List Otwarty do prof. Jana Hartmana

List Otwarty do prof. Jana Hartmana
Ktoś mógłby zapytać — jaki jest sens wypowiadania się w formie kolejnych listów otwartych, skoro adresaci ich przecież nie czytają? Zaraz wyjaśnię.
Poniższy list skierowany jest do prof. Hartmana będącego prominentną postacią partii Twój Ruch, która właśnie przerżnęła z kretesem wybory europejskie. Partia ta określała się jako alternatywa dla obecnego, zabetonowanego układu politycznego. Polska pilnie potrzebuje takiej alternatywy, dlatego też każdą tego typu inicjatywę warto wspierać. Przykro jednak patrzeć gdy kolejna próba kończy się fiaskiem wskutek oczywistych błędów popełnianych przez ludzi ją tworzących. Te błędy są popełniane od dawna, zatem problemem musi być brak refleksji, przemyśleń, a może nawet szeroko rozumianego zaplecza intelektualnego. Być może tego typu list coś pomoże. Może nawet dotrze do adresata? Choć w zasadzie adresatem są wszyscy działacze TR. Ale kierownictwo TR jest adresatem szczególnie istotnym, bo tylko ono coś może zmienić. Prof. Hartman jest adresatem symbolicznym. Może to on zostanie nowym przewodniczącym tej partii? W każdym razie do Palikota pisać już nie warto. Jeden taki list już był i wniosków nie wyciągnieto żadnych.
Jeśli jesteś akurat działaczem TR i znasz Hartmana, podeślij mu łaskawie link do tego. Albo przynajmniej sam przeczytaj (mimo że długie) i pomyśl.
Szanowny Panie Profesorze,
Piszę do Pana ten list otwarty tuż po ogłoszeniu sromotnej porażki jaką zaliczyło Wasze ugrupowanie w eurowyborach. Piszę jako wciąż jeszcze wyborca, który oddał na Was głos, mimo iż przeczuwał że skończy się to jedną wielką kupą. A po co piszę? Żeby wyjaśnić Wam dlaczego stało się tak, jak się stało. Piszę akurat do Pana ponieważ jest Pan jedną z mądrzejszych tam osób i ma dostęp do ucha Ukochanego Przywódcy (zwanego Januszem). Może mu Pan co podszepnie.
List jest długi, ale proszę go przeczytać. Tego nie powiedzą Wam wyborcy na spotkaniach (bo mało czasu) ani owi pijarowcy za dychę których wynajęliście, nie potrafiący nic mądrego wymyślić bądź nawet uniknąć podstawowych błędów wymienionych poniżej.
1. Focus na niewłaściwy target.
Będąc świeżo po lekturze „Marketingu dla opornych w 24 godziny” zapewne doskonale rozumiecie owe anglicyzmy zawarte w tytule, gorzej z praktycznym zastosowaniem tej teorii. Czy wiecie chociaż kto jest Waszym targetem? Chyba nie.
Piotr Tymochowicz stwierdził kiedyś publicznie: „społeczeństwo składa się głownie z debili, zatem jeśli chcesz wygrać wybory, musisz zrozumieć psychikę DEBILA”. Ta strategia jest nadużywana przez wszystkie partie i poniekąd słusznie. Ci których PT nazwał „debilami” (a są to po prostu ludzie podejmujący decyzje irracjonalnie, pod wpływem propagandy, strachu lub innych emocji) stanowią twarde elektoraty i zazwyczaj tłumnie odwiedzają urny wyborcze. Dotarcie do tego typu wyborców wydaje się być dobrą inwestycją. Po co marnować czas na przekonanie myślącego człowieka który pewnie i tak do wyborów nie pójdzie, skoro taniej zbajerować paru kołków prostym hasełkiem zawierającym koniecznie słowa-klucze: „Polska, Europa, bezpieczeństwo”? A jak nie zadziała to można jeszcze dodać „Putin, wojna”, wtedy sznur wystraszonych lemingów przy urnie gwarantowany. Niby więc można też i po dobroci: „rozwój, legalizacja, świeckie państwo, kobiety”. Inny ton, ale metoda ta sama. Genialne? Niekoniecznie.
Przede wszystkim grupa podatna na coś takiego stale się zmniejsza. To widać po frekwencji. Drugi problem jest znacznie poważniejszy choć banalnie oczywisty. To konkurencja. Wszystkie partie walczą o tę samą grupę, w ten sam sposób. Ten rynek jest nasycony. A Wy tylko rozpaczliwie próbujecie odebrać choćby procencik „market share”: PiS’owi (waląc w Tuska Piskorskim), PO (chcąc być bardziej proeuropejscy) i SLD (retoryka socjalna i „prokobieca”). Niestety to daremny trud. W ten sposób nic nie osiągniecie. Firmy które usiłują się wcisnąć na zatłoczony rynek naśladując konkurencję, są skazane na klapę.
Frekwencja w tych wyborach wyniosła mniej niż 25%. To znaczy że potencjalny rynek jest 3 razy większy, niż to co ma Wasza konkurencja razem wzięta. Zamiast labiedzić o „klęsce demokracji” może byście łaskawie zauważyli ten segment, olewany dotąd przez wszystkie partie, a przecież ogromny? 75% społeczeństwa nie ma reprezentacji politycznej! Rządząca partia uzyskuje niecałe 8% głosów. Przecież to już nie jest nawet demokratyczna władza, tylko zwykli uzurpatorzy! To są wymarzone warunki dla opozycji!
Tyle tylko że Wy nawet nie próbujecie. Wasza kampania była wyraźnie skierowana do owych „debili”. Hasełka proste i ograne, spoty koszmarnie słabe, niemerytoryczne i infantylne, zagrania medialne groteskowo śmieszne. Szczuka z „mężem” na okładce równie wiarygodna jak Jarek z „żoną” parę lat temu. Donos do prokuratury na biskupa równie poważny co przyprawienie psu diabelskich rogów. Atak na Tuska („kasa od CDU”) równie inteligentny jak atak na Cimoszewicza w 2005 roku. Last but not least, Kwaśniewski w roli misia z Krupówek, który nie chciał nawet pozować. Żenada totalna.
Próbując wyszarpać konkurencji coś z tego zagospodarowanego 25%, nie możecie liczyć na nic więcej niż błąd statystyczny. Musicie zrezygnować z tego 25%, a zacząć walczyć o 75%. To oznacza jedno — koniec z kierowaniem przekazu do Tymochowiczowych „debili”. Musicie zwolnić dotychczasowych spin doctorów (o ile w ogóle macie takowych), powielających nieudolnie metody Tymochowicza. Te metody już przestają działać. Ludzie zmądrzeli. Zacznijcie wreszcie mówić do nich z sensem. Tutaj dochodzimy do następnego punktu.
2. Brak profesjonalnego przekazu.
Podobno partia Twój Ruch ma program. Ja go nawet czytałem, bo jestem dociekliwym wyborcą. Przebrnąłem więc przez FATALNIE zrobioną stronę „twojruch.eu” i doklikałem się do dziwnie nazwanego dokumentu pt. „Plan zmian”. Jestem cholera dociekliwy. Nie zraził mnie kompletnie amatorski sposób przygotowania tego dokumentu, jak i całej strony. Nie mówię o treści, ale o formie. O stronie technicznej, sposobie prezentacji, typografii. Takiego paściarstwa już dawno nie widziałem. Mam na myśli to, co tam jest w tej chwili. Kiedyś widziałem program TR w formie całkiem ładnie zrobionego PDF, ale to gdzieś zniknęło. Zamiast tego jest ów „plan zmian”, z dopiskiem PROJEKT, złożony bardzo nieudolnie, niczym studencka rozprawka. Ta treść (chyba ta sama) jest też bezpośrednio na stronie i wygląda jeszcze gorzej. Kto do jasnej cholery jest u Was odpowiedzialny za prezentację treści w internecie? Zwolnijcie tę osobę NATYCHMIAST, bo to amator nie mający pojęcia o rzeczy. Kupa chaotycznie walających się śmieci na głównej stronie dopełnia obrazu nędzy i rozpaczy.
Musicie zrozumieć, że bez profesjonalnej prezentacji nie macie szans na przekonanie kogokolwiek do swoich racji. Może ten Wasz program nie jest zły, ale kto o tym wie? Na dzień dzisiejszy mniej niż 1%. Forma Waszych materiałów odstrasza od poznawania treści. Pomijając już zupełnie fakt, że pewnie mało kto w ogóle na tę stronę wchodzi. Oglądałem wiele waszych spotów i jakoś nie zapadło mi w pamięć żeby w którymkolwiek znalazło się jakieś odniesienie do strony i programu. A przecież to powinna być podstawa. No chyba że spot jest tworzony dla „debila” (patrz p. 1). A te niestety prawdopodobnie były.
Program musi być prezentowany i promowany cały czas. Oto przecież chodzi w kampanii wyborczej. Nie możecie go ukrywać gdzieś w paskudnie wyglądającym dokumencie, na stronie nie nadającej się do oglądania. Treść musi być łatwo dostępna, przyjazna w formie, profesjonalnie przygotowana. Taki sposób prezentacji pokazuje szacunek do odbiorcy. Z kolei paściarstwo i bylejakość formy mówi dobitnie: „mamy Cie w d…”.
3. Powielanie bzdurnych (a szkodliwych) mitów ekonomicznych.
Jedną z najgłupszych decyzji podjętych przez RP w aktualnej kadencji było bezwarunkowe poparcie podniesienia wieku emerytalnego do 67 lat. Ta operacja rządu miała charakter czysto PR-owski, obliczony na użytek agencji ratingowych przed planowaną emisją obligacji. Taka była wtedy moda w Europie (na podwyższanie wieku emerytalnego) i min. Rostowski postanowił się pod nią „podczepić”.
Propagandowo sprzedano to jako wielką reformę mającą uratować polski system emerytalny. Jest to oczywista bzdura. Ilość środków na pokrycie zobowiązań emerytalnych zależy wyłącznie od siły gospodarki i jej zdolności wytworzenia kapitału. Innymi słowy, pieniędzy na emerytury nie generują ludzie, tylko miejsca pracy. Jeśli są miejsca pracy, to ludzie się zawsze znajdą (bez znaczenia w jakim języku mówiący). Zajęte miejsce pracy oznacza zapłaconą składkę do ZUS, a zatem wpływ środków na wypłacenie należnych emerytur.
Podnoszenie wieku emerytalnego co do zasady niczego nie zmienia. Jeśli obywatel w wieku lat 65 nie ma pracy lub zostanie zwolniony, to i tak trzeba mu będzie wypłacić jakiś zasiłek. No chyba że nie zrobimy tego, licząc że biologia sama szybko rozwiąże problem (bardzo „humanitarne” podejście).
Z drugiej strony absurdem jest namawianie do rodzenia większej liczby dzieci. Co się stanie jeśli Polacy zaczną się masowo rozmnażać, jak tego chce zarówno rząd jak i Kościół Katolicki? Najpierw ta armia nowych obywateli obciąży państwowy system edukacyjny i medyczny, a następnie po osiągnięciu pełnoletniości podzieli się na dwie grupy. Pierwsza wyjedzie z Polski budować swoje osobiste szczęście gdzie indziej (a przy okazji PKB tych krajów). Druga zostanie i obciąży systemy pomocy społecznej oraz penitencjarny. Bo skoro pracy tu nie będzie, jedyne alternatywy będą następujące: wyjechać, iść po zasiłek lub kraść.
Wróciliśmy do punktu wyjścia: to miejsca pracy generują kapitał, nie masa ludzka. Liczenie obywateli na kilogramy jak u Barei do niczego nie prowadzi. Szkoda że Palikot nie zdobył się, żeby tę oczywistą prawdę powiedzieć. Zamiast tego wolał poprzeć Tuskową propagandową gierkę. Gdyby przynajmniej potrafił coś w zamian ugrać — ale nie. Swoje poparcie sprzedał za „bezdurno”. Co prowadzi nas do następnej kwestii.
4. Całkowity brak skuteczności politycznej.
Chyba nikt nie liczył, że będąc małym klubem parlamentarnym RP dokona jakichś przełomowych zmian. Ale że chociaż jedną znaczącą zmianę (drogą umiejętnej gry politycznej) uda się wprowadzić — taka nadzieja była. Niestety, została ona pogrzebana. Nie udało się absolutnie nic. A okazja była choćby przy wspomnianej ustawie emerytalnej. Skoro Tusk uparł się przy tym rozwiązaniu (bo tak mu kazał Rostowski), trzeba było podjąć tę grę i wysunąć własne żądania. Realne. Wziąć jeden postulat możliwy do realizacji, tj. nie wymagający alokacji środków pieniężnych. Choćby ta nieszczęsna depenalizacja marihuany. Lub pewne rozwiązania dla związków partnerskich, ale obojętne dla budżetu, czyli np. bez wspólnego rozliczania podatków.
To by mogło przejść. Gdyby Tusk się ugiął i przymuszony tą sytuacją zmusił swoich prawicowych kamratów do zgięcia karków i poparcia takich rozwiązań — byłby to spektakularny sukces RP. Nawet mimo tego, iż marihuana czy związki partnerskie nie są kluczowym problemem Polaków. Te kwestie są niszowe, dotykają mniejszości. Ale jako „proof of concept”, pokazanie że da się cokolwiek zrobić będąc nawet małą partią, nadają się doskonale.
Gdyby jednak Tusk się oparł tym żądaniom, należało zagłosować przeciw rządowi. Wtedy przynajmniej Palikot uniknąłby zarzutu o bycie pomagierem Tuska i branie udziału w ekonomicznych gusłach opisanych w punkcie 3. Tak czy inaczej, wyszłoby to Palikotowi na dobre. Dlaczego mając gwarantowaną wygraną wybrał drogę prowadzącą do gwarantowanej porażki — tego nie jestem w stanie zrozumieć.
Należy przy tym podkreślić, iż zajmowanie merytorycznego stanowiska wobec „ustawy 67″ nie miało sensu, ponieważ ona sama nie ma żadnego praktycznego znaczenia, nie rozwiązuje żadnego problemu ani nawet nie wpływa na sytuację przyszłych emerytów. A to dlatego, że do kwestii wieku emerytalnego i tak będzie trzeba podejść jeszcze raz, tym razem na poważnie. Liczba 67 nie jest ostateczna. To się dopiero okaże, na ile wydajność polskiej gospodarki będzie w stanie sprostać potrzebom. Może się okazać, że i 70 będzie za mało. Jedynym rozwiązaniem są niezbędne reformy pobudzające wzrost. To jednak materiał na inną dyskusję. Nie oczekujemy od małej partii że od razu poda skuteczne recepty na tak złożone problemy (PO, PiS i SLD też nie mają takich recept). Oczekujemy, że umiejętnie grając na scenie politycznej przeprowadzi ona chociaż jedną małą sprawę, po to aby potwierdzić sens głosowania na nią i stworzyć sobie warunki do stania się partią dużą, mogącą zajmować się sprawami wielkimi.
5. Naiwny euroentuzjazm sprzeczny z nastrojami społecznymi i realną polityką.
Jeśli coś można uznać za wyróżnik partii Palikota, to na pewno wspomniany naiwny euroentuzjazm. Polegający na domaganiu się jak najszybszego wprowadzenia Euro oraz pogłębionej integracji europejskiej. Jest to jakaś koncepcja, można o niej dyskutować w zaciszu salonów — tyle że całkowicie nierealna i niechętnie widziana przez wyborców w obecnej rzeczywistości.
Polacy generalnie nie są euroentuzjastami, mimo różnych sondaży naiwnie pytających „Czy popierasz obecność Polski w Unii”. Z tych sondaży wyciąga się zbyt daleko idące wnioski. Tymczasem większość akceptuje Unię, bo ona pozwala wyjechać i zarobić kasę. Poza tym sama daje kasę. Kasa ta jest przeważnie rozkradana lub wyrzucana w błoto (po naszej stronie — to nie wina Unii), niemniej jednak co-nieco udało się za nią zbudować i unowocześnić. Polska w Unii wygląda ładniej — przynajmniej tyle z tego mamy. Bo żeby stawała się naprawdę lepszym krajem do życia, tego już stwierdzić jednoznacznie nie można. Widzimy więc, że Unia nie jest panaceum na wszystkie problemy. Do tego stwarza zagrożenia. Boimy się że euroabsurdy wytwarzane przez eurokratów będą uderzać w polskie firmy i obniżać konkurencyjność naszej gospodarki. Dlaczego niemiecki eurokrata ma dbać o interes polskiego przedsiębiorcy czy pracownika? Już widać, że nie dba. Dowodem na to choćby zakaz sprzedaży papierosów mentolowych. Takie decyzje obniżają zaufanie do Unii i tutaj Unia jest już winna sama sobie.
I tu niestety dochodzimy do głownego problemu. Czy taka głęboka eurointegracja, rodzaj „Stanów Zjednoczonych Europy” jest w ogóle możliwa? Kiedyś rojono na ten temat różne fantazje, jednak ostatecznym kubłem zimnej wody okazał się kryzys ukraiński. Na przykładzie stosunku państw UE do Rosji widać wyraźnie, iż cała ta Unia to zwykły pic na wodę. Żadnej Unii nie ma tak naprawdę, bo w dalszym ciągu liczą się partykularyzmy i interesy (oraz interesiki) poszczególnych państw. Takie Niemcy na przykład, nie chcą być solidarne i płacić za gaz więcej, aby Polska mogła płacić mniej. A to wredni Niemcy… a spodziewał się ktoś czegoś innego? Na ich miejscu robilibyśmy przecież tak samo!
Realnie żadnej Unii nie ma i nigdy nie będzie. UE istnieje formalnie, zapewniając ogromnej liczbie polityków łatwy byt na wysokim poziomie. Ale jak przyjdzie co do czego, jakiś większy kryzys lub inne zagrożenie — wszystko to się z hukiem rozsypie. Każdy pobiegnie bronić swojego poletka. Polacy doskonale o tym wiedzą. Partia promująca nierealny europejski mit nie ma wielkich szans na poważne traktowanie. Równie dobrze ktoś mogłby zaproponować kolonizację Księżyca i eksploatację tamtejszych złóż Helium-3.
Dużo bardziej sensownym podejściem byłoby wskazanie jakie właściwie korzyści Polska może osiągnąć dzięki trwaniu w Unii takiej jaką ona rzeczywiście jest. To próbuje robić PO i jak widać przynosi to efekty. Donald Tusk postępuje bardzo cwanie. On puszcza oko i mówi „między słowami”: ta cała Unia to syf i wcale jej nie lubię, ale oni dają nam kasę na te wszystkie autostrady i aquaparki, a póki dają to trzeba siedzieć cicho i brać (a tak w ogóle głosujcie na PO, my załatwimy jeszcze więcej KASY).
Z tak postawionym stanowiskiem trudno polemizować, ale można wykazać fałsz i zaniechania. Donald Tusk jakoś nie chwali się tym, jak efektywnie owa unijna kasa jest wydawana po polskiej stronie. A to pozostawia wiele do życzenia. Jest tu pole dla partii opozycyjnych. Zamiast opowiadać bajki o Zjednoczonej Europie lub „Euro-tarczy antyrakietowej”, rozpocznijcie dyskusję jak wykorzystać te środki które jeszcze nam zostały. Polacy już się przekonali, że aquapark w każdej wsi to nie jest wyznacznik rozwoju cywilizacyjnego. Jak na razie nikt nie potrafi zaproponować niczego innego. Czy naprawdę nie widzicie tu luki do wypełnienia?
6. „Twoja twarz brzmi znajomo” (tylko jakoś nie tak jak powinna).
W eurokampanii EPTR najwyraźniej postawiła na celebrytów, czyli ludzi którzy są po prostu znani. A z czego to już drugorzędna sprawa. Takie podejście zakonczyło się klęską totalną. No bo spójrzmy jak opinia publiczna odbiera te osoby (proszę o niepozywanie mnie, to jest vox populi a nie moja opinia).
Aleksander Kwaśniewski – w najlepszym wariancie stary komuch, którego czas już minął. W najgorszym – alkoholik prowadzący podejrzane interesy ze złodziejami polskimi oraz zagranicznymi. To brutalna ocena, ale Aleksander Kwaśniewski niestety sam dopuścił do takiej erozji swojego wizerunku publicznego, nie dbając o ten wizerunek odpowiednio. Tabloidy dopełniły reszty. Dodatkowo jeszcze jego postawa w kampanii była wątpliwa. Widać było wyraźny brak zaangażowania.
Paweł Piskorski – aferzysta i złodziej. Niestety do Pawła Piskorskiego trwale przylgnęła ta etykietka i już nie ma na to rady. Bez względu na to czy prokuratura coś mu udowodni czy nie, medialnie Paweł Piskorski jest spalony. Jego rewelacje na jakikolwiek temat będą uznawane za niewiarygodne.
Ryszard Kalisz – bufonowaty polityczny celebryta o narcystycznej osobowości. Kiedyś uchodził za intelektualistę i obrońcę wolności obywatelskich. Dziś zajmuje się tylko opowiadaniem anegdotek o sobie samym i wylewaniem żalu na byłych kolegów z SLD. Powodem jego kandydowania jest zrobienie na złość Millerowi, a nie żaden konstruktywny plan polityczny. Często odcina się od TR i podkreśla swoją odrębność. A po co komu jednoosobowa partia?
Kazimierz Kutz – zacny człowiek mający skłonność do nadmiernej szczerości i mówienia wszystkiego co tylko ślina na język przyniesie. Pod koniec kampanii ogłosił publicznie, że żałuje kandydowania. Oczywiście natychmiast zostało to podchwycone przez media i konkurencję. Do opinii publicznej zostało to przekazane w sposób sugerujący że Kutz zrezygnował. Prawdopodobnie to przełożyło się na jego przegraną na Śląsku. Można się zastanawiać, czy w skali kraju nie położyło to całej kampanii EPTR, na zasadzie tzw. efektu Ratnera (proszę sobie znaleźć na Wikipedii).
Andrzej Celiński – podobna sytuacja co z Kazimierzem Kutzem.
Marek Siwiec – rozsądny gość, ale mało go było widać.
Robert Kwiatkowski – j/w.
Dorota Gardias – to ta pogodynka? Nie, chyba nie ona. A może ona? Nie to ta ze strzykawką. Co ona ma w tej strzykawce? To Palikociara, pewnie jakąś amfę. Choć nie, amfę się wciąga. A marychę pali. A co się wstrzykuje? Jakąś herę chyba. HGW. Nie znam się na tym. To chyba był spot skierowany do młodzieży.
Izabella Łukomska-Pyżalska – ta co płakała, że jej ukradli biżuterię za 200 tysięcy. Potrzebuje kasy na nową. Eurodieta w sam raz się przyda.
Kazimiera Szczuka – ta co odważyła się napyskować Wiplerowi. A przynajmniej takie wydarzenie jest wyeksponowane na głównej stronie twojruch.eu. Biedna Kazia. Tyle się naczytała w życiu, a w końcu i tak ktoś ją zestawił z Wiplerem. Oraz wypchnął na okładkę tygodnika „Wielki Świat Kuchenny Blat”. Ideał sięgnął bruku.
Wanda Nowicka – bohaterka najbardziej kuriozalnej historii. Obrzucona błotem i nazwana złodziejką publicznych pieniędzy (sprawa premii dla prezydium sejmu) przez samego Palikota, a potem przyjęta z powrotem. Stała się mimowolnie symbolem schizofrenii toczącej partię Janusza Palikota. I to z winy Palikota wyłącznie. Sam zarzut wobec Nowickiej był dęty. Po co było rozpętywać tę aferę?
Wymieniłem najbardziej znaczące w tej kampanii osoby (nie tylko kandydujące). Niestety były one albo niewłaściwie dobrane, albo nieumiejętnie zaprezentowane.
Z drugiej strony żeby nie było że się czepiam i przytaczam same negatywy, pozytywny przykład. Barbara Nowacka — objawienie tej kampanii. Być może przyszła Pani Premier Rzeczypospolitej Polskiej. Ja w każdym razie za taką Panią Premier bym się nie wstydził (w odróżnieniu od Panów Premierów DT, JK, KM i wielu poprzednich). No ale sama Nowacka za Was wyborów nie wygra. Do roboty!
7. Nieumiejętność znalezienia sobie miejsca w nowoczesnym dyskursie politycznym.
Jako kształcony filozof dzieła Hegla zapewne zna Pan na pamięć. Ja jako człowiek o wykształceniu ścisłym wiem co to równanie różniczkowe i wynikająca z niego cykliczność, która manifestuje się w przyrodzie we wszelkich możliwych aspektach. Obaj wiemy co to teza-antyteza-synteza. Wiemy też, że czas biegnie do przodu a procesy chaotyczne są nieodwracalne. Obaj rozumiemy, iż staromodne pojęcia polityczne obecne w dyskursie sprzed 100 i więcej lat, dziś już nie mają racji bytu. Prawica, lewica, liberałowie, konserwatyści, socjaliści, feministki, itp… to wszystko już było. Ludzkość już to przerobiła i poszła dalej. Tamten cykl się zakończył. Obecnie żyjemy w epoce Wielkiej Syntezy. Współczesny system polityczno-ekonomiczny to mieszanina najrozmaitszych idei i poglądów. Ale i coś więcej niż tylko mieszanina. Całość większa od sumy składników. Awans na wyższy poziom. Stąd już nie ma powrotu do starych ideologii.
Współczesny system miał rozwiązać wszelkie problemy ludzkości i wyeliminować wojny. Kiedyś ogłoszono nawet Koniec Historii. Dziś już widać to co było do przewidzenia: nie udało się. Następnym razem też się nie uda. Historia biegnie dalej, cykl musi się zamknąć i rozpocząć nowy. Pytanie tylko jedno: co będzie antytezą tego cyklu? Czy będzie to barbarzyńca z kijem i swastyką chowający się za plecami innego barbarzyńcy w garniturze i muszce? A może jednak będą to ludzie inteligentni, mający plan naprawczy? Oto jest dylemat — wszystko rozwalić i zacząć od nowa, czy naprawiać to co jest?
Poki co, to niestety barbarzyńcy górą. Tylko oni potrafili stworzyć jakąś antytezę. Prymitywną, opartą o rozwalanie, ale nie pozbawioną skuteczności. Takiej na kilka-kilkanaście procent średnio. Na razie. Ale to będzie rosnąć. A co z Wami? Gdzie są ludzie postępu i cywilizacji? Gdzie Wasze propozycje? Jak dotąd nawet nie potraficie porządnie nazwać problemów i wad systemu, nie mówiąc o projektach zmian. Realizacja ewentualnych zmian to już jak podróż do odległej galaktyki.
Przeciwnik z którym walczycie nie jest łatwy. To siły stagnacji, jak zawsze. W polskim wydaniu – „banda czworga” z POPiS’em na czele. Oni zrobią wszystko, żeby zmiany zatrzymać. Bo to ich kasa i ich władza. Motywy są niskie, jak zawsze. Trudno z tym walczyć metodą ewolucyjną. Antyteza musi być rewolucją. Ale jak zrobić żeby nie stała się rozpierduchą? Jak nie dać się zaszufladkować jako drugi JKM? Jak dotąd przegrywacie. Nie byliście w stanie wymyślić porządnej, nowoczesnej antytezy dla tego systemu. Spójnego programu zmian, trafnie punktującego wszystkie jego słabości. Wasz program zawiera tylko pewne jego elementy. I nawet w tych przypadkach nie potraficie ich wytłumaczyć ludziom, „sprzedać” jak to się mówi.
W miejsce oczekiwanej antytezy wepchnęli się radykałowie — a sprytnie manipulujące siły stagnacji zaczęły Was przedstawiać jako radykałów konkurencyjnych. To ciągłe powtarzanie że jeden Janusz zastąpił drugiego jest właśnie tą manipulacją. Obudźcie się. Jesteście w Oktagonie, a przeciwnik właśnie Was rzucił na ziemię i założył duszenie gilotynowe.
Ta gilotyna polega z jednej strony na wepchnięciu do szufladki z JKM, a z drugiej wepchnięciu w koleiny archaicznego dyskursu. Czy TR jest lewicowy czy prawicowy? Czy jest neoliberalny a może socjalistyczny? Takie pytania zadają z zatroskanymi minami różne Panie Paradowskie i Pochanke, będące na służbie u Sił Stagnacji. One chcą tylko zarobić na swoją biżuterię i sukienki od projektantów. Wy podobno chcecie zmieniać rzeczywistość — zatem nauczcie się wpierw z nimi dyskutować.
Żeby nie było za abstrakcyjnie, podam przykład.
Palikot mówi: nie mamy w Polsce na tyle kapitału prywatnego żeby zbudować duży koncern, konkurencyjny wobec przedsiębiorstw zagranicznych. Państwo powinno wspomagać takie inicjatywy. Tak dzieje się w innych krajach.
Pani z TVN relacjonuje: Palikot powiedział, że państwo powinno budować fabryki. Tak było za komuny. Za komuny był socjalizm. Palikot jest więc socjalistą.
Palikot mówi: należy zracjonalizować prawo skarbowe i wzmocnić pozycję podatników wobec urzędów.
Pani z TVN relacjonuje: Palikot powiedział, że trzeba zlikwidować podatki. Palikot jest więc liberałem.
Przeciętny widz TVN odbiera to tak: Palikot nie wie co mówi. Raz jest socjalistą a raz liberałem. Nie można być jednocześnie socjalistą i liberałem. To zbiory rozłączne, a przynajmniej tak mówiła Pani z TVN.
Ten przykład pokazuje anatomię manipulacji dokonywanej przez pro-stagnacyjne media. Wypowiedzi zniekształca się, a następnie zestawia się w pary wzajemnie sprzeczne, doklejając do tego wykluczające się etykietyki (socjalisty, liberała, itp.). W ten sposób udowadnia się, iż wypowiadający jest idiotą. To się potem przenosi do dyskusji w różnych miejscach: w studiach, w gazetach, na forach internetowych. Pełno tam wypowiedzi w rodzaju: nie głosuję na Palikota bo to socjalista. A następny internauta pisze: nie głosuję na Palikota bo to liberał. A trzeci pisze: nie głosuję, bo on sam nie wie czy jest socjalistą czy liberałem.
Ta manipulacja jest celowa i przemyślana. Wprowadzanie języka z minionej epoki do dyskusji współczesnej ma na celu neutralizację tej dyskusji. Ten język jest obecnie nieużyteczny, zatem nie może być użyty do propagowania idei zmiany. Obecnego systemu nie da się zaszufladkować jako socjalizmu czy liberalizmu, tak jak nie da się w ten sposób opisać zmian których on wymaga.
Z drugiej strony gilotyny jest nawet łatwiej. Palikot sam się wkopuje, np. mówiąc publicznie że biskup X to pedofil.
Pani z TVN relacjonuje: Palikot obraził biskupa X.
Wkrótce potem reżyser programu z TVN pokazuje JKM mówiącego że kobiety są głupsze od mężczyzn.Pani z TVN relacjonuje: JKM obraził kobiety, zupełnie jak Palikot który obraził biskupa.
Następnie pokazany jest premier Tusk mówiący z poważną miną, że on jest przeciwko obrażaniu kobiet i biskupów.
Czy to jest Monty Python? Nie, to polska rzeczywistość medialna. Tak by się mogło wydawać.
Naprawdę to jest Oktagon. Przeciwnik naciska coraz mocniej. Z jednej strony zrobiono z Was radykalnych oszołomów, a z drugiej ignorantów, którzy nawet nie wiedzą że liberał to największy wróg socjalisty i basta!
Jak temu zaradzić? Po pierwsze zrezygnować z radykalnego języka. Po drugie, nauczyć się wyjaśniać społeczeństwu o co tak naprawdę Wam chodzi. Ludzie nie rozumieją Waszej formuły ani Waszego celu. Czyli reformy systemu przez kontrolowane stworzenie antytezy i kolejnej syntezy (przynajmniej na lokalnym polskim podwórku, bo świata przecież nie zmienicie). Do świadomości przedostaje się natomiast tyle: banda bezczelnych cwaniaków wykrzykujących kontrowersyjne hasła aby dobrać się do kasy.
8. Konflikt na lewicy i brak zdolności koalicyjnej.
Choć pojęcie lewicy dzisiaj już nie ma większego sensu, to właśnie partie określające się jako „lewicowe” mogły być najbardziej naturalnym sojusznikiem TR. Mogły, bo przez durną pyskówkę z Millerem o personalnym podłożu straciliście szansę na sojusz z największą taką partią, czyli SLD. Po co ta awantura? A nie można było „różnić się pięknie”?
Teraz mamy taką oto sytuację. Załóżmy, że w jakichś przyszłych wyborach SLD dostaje 25% i TR też 25%. Razem mogłyby rządzić. Ale nie będą, bo ich liderzy się nienawidzą. Zamiast tego musi być jakaś koalicja z Tuskiem i nieodłącznym PSL’em. TR i SLD przebierają nóżkami do takiej koalicji, umizgując się jak dwie stare panny do jednego kawalera (albo odwrotnie), gotowe zrezygnować ze swoich postulatów aby tylko wejść do rządu. Wygrywa SLD. Sensem TR jest jednak przeprowadzenie zmian, a do tego PO dopuścić nie może (będąc główną siłą stagnacji). SLD jest również skłonne do pewnych reform, ale umierać (bądź rezygnować z władzy) dla nich nie będzie.
Tutaj widać taki dylemat potencjalnego wyborcy: czy warto głosować na partię o zerowej zdolności koalicyjnej, skonfliktowaną ze wszystkimi?
Przykład tworzenia rządu jest skrajny i sztuczny. Dużo bardziej prawdopodobne są sytuacje wymagające doraźnych sojuszy, dla załatwienia konkretnych spraw. Nie we wszystkim koalicja rządząca jest jednomyślna. Nawet w PO istnieje bardziej postępowe skrzydło. Teoretycznie taka doraźna koalicja SLD+TR+część PO mogłaby pewne sprawy przegłosować. Teoretycznie, bo SLD zawsze zrobi na złość TR i vice versa. Typowe polskie pieniactwo. Niestety to Wasz lider zaczął. Wygląda że zakończyć ten spór może tylko odejście któregoś z liderów — albo obydwu.
9. Jak wyjść z tej kupy?
Cholera, nie wiem. Tyle Wam nawrzucałem, że czuję teraz moralny obowiązek coś doradzić. Problem w tym że zaszliście w pewnych rzeczach za daleko. Każda zmiana retoryki lub stanowiska będzie przedstawiona jako kolejna niekonsekwencja. To jest właśnie główny problem z radykalizmami: strasznie ciężko się z nich wycofać. Dlatego lepiej w nie w ogóle nie wchodzić. Jeśli teraz Palikot powie, że ten krzyż w sejmie to w zasadzie może sobie wisieć, zostanie wyśmiany. Jeśli znowu będzie się domagał jego usunięcia, też zostanie wyśmiany. Tak źle i tak niedobrze. Może lepiej o tym krzyżu już nic nie mówić.
Ale krzyż to pikuś. Gorzej z tą eurointegracją. Polacy jej nie chcą. A Platforma z Tuskiem gwarantuje, iż żadnej głębszej integracji nie będzie. Choćby za cenę przymusowej integracji z Watykanem (na prawach podmiotu zależnego). Jest to jakiś deal, coś za coś. Lepszy Watykan niż Unia. Sorry, taki mamy klimat społeczny że tak powiem… I to wcale nie z powodu sympatii do Watykanu…
Rozsądek nakazywałby przestać mówić o radykalizmach a zacząć prezentować program. Który przecież nie postuluje zdejmowania krzyży, tylko przestrzeganie Konstytucji. Przestańcie miotać inwektywy pod adresem biskupów i przebierać się dla wygłupu w sutanny. Zacznijcie dyskutować o sensie wydawania dziesiątek milionów na Świątynię Opatrzności Bożej. Ludzi w tym kraju nie obchodzi pedofilia w Kościele, bo Polaków obchodzi tylko KASA. Dlatego lepiej akcentować kwestie ekonomiczne niż obyczajowe. Jak już będziemy żyć na poziomie Niemców, to wtedy zaczniemy się zastanawiać nad losem biednych dzieci molestowanych przez księży. To smutne, ale prawdziwe.
Wywalcie Ryfińskiego, eksponujcie Kotlińskiego bo to człek inteligentny.
Wywalcie Penkalskiego, ludzie nie lubią cwaniaczków co to lubią pohasać z kijkiem do bejsbola i poszaleć beemką po drodze. Za dużo takich mamy.
Musicie sobie też stworzyć alternatywny kanał docierania do wyborców. Nie liczcie na TVN. Dlatego tak ważny jest internet. Wspomniana Pani Nowacka jest informatyczką, może zrobi Wam szkolenie z technologii? Ale to nie wystarczy. Nie obejdzie się bez zatrudnienia profesjonalnej firmy.
Musicie sobie wypracować jakiś język przekazywania Waszych idei. Nie może być on hermetyczny (zapomnijcie o Heglu) ani zbyt trywialny. Koniec z pedofilami w sutannach i innym bluzganiem.
Sam język nie wystarczy. To co mówicie musi mieć sens i być Wasze. Nie zadziała ani kopiowanie pomysłow konkurencji (bo co to za antyteza) ani naiwna negacja (to pachnie fałszem i radykalizmem).
Nigdy przenigdy nie głoście też poglądów sugerujących wpływy lobbystyczne. OZE, OFE … to ryzykowne tematy. Społeczeństwo samo nie wie co ma o tym myśleć. A rację tak naprawdę ma… rząd Tuska (co za niespodzianka!). Czy opłaca się powiedzieć prawdę narażając się lobbystom? Chyba jednak tak, lepiej stawiać na wyborców umiejących dotrzeć do prawdy niż na ofiary propagandy (patrz punkt 1). Innymi słowy, rozumni ludzie wiedzą że tzw. „zielona energia” jest nieopłacalna, a prowizje OFE to haracz wypłacany prywatnym instytucjom finansowymza nic (kupić rządowe obligacje to i małpa potrafi). W tych sprawach należy poprzeć Tuska. W sprawie „67″ już nie. Dokładnie odwrotnie niż zrobiliście.
Najtrudniej jednak będzie się wyzbyć odium partii nieskutecznej. Masowa produkcja projektów ustaw trafiających do sejmowego kosza zaraz po wydrukowaniu nie znajdzie uznania. Tutaj niestety zawaliliście sprawę zdolności koalicyjnej. Przeprowadzenie rewolucji (lub rewolucyjki) bez użycia tony saletry i transportera SKOT wydaje się jednak wymagać zawiązania jakichś sojuszy z inną siłą polityczną. W tej kadencji to już raczej przewalone.
Jedyne co może Was uratować, to genialny program, perfekcyjna jego prezentacja i konsekwentne utrzymywanie tego stanu przez kilka kadencji. Skoro taki JKM zdołał się wybić po tylu latach (z niezbyt wyrafinowanym programem i prezentacją), to i może Wy za 10 lat dostaniecie te 50%. Wtedy SLD do koalicji nie będzie już potrzebne.
Pomarzyć zawsze można. Ciekawe czy ta partia przetrwa w jakiejkolwiek formie następne 10 lat. Dobrze by było. Jednak jakaś antyteza jest potrzebna. Jeśli rozsądni reformatorzy nie dojdą do głosu, będzie to skrajna prawica.
Tyle dobrych rad na dziś. Proszę sobie to przemyśleć i wyciągnąć wnioski. Ja osobiście gotów jestem pójść jeszcze na kilka następnych wyborów i zagłosować na rozsądną alternatywę — jeśli taka oferta będzie dostępna (niezależnie od nazwy). Perspektywa wcinania szczawiu i mirabelek pod czwartą kadencją Tuska jakoś mi nie leży. A w UK pogoda kiepska, wieje strasznie.
Serdecznie pozdrawiam,
Anonimowy Obywatel

O autorze wpisu:

2 Odpowiedzi na “List Otwarty do prof. Jana Hartmana”

  1. Znakomity list, który mógłby stanowić początek obywatelskiej debaty o czym politycy powinni się od wyborców dowiedzieć. Zero komentarzy! Nie należy się tym przejmować, ponieważ gdzieś trzeba zacząć. Zacznijmy się wreszcie interesować tym, co przekazują nam politycy. Programy – każda rzeczowa analiza programu jest na wagę złota. Oni są przekonani, że nikt tego nie czyta i nie to jest ważne, ważne są „spoty”. Jeśli chcemy być traktowani poważnie jako wyborcy, czas splunąć na ich spoty i powiedzieć wyraźnie: analizujemy każde słowo z waszego programu, jeśli decydujemy się na oddanie na was głosu, to dla tej i tej pozycji w tym programie – kredyt jest warunkowy.
    Ignorowania partyjnych programów nauczyli wyborców beznadziejnie źli dziennikarze. Kiedy w latach 90. poprosiłem warszawskie biuro BBC o analizę programów partyjnych, banda niedorozwiniętych z panem Robertem Kozakiem na czele wyśmiała to, twierdząc, że Polaków programy nie interesują. To dziennikarze, którzy nigdy nie powinni zostać dziennikarzami tworzyli ten brak zainteresowania dla tego co najważniejsze. Czy można to dziś zmienić? Tak, potrzeba więcej takich tekstów jak ten, potrzeba dyskusji wokół takich tekstów. Nie czekam tu na odpowiedź Jana Hartmana, byłoby by miło gdyby przeczytał, ale znacznie ważniejsze, żeby przeczytali inni.

  2. Prof. Jan Hartman odpowiedział na powyższy list otwarty.
    http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,102433,16078573,_TR_sprzedaje_nudne_i_malo_chwytliwe_idee__Niestety.html
    Ja z kolei dorzucę od siebie, że ocena UE wygłoszona tak pewnym głosem nie trafiła do mnie. Moim zdaniem to ważna idea, nad którą trzeba pracować 🙂 Natomiast chciałbym prosić Anonimowego Autora, aby w przyszłości podpisywał swoje ciekawe analizy imieniem i nazwiskiem. Wszyscy jesteśmy ludźmi, wszyscy mamy twarze, warto wiedzieć z kim się rozmawia i kogo się słucha… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

20 − dziesięć =