Konwencja Liberalnych Demokratów w nadmorskim Bournemouth przebiegała w cieniu dwóch wcześniejszych wydarzeń. Pierwsze z nich to oczywiście majowe wybory zakończone hekatombą do niedawna rządzącej formacji, z której dziś ostało się jedynie ośmiu posłów. Drugie zaś to wybór Jeremy’ego Corbyna na lidera Labour Party, zmuszający partię Tima Farrona do nowego określenia swej roli na scenie politycznej i stawiający przed nią wiele szans, ale i wyzwań.
Jak spadło znaczenie partii Liberalnych Demokratów widać było na samej konwencji – inaczej niż w latach poprzednich nie było ani licznej ochrony, ani wypełniających korytarze lobbystów. Wielu uczestników zwracało jednak uwagę na pozytywne strony takiego stanu rzeczy, na przykład luźniejszą niż dotąd atmosferę.
W piątkowym „Guardianie” nowy lider LibDems Tim Farron opublikował artykuł, z którego wynika, że w wyborze labourzystów dostrzega przede wszystkim szansę na przyciągniecie do partii bardziej umiarkowanych działaczy i wyborców, zniechęconych nazbyt radykalnymi poglądami Corbyna. Wcześniej w podobnym duchu wypowiadał się były przewodniczący Vince Cable, wzywając wręcz do budowy jednej centrolewicowej formacji złożonej z libdemów i umiarkowanych labourzystów. Nie da się ukryć, że taka a nie inna decyzja członków Labour dała liberałom dużą szansę na odbudowę ich pozycji. Wyborców niechętnych polityce torysów, ale zarazem niepodzielających skrajnych poglądów Corbyna jest zapewne całkiem sporo. Trzeba na to spojrzeć jednak również z drugiej strony. Do 2010 r. Liberalni Demokraci byli właściwie partią protestu, a w czasach Blaira sytuowali się (przynajmniej gospodarczo) w zasadzie na lewo od New Labour. Raczej trudno spodziewać się, by ludzie, których partia przyciągnęła do siebie w tym czasie, znaleźli w sobie wiele zrozumienia dla pomysłów Farrona i Cable’a (różni ich zresztą to, że Farron jakąś formę współpracy z Corbynem jednak do niedawna dopuszczał).
Pewnym pomysłem na jednoznaczny przekaz może być dla Liberalnych Demokratów proeuropejskość. Były lider Nick Clegg zwrócił kilkukrotnie uwagę (także w Bournemouth), że ewentualne wyjście z Unii Europejskiej doprowadziłoby nieuchronnie do secesji niepodzielającej angielskiego eurosceptycyzmu Szkocji. W przemówieniu Clegg wykazywał, że zagrożona jest nie jedna, ale dwie unie – wyjście Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej doprowadzić może do rozpadu tak udanej formy państwowości jak unia angielsko-szkocka. Były lider przyznał przy tym, że błędem było określanie się w kampanii wyborczej po prostu jako partia sytuująca się pomiędzy konserwatystami a laburzystami. Liberalni Demokraci potrzebują powiem własnego, mocnego i pozytywnego przekazu – jako siła liberalna, centrowa i postępowa.
Tim Farron przeszedł podczas konwencji swój pierwszy test przywództwa, kiedy udało mu się odwieść partyjnych towarzyszy od wystosowania petycji domagającej się natychmiastowej likwidacji brytyjskiego systemu rakietowego Trydent. Gdyby decyzja delegatów była odmienna, Liberalni Demokraci zajęliby tu stanowisko tożsame z laburzystami Corbyna. Zwolennikami likwidacji Trydenta są nie tylko zagorzali pacyfiści – niektórzy twierdzą, że ewentualne brytyjskie działania wojskowe byłyby i tak koordynowane z Amerykanami, zaś w dobie pokryzysowej austerity utrzymywanie postimperialnego fetyszu, jakim miałby być system rakietowy jest po prostu za drogie. Ich adwersarze odpowiadają jednak, że jest to brytyjski wkład w bezpieczeństwo międzynarodowe, a świat, w którym żyjemy, jest niestabilny – Farron położył tutaj szczególny nacisk na nieprzewidywalność Rosji Putina.
We wtorek wspominano byłego lidera Liberalnych Demokratów, zmarłego niedawno Charlesa Kennedy’ego. Nie obawiano się przy tym naruszenia tabu, otwarcie mówiąc o alkoholizmie tego polityka. Kennedy’emu hołd oddał nowy lider Tim Farron w swoim środowym przemówieniu.
Farron za cel stawia swojej partii ni mniej ni więcej tylko powrót do sprawowania władzy. Podkreślał, że Liberalni Demokraci są obecnie jedyną wiarygodną opozycją wobec rządu Partii Konserwatywnej. Nowy przywódca pragnie przyciągnąć do swego ugrupowania liberalnie myślących ludzi dotąd sympatyzujących z innymi siłami politycznymi. Przemówienie Farrona zawierało także najostrzejszą jak dotąd w jego wykonaniu krytykę Davida Camerona, związaną z godnym politowania stanowiskiem premiera w sprawie kryzysu uchodźczego. Farron postulował partycypację Zjednoczonego Królestwa w unijnym planie przyjęcia przez poszczególne państwa odpowiednich kwot imigrantów niejako „z rozdzielnika”. Jego zdaniem taka polityka byłaby zgodna zbrytyjskimi wartościami.
Tim Farron bronił dorobku swojej partii w koalicyjnym rządzie z konserwatystami. Można to uznać za pewne zaskoczenie, bowiem wywodzi się on raczej z lewego skrzydła ugrupowania, a za „kandydata kontynuacji” uznawany był jego rywal w staraniach o przywództwo, Norman Lamb. Farron podkreślał, że rządowi udało się osiągnąć imponujący wzrost gospodarczy, a dzięki udziałowi LibDemów w koalicji dokonał się on na sprawiedliwych zasadach.
Z krytyką po wyborze na lidera Jeremy’ego Corbyna spotkała się Partia Pracy. Zdaniem Farrona laburzyści porzucili poważną ekonomię i poważną politykę. Corbyn został też oskarżony o ambiwalentny stosunek do członkostwa Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.
Nowy przywódca Liberalnych Demokratów wiele uwagi poświęcił przedsiębiorczości, traktując small business jako jednego z głównych adresatów postulowanej przez siebie polityki. Wzywał do likwidacji barier uniemożliwiających firmom rozwój, a ich właścicielom zaspokajanie ich ambicji. Jest to pewne przesunięcie kładzionego akcentu, jako że – jak już wspominałem – Farron kojarzony był raczej z lewym skrzydłem partii. Trzeba jednak przyznać, że pojedynek na lewicową retorykę z Corbynem byłby z góry skazany na niepowodzenie.
Według niektórych ta zmiana tonu jaka pojawiła się u Farrona świadczy o tym, że Liberalnym Demokratom bliżej jest dziś do torysów i nowy lider gdyby miał okazję, to powtórzyłby kontrowersyjny krok Clegga. Na razie, biorąc pod uwagę obecny „stan posiadania” partii są to rozważania czysto hipotetyczne. Być może jednak umiejętne zaprezentowanie wiarygodnej centrowej alternatywy pozwoli odmienić ten stan rzeczy. Najbliższy sprawdzian już w przyszłym roku – wybory w Szkocji i Walii oraz wybory burmistrzów jak Zjednoczone Królestwo długie i szeroki. LibDemi nie poddają się i zapowiadają fightback.
Artykuł pierwotnie ukazał się na portalu UKpolitics po polsku
Oby szaleństwo labourzystów było prezentem takie dla LD a nie tylko Camerona