autentyzmu (s. 274). Chyba faktycznie Europa kultywuje autentyczność w większym oderwaniu od ról społecznych niż np. Chiny.
Koselleck pisze o miejscu oświecenia w dziejach Niemiec. Kant uważał epokę oświecenia, bardziej za proces niż wydarzenie (s. 286), nie był pewien czy da się napisać historię a priori, to tak jakby wróżbita sam tworzył okoliczności do wróżby. Lessing: „nic co wymaga przelewu krwi nie jest warte jej przelania” (s. 288), Wieland martwił się w 1798 roku, że wraz z oświeceniem dokonuje się postęp w sztuce okłamywania samych siebie (s. 288). Kant był za tolerancją ale ateistów i Żydów nie lubił, Józef II też był za tolerancja, ale protestantom wmuszał katolickie kursy wyznaniowe – nie tak łatwo było zerwać z dogmatyzmem (s. 288). Stąd oświecenie zbyt łatwo dzielące wszystko na ciemnotę i jasność należy tratować ostrożnie (s. 292). Dzięki za ostrzeżenie.
Mazower zaczyna od Bismarcka: „kto mówi o Europie, myli się; jest to pojęcie czysto geograficzne” (s.293). Hegel uznał historię Zachodu za historię wolności (s. 296), ale w 1940 roku Oakeshott oskarżył liberałów, że ta optyka nie pozwala im docenić siły wrogów (s. 297). Carleton Hayes w 1939 użył terminu totalitaryzm wobec Rosji, Niemiec, Włoch i Turcji (s. 297), ideologia nie ma znaczenia, bał się czy USA będą musiały decydować między przyszłością w faszyzmie czy komunizmie (s. 297). W 1943 roku Robert Nisbet, a trochę potem Jacob Talmond pisali o demokracji totalitarnej (s. 303), pokusie zawartej w niej.
Thome – nudny artykuł ekonomiczny, ale jedna ciekawa informacja. Jak zapytano wieloletniego ambasadora USA w RFN Johna Kornbluma, co się najbardziej zmieniło w tym kraju przez lata, rzekł: „Niemcy stają się coraz bardziej zrelaksowani” (s. 333). Przybywa w Europie postmaterialistów, relaksujących się całe życie.
Dieter Senghaas napisał bardzo ciekawy artykuł o Europie i USA. Zaczyna od wypowiedzi Alexandra Hamiltona z 11 numery the Federalist Papers (1788):
„…Niektóre fakty zbyt długo świadczyły na korzyść aroganckich pretensji Europejczyka. Teraz to my musimy wziąć na siebie ratowanie honoru rasy ludzkiej i nauczyć naszego zadufanego brata skromności. W razie podziału stalibyśmy się natomiast kolejnymi ofiarami triumfu człowieka z Europy. Sprawmy by Amerykanie nie byli narzędziami potęgi Starego Kontynentu. Pozwólmy trzynastu stanom związanym silna i nierozwiązywalną unią, zbudować wielki amerykański system – system przeważający nad wszelką kontrolą i przemocą transatlantycką, taki który będzie w końcu dyktować warunki stosunków między starym i nowym światem…” (s. 356).
Tak to Amerykanie stali się lepszymi Europejczykami. Kraemer pisz o doktrynie jedności islamu (ijitihad) z XVIII wieku wz Arabii, trochę nie na temat, ale w miarę ciekawie (s. 383). Na koniec Peter Wagner zastanawia się czy Europa ma własna tożsamość kulturową (s. 395). Tym problemem zajmuje się od 1973 KE, odkąd słabnie powojenny boom EWG (s. 398). Postrzeganie USA za wyższe organizacyjnie, a jednocześnie niższe moralnie od Europy i UE to cecha charakterystyczna i zagwozdka jednocześnie (s. 405).
Brakuje mi na tych drzwiach pentagramu.
🙂
może w następnym wydaniu …. hehe
Dzięki spędzonej dekadzie w Europie widzę, że udało się nam jedną rzecz osiągnąć, a mianowicie uodpornić się na te szumne i nadęte euro – hasła. To najczęściej stereotyp, za którym coraz mniej stoi. Te porównania zresztą są bardziej odpowiednie do okresu lat 70′-80′. Od tego czasu USA bardzo się zmieniły, a Europa bardzo zwolniła.
byleby jednak jak mowisz – wahadło się nie przesunęło za bardzo w druga stronę – że w ogóle państwa Europy przestaną ze sobą współpracować…
pozdrawiam
Jest takie ryzyko. W Europie za dużo się gada po nic, a za mało jest pracy nad sobą. W USA mało kto się tą europejską krytyką przejmuje, priorytetem jest to co tu i teraz. Moim zdaniem dystans stale się powiększa, chociaż na razie nie jest to aż tak jaskrawe w liczbach, bo gospodarka USA jest wciąż w stadium przekształcania po kryzysie 2008, ale to nabierze tempa. Napiszę coś więcej o tym, jak więcej tu pomieszkam i więcej ludzi spotkam.
Bardzo możliwe. Chętnie przeczytam