W ostatnim czasie sporo dyskusji odnośnie ochrony życia, padają różne argumenty, postanowiłem przedstawić swój, nieco inny punkt widzenia.
Środowiska związane z tzw. ochroną życia, przeciwne „cywilizacji śmierci” mają swoje racje. Problem w tym, że są też inne środowiska, mające odmienne zdanie. Wydaje się, że w cywilizacji Zachodu, w XXI wieku normalne jest, że wypracowuje się rozwiązania prawne na zasadzie kompromisu, ewentualnie daje się poszczególnym osobom, grupom, możliwość samodzielnego wyboru. U nas tego ostatnio brakuje.
Wyobraźmy sobie, że do władzy dochodzi środowisko mające radykalne, „naukowe” i „narodowe” poglądy. Uważają, że Naród powinien być krzepki i zdrowy. W tym celu postulują wprowadzenie przepisów zmuszających każdą kobietę w ciąży poddaniu się badaniom prenatalnym. W przypadku wykrycia jakichkolwiek odstępstw od normy zdrowotnej, kobieta będzie zmuszona do aborcji.
Żadnego wyboru, dziecko należy do Państwa. Czy takie rozwiązania nie byłyby nieludzkie, czy nie lepiej walczyć wówczas o możliwość samodzielnej decyzji?
Szkoda, że „obrońcy życia” nie potrafią wczuć się w rolę kogoś kto jest w uciskanej mniejszości poddanej dyktatowi braku wyboru.
Po ostatnich protestach odnośnie możliwości zaostrzania obecnie obowiązujących przepisów aborcyjnych media publikowały m.in. taką informację: „Metropolita Łódzki ksiądz arcybiskup Marek Jędraszewski zaprosił wiernych na poniedziałek do Archikatedry na mszę świętą, by modlić się wspólnie „o prawe sumienia i światło Ducha Świętego dla wszystkich decydujących w Polsce o prawnej ochronie życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci”. „
Znaczy środowisko to walczy m.in. o prawo do „naturalnej śmierci”. Dla mnie medycyna naturalna to przede wszystkim: hartowanie, napary z ziół, akupunktura, działania szamańskie (na niektórych działają na zasadzie placebo); reszta to ewidentnie nienaturalne osiągnięcia nauki zwanej medycyną. Ciekawe czy członkowie środowisk Pro-Life, które też twierdzą, że walczą m.in. o prawo do naturalnej śmierci, rzeczywiście świadomie rezygnują z medycyny (umierają ok. 50-tego roku życia?). Jeśli do tego człowiek wierzy w Boga, to chyba korzystanie z medycyny jest swego rodzaju buntem, grzechem przeciw woli Boga.
Zabrzmiało nieładnie? Trochę, ale myślę, że powyższy przykład pokazuje, że łatwo, nie będąc w jakiejś sytuacji pouczać innych. Życie nie jest proste, dlatego ja akceptuję, że ktoś może dokonać pewnych wyborów, które mnie nie wydają się właściwe albo etyczne. Na przykład nie mam pretensji, że katolicy bywają agresywni, choć zasady jakie wyznają powinny gwarantować co innego. Nie uważam też, że obrońcy życia muszą – logicznie zgodnie z własnym hasłem – poddać się naturze i umierać naturalnie. Nie toleruję jednak gdy tak łatwo piętnują innych kierujących się odmiennymi zasadami.
Na zakończenie chcę zwrócić też uwagę na jeszcze jedną sprawę nie związaną co prawda z aborcją, ale wg mnie bardzo zbliżoną i istotną.
Co jakiś czas pojawiają się informacje, że w różnych krajach pracuje się nad udoskonalaniem człowieka. Różnie to ma wyglądać, albo genetyczne modyfikacje, albo łączenie człowieka z maszyną …
Przerażają mnie takie wizje, przerażają, bo wcale nie uśmiecha mi się to, że być może pod koniec swojej kariery zawodowej będę musiał np. wszczepić sobie jakieś moduły pamięci itp. aby podołać konkurencji na rynku pracy. Daleki jestem jednak od nawoływania do protestów w tej sprawie. Rozum podpowiada mi, że to nic nie da.
Może w naszym kraju, czy w trochę dalszym otoczeniu też, uda się to zatrzymać; ale nie powstrzyma to innych mocarstw do szukania możliwości zdobycia przewagi nad resztą. Przypomina to historię z próbą zakazania kuszy w Średniowieczu. Kościół bardzo walczył z używaniem kuszy, twierdząc że jest to niehumanitarne, niehonorowe itp. Sęk w tym, że nie zatrzymało to rozwoju broni. Kto dał się namówić na rezygnację z kuszy (jeśli tacy w ogóle byli, bo tego nie wiem) zginął podczas następnej wojny.
Wracam do tematu, w Polsce jest ostatnio klimat do odcinania się od rozwoju nauki w kierunkach dotykających „sacrum życia”, dotyczy na przykład metod sztucznego zapłodnienia. Skazujemy się sami na rezygnację z udziału w rozwoju cywilizacji, który może i nam nie odpowiada, ale który będzie się dalej toczyć poza nami.
Obyśmy nie zdecydowali się na całkowitą rezygnację z kuszy, bo to nierozsądne.
Jeśli publiczna debata ma być owocna, to powinna być precyzyjna i opierać się na woli zrozumienia stanowiska przeciwnej strony. W tej dyskusji bowiem obie strony zbyt wiele energii poświęcają na tłumaczenie, że nie są wielbłądem.
Dlatego warto podkreślać, że w stanowisku pro-life:
1. nie chodzi o to, że dziecko jest własnością państwa, tylko o to że dziecko jest własnością samego siebie
2. nie chodzi o ograniczenie wolności wyboru, tylko o ochronę życia płodu (embriona)
.
Przy czym ja doskonale rozumiem (nie koniecznie podzielając) pogląd, że embrion lub płód nie jest pełnowartościowym dzieckiem, oraz że wolność do decyzji o ciąży jest w czyichś oczach wartością większą niż życie embrionu lub płodu.
Niestety kwestie te są subiektywne i nie da się ich obiektywnie rozstrzygnąć.
Ostatnie zdanie. Subiektywność oceny jest doskonałą przesłanką za takim kształtowaniem prawa który pozwoli na dokonywanie subiektywnych wyborów. Stąd pojęcie pro-choice.
Na marginesie dodam, że przecież to od strony właśnie pro-life częściej się słyszy o „zabieraniu rodzicom dzieci” czy wręcz kradzieży. Proszę sobie przypomnieć dyskusję o Norweskim rządzie, który kradnie polskie dzieci.
Sa dużo lepsze przesłanki, więc po co uparcie używać tej fatalnej?
Gdy chodzi o kradzież albo zabójstwo to jakoś nikt nie jest pro-choice. Nawet gdy chodzi o dobrostan zwierząt, to mało kto zadowala się argumentem w stylu: „przecież nikt cię nie zmusza do trzymania psa na krótkim łańcuchu”.
.
W przypadku dzieci mowa jest jedynie o prawie do opieki, a nie o własności, więc druga uwaga nie ma związku z tematem.
Nie jest to taka fatalna przesłanka skoro wynika z powszechnej subiektywności w ocenie właśnie tej sprawy a nie wszystkich innych.
Jest równie subiektywne, jak np. temat dobrostanu zwierząt, ochrony części zabytków, albo niektórych zapisów w prawie budowlanym czy kodeksie drogowym (zapinanie pasów).
Nawet na tym forum kiedyś racjonaliści toczyli zawzięty spór na temat sensu ochrony dobrostanu zwierząt.
Swoją drogą ciekawe, że obrońcy zwierząt to mniej więcej ta sama grupa, która jest politycznym przeciwnikiem obrońców nienarodzonych. Argument: „nie musisz robić aborcję” uważają za bardzo mocny, zaś argumentu „nie musisz dokonywać uboju rytualnego” nie chcą uznać.
Moim zdaniem to jest niekonsekwentne.
Te przykłady nie rozkładają się 50/50. Poza tym dotyczą znacznie mniejszej ilości osób, których dotyczą. Dlatego też ogromnej większości osób jest albo wszystko jedno albo uważa to za banał. Skutki niezapinania pasów mają duże konsekwencje w kosztach społecznych. Dlatego nie pozostawiono tutaj wyboru. Zabijanie zwierząt to dla mieszkańców miast temat abstrakcyjny, dlatego łatwo im stawać po tej stronie która ich nie dotyczy.
Aborcja zaś dotyczy 50% społeczeństwa. Nie zgadzam się z opinią że decyzje powinny podejmować kobiety. Aborcji dokonuje się nierzadko właśnie z powodów społecznych (ostracyzm, bieda, kalectwo prowadzące do biedy) więc jakiś czynnik społeczny w decyzjach też musi być uwzględniony. I nie chodzi o formalne wydawanie zgody lub nie ale na takie kształtowanie polityki społecznej i postaw które by eliminowały problemy z powodu niechcianego dziecka. Czyli jeszcze raz okazje się że profilaktyka najpierw. Społeczeństwo jednak domaga się krwi, kobiet w więzieniach by zaspokoić swoją moralność. To moralność jak Matki Teresy. Na pierwszy rzut oka tylko ma coś wspólnego z moralnością
Ja tylko zwracam uwagę na to, że argument „nie musisz tego robić” jest stosowany wybiórczo, a w wielu sytuacjach panuje dość powszechna zgoda na ignorowanie go.
W mieście także w prawie każdym domu są trzymane żywe zwierzęta, więc niemal każdy rozsądza, czy i na jakim poziomie uznaje dobrostan zwierząt. Również podejmując decyzje konsumenckie (np. jaja kur z wolnego wybiegu).
A kto obiektywnie rozsądzi, czy cierpienie krowy to większe zło,niż śmierć płodu ludzkiego?
Prawo o ochronie zabytków ogranicza wolność bardzo niewielkiej grupy ludzi. Mało kto jest właścicielem zabytkowych budynków. O wiele więcej jest właścicieli zwierząt.
Ale już np. tzw, „ustawy krajobrazowe” wprowadzają znacznie szersze ograniczenia. Nikt nie mówi: „nikt cię nie zmusza do wieszania ohydnego szyldu”.
Ludzie w miastach mają zwierzęta zabawki a nie zwierzęta które trzeba zjeść.Ich percepcja jest więc zupełnie odmienna od tych którzy ich karmią i ich egzystencja zależy od zwierząt z mięsa a nie zwierząt futrzaków kanapowych.
Ochrona krajobrazu czy zabytków przynosi dość wymierne skutki społeczne oddziałujące na całe społeczeństwo a nie tylko na właścicieli budynków. Aborcja nie ma praktycznie żadnego negatywnego skutku oddziaływającego na ogół. Społeczeństwo nie odczuwa braku nieistnienia płodów z możliwością odróżnienia tych płodów abortowanych od tych które się poroniły albo tych które nie zostały w ogóle zapłodnione. Niektórzy tylko rzekomo słyszą „niemy krzyk”. Ale ta przypadłość psychologiczna dotyczy bardzo małej grupy. To że jakaś kobieta wybierze inaczej niż „nie musisz tego robić” nie rodzi wielu negatywnych skutków i dlatego wiele osób przyzwala na decyzje osobiste.
„Aborcja nie ma praktycznie żadnego negatywnego skutku oddziaływającego na ogół.”
.
Ale ma negatywny skutek dla płodu.
Podobnie jak np. obój rytualny ma skutek tylko dla krówki albo owieczki.
Jak nie jesteś aborterem lub rzeźnikiem, to aborcja i ubój rytualny cię nie dotykają. Ryk roztłukiwanego karpia tez jest niemy. Ale cóż: dzieci i ryby głosu nie mają.
.
Koty i psy w domu są całkiem szczęśliwe (gorzej w hodowli), ale papugi, kanarki, świnki morskie, króliki, szynszyle itp. – można mówić, że trzymanie ich w domu to jest nieustająca tortura psychiczna.
Inna rzecz, że wiele ras psów zostało tak zmodyfikowanych genetycznie, że ich życie jest stałą męką.
Zakaz uboju rytualnego to porażka. Państwo tak starannie dba o świeckość rzeźni a zupełnie nie potrafi zająć się sprawą członkostwa obywateli w kościele katolickim. Całkowita bezradność wobec rzeczywistych społecznych skutków.
W USA Tez jest dyskisja aborcji. Jedna strona popiera punkt widzenia starozytnych swietych ksiag a druga strona nasi nazwe Pro Choice ktora jest za prawem wyboru.Ja uwazam ze o aborcji powinna decydowac kobieta, lekarze i doradca prawny a nie panowie w sutannach czytajacy genialne fragmenty swietych ksiag ktore mogly miec sens 3 tysiace lat temu.Panowie w sutannach nie ustalaja praw ale maja duzy wplyw na tych ktorzy to robia/.
Przeciwnicy kradzieży albo morderstwa też popierają „punkt widzenia starożytnych świętych ksiąg”.
W USA aktywni są też świeccy przeciwnicy aborcji:
http://www.secularprolife.org/
http://www.prolifehumanists.org/
Jak widać wielu świeckich humanistów znajduje czysto racjonalne (nie związane z żadną religią) argumenty za podmiotowością embrionu albo płodu.
.
W latach 30-tych ubiegłego wieku w USA i w wielu państwach Europy panowała szeroka zgoda na prawa eugeniczne (np. zmuszanie do sterylizacji). Wówczas etycy chrześcijańscy sprzeciwiali się tym prawom, a dziś już wiemy, że mieli rację, a eugenika była ślepym zaułkiem jeśli idzie o humanizm i rozwiązania prawne.
.
Normy etyczne i prawne są z założenia subiektywne (w przyrodzie nie znajdujemy żadnych norm), więc stanowisko świeckiego humanisty ma taką sama racje bytu, jak stanowisko wierzącego. Obywatel ksiądz ma takie samo prawo lobbowania u prawodawców, jak obywatel ateista.