Samorządowcy, będący na posadach, szykują się do wyborów. Ponieważ wojna pomiędzy PiS i PO zniechęca do afiszowania się partyjnością niby bezpartyjni liderzy samorządowi chcą ową bezpartyjność rozszerzyć na cały kraj. Chcą założyć partię samorządowców, którzy świadczyliby niby bezpartyjne usługi dla mieszkańców miast i wsi.
Już wcześniej zdecydowana większość prezydentów, wójtów i burmistrzów startowała z lokalnych komitetów wyborczych swoją partyjność chowając do kieszeni. Po skrzydła lokalnych komitetów kryli się przede wszystkim członkowie PO, SLD i PSL. Na Dolnym Śląsku taki lokalny komitet startował także w wyborach do Sejmiku, ale potem okazało się, że Paweł Kukiz nie jest tą osobą, która wiedziałaby o co chodzi w rządzeniu krajem i komitet diabli wzięli. Prezydent Raczyński z Lubina już nawet wymarzył sobie zasiadanie w rządowych ławach. W tymże Lubinie wspomniany prezydent, pod płaszczykiem lokalnego komitetu, stworzył swoją partię i poobsadzał jej członkami wszystkie możliwe posady w mieście. Tak często wygląda owa bezpartyjność tam gdzie rządzą wybrani z lokalnych komitetów prezydenci czy burmistrzowie. Mogą sobie pozwolić na więcej nie będąc uzależnionym od jakiejś partii. Teraz to uniezależnienie niektórzy samorządowcy chcą przenieść na szczebel krajowy. Jedynie PiS pewnie odetnie się od tego ruchu. Choć np. na Dolnym Śląsku do tego ruchu przyjmowani są także partyjni burmistrzowie i prezydenci. Tymczasem prezydent Szczurek z Gdyni widzi w ruchu raczej samorządowców tylko bezpartyjnych. Powstałaby partia burmistrzów, wójtów i prezydentów. Elita lokalnych elit. Takim bezpartyjnym od lat prezydentem jest Rafał Dutkiewicz we Wrocławiu, ale co i rusz zawiera koalicje z jakimiś partiami, napuszcza jednych na drugich, obiecywał parokrotnie, że zapisze się do PO, ale szczęśliwie, w ostatniej chwili, udało mu się wykręcać z obietnicy.
Nie wierzę w krajowy sukces partyjnych „Bezpartyjnych”. To stworzy się nowa partia żądnych władzy administratorów bez określonej opcji ideowo-politycznej, Będzie to grupa sprawnych zarządców walczących o własne, lokalne interesy bez wizji państwa jako całości. Powstanie jeszcze jeden front walki politycznej. Ale skoro partie schodzą na psy to zawsze powstają ruchy, które będą uważały się za lepsze. Generalnie jednak jakoś trudno mi dopatrzeć się wspólnoty interesów Wrocławia, Gdyni i np. Krakowa. Chęć bycia u władzy to trochę za mało, bo PiS też ostrzy sobie pazurki na zagarniecie samorządów, ale po to by je zdecydowanie upartyjnić i stworzyć front jedności samorządów z rządem pod czujnym okiem prezesa.
Czesław Cyrul