Muzyczny kalejdoskop i podróż na księżyc Tytan

 

 

Koncerty NFM Ensemble stały się już jedną z głównych rodzimych tradycji Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu. Kontrabasista Janusz Musiał i wiolonczelista Wojciech Fudala gromadzą wokół siebie innych muzyków związanych z zespołami NFM lub zaproszonych gości i prezentują repertuar często nietypowy, mało znany, a jednocześnie zasługujący na gruntowniejsze poznanie. Czasem wybrane przez muzyków utwory nie tylko poszerzają nasz muzyczny horyzont, ale dokonują prawdziwej rewolucji, jak choćby program z muzyką kameralną Michaela Haydna, brata sławniejszego Józefa.

 

Dnia 21 lutego 2019 roku muzycy NFM Ensemble sięgnęli po twórców znanych, za to w większości związanych z naszymi czasami. Siłą programu była też duża uwaga poświęcona formom solowym na wiolonczelę i kontrabas. Przecież Pendereckiego i Lutosławskiego znamy głównie z form znacznie bardziej monumentalnych, Elżbieta Sikora wiąże się obecnie najczęściej z muzyką elektroakustyczną, a Paweł Szymański nie kojarzył mi się dotąd z utworami na solowy instrument smyczkowy.

 

NFM Ensemble / fot. Sławek Przerwa

 

Z uwagi na ten brak skojarzeń już początek koncertu wywarł na mnie ogromne wrażenie. Usłyszeliśmy A Kaleidoscope for M.C.E. na wiolonczelę solo Pawła Szymańskiego w wykonaniu Jana Skopowskiego. Przyznam, że na wstępie miałem trochę wątpliwości. Mocny, rytmiczny, grubo ciosany minimalizm pierwszych taktów tego utworu w pierwszej minucie nie skojarzył mi się z pewną ulotnością i celową paradoksalnością muzyki Szymańskiego. Zacząłem patrzeć niepewnie na wykonawcę i myślałem sobie groźnie – „a może to on, a nie kompozytor?”. Lecz nieufność i rozczarowanie stopniowo zaczęły ustępować miejsca zrozumieniu i zachwytowi. Forma stawała się coraz trudniejsza, coraz łatwiej było w niej wyłapać dwie nakładające się pulsacje, misternie rozchodzące się w czasie. W pewnym momencie muzyka niemal przygasła, aby otworzyć się w nowym cyklu, gdzie pojawiły się też quasi-barokowe nawiązania. Jan Skopowski grał rzecz całą z ogromnym zrozumieniem i doskonałą wirtuozerią. Kulminacja utworu mieniła się aż od niezwykłych efektów sonorystycznych, ale nie tych banalnych, związanych ze stukaniem czy piłowaniem drewnianego korpusu instrumentu. Te efekty były misternymi konstrukcjami dźwiękowymi, momentami podobnymi na przykład do pogłosu klawiszy fortepianu, choć nie były związane z szarpaniem czy bębnieniem w struny, ale z grą na flażoletach jakby. Częste u Szymańskiego wrażenie poetyckości czasu, a nawet odejścia od czasu, dzięki świetnej grze Jana Skopowskiego było bardzo wyraziste.

 

Po Szymańskim przyszedł czas na Krzysztofa Pendereckiego i jego  Kwintet smyczkowy „Kartki z nienapisanego dziennika”. To po części neoromantyczne dzieło oparte jest na typowych dla kompozytorach motywach melodycznych, które kojarzą mi się z archaizującym, dramatycznym trenem żałobnym. Te frazy pojawiają się w wielu utworach Pendereckiego z ostatnich dekad i nie ma w tym nic złego. Uważam, że Penderecki w wielu swoich utworach doskonale powiązał nowoczesność z tradycją, eksperyment z rozpoznawalnością wątków melodycznych i budowanym w ten sposób językiem. Trochę podobnie jest zresztą z Szymańskim, u którego też melodyjności nie brakuje, nawet jeśli jest brana w nieco ironiczny, a już z pewnością postmodernistyczny nawias. Zbyt wiele powstało bowiem utworów, które są bardzo odkrywcze w teorii, a gdy brzmią przypominają łażenie po skrzypiącym strychu, niezależnie od przepastnych tomów związanych z nimi objaśnień i teoretyzowania. Czasem teoretyzują tylko krytycy muzyki nowej, czasem sami kompozytorzy objaśniają swoje dźwięki, co jest już przekraczaniem pewnej niepisanej granicy muzyki i dobrego smaku. Penderecki zatraca czasem równowagę w drugą stronę, tworząc dzieła zbyt dosłowne w swojej łatwej melodyjności, ale wciąż potrafi zaskoczyć dobrym amalgamatem nowatorskiego strychu i postromantyzmu. Oczywiście nie sposób nie tęsknić za zadziorną i ultranowoczesną kameralistyką młodego Pendereckiego, ale ten kwintet też ma w sobie wiele muzycznej klasy. NFM Ensemble wykonał go świetnie.

 

Po przerwie przyszedł czas na kontrabas solo. Usłyszeliśmy wirtuozerski i świetnie zagrany przez Janusza Musiała Titane Elżbiety Sikory. Wstęp do tego utworu jest dynamiczny, kontrastowy, ma w sobie jakiś cień neoklasycyzmu. Później dochodzą przepyszne glissanda, jedne z ciekawszych, jakie zdarzyło mi się słyszeć w muzyce klasycznej. Forma utworu nie jest zbyt mocno zainspirowana muzyką elektroakustyczną, c o Elżbiecie Sikorze się zdarza, choć możemy odczuć swego rodzaju stany dźwiękowe, polegające na stałym powracaniu przez jakiś czas do basowego szumu pustych strun kontrabasu. Jednak po tych oscylujących kontrastach forma ewoluuje, glissanda pięknie rozwijają pejzaż dźwiękowy utworu. Dzięki kompozytorce i wykonawcy pomyślałem nawet, że być może kontrabas jest najlepszym ze wszystkich instrumentem do budowania muzycznej współczesności.

 

Ostatnią solową formą zaprezentowaną na koncercie była Wariacja Sacherowska na wiolonczelę solo Witolda Lutosławskiego. Wojciech Fudala zagrał ją z dużą elegancją, świetnie oddając intelektualną grę prowadzoną w tej miniaturze przez kompozytora. Ja zaś zastanawiałem się, jak czuł się z tym utworem Mścisław Rostropowicz, od którego wyszła inicjatywa tworzenia dzieł na wiolonczelę solo dedykowanych szwajcarskiemu mecenasowi muzyki klasycznej Paulowi Sacherowi. O wrażliwości jednego z największych wiolonczelistów w dziejach fonografii świadczą nie tylko jego nagrania wiolonczelowe, ale też te, w których wziął się za dyrygowanie. Moim zdaniem całkiem nieźle zresztą, uwielbiam na przykład muzykę baletową Czajkowskiego pod batutą Rostropowicza. Romantyk wiolonczeli dostał oto do zagrania przypowieść filozoficzną, nie pozbawioną humoru i fantazji, tak jak dzieła Lema, z którym – w dziedzinie muzyki – Lutosławski nieco paradoksalnie mi się kojarzy. Cóż, zamówienie Rostropowicza przyjął też Pierre Boulez, przez jakiś czas wróg muzycznego romantyzmu nr. 1, lecz pokonany przez Wagnera i w swym antyromantyzmie zawsze jednak całkiem wyrazisty, niekiedy wręcz silnie emocjonalny.

 

 

Na koniec koncertu pojawił się wywołany zapewne dla kontrastu dystansem Lutosławskiego romantyzm. Usłyszeliśmy melodyjne i pełne wdzięku wykonanie  I Kwintetu smyczkowego F-dur op. 20 Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego. O ile w kwintecie Pendereckiego mieliśmy skład kwartetu smyczkowego plus kontrabas, tu zamiast kontrabasu doszła jeszcze jedna wiolonczela. Kwintet Dobrzyńskiego zaczyna się krótkim wstępem solo jednej z wiolonczel i zaraz po „lemowskim” Lutosławskim miałem wrażenie całkowitej niemal dezorientacji. Lekki, zawsze młodzieńczy romantyzm Dobrzyńskiego zmieszał mi się z wyrachowanym konstruktywizmem Lutosławskiego i przeniosłem się chyba na moment na Tytana tak pięknie zilustrowanego przez Elżbietę Sikorę. A Tytan to księżyc Saturna, na którego niebie, przez niezwykłe u księżyców kłęby gęstej atmosfery, widać muzyczną drogę pierścieni macierzystej planety.

 

O autorze wpisu:

Studiował historię sztuki. Jest poetą i muzykiem. Odbył dwie wielkie podróże do Indii, gdzie badał kulturę, również pod kątem ateizmu, oraz indyjską muzykę klasyczną. Te badania zaowocowały między innymi wykładami na Uniwersytecie Wrocławskim z historii klasycznej muzyki indyjskiej, a także licznymi publikacjami i wystąpieniami. . Jacek Tabisz współpracował z reżyserem Zbigniewem Rybczyńskim przy tworzeniu scenariusza jego nowego filmu. Od grudnia 2011 roku był prezesem Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, wybranym na trzecią kadencję w latach 2016 - 2018 Jego liczne teksty dostępne są także na portalach Racjonalista.tv, natemat.pl, liberte.pl, Racjonalista.pl i Hanuman.pl. Organizator i uczestnik wielu festiwali i konferencji na tematy świeckości, kultury i sztuki. W 2014 laureat Kryształowego Świecznika publiczności, nagrody wicemarszałek sejmu, Wandy Nowickiej za działania na rzecz świeckiego państwa. W tym samym roku kandydował z list Europa+ Twój Ruch do parlamentu europejskiego. Na videoblogu na kanale YouTube, wzorem anglosaskim, prowadzi pogadanki na temat ateizmu. Twórcze połączenie nauki ze sztuką, promowanie racjonalnego zachwytu nad światem i istnieniem są głównymi celami jego działalności. Jacek Tabisz jest współtwórcą i redaktorem naczelnym Racjonalista.tv. Adres mailowy: jacek.tabisz@psr.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *