W maju Brytyjczycy wybiorą Izbę Gmin. O ile jeszcze dwa lata temu wydawało się, że władzę przejmie opozycyjna Partia Pracy, o tyle obecnie zanosi się na najciekawszą kampanię wyborczą od bardzo dawna. Swoich posłów mieć będzie prawdopodobnie sześć liczących się ugrupowań: oprócz największych partii: Konserwatywnej i Pracy także koalicyjni Liberalni Demokraci, antyunijna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, Zieloni oraz centrolewicowi szkoccy nacjonaliści ze Szkockiej Partii Narodowej. Z uwagi na obowiązującą ordynację większościowa dokładny wynik wyborów oraz możliwe powyborcze konfiguracje parlamentarne są nader trudne do przewidzenia.
Każda z tych partii posiada swoją własną wizję polityki oraz stosunków społecznych. Myślę, że warto przyjrzeć się dwóm z nich – Liberalnym Demokratom oraz antyunijnemu ugrupowaniu UKIP. Są to dwie wyraziste, a przy tym w wielu punktach przeciwstawne oferty dla wyborcy. Sposobność ich porównania mieliśmy przed zeszłorocznymi wyborami do Parlamentu Europejskiego, kiedy 26 marca i 4 kwietnia w dwóch transmitowanych przez telewizję debatach zmierzyli się przywódca Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) Nigel Farage oraz wicepremier Rząd Jej Królewskiej Mości, lider Liberalnych Demokratów Nick Clegg.
Pretekstem do oratorskiego starcia była kwestia ewentualnego referendum dotyczącego wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Premier David Cameron obiecał, że po wygranych przez Konserwatystów wyborach referendum takie zostanie rozpisane – taka perspektywa ma dać czas na ewentualną renegocjację traktatów unijnych oraz poskromienie skrajnie eurosceptycznej opozycji wewnątrzpartyjnej. Tym niemniej od dłuższego czasu sondaże dają przewagę Partii Pracy, nie jest więc pewne, czy do takiego referendum w ogóle dojdzie. Farage i Clegg to przywódcy stronnictw mających na kwestię UE najbardziej wyraziste stanowiska – UKIP domaga się wyjścia z Unii i zorganizowania referendum jak najszybciej. Liberalni Demokraci zaś to tradycyjnie najbardziej prounijna partia w Parlamencie, pragnąca większego zaangażowania Wielkiej Brytanii w instytucjach unijnych. Nie są to główni aktorzy wyspiarskiej sceny politycznej, jednak Cameron i Ed Miliband udziałem w debacie nie byli zainteresowani. Torysi stoją trochę w rozkroku. Z jednej strony część partii jest eurosceptyczna w stopniu równym co UKIP, jednak jej mainstream nie chce definitywnie opuszczać UE. W rozkroku znajduje się również Partia Pracy. Wprawdzie to gabinet premiera Blaira otworzył rynek pracy dla obywateli nowych państw Unii (trudno więc o brytyjskiego premiera, który miałby większe zasługi dla Polaków), jednak coraz częściej słychać w obozie lewicy opinię, że była to decyzja błędna. Póki co David Cameron zdaje się szachować rywali hasłem: Laburzyści i Liberalni Demokraci nie chcą zorganizować referendum, a UKIP nie może. Partia Konserwatywna chce i może.
Podobno gentlemani o faktach nie dyskutują, jednak w tym przypadku brak było porozumienia nawet co do podstawowych danych. Chociażby co do tego, ile z obowiązującego w UK prawa jest pochodzenia unijnego. Clegg, przytaczając dane Biblioteki Izby Gmin, twierdził że 7%. Farage obstawał przy tym, że co najmniej połowa. Podczas pierwszej z godzinnych debat przywódca UKIP przedstawiał swego rywala jako część skompromitowanego politycznego establishmentu, uniemożliwiającego wyborcom wyrażenia opinii na temat dalszej obecności ich kraju w ramach UE. Clegg natomiast odpowiadał, że Brytania w Europie będzie bogatsza, silniejsza i bezpieczniejsza. Opuszczenie Unii miałoby jego zdanie zniweczyć skutki z trudem osiągniętego (zresztą przy współudziale Liberalnych Demokratów) ożywienia gospodarczego. Farage ripostował, że gdyby dziś odbywało się referendum akcesyjne, to większość Brytyjczyków powiedziałaby „nie”. Jego zdaniem z Europą należy handlować, a nie być zarządzanym przez jej instytucje.
Przywódca Niepodległościowców oskarżał główne partie o brak zaufania do wyborców i celowe wyznaczenie takich warunków przeprowadzenia referendum, które czynią je niepewnym. Wicepremier obstawał, że referendum jest bezcelowe w sytuacji, kiedy instytucje unijne wciąż podlegają przeobrażeniom. Publiczność na sali bardzo interesowała (i potencjalnie powinna też interesować polskiego odbiorcę) kwestia imigrantów zarobkowych. Zapytany o setki tysięcy Wschodnich Europejczyków odbierających nisko płatne prace Brytyjczykom Nick Clegg odpowiadał, że przyjezdni także tworzą miejsca pracy. Nigel Farage pomstował natomiast na otwarcie granic dla 450 milionów Europejczyków i wykazywał, że sytuacja taka przyczynia się do obniżenia płac.
Poruszono również głośną także w Polsce sprawę popierania zasiłków na dzieci znajdujące się poza granicami Zjednoczonego Królestwa. Wicepremier Clegg przyznał, że zasiłki takie nie mają sensu i podkreślił działania rządu mające na celu ich ograniczenie. Zaznaczył przy tym, że imigranci pobierają zaledwie 2% ogółu świadczeń społecznych i znacznie więcej do wspólnej kasy wpłacają pomagając finansować szkoły czy szpitale. Publiczność domagała się także odpowiedzi na pytanie, jak Wielka Brytania zamierza konkurować gospodarczo z Chinami czy Indiami. Clegg odparł, że kraj będzie silniejszy a nie słabszy jako część ekonomicznego mocarstwa. Farage ripostował, że członkostwo w Unii Europejskiej uniemożliwia Zjednoczonemu Królestwu zawieranie własnych umów handlowych. Lider liberałów stwierdził na to, że po wyjściu z Unii Brytyjczycy byliby zmuszeni renegocjować 77 umów z innymi krajami przez kolejnych 20 lat. Wskazywał także na zalety europejskiego listu gończego w zwalczaniu przestępczości.
Dyskutowano również na temat kryzysu ukraińskiego. Nick Clegg wyraził dumę z udziału Wielkiej Brytanii w spełnieniu europejskich aspiracji państw postkomunistycznych. Farage natomiast za sytuację na Ukrainie obwinił ekspansjonistyczną i imperialistyczną politykę Unii Europejskiej i brytyjskiego rządu, która dała Ukraińcom fałszywe nadzieje i przyczyniła się do eskalacji wydarzeń. Jego argumentacja nie odstawała zbytnie od tego, co choćby w Polsce głoszą prawicowi publicyści tacy jak Janusz Korwin-Mikke czy Adam Wielomski, jednak dała Cleggowi dobrą okazję to przedstawienia oponenta jako kumpla Putina. Według sondażu YouGov zdaniem 57% respondentów debatę wygrał Farage, zaś Clegg – według 36%. W moim odczuciu zakończyła się ona remisem.
Podczas drugiej debaty kontynuowano wątki z pierwszej. Farage mówił, że polityka przyzwolenia na liczną imigrację oraz „zasiłkowa” hojność dla przyjezdnych doprowadziła do wytworzenia wśród rdzennych Brytyjczyków białej podklasy. Widać tutaj pewną zmianę w narracji UKIP. Choć partia to w gospodarce nadal odwołuje się do wzorów thatcherowskich, to wizerunkowo nie jest to już „taki angielski korwinizm”. Obecnie Niepodległościowcy dążą do przyciągnięcia rozczarowanych wyborców wszystkich partii – Partii Pracy nie wyłączając, a może nawet ją mając szczególnie na myśli. Clegg przedstawił starą ulotkę UKIP przedstawiającą amerykańskiego Indianina i napis głoszący Jemu też nie przeszkadzała imigracja. Teraz siedzi w rezerwacie., sugerującą że Brytyjczyków również czekają rezerwaty w ich własnym kraju. Farage bronił się, że nie przypomina sobie tej ulotki. 69% ankietowanych orzekło, że drugą debatę wygrał Farage, zaś 31% że Clegg. Także i moim zdaniem lider Partii Niepodległości był wyraźnie lepszy. Wicepremier jest dobrym mówcą, ale był to zupełnie inny Clegg niż ten który kilka tygodni wcześniej w zastępstwie przebywającego akurat z wizytą w Izraelu Davida Camerona odpowiadał na pytania posłów.
Zdaniem Brytyjczyków wyraźnym zwycięzcą obydwu debat był Nigel Farage. Nie dziwi to przy uwzględnieniu bieżących trendów politycznych. Liberalni Demokraci dołują w sondażach, płacąc ogromną cenę za niepopularną koalicję z Torysami. UKIP natomiast zwyżkuje i o ile w Izbie Gmin, z uwagi na ordynację większościową, wielkiej reprezentacji póki co mieć nie będzie (chociaż gdyby hipotetycznie wszystkie głosy zamiast na Niepodległościowców oddano na Konserwatystów, Cameron drugą kadencję miałby w kieszeni), o tyle w eurowyborach może „namieszać”.
Debaty były ciekawe także dlatego, że był to pojedynek dwóch polityków „niedzisiejszych”. Nick Clegg to polityk „wczorajszy” typowy zachodnioeuropejski liberał, który największy posłuch zdobyłby w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia czy też najpóźniej w momencie rozszerzenia UE także o Polskę. Były to czasy mniemanego końca historii i wielu sądziło, że Unia Europejska będzie panaceum na wszystkie trapiące nasz kontynent troski. Niestety, chociażby wydarzenia na Ukrainie przypominają nam, że historia bynajmniej się nie skończyła, a Unia nie ze wszystkim jest w stanie sobie poradzić.
Nigel Farage jest zaś politykiem wręcz „przedwczorajszym”, wciąż żyjącym w blasku chwały Imperium Brytyjskiego. On nie jest wcale nową Margaret Thatcher – to raczej nowy Enoch Powell. Widać to było chociażby przy wymianie zdań dotyczących umów handlowych. Argumenty lidera UKIP nie były pozbawione sensu. Członkostwo w Unii bardzo osłabiło więzy z krajami Commonwealthu. Przecież Kanada czy Australia były z Wielką Brytanią połączone szczególnymi więzami o charakterze także ekonomicznym. A teraz Zjednoczone Królestwo musi stosować się chociażby do unijnej wspólnej polityki celnej. Także antyimigranckość Farage’a nie jest motywowana nacjonalistycznie czy rasistowsko, ale właśnie postimperialnie. Pani która podczas debaty zadała pytanie o napływ zagranicznych pracowników była, sądząc z urody, Hinduską. Szef UKIP odpowiadając jej bardzo narzekał, że Unia każe zamiast Hindusa czy Nowozelandczyka przyjmować Rumuna czy Bułgara. Nawet prorosyjskość czy proputinowskość Farage’a pasuje do tego wzorca. Przed Thatcher bynajmniej nie wszyscy brytyjscy przywódcy konserwatywni byli tak pryncypialnie antysowieccy a i pryncypialność Żelaznej Damy naznaczona była typowo brytyjskim pragmatyzmem).
Do pewnego stopnia można UKIP porównać do Kongresu Nowej Prawicy, czy też nowej formacji Janusza Korwin-Mikkego czyli ugtupowania KORWiN. Tym co najbardziej łączy obie partie jest żywiołowa niechęć do Unii Europejskiej. Nigel Farage zasłynął z określenia Hermana Van Rompuya jako posiadacza charyzmy mokrej ścierki i wyglądu niższego urzędnika bankowego. Inne jego przemówienia, dostępne do obejrzenia choćby na YouTube (nieraz z polskimi napisami) nie pozostawiają wątpliwości co do jego poglądów na instytucje unijne. Bez wątpienia podziela je Janusz Korwin-Mikke, który zażartował nawet, że w budynku Komisji Europejskiej należałoby urządzić dom publiczny. Zarówno UKIP jak i KNP pragną ograniczenia integracji europejskiej do traktatów handlowych oraz umowy z Schengen. Formacje te bez wątpienia znalazłyby wspólny język. Nawiasem mówiąc, ciężko jednoznacznie stwierdzić czy prawdziwe jest zdanie powtarzane często przez działaczy i sympatyków UKIP, że Margaret Thatcher z pewnością należałaby dziś do tej partii, a nie do Konserwatystów Davida Camerona. Żelazna Dama słynęła wprawdzie z ostrej antyunijnej retoryki (na którą lubi powoływać się też Korwin-Mikke), ale zazwyczaj po wynegocjowaniu korzystnych dla Wielkiej Brytanii rozwiązań spuszczała z tonu – czyli robiła dokładnie to, czego w kwestii referendum ws. dalszej przynależności do UK usiłuje dokonać Cameron; z drugiej strony po odsunięciu od władzy eurosceptycyzm Thatcher znacznie się pogłębił.
Korwin-Mikke i jego ugrupowanie stoją na pozycjach skrajnie wolnorynkowych. Farage i jego partia również kojarzeni byli z takim stanowiskiem, choćby dzięki licznym odwołaniom do Margaret Thatcher, jednak zauważyć można tutaj pewną ewolucję. UKIP pragnie pozyskać także, a może przede wszystkim dawnych wyborców Partii Pracy. Oczywiście lewica twierdzi, że jest to swoistym oszustwem, mającym na czele zagarnięcie głosów jej tradycyjnego elektoratu, by potem móc wprowadzać wbrew jego interesowi politykę jeszcze bardziej neoliberalną, faktem jest jednak że Farage mówi o konieczności rewizji programu partii, także gospodarczego, gdyż stary miał się zdezaktualizować. Zaznaczmy tutaj, że eurosceptycyzm nie jest domeną li tylko brytyjskiej prawicy. Na początku to właśnie Labour była bardziej podejrzliwa wobec instytucji wspólnotowych, zaś Arthur Scargill, dawny główny związkowy adwersarz pani Thatcher, podobnie jak Farage postuluje opuszczenie przez swój kraj struktur UE.
Pewną różnicą jest fakt, że Korwin-Mikke znany jest z wrogiego i pogardliwego stosunku do demokracji, UKIP zaś ten ustrój afirmuje, określając się jako partia „libertariańska i demokratyczna”. Niepodległościowcy lubią podkreślać swoją swego rodzaju plebejskość, to że chcą być „partią zwykłego człowieka”. Farage określa na Twitterze swoich zwolenników jako „ludową armię”. W gruncie rzeczy jednak właśnie ta „ludowość” jest pewnym czynnikiem wpływającym na swego rodzaju podobieństwo UKIP i KNP, czyli swoisty konserwatyzm, nie ideologiczny a bardziej „życiowy” łączący wielu działaczy i sympatyków obydwu formacji – nostalgiczną tęsknotę za nieco idealizowanymi czasami sprzed zaledwie klikudziesięciu lat, kiedy w stosunkach społecznych, w miejscach pracy i w życiu rodzinnym wszystko było „na swoim miejscu”, obyczajów i tradycji przestrzegało się, bo tak było od zawsze, nikt nie zawracał głowy jakąś „przesadną: emancypacją, każdy mógł liczyć na akceptację o ile nie starał się na siłę „odstawać”, w sprawach płciowości obowiązywała dyskrecja, Unia nie zakazywała wędzić wędlin, a żadne zakazy palenia (cóż to za pub bez dymu) czy nakazy zapinania pasów nie zatruwały życia – ogólnie żyło się sielsko i spokojnie niczym hobbici w Shire.
Zarówno Farage jak i Korwin-Mikke opowiadają się za nieangażowaniem w konflikt ukraiński. W przypadku UKIP jest to niejako kontynuacja brytyjskiej tradycji niechęci do narażania własnych interesów na rzecz dobra „krajów na drugim końcu świata, o których nic nie wiemy”, zaś u KNP w pewien sposób odróżnia partię od większości rywali – w końcu wbrew jednolitemu przekazowi polityczno-medialnemu bynajmniej nie wszyscy Polacy popierali rewolucję na Majdanie. Podczas debaty i po niej Nick Clegg próbował przedstawić Farage’a jako „kumpla Putina”, należy jednak zaznaczyć, że kiedy lider centrolewicowej, dążącej do zerwania w drodze referendum przeszło trzystuletniej unii z Anglią, Szkockiej Partii Narodowej Alex Salmond powiedział, że rozumie Putina i podziwia niektóre aspekty jego polityki (czyli mniej więcej to samo co Farage), podobna krytyka na niego nie spadła.
Przywódca Niepodległościowców opowiada się zresztą za wydobyciem gazu łupkowego w celu uniezależnienia Europy od rosyjskich surowców, trudno więc go uznać za polityka jednoznacznie prokremlowskiego. Znaczącą różnicą jest to, że w przypadku UKIP przywódca jest zrównoważony i wypowiadający się w sposób (przy całej kwiecistości retoryki) wyważony, wiele problemów sprawiają mu natomiast poszczególni kandydaci ugrupowania, których antyimigranckie, antyislamskie, antygejowskie czy incydentalnie nawet antykatolickie (tradycje protestanckiego antypapizmu wciąż bywają na Wyspach żywe) wypowiedzi wywołują burze medialne. W Polsce odwrotnie – kandydaci KNP bywali na ogół w miarę spokojni, natomiast po Korwin-Mikkem spodziewać się można wszystkiego. Nie oznacza to jednak, że to lider jest źródłem porażek partii, a nawet jeśli, to jest też jej największą siłą – równolegle do KNP istniał przecież dalej UPR bez Korwina, ale skończył jako przybudówka Ruchu Narodowego, co wielkim osiągnięciem raczej nie jest – zobaczymy jak poradzi sobie sam KNP po „dekorwinizacji”.
Wydaje mi się, że gdybym był Anglikiem, argumenty przywódcy Partii Niepodległości być może przekonałyby mnie. Problem polega jednak na tym, że jestem Polakiem – do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu lepszego życia wyjechały setki tysięcy moich rodaków, a kto wie, czy i ja nie będę kiedyś „dumać na londyńskim bruku”. I co z tego? To, że Nigel Farage jest politykiem otwarcie antyimigracyjnym. Polscy jego sympatycy, głównie zwolennicy Kongresu Nowej Prawicy, lubią zaklinać rzeczywistość –on nie ma nic do imigrantów, on chce tylko odebrać zasiłki. Jest to absolutnie nieprawdą. Zjednoczone Królestwo w wizji Farage’a to kraj budek strażniczych na granicy (jakże kontrastuje to z tak idealizowanym przez konserwatywnych liberałów XIX wiekiem) oraz pozwoleń na pracę (co było szczególnie podkreślane w drugiej debacie). Gdyby UKIP zrealizowała swój program, to do pracy w Wielkiej Brytanii z naszej części Europy przyjeżdżać mogliby jedynie wysoko wykwalifikowani specjaliści i to na specjalne zaproszenie. Sytuacja jaką dziś znamy (nie tak sielankowa jak przed dekadą, ale w większości wypadków wciąż lepsza niż w Polsce), że bezrobotny Polak przyjeżdża na Wyspy i niemal od ręki dostaje pracę niby mało prestiżową, ale pozwalającą na godne życie (bo różnicy w cenach wielkiej nie ma, w przeciwieństwie do różnicy w zarobkach) odeszłaby w niepamięć. Bo obywatel dowolnej byłej brytyjskiej kolonii zawsze będzie bardziej „swój” od „jakiegoś tam” Polaka.
Głównie z tych przyczyn nie życzę Partii Niepodległości dojścia do władzy, ani większego wpływu na nią. Nie oznacza to, że opinie Nigela Farage’a nie zasługują na refleksję, a poparcie dla niego na zrozumienie. Mam też nadzieję, że mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa odrzucą opcję wyjścia z Unii w referendum – bo prawa do niego nie śmiem im odmawiać. Podziwiam Brytyjczyków i uważam, że od nacji tej należy się uczyć. Mam nadzieję, że takie ulokowanie moich życzeń co do polityki w UK świadczy o dobrym odrobieniu lekcji typowo wyspiarskiego cynicznego pragmatyzmu.
Ja mam nadzieję, że nie odrzucą i życzę Partii Niepodległości jak najlepiej. Miejsce Polaków jest w Polsce, a nie w Wielkiej Brytanii.
Swoją drogą, dobre z tym sielskim życiem. Mozna tak to widzieć. 😀
Tak kolego , przy naszym bezrobociu, niech jeszcze wrócą z powrotem Polacy z Wysp.
Bo ”Miejsce Polaków jest w Polsce”.
Tak trzymaj !
Co ja mam trzymać. Ja niczego nie trzymam, tym bardziej żadnej poważnego steru. Miejsce Polaków jest w Polsce i chyba jest to logiczne. Bezrobocie to jest, bo mamy nienormalne i niepolskie rządy. To trzeba by było naprawić.
Polacy to nie rasistowscy Żydzi i w światowym tyglu narodów rozpłyną się dość szybko.
żadnego*
„Farage to groszowy populista i nieodpowiedzialny cynik, żaden tam wielki strateg. Zbiera co się da do swojej magmowej partii niczym Le Pen, podemos i syriza. Frustratów jest zawsze dużo więc…”
populistami zawsze byli i będą osobnicy z hasłami socjalnymi, wszyscy inni, zamordystyczni dyktatorzy, bezwzględne monarchie i źli wyzyskujący kapitaliści nie są populistami. Odróżnijmy populistyczny program od populistycznych działań.
Myli się pan, mozna zbierać populizmem librtarianskim, kazdy kto jest za socjalem zostaje określony jako zlodziej lub gorzej to czysty populizm
No i dobrze po co nam 37 mln ludzi? Infrastruktura ledwie przędzie
To jest proces bardziej skomplikowany. 37 milionów ludzi w Polsce już nie ma. Ocenia się, że jest to 36 milionów i myślę, że taka liczba bardziej odpowiada rzeczywistości. Proces jest to skomplikowany, bo granice otwarte, a sytuacja w Polsce mimo, że poprawia się, to pozostaje o wiele gorsza niż na zachodzie. Do tego dochodzi frustracja różnego pochodzenia i w takim tempie, to będzie coraz gorzej. Najgorsze, że to nie wyjeżdżają jacyś starzy, tylko młodzi, którzy mogliby pracować tutaj, niestety Polsce zabraknie niedługo młodych ludzi i trzeba będzie się masowo uzupełnić imigrantami. TO jest ta strona problemu, którą należy rozpatrywać. Oczywiście mniej ludzi nie równa się gorzej, ale mniej ludzi przy obecnym systemie już tak. Musimy to zoptymalizować i nie wpaść w takie problemy z imigrantami jak zachód. To jedyne co chciałbym żeby się nam udało – zoptymalizować to wszystko. Trudno będzie, ale marzy mi się, że się uda, bo nie chcę żyć na starość w jakimś zadupiu.
„Myli się pan, mozna zbierać populizmem librtarianskim, kazdy kto jest za socjalem zostaje określony jako zlodziej lub gorzej to czysty populizm”
Można i tak, ale historycznie mało tego było. Lud woli raczej socjal i bezpieczeństwo.
Do nas będą przyjeżdżać Ukraińcy i Białorusy więc spoko. Straszenie etatyzmem elektoratu to nie wynalazek Mikkego ani nawet Hayeka lecz xix-wiecznych spencerystow i torysów
Lud kieruje się emocjami raz woli to raz tamto. Populizm etatystyczny jak i antyetat. Maja po ok 150 lat
Farage to groszowy populista i nieodpowiedzialny cynik, żaden tam wielki strateg. Zbiera co się da do swojej magmowej partii niczym Le Pen, podemos i syriza. Frustratów jest zawsze dużo więc…
„Do nas będą przyjeżdżać Ukraińcy i Białorusy więc spoko.”
Nie tylko oni, już tutaj wklejałem link dotyczący imigracji do Polski.
„Lud kieruje się emocjami raz woli to raz tamto. Populizm etatystyczny jak i antyetat. Maja po ok 150 lat”
Etatystyczny raczej dominuje, chyba wszędzie na świecie. Czy można komuś te wymysły przypisywać, to bym się kłócił. To wynika z ludzkiej natury, dokładnie jak Pan napisał „lud kieruje się emocjami i raz woli to raz tamto”, ale trzeba brać pod uwagę ogólne tendencje, a nie libertariańskie wyjątki, które są marginesem, szczególnie we współczesnym świecie.
w polskim brytyjskim i amerykanskim internecie libertarianie dominują niepodzielnie.