Dwanaście lat temu, w 2007 roku, pisałem o tym, dlaczego syjonizm nie jest kolonializmem, jak twierdzili ad nauseam akademiccy krytycy Izraela. Zasadniczo, kolonializm polega na tym, że jakaś „metropolia”, kraj macierzy, rozciąga swoją władzę na słabsze, rdzenne społeczeństwo. Syjonizm nie miał jednak metropolii – nigdy nie był projektem Wielkiej Brytanii (która jest najbardziej oczywistym kandydatem) ani Rosji, ani żadnego innego kraju jako kraju macierzystego.
W bliższych nam czasach (być może jako próba obalenia tego argumentu), rozwinęła się akademicka koncepcja ”kolonializmu osadniczego”, który ma włączać takie miejsca jak Stany Zjednoczone i Australia jako miejsca, gdzie rdzenna populacja zostaje zastąpiona przez inwazyjne społeczeństwo osadnicze, które z czasem tworzy odrębną tożsamość i suwerenność. Izrael jest uważany za typowy przykład kolonializmu osadniczego – akademickie pismo "Settler Colonial Studies" opublikowało wiele artykułów poświęconych wyłącznie idei Izraela jako wytworu kolonializmu osadniczego.
Ojcem tej koncepcji kolonializmu osadniczego jest (prawdopodobnie), Lorenzo Veracini, który napisał artykuł w "Interventions : International Journal of Postcolonial Studies", gdzie bronił tezy o Izraelu jako paradygmacie kolonializmu osadniczego.
Veracini przedstawia dwa kontrargumenty i odpowiada na nie. Pierwszy jest nonsensowny:
Dla rozpatrzenia tego zarysu w szerszym kontekście zacznę od dwóch często powtarzanych wypowiedzi. Są rutynowo używane do zaprzeczenia, że syjonizm można interpretować jako wypadek kolonializmu, nie mówiąc już o kolonializmie osadniczym. Pierwsza twierdzi, że syjonizmu nie można uważać za kolonializm osadniczy, ponieważ takie zaklasyfikowanie zaciemnia jego nieodłączną specyficzność. Nie przekonuje mnie to. To jak powiedzenie, że Newton niesłusznie rozumował w abstrakcyjnych kategoriach i jego teoria ciążenia jest niewłaściwa, ponieważ nie uwzględnił specyficznych cech tego konkretnego jabłka. Bardziej do rzeczy: abstrahowanie nie wyklucza specyficznych obserwacji. Wręcz przeciwnie, z konieczności na nich się opiera. Równocześnie, ocena syjonizmu i kolonializmu osadniczego w tych samych ramach interpretacyjnych nie jest równoważna z powiedzeniem, że syjonizm jest taki sam jak inne kolonializmy osadnicze, ani nie jest imitacją poprzednich wielokrotnych sytuacji takiej dominacji. W tym podejściu chodzi przede wszystkim o stosunek syjonizmu do rdzennego kolektywu, na jaki napotyka i jak ten stosunek odtwarza stosunki ustanowione przez inne projekty kolonializmu osadniczego z innymi rdzennymi kolektywami. Jest to wypowiedź o politycznej geometrii, nie zaś mowa o moralności. Właściwie nie chodzi tu nawet o podobieństwo między ruchami kolonialnymi, ale o podobieństwo stosunków. Nie chodzi o porównywanie jabłek, ale ich spadania. To może być wspaniałe jabłko, ale fakt pozostaje, że spadło w Palestynie. Gdybym był Palestyńczykiem, byłbym bardzo zainteresowany w fizyce jabłek, ale nawet gdybym był osobiście oddany projektowi osiedlenia się w Palestynie, nadal byłbym zainteresowany w dynamice jabłek.
Veracini nie mówi, jaka konkretnie natura syjonizmu mogłaby odróżnić go od „innych” kolonializmów osadniczych, twierdząc, że nie ma to znaczenia, ponieważ w ostatecznym rachunku jest to dyskusja o stosunku między syjonistami a „rdzennym kolektywem”. Taki opis jednak sam jest wypaczeniem, bo syjonizm uważa Żydów za rdzenną populację, która została wygnana ze swojej ziemi i rozproszona przez tysiąclecia, szczególnie od czasu muzułmańskiego podboju, który jest okresem, w którym Żydzi stali się mniejszością.
Ale nie ma żadnych artykułów o kolonializmie osadniczym Arabów w VIII i IX wieku.
Następnie rozprawia się z argumentem wspomnianym powyżej o braku metropolii:
Druga wypowiedz, którą chcę się zająć, jest rzekomy brak bezpośrednio kolonizującej metropolii. Twierdzi się, że kolonializm musi być dokonywany na rzecz kolonizującego centrum. Jeśli nie ma tego centrum, a syjonizm go nie ma, ponieważ polega na instytucjach diaspory raczej niż na centrum kolonialnym (mimo że w zasadniczy sposób polega na poparciu kolonialnych/imperialnych i neokolonialnych mocarstw – Brytyjczykach w okresie Mandatu i Stanach Zjednoczonych potem) to nie jest to kolonializm. Inni zbijali to twierdzenie przez wskazywanie na zdolność syjonizmu polegania na „rozproszenie zintegrowanej” lub „rozproszenie międzynarodowej” metropolii (Wolfe 2016, 228, 247), ale dla celów tego eseju chcę zauważyć, że kolonializm osadniczy zasadniczo różni się od kolonializmu jako sposobu dominacji właśnie zdolnością kolektywu osadników do odcięcia się od nadzorczej kontroli podejmującej decyzje metropolii, co pozwala na autonomiczny kierunek działania. Triumfujący osadnicy zawsze są wyemancypowani od kolonialnej metropolii; deklarują niepodległość. Nieobecność kolonialnej, narodowej metropolii lub obecność międzynarodowej, jest wspólną cechą zjawiska kolonializmu osadniczego, włącznie z syjonizmem, nie zaś cechą wyróżniającą. Ci obrońcy syjonizmu w rzeczywistości argumentują, że syjonizm nie jest ruchem kolonialnym, ponieważ jest… kolonializmem osadniczym. Może coś odkryli, ale czy rzeczywiście tego chcą?
Odpowiedzią na to jest to, że z samej swej natury syjonizm nie jest ruchem kolonizującym, ale ruchem wyzwolenia narodowego – Żydów.
Przez osadzenie Żydów w roli kolonialistów – czy to tradycyjnych, czy osadniczych – odrzuca się a priorisamą podstawę syjonizmu i żydowskiego patriotyzmu. Biorąc pod uwagę to, że Żydzi pozostali związani z tą ziemią zarówno emocjonalnie, jak fizycznie, a wielu wracało przez ostatnie tysiąc lat, minimalizowanie żydowskiego pragnienia powrotu do Syjonu, jest – przy najłagodniejszej interpretacji – olbrzymią ignorancją, a przy mniej miłosiernej interpretacji jest antysemityzmem.
Przedstawiono wiele innych argumentów przeciwko tezie o syjonizmie jako kolonializmie osadniczym. Kilka wylicza Wikipedia. Najbardziej chyba przekonującym jest ten:
S. Ilan Troen argumentuje w De-Judaizing the Homeland: Academic Politics in Rewriting the History of Palestine, że syjonizm był repatriacją do ojczyzny dawno wysiedlonej rdzennej populacji i że „syjoniści nie postrzegali siebie jako cudzoziemców ani zdobywców, bo przez stulecia w Diasporze byli ‘obcymi’”. Troen argumentuje następnie, że jest wiele różnic między europejskim kolonializmem a ruchem syjonistycznym, włącznie z tym, że w Izraelu „nie ma Nowego Wilna, Nowego Białystoku, Nowej Warszawy, Nowej Anglii, Nowego Jorku,… i tak dalej". Pisze, że "mandaty miały na celu czuwanie nad tworzeniem się nowych państw aż do ich niepodległości i ten instrument miał zostać zastosowany do Żydów, tak jak był zastosowany do arabskich narodów Syrii i Iraku. Według tego poglądu, Żydzi byli narodem nie tylko uprawnionym do państwa, ale że ich społeczeństwo było w sposób naturalny umieszczone w części świata, z której pochodzili, mieszkali od czasów starożytności i nadal stanowili żywotną obecność w wielu obszarach w regionie, włącznie z Palestyną” i że"najsilniejsze chyba wyrazy lub widzialne dowody – dla tych, którzy będą skłonni to przyznać – znajdują się w wskrzeszeniu hebrajskiego jako żywego języka; oznakowanie krajobrazu żydowską tożsamością; i rozwój rodzimej kultury z korzeniami w starożytnej przeszłości". Konkluduje: „przedstawianie Żydów jako kolonizatorów służy przedstawianiu ich jako okupantów w kraju, do którego z definicji nie należą”.
Tak właśnie. A poza jego znakomitym argumentem o braku „Nowego Białystoku” w Izraelu – społeczności zbudowane przez Żydów na ogół otrzymywały te same nazwy co w czasach biblijnych, nazwy, które w wielu miejscach zostały zastąpione przez ich arabskie odpowiedniki – przez arabskich kolonizatorów.
Veracini ma rację w jednym punkcie. Żydzi, którzy wracali do Izraela, często uważali się za lepszych od arabskiej populacji w Palestynie i w tym wąskim sensie można się czegoś nauczyć od przypadków kolonializmu osadniczego w USA lub Kanadzie.
Jedną z odpowiedzi jest to, że wcześni syjoniści zawsze mieli wizję społeczeństwa, w którym niezaprzeczalna wyższość Żydów w technice, polityce i przemyśle wpłynie pozytywnie na miejscowych Arabów, tworząc falę, która podniesie wszystkich. Trudno byłoby znaleźć jakiekolwiek wczesne pisma syjonistyczne, które zachęcałyby do czystki etnicznej tego typu, jaką dokonano w USA wobec rdzennych mieszkańców tego kontynentu. Żydowscy chłopcy nie bawią się w arabsko-izraelską wersję „kowbojów i Indian”. Największy exodus Arabów spowodowała wojna rozpoczęta przez Arabów w celu starcia Żydów z powierzchni ziemi. W 1948 r. nigdy nie było zamiaru wygnania większości Arabów – chociaż w kilku wypadkach podczas wojny istotnie to się zdarzyło – większość uciekła z powodu paniki i kłamstw, że Arabowie zwyciężą i będą mogli wrócić.
W każdym razie ustawianie Izraela jako państwa kolonializmu osadniczego jest w rzeczywistości zajęciem moralnego stanowiska – takiego, w którym twierdzi się, że Żydzi w jakiś sposób nie należą do ziemi swoich przodków. A jest to stanowisko bigota, niezależnie od intencji.
No, Zionism is not settler colonialism
Elder of Ziyon, 3 marca 2019
Tłumaczenie: Małgorzata Koraszewska
Od redakcji „Listów z naszego sadu”
Obrazek rodzajowy z żydowskiej kolonii osadniczej:
Joshua Levinson jest przewodnikiem po Jerozolimie. Opisuje scenkę rodzajową z autobusu, w którym jedzie Żydówka pochodząca z Egiptu, dwie Arabki, Żyd pochodzący z Jemenu i Żyd pochodzący z Chicago.
Poranek, zatłoczony autobus, dwie starsze panie siedzą obok siebie, jedna Arabka, druga Żydówka.
Arabka w hidżabie (ale mocno umalowana) mówi po hebrajsku, Żydówka (elegancko ubrana, z kaszmirowym szalem) odpowiada po arabsku. Prowadzą przyjazną i ożywioną rozmowę, głównie narzekając. Żydówka narzeka, że rzemieślnik spaprał naprawę skórzanej torebki, Arabka narzeka na paskudną pogodę, obie mają pretensje do wnuków, że zbyt rzadko je odwiedzają.
Żydówka mówi coś po arabsku, czego nie złapałem, ale co powoduje wybuch śmiechu starszego, ciemnoskórego faceta z jarmułką na głowie, który siedzi po drugiej stronie przejścia.
Arabka pyta go, czy mówi po arabsku. No pewnie, odpowiada Żyd. Jestem z Jemenu.
Żydówka mówi na to – „Ja jestem Egipcjanką, zupełnie nie rozumiem tego waszego arabskiego.”
Siedząca kawałek dalej kobieta parska śmiechem, więc Żydówka pyta, czy ona też mówi po arabsku. Kobieta odpowiada: „Ja JESTEM Arabką.”
Na to wszyscy zaczynają się śmiać, włącznie ze mną. Jemeński Żyd pyta mnie, czy też mówię po arabsku. Wyjaśniam, że tylko troszkę.
Żydówka z Egiptu łapie mnie za rękaw i pyta: „Jesteś z Iraku?”
Nie – odpowiadam – z Chicago.
Teraz cały autobus ryczy ze śmiechu.
Kocham to miasto.
***
W tym mieście można również oglądać Al-Aqsa TV i usłyszeć inne słowa:
Kochani Żydzi, co nas obchodzą wasze sprawy? Co nas obchodzi, ze autobus ryczał ze smiechu?
Nie ma czegos takiego jak prawo do ziemii poprzez zasiedzenie (Polin) ani prawa do ziemii przez emocjonalne i historyczne kontakty. Inaczej Manhattan byłby indianski. Liczy sie siła i prawo pięści. Gdyby Żydzi robili to co teraz robią jakieś 100 lat temu to nikt by nie protestował, a dziś wszyscy chcą aby wszystko sie odbywało w białych rękawiczkach. Dlatego przestancie nam głowe zawracać swoimi sprawami, bo dzisiaj mozna znalezc tresci na kazdy temat, i drązyć i sączyć bez konca.
1) W jaki sposób starożytni Żydzi nabyli praw do ziem starożytnego Izraela? Siłą. Dlaczego więc siła innych nacji Rzymian, potem Arabów nie nadała im (Rzymianom, potem Arabom) praw do tej samej ziemi? 2) Trzeba przyjąć jakiś sensowny okres ważności roszczeń, po ktorego upłynięciu przedawniają się one. Dlaczego uznawać roszczenia sprzed aż tysiąca lat? Czy jest jakiś inny przypadek, w ktorym tysiącletnie roszczenie byłoby uznane? Polska przez wieki zawierała w sobie "kresy wschodnie", wiele miast i wsi zostało założonych przez Polaków. Do dziś wielu ludzi chce tam wrocić, istnieją stowarzyszenia i organizacje kresowe, pielęgnujące pamięć o życiu na kresach. Czy Izrael – a akcie solidarności – poparłby starania kresowiaków o powrót Kresów do macierzy?
Roszczenia Żydów mają w ostateczności podstawę teologiczną – Bóg dał im – narodowi wybranemu – Izrael i odtąd jest on jego własnością po wsze czasy. Jest to podstawa ewidentnie fałszywa: Jahwe nie istnieje, a Żydzi nie są żadnym narodem wybranym. To, że bardzo pragnęli oni wrócić do ziem, ktore kiedyś podbili i które niegdyś zamieszkiwali, nie daje im jeszcze żadnych praw do tych ziem. Liczy się nie pragnienie, ale działanie. Działania Żydow co do państwa Izrael są bardzo niedawne, sięgają wieku XIX.
@ELASP
Piszesz, że "Jahwe nie istnieje".
W takim razie jakim cudem uważasz się za katolika rzymskiego?
Przecież Jezus, w którego masz w takim razie obowiązek wierzyć ma imię, które znaczy: "Jahwe jest zbawieniem".
Sam Jahwe (jestem który jestem) jest jednoznacznie utożsamiany w teologii chrześcijańskiej z Bogiem Ojcem…
"Jahwe" = "Jahwe, jakim widzi go religia mojżeszowa, nie uznająca, jakoby posłał swojego syna w osobie Jezusa, by umarł na krzyżu dla odkupienia grzechu pierworodnego".
Nie.
Ten sam Jahwe opowiadał Żydom bajki i o tym samym Jahwe opowiadali bajki Żydzi z różnych sekt (np. chrześcijanie).
Zaś co do roszczeń Żydów do Izraela to nie całkiem, acz w dużej mierze się z tobą zgodzę. 😉
Słuszne roszczenia Zydów do swojego państwa sięgają XX wieku. Wtedy właśnie Zydzi wystarali się o swoje państwo siłą, wygrywając wojny. Moim zdaniem to daje im prawo do istnienia jako państwo, na równi z wszystkimi inymi państwami.
Dlatego i tylko dlatego nie mieli oni praw do tych ziem wcześniej, że nie mogli lub nie chcieli o nie walczyć. Mogli o nie walczyć z bronią w ręku dopiero w wieku XX – i zrobili to. I od XX wieku liczą się prawa Zydów do terenów, na ktorych istnieje ich państwo. Są one więc całkiem niedawne (wbrew temu, co mówią Zydzi), ale za to niepodważalne za sprawą wygranych wojen.
Wszystkie inne opowieści o starożytnej historii, bajki o Jahwem, itd. mogły służyć za motywację do walki o państwo, ale nie dostarczały uzasadnienia praw do niego. To uzasadnienie przyszło wraz z wygraniem wojen (prowadzonych skądinąd za sprawą powyższej motywacji). Mówienie, że uzasadnieniem dla istnienia państwa Izrael dostarczają wydarzenia ze starożytnej historii to pomieszanie pojęć.
Przypadek państwa Izrael powinien dać racjonaliście okazję do namysłu nad samym racjonalizmem. Okazuje się wszakże, że nieracjonalna motywacja (w tym przynajmniej zakresie, w jakim stanowi ją wiara w szczególną więż z Bogiem) może doprowadzić do całkiem sensownych rezultatów. Jestem ciekaw, gdzie i jak funkcjonowaliby teraz Zydzi, gdyby ich przodkowie odrzucili ten religijny zabobon, śmieszny i niedorzeczny sam w sobie (dlaczego Bóg, ktory umiłował sobie jeden naród, dał mu tak mały i nieokazały kawałek ziemi, jeżeli mógł dać całą Ziemię? Już to dowodzi, że Jahwe był wymysłem ludzi nie mających zielonego pojęcia o rzeczywistych rozmiarach Ziemi i całkowicie dyswalifikuje wszelkie roszczenia mające tak absurdalną podbudowę). Swiat jest najwyrażniej tak zbudowany, że nieracjonalne zachowania prowadzą niekiedy do sensownych rezultatów i odwrotnie, racjonalne zachowanie nierzadko okazuje się bezsensowne albo szkodliwe. Racjonalnie jest więc bywać racjonalnym, przeplatać racjonalność z irracjonalnością. Strategie mieszane są zresztą na ogół bardziej skuteczne niż strategie czyste.
Może nawet żywym ucieleśnieniem abstrakcyjnego twierdzenia o "użyteczności pewnej dozy irracjonalności" jest koniunkcja konkretnych twierdzeń takiej czy innej religii. Przecież twierdzenie "Bóg istnieje" może mieć drugie dno, ważniejsze niż literalne dno pierwsze. Tym "drugim dnem" byłoby twierdzenie "nie polegaj tylko i wyłącznie na swoich zmysłach i na swoim rozumie, możesz bowiem popełnić błąd, który może cię sporo kosztować".
Wiara w żydowskiego i post-żydowskiego boga (Jahwe, Jezusa, Allaha…) faktycznie sporo kosztuje, bo łatwo można stracić rozum.
Religie żydowskie i post-żydowskie (chrześcijaństwo, islam) są anty-rozumowe i prymitywne, więc przynależenie do nich kosztuje utratę rozumu na rzecz ślepej wiary w "nieomylne" dogmaty.
Można stracić rozum z bardzo wielu powodów, np. z szaleńczej milości.Rzadko jednak słyszy się o potępianiu miłości z pozycji racjonalistycznych. "Przez religię mozna stracić rozum" to prawda, ale można go stracić w wielu innych przyczyn. Działania np. feministek – rozmaite bezsensowne akcje i zachowania pokazują, że jest to grozba całkiem realna. Nie słyszałem w słowa krytyki racjonalistów, tak chętnych do odmieniania slowa "religia" przez wszystkie przypadki.
.
https://nczas.com/2018/02/21/w-odmetach-feministycznego-szalenstwa-dziewuchy-w-gore-kiecki-zaczela-sie-nowa-akcja-odzyskajmy-nasze-p-y/
Każde zjawisko masowe charakteryzuje się polaryzacją, a ona oznacza istnienie stanowisk skrajnych i tak rozumiany fanatyzm. Jeżeli jakaś grupa rockowa zyska masowa popularność, pojawią się jej fanatyczni wielbiciele. Presley do dzisiaj ma swoich fanatykow, mają ich filmy, kluby piłkarskie i koscioły. Dowodzi to, że fanatyzm jest zjawiskiem szerszy, a więc niezależnym od religii. Fanatyzm dezaktywuje rozum. Fanatyk religijny traci rozum nie dlatego, że jest fanatykiem religijnym, ale dlatego, że jest fanatykiem. W innych okolicznościach stałby się np. fanatykiem pilkarskim.
Fanatyzm religijny bierze się bezpośrednio od religii, dlatego że religia jest oparta na fanatyzmie. Może buddyzm jest nieco bardziej wyrozumiały pod tym względem.
Np. chrześcijaństwo jest oparte na fanatycznym fundamencie bo Jezus = Jahwe jest zbawieniem powiedział że trzeba nawracać inne narody w jego imię. Ten nakaz odbiera ludziom prawo do wolności i grozi im absurdalnym piekłem.
Ta religia to czysty fanatyzm.
"Fanatyzm religijny bierze się bezpośrednio od religii, dlatego że religia jest oparta na fanatyzmie."
.
Sam sobie przeczysz, i to w jednym i tym samym zdaniu. Poza tym Jezus nakazał nauczanie, ale nie nakazywał, że słuchacze mają być za wszelką cenę zmuszani do nauki – to byłby fanatyzm.
Oprócz tego trzeba odróżnić religię w jej pierwotnej postaci oraz w postaci rozwiniętej – można z niej bowiem (jak z każdej rzeczy) zrobić dobry lub zły użytek. Nie możemy oskarżać założycieli o błędy ich następców i odrzucać idee założycieli przez to, że miały one – dziesiątki lub setki lat pozniej – złe konsekwencje. Związek następstwa w czasie to nie związek wynikania logicznego, w którym gdy odrzucamy następnik trzeba odrzucić i poprzednik.
Nie.
Słowa przypisane w ewangelii Jezusowi są esencją fanatyzmu i pogardy dla wszelkich innych przekonan. Wszyscy są w jednym woru – poganie, wszyscy wpadną do jednego miejsca – piekła.
Jezus to jasno powiedział. Czy trzeba jeszcze czegoś by zauważyć tu czysty fanatyzm?
Poza tym zdaje się że uczniowie wypełnili groźby i porady mentora zważywszy na krucjaty, inkwizycje…
Chrześcijanstwo od samego początku sortuje ludzi na wybrańców i potępiencow a wraz ze swoim rozwojem tylko wzmacnialo metodę metodę ognia i miecza…
Także oczywiście zgadzam się z tobą co do tego że fanatyzm ma wiele niezależnych źródeł itd.
Może być bardziej lub mniej szkodliwy.
Ale religia prowadzi wprost do fanatyzmu jeśli z fanatyzmu i radykalizmu ona wyrosła. Koło się zamyka.
A już zwłaszcza religia tego typu co chrześcijaństwo albo islam.
"Słowa przypisane w ewangelii Jezusowi są esencją fanatyzmu i pogardy dla wszelkich innych przekonan. Wszyscy są w jednym woru – poganie, wszyscy wpadną do jednego miejsca – piekła.
Jezus to jasno powiedział. Czy trzeba jeszcze czegoś by zauważyć tu czysty fanatyzm?"
.
"Kto będzie przestrzegać prawa, ten będzie się cieszyć wszelkimi swobodami. Kto naruszy prawo, ten pójdzie do więzienia". To też "czysty fanatyzm"?
Te słowa nie mają większego znaczenia – nie są one bezpośrednim nakazem guru wobec sekty.
Ale "Idżcie i nawracajcie…" to jest nakaz związany przy okazji z pogardą dla wszystkich innych przekonań i nakaz skierowany wprost do przywódców religijnych.
Żeby była jasność, nie mam pojęcia na ile prawdziwe są te słowa, biorąc pod uwagę fałszowanie ewangelii zgodnie z polit-poprawnością Kościołów, ale tak czy owak, te słowa są w ewangelii i stanowią uzasadnienie dla religijnego fanatyzmu i nienawiści wobec innych poglądów.
"to jest nakaz związany przy okazji z pogardą dla wszystkich innych przekonań"
.
1. Dlaczego jest to nakaz "związany z pogardą dla wszystkich innych przekonań"? Ty dokonujesz (powyżej) takiego powiązania, to nie ulega wątpliwości. Na jakiej jednak podstawie? Jak to powiązanie zaobserwowałeś i dostrzegłeś, żyjąc 2000 lat po tym, kto ponoć wypowiedział te słowa?
.
2. Poza tym, kto powiedział, że "pogarda dla przekonań" (jeżeli w ogóle wchodzi tu w grę, ale załóżmy, że wchodzi w grę) jest czymś złym? Czy pogardliwy stosunek np. do rasizmu jest czymś złym? Pewnymi rzeczami można i należy wzgardzać, np. człowiek honorowy wzgardzi niehonorowym (za to lukratywnym dla niego) rozwiązaniem danego konfliktu czy sprawy, gadzić także będzie postępowaniem pochlebcy czy slużalca. Idąc twoim tokiem rozumowania nie powinien takimi postawami wzgardzać czy pogardzać, wszakże twe ukryte założenie głosi, że "pogarda jest czymś złym".
.
Przypuśćmy wreszcie na koniec, że rzeczywiście pogarda jest czymś złym. Czy to oznacza, że nie należy jej żywić? Oczywiście nie wynika to tak bezpośrednio. Do wynikania jest bowiem potrzebna dodatkowa przesłanka, że mianowicie "brak pogardy jest złem jeszcze większym". Z tych dwóch zeł oczywiście nalezy wybrać mniejsze i dopiero wtedy wynikanie zachodzi. Czasem bark pogardy może wyrządzić o wiele wieksze szkody. Podejrzewam, że gdyby np. Arabowie (wz)gardzili poglądami Mahometa świat okazałby się w rezultacie o wiele lepszy. Od niewgardzającej tolerancji do pobłażliwości i permisywizmu droga o wiele krótsza, niż się wydaje.
No, ja np. podejrzewam, że gdyby Rzymianie i Europejczycy wzgardzili Jezusem, to byłoby dużo lepiej!
Pogarda dla rasizmu, antysemityzmu itd. jest konieczna, ale pogarda dla wolnych, innych poglądów jest czymś złym.
Ja gardzę chrystianizmem, ponieważ jest to ideologia, która zwalcza wolną myśl.
Tak samo jak gardzę nazizmem, faszyzmem, komunizmem, islamem, judaizmem itd.
Pod tym względem pogarda jest konieczna.
Gardzę pogardliwymi słowami Jezusa wymierzonymi przeciwko wolnej myśli – to prawda.
"Dlaczego jest to nakaz "związany z pogardą dla wszystkich innych przekonań"?"
Wystarczy poczytać słowa Jezusa.
Pogarda dla innych wyznań i dla wolnej myśli jest tutaj oczywista.
Jest to: pogarda + fanatyzm + religijny radykalizm ideologiczny + zastraszanie tych, którzy nie uczynią z guru obiektu kultu.
—————–
A nakaz jest dlatego, że jest tu tryb rozkazujący: "Idźcie i nawracajcie!"
Nawracajcie = tępcie wolną myśl w imię sekciarskiego guru
"Nawracajcie = tępcie wolną myśl w imię sekciarskiego guru".
.
Powtarzasz, co napisałeś wcześniej zamiast podać uzasadnienie. Powiedzenie bowiem, że "wystarczy", albo że "coś jest oczywiste" nie ma żadnej wartości argumetacyjnej. Sądzę, że dokonujesz anachronizmu, przypisujesz starożytnym zachowania charakterystyczne dla czasów pożniejszych. W czasach Jezusa nikogo nie nawracano siłą, a nauczanie, z jakim się zetknął i jakie (jak można sądzić) zalecał czy nakazywał, to nauczanie w typie nauczania św. Jana Chrzciciela i generalnie esseńczyków: głoszenie słowa tym, którzy chcą słuchać. Nie ma to nic wspólnego z pogardą ani z siłą. Nie przeczę, że pojawiły się one pożniej (stąd też twój błąd anachronizmu). Uważam, że walczysz nie tyle z chrześcijaństwem, a z własnym wyobrażeniem chrześcijaństwa, toteż bój, jaki się dokonuje, zaczyna się i kończy w twojej świadomości, Nie ma on nic wspólnego z rzeczywistością i tym mniejsza szansa, że ją w jakikolwiek sposób naprawi.
"tępcie wolną myśl" – przecież w tamtych czasch nie istnialo pojęcie "wolnej myśli", nikt jeszcze nie myślal wtedy takimi kategoriami. Przyniósł to dopiero XVII wiek, a umocnił wiek XVIII. Najlepszy to dowod na popełniany przez ciebie anarchonizm i na to, że walczysz przede wszystkim sam ze sobą.
@ELASP
Zgodnie z tym co piszesz, wolna myśl pojawiła się dopiero w oświeceniu – coś w tym jest, zważywszy na poważne osłabienie Kościoła w tamtym czasie…
Ale chodzi o to, że chrześcijaństwo jest zdezaktualizowane, ponieważ z dzisiejszej perspektywy ta religia wypowiada wojnę wolności przekonań – słowa Jezusa o tym świadczą.
———————-
"Kto uwierzy zbawion będzie, a kto nie uwierzy potępion!" – czy mam dokonać ścisłej analizy, jakiegoś specjalnego zabiegu literaturoznawczego czy czegoś jeszcze, by wytłumaczyć znaczenie i przesłanie tych tępych, przestarzałych, fanatycznych i sekciarskich słów?
———————
"Uważam, że walczysz nie tyle z chrześcijaństwem, a z własnym wyobrażeniem chrześcijaństwa"
Na jakiej podstawie tak uważasz?
@ELASP C.D.
"Nie ma on [bój] nic wspólnego z rzeczywistością i tym mniejsza szansa, że ją w jakikolwiek sposób naprawi."
Z drugą częścią zdania mogę się jako tako zgodzić – też nie sądzę, żeby bój z chrześcijaństwem przyniósł jakieś utylitarne polepszenie sytuacji na świecie, choć z pewnością, gdyby temu "bojowi" się to udało, to byłoby duuuuuuuużo lepiej.
Na razie można pomarzyć, to fakt.
Zaś co do części pierwszej twojego zdania, fundamentalnie się nie zgadzam.
Ma wiele wspólnego z rzeczywistością, ponieważ nie sprzeciwiam się jakiejś "wizji chrześcijaństwa" tylko chrześcijaństwu jako takiemu.
Wizji jest tyle ile ludzi – już samo to dowodzi, że "nieomylne" dogmaty są bezsensowne i z gruntu fałszywe.
Chrześcijaństwo jest złą, niebezpieczną ideologią, która sieje ferment w społeczeństwie i poważnie uszczupla intelektualizm i potencjał rozumu człowieka.
Odbiera przez to nie tyle wolność, co nawet godność człowieka.
Ponadto chrześcijaństwo jest fabryką anty-naukowych przekonań, w postaci np. kreacjonizmu itp.
Nie byłoby dzisiaj w ogóle mowy o tych mitach, gdyby nie wyprodukowało ich najsampierw chrześcijaństwo przy całej swojej głupocie.
"Kto uwierzy zbawion będzie, a kto nie uwierzy potępion!" – czy mam dokonać ścisłej analizy, jakiegoś specjalnego zabiegu literaturoznawczego czy czegoś jeszcze, by wytłumaczyć znaczenie i przesłanie tych tępych, przestarzałych, fanatycznych i sekciarskich słów?"
.
Tak, egzegeza przydałaby się. Słowa te mówią o potępieniu przez Boga – to, że do kogoś mowię, że będzie on potępiony przez Boga nie świadczy ani o nienawisci, ani o użyciu czy grożbie użycia siły. Trzeba to więc dodatkowo pokazać, czego jak dotąd nie zrobiłeś. Chyba że uważasz, że takie słowa są złe, bo są nieprzyjemne i że ludzie powinni prawić sobie same komplementy, żeby komuś "nie było przykro". W takim przypadku mylisz kurtuazję i dobre maniery z etyką i religią, które nie są od prawienia komplementów, ale od motywowania człowieka do określonych działań (słusznych z ich punktu widzenia).
1. Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
2. Co do tej prostackiej jezusowej groźby mamy 2 opcje:
– Jezus był kretynem który chamsko zastrasza ludzi piekłem
– Bóg = żydowski i chrześcijański Jahwe jest zwykłym tyranem który nie pokazuje się zbyt czesto albo w ogóle, i który mimo to chce by w niego bezmyślnie wierzono a jesli tak, to ten Bożek nie raczy odpowiedzieć na pytanie: w jakiej do diaska sekcie???
No masz ci los!
Przecież jest jeszcze 3 opcja:
– ludzie wymyślający religię dorobili takie prostackie słowa Jezusowi, by głupie barany i owieczki miały się kłaniać kościelnym i cerkiewnym hierarchom.
To jest chyba opcja najbliższa prawdzie.
1. "Uważam, że walczysz nie tyle z chrześcijaństwem, a z własnym wyobrażeniem chrześcijaństwa"
Na jakiej podstawie tak uważasz?"
.
Uzasadniłem to stwierdzenie wyżej, wskazując na twoj błąd anachronizmu. Rownie dobrze mógłbyś krytykować starożytnych za głupotę obwiniając ich o to, że nie znali samochodów, komputerów i telefonów komórkowych. Wszak kto jeżdzi wozem, a do liczenia używa liczmanów jest kretynem, nieprawdaż?
.
2. "Co do tej prostackiej jezusowej groźby mamy 2 opcje:
– Jezus był kretynem który chamsko zastrasza ludzi piekłem
– Bóg = żydowski i chrześcijański Jahwe jest zwykłym tyranem który nie pokazuje się zbyt czesto albo w ogóle, i który mimo to chce by w niego bezmyślnie wierzono a jesli tak, to ten Bożek nie raczy odpowiedzieć na pytanie: w jakiej do diaska sekcie???"
.
Powienieneś oddzialać oceny od faktów i nie przemycać ocen (obelg) pod postacią stwierdzenia faktów. Nie rozumiem, co złego w zastraszaniu ludzi piekłem bona fide, tzn. jeżeli się wierzy w jego istnienie -? Czy ludziom należy mówić tylko rzeczy przyjemne? Pytałem już o to wyżej. Czy jeżeli lekarz mówi, że jeżeli pacjent nie rzuci palenia, to umrze, to to też jest "chamskie zastraszanie"? Jezus chciał być uzdrowicelem dusz i mówił mniej wiecej o duszy to, co lekarz o ciele palacza. W swoim orzeczeniu korzystał z całej dostępnej mu wiedzy o kondycji moralnej człowieka i sposobach jej ulepszenia. Uważał środki podsuwane przez religię żydowską w jej faryzejskim wydaniu za przeciwskuteczne i szansę widział w wewnętrznej odnowie.
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. A podstawy do twojego twierdzenia nie ma.
Jaki anachronizm?
Juz wtedy w Rzymie wierzono w wiele kultów i panowala wolność religijna.
To Zydzi tacy jak tzw. Jezus byli fanatykami.
——————————-
A twój przykład z lekarzem jest do niczego.
Choćby ze względu na hipokryzje chrześcijan którzy z jednej strony wierzą w Boga = miłość i w Boga = tyran.
A przecież kwestia zbawienia powinna być pierwszorzędna prawda?
W takim razie dlaczego ten „Bóg” jest skryty i nie daje żadnego znaku która sektę wybrać by osiągnąć zbawienie???
Także drogi Elaspie Jezus owszem miał prawo gadać nieprzyjemne rzeczy ale co dalej?
Jesli ponoć był/jest bogiem to czemu nie powiedział jasno gdzie trzeba być by się zbawić?
Czemu nie wskazał palcem sekty która zapewni ludziom przepustkę do niebios?
Czyz nie ułatwiłby w ten sposób życia chrześcijanom i nie rozwiał ich wątpliwości?
Zadaj sobie te pytania.
PS
Jesli twierdzisz ze ta sekta to KRK to uzasadnij to.
Zapewniam cię ze to takie łatwe nie jest, tymbardziej ze dzisiaj to już nawet nie wiadomo gdzie te prawdziwe Kościoły i Cerkwie są.
"…bo syjonizm uważa Żydów za rdzenną populację, która została wygnana ze swojej ziemi i rozproszona przez tysiąclecia, …"
Nie no panie dziesju, jak tak wierzą to na pewno to jest prawda. Amen
@ELASP
Imię Jezus = "Jahwe jest zbawieniem"
Nie zatuszujesz tego, że bóstwo, w które bezmyślnie wierzysz nosi imię Jahwe – Jahwe jest esencją imienia bóstwa, w które usilnie próbujesz wierzyć. 😉
Poza tym, biblijne obiecanki Jahwego są dla chrześcijan nadal aktualne, bowiem Stary Testament jest nieodzowną częścią Biblii, świętej dla wszystkich chrześcijan bez względu na poszczególne sekty do których przynależą.
@ELASP
PS
Gdyby chrześcijaństwo miało odrzucić żydowskie banialuki i obiecanki Jahwego, to musiałoby poważnie zrewidować i zanegować swoją teologię (neo-żydowską) a także stworzyć coś w rodzaju marcjonizmu, któy miał już miejsce w II w. wśród niektórych chrześcijan.
@ELASP
PPS
Szkoda, że wycofał się Pan z poprzednich dyskusji.
@ELASP c.d.
A co do "wizji włąsnych chrześcijaństwa" to tu masz wizję szczególną.
Twierdzisz np. że gdyby zamknięto papieża, rabina i imama w ciasnej izbie i byliby o chlebie i wodzie to doznalizby "wspólnego objawienia".
Zaprawdę, niezwykle to jest zgodne z chrześcijaństwem…
Zgodność z teologią, doktryną, dogmatem, w który ponoć wierzysz – wprost oszałamiająca. 🙂