Pewnego razu na Wawelu

ead47d36e50510c345eb86a3568f763f_xl

W środę 28 stycznia na Wawelu w Krakowie  miało miejsce wielkie wydarzenie. Dzwon Zygmunta bił całe 10 minut, gdy nowy metropolita krakowski Abp. Marek Jędraszewski oficjalnie przejmował zaszczytną funkcję. Tłum wiernych, kadzidła, podniosła atmosfera, wzruszenie, uroczysta msza. Typowe dla obrzędów religijnych zachowania, pełne szacunku do wyznawanej religii i jej symboli. Kościół katolicki rozwinął swe obrzędy oraz ich oprawę, do muzyki przez szaty liturgiczne do bogatego zdobienia wnętrz świątyni.

Katedra na Wawelu pamięta niejedną uroczystość, niejedną koronację, pogrzeb, niejeden ingres i niejednego metropolitę Krakowa. Miejsce historyczne i dla wielu święte. Miejsce pełne pamięci o przeszłości.

Obrzędy i rytuały są ważne nie tylko dla osób wierzących, rozbijają codzienność wnosząc w nią nową jakość, nierzadko zmieniając uczestniczącego człowieka w nich. Dodatkowo obrzędy jednoczą, pozwalają na wspólne przeżywanie chwil dla danej wspólnoty ważnych, podkreślają jedność ludzi biorących w nich udział.  

W  ingresie nowego metropolity krakowskiego nie byłoby nic niezwykłego, mógłby to być jeszcze jeden rytuał Kościoła istotny dla katolików żyjących w Polsce. Byłaby jeszcze jedną uroczystością gromadzącą wiernych na modlitwę, gdyby nie fakt, że cała uroczystość odbyła się w towarzystwie polskiego rządu łącząc to, co świeckie z tym, co religijne.

O rozdział kościoła i państwa wielu polityków i myślicieli upominało się już dawno, współcześnie traktowany jest on jako standard społeczeństw demokratycznych. W tym podziale, jak zwrócił na nią uwagę już w XVII wieku John Locke, jest pewna mądrość: obie instytucje zajmują się odmiennymi sprawami, dbają o inne wartości i kwestie. To jednak co najważniejsze, to fakt, że państwo ma być miejscem dla obywateli różnych wyznań, różnych preferencji, tak samo jak ma być miejscem dla obywateli niewierzących i ateistów. W tym sensie uczestniczenie przedstawicieli rządu w uroczystościach kościelnych, tak samo jak konsultowanie z biskupami ustaw sprawia, że równowaga zostaje zaburzona.

Uroczystości na Wawelu można potraktować w kategoriach religijnych, estetycznych, ale nie państwowych – państwo bowiem to prawo, instytucje, które mają nam wszystkim niezależnie od potrzeb, wyznania i przekonań zapewnić równość i poczucie bezpieczeństwa niezależnie od wyznania bądź ateizmu.

Od dłuższego już czasu możemy obserwować to zaburzenie relacji pomiędzy instytucją kościelną a instytucją świecką, religia w szkołach, tak samo jak obecność polityków w kościele rozmywają granice tych dwóch instytucji, sugerują wagę religii i to tej konkretnej ponad wagę innych wyznań czy bezwyznaniowych przekonań. Religia powinna być sprawą prywatną, wierzący polityk nie powinien się afiszować, tak samo jak nie powinien działać w imię religijnych zasad. Zaburzenie tej relacji może prowadzić do przemieszczania wartości, gdzie w życie świeckie zaczną wkradać religijne zasady.

Niebezpieczeństwo takiego przemieszczenia ujawnia się wówczas gdy spojrzymy na nasze życie codzienne. Kwestie in vitro, aborcji, czy eutanazji, tak samo jak wiedza dotycząca historii czy biologii nie powinny wiązać się z wiarą, czy być rozstrzygane na drodze religijnych rozważań. Prawo powinno działać niezależnie od religijnych przekonań, tak samo jak nauka powinna posiadać swoje jasno wyznaczone granice. Przemieszczenie czy rozmycie granic może powodować napięcia w życiu społecznym – dlaczego bowiem niewierzący mają przestrzegać zasad danego Kościoła? Dlaczego w publicznych instytucjach ludzie mają się deklarować ze swoją wiarą lub jej brakiem? 

Rozmycie granic instytucji, porządku świeckości i religijności, powoduje narastanie napięcia pomiędzy obywatelami. Konflikty o symbole religijne w miejscach publicznych (Proces Grażyny Juszczyk, nauczycielki, która „odważyła się” ściągnąć ze ściany krzyż w nauczycielskim pokoju), konflikty o miejsce religii w szkole, o zawłaszczanie przestrzeni publicznej przez osoby wierzące – to wszystko nie powinno mieć miejsca w świeckim państwie, a więc państwie wszystkich obywateli. Zrobić z naszego kraju państwo wyznaniowe jest bardzo łatwo, wystarczy utrzymać politykę rządu konsultującego się z hierarchami kościelnymi w sprawach ustaw i świeckiego prawa, wystarczy wspierać religijne instytucje (dotacje finansowe kościoła stanowią niemały procent budżetu państwa), pojawia się jednak wobec takiej tendencji pytanie: czy będziemy wówczas realnie wszyscy równi wobec prawa? Czy może okaże się, że ateiści będą dyskryminowani jako zagrażający głównej religii państwa?

Obrońcy ważności religii dla życia społecznego czy nawet politycznego państwa często podnoszą kwestię wartości, które ma dawać kościół. Taka postawa zakrywa jednak fakt istnienia wartości na innym poziomie niż tylko religijnym. Człowiek nie czekał na religię by stworzyć moralność – ta bowiem wynikała z jego ewolucji, z jego konieczności życia w świecie społecznym. Budowanie wartości na relacjach pozareligijnych, świeckich i obywatelskich może przynieść o wiele trwalszy porządek i dać o wiele mocniejszą płaszczyznę do wzajemnych relacji – gdyż nie będzie ona obciążona głosem jednej religii, jednego systemu przekonań. Co najważniejsze jednak pozwoli zachować pluralizm społeczny, dając tym samym możliwość rozwoju wszystkich obywateli.

Pamiętajmy, że żadna kultura nie jest homogenicznym tworem, dlatego w każdym państwie mamy przedstawicieli różnych wyznań, światopoglądów, a współcześnie coraz mocniejszą grupę osób świeckich i ateistów. Dlatego niech dzwon Zygmunta Starego w Krakowie dzwoni bo brzmi pięknie, niech ludzie, którzy wierzą spotykają się w swoich kościołach, niech jednak politycy pozostaną w sejmie. Prawo i rządzenie państwem musi odbywać się w innym wymiarze niż kościelnym – inaczej grozi nam ciągła niezgoda o kwestie ważne dla tylko jednej grupy społecznej. Świeckość państwa jest luksusem politycznym, którego nie powinniśmy tracić tak łatwo.

O autorze wpisu:

Filozofka zajmująca się filozofią kultury i filozofią współczesną. Racjonalistka z przekonania, ateistka chyba od urodzenia, wykładowca z zamiłowania, uwielbia pisać, zwłaszcza teksty na bloga, tak samo jak lubi dobrą dyskusję. Problemy inności i wykluczenia stanowią dla niej szczególnie ważne spektrum badań, od 2013 prowadzi wraz z zespołem przyjaciół projekt "kultura wykluczenia?". Założyła stowarzyszenie Rewersy Kultury, swój czas ostatnio poświęca Polskiemu Stowarzyszeniu Racjonalistów odział w Krakowie.

14 Odpowiedź na “Pewnego razu na Wawelu”

  1. 1. "Mógłby to być jeszcze jeden rytuał Kościoła istotny dla katolików żyjących w Polsce." – dziwne sformuowanie zważywszy że 95 % Polaków to katolicy.

    .

    2. "To jednak co najważniejsze, to fakt, że państwo ma być miejscem dla obywateli różnych wyznań, różnych preferencji, tak samo jak ma być miejscem dla obywateli niewierzących i ateistów. W tym sensie uczestniczenie przedstawicieli rządu w uroczystościach kościelnych, tak samo jak konsultowanie z biskupami ustaw sprawia, że równowaga zostaje zaburzona."

    .

    Konkluzja nie wynika z przesłanek. Równowaga byłaby zburzona, gdyby rząd polski gościł tylko na uroczystościach organizowanych przez Kościół Katolicki i gdyby konsultowal ustawy tylko z katolickimi biskupami. A tak nie jest. Jeżeli uczestniczy częściej w uroczystościach zorganizowanych przez Kościół Katolicki to wynika to już z przewagi 95% do 5%. Jeżeli w danym mieście na 100 noworodków rodziłoby się 95 dziewczynek, a tylko 5 chłopców, to urząd ten częściej nadawałby żeńskie imiona, co przecież nie oznaczałoby, że jakoś faworyzuje płeć żeńską.  

    .

    3.  "Religia powinna być sprawą prywatną, wierzący polityk nie powinien się afiszować, tak samo jak nie powinien działać w imię religijnych zasad. Zaburzenie tej relacji może prowadzić do przemieszczania wartości, gdzie w życie świeckie zaczną wkradać religijne zasady."

    .

    Znowu brak wynikania. Rozdział Kościoła nie oznacza, że "polityk nie powinien się afiszować", tylko że afiszowanie tego rodzaju nie może należeć do jego obowiązków jako polityka. Jeżeli ktoś jest np. prezydentem, to ma prawo nosić Matkę Boską w klapie (jak Wałęsa), jeżeli takie są jego religijne przekonania. Ale nie może istnieć przepis prawny, zmuszający prezydenta do noszenia tego lub jakiegoś innego religijnego symbolu. Gdyby taki przepis istniał, wtedy rozdział Kościoła (kościołów) od państwa byłby rzeczywiście naruszony. Prezydent, premier, poseł – są zarazem obywatelami i nadal przysługuje im prawo do manifestowania swoich przekonań religijnych. Manifestuje je jako obywatel i z własnej woli, nie jako urzędnik państwowy i z obowiązku.

     .

    4. "Niebezpieczeństwo takiego przemieszczenia ujawnia się wówczas gdy spojrzymy na nasze życie codzienne. Kwestie in vitro, aborcji, czy eutanazji, tak samo jak wiedza dotycząca historii czy biologii nie powinny wiązać się z wiarą, czy być rozstrzygane na drodze religijnych rozważań. Prawo powinno działać niezależnie od religijnych przekonań, tak samo jak nauka powinna posiadać swoje jasno wyznaczone granice."

    .

    Niby dlaczego? Przecież ludzie mają różne przekonania światopoglądowe i aksjologiczne (niekoniecznie religijne) i różne zapatrywania np. na kwestię in vitro, prawo, historię, itp. Nawiasem mówiąc także i ich światopoglad w ostateczności składa się z zasad, których nie bedą potrafili udowodnić (trzeba od czegoś zacząć procedurę dowodu). Czy światopogląd niereligijny może być dopuszczony do głosu w debacie publicznej, a jeżeli tak, to dlaczego nie może być dopuszczony światopogląd religijny?

    .

     5. "Człowiek nie czekał na religię by stworzyć moralność – ta bowiem wynikała z jego ewolucji, z jego konieczności życia w świecie społecznym."

    .

    Z równym sensem można powiedzieć, że nie ma sensu istnienie i budowanie domów, skoro człowiek wyszedł z jaskini. Ze swej strony sądzę, że umiejętność kierowania się przekonaniem o istnieniu transcendentnej Istoty Najwyższej różni nas od zwierząt. Jeżeli utracimy tę umiejetność staniemy się na powrót – zwierzętami. 

    .

    6. "Budowanie wartości na relacjach poza religijnych, świeckich i obywatelskich może przynieść o wiele trwalszy porządek i dać o wiele mocniejszą płaszczyznę do wzajemnych relacji – gdyż nie będzie ona obciążona głosem jednej religii, jednego systemu przekonań."

    Związek Radziecki w ten sposób budowano – z wiadomymi rezultatami. 

    .

    7. Przez artykuł przebija niewiara w człowieka jako istotę zdolną do racjonalnego zachowania. Jeżeli religia jest szkodliwa, sam człowiek powinien to zrozumieć, jeżeli tylko okaże mu się rzetelne argumenty – i ją porzucić. Trzeba więc walczyć z religią argumentami, a nie paragrafami, i to w ukryciu, pod pozorem walki o rozdział kościoła od państwa.  

     

    1. 1. "Mógłby to być jeszcze jeden rytuał Kościoła istotny dla katolików żyjących w Polsce." – dziwne sformuowanie zważywszy że 95 % Polaków to katolicy."

      A skąd te 95 % ? Raczej 30 -40%. Bo tylu praktykuje. Ciekawe ile osób uznaje dogmaty kk? 

      .

       

      1. Mój znajomy bardzo wierzący katolik( z mentalnością inkwizytora)stwierdził wprost :" Nie uznajesz wszystkich dogmatów katolickich , to nie jesteś katolikiem". I tu się z nim zgodzę.
         

  2. >Obrzędy i rytuały są ważne nie tylko dla osób wierzących, rozbijają codzienność wnosząc w nią nową jakość, nierzadko zmieniając uczestniczącego człowieka w nich. Dodatkowo obrzędy jednoczą, pozwalają na wspólne przeżywanie chwil dla danej wspólnoty ważnych, podkreślają jedność ludzi biorących w nich udział.  

    -A dla niektórych uczestnictwo obrzędach było pierwszym impulsem do odwrócenia się od religii, bo te jawiły im się jako zachowania całkowicie irracjonalne, absurdalne, prymitywne, zabobonne, zwyczajnie głupie i wręcz obrażajace hipotetycznego boga.  

  3. "niech politycy pozostaną w sejmie"

    .

    Postulat kuszący pod warunkiem, że politycy spełnią go konsekwentnie.
    To znaczy, że nie będą sie oni pojawiać nie tylko na uroczystościach religijnych, ale także na imprezach sportowych, w teatrach, w filharmoniach, w ZOO, na galach z okazji rozdawania rozmaitych nagród, na imprezach charytatywnych, na stokach narciarskich, w stowarzyszeniach, w NGO-sach itd.itp.
    I niech to samo dotyczy finansowania wyżej wymienionych.
    W Polsce bowiem żyją nie tylko nie-katolicy (do których się zaliczam) ale także ludzie totalnie nie zainteresowani sportem, muzyką, filmem, teatrem, turystyką, motoryzacją, literaturą, modą itd.itp.
    .
    O ile nauka czy technologie muszą być całkowicie wolne od jakichkolwiek ideologii (z ateizmem włącznie), to prawo już nie jest w stanie być a-ideologiczne, gdyż MUSI się odwoływać do jakichś wartości. Neutralność światopoglądowa to nie jest dyskryminacja religii, tylko traktowanie religii na równi ze świeckimi światopoglądami.

  4. Z przyjemnością przeczytałem tekst pani Hańderek. Inwazja religii w życie publiczne jest ogromnym problemem w Polsce. Najgorsze, że to zjawisko kojarzy się ludziom z tradycjią, z normalnością. Konflikty społeczne, które powstają w wyniku braku rozdziału Państwa i Kościoła, powodują nie tylko podziały – to zrozumiałe, ale dodatkowo eliminują możliwy konsensus z dialogu społecznego . W religijnych doktrynach nie ma bowiem kompromisu wobec innego człowieka. Jest może miłosierdzie – prawdziwe, albo nie, przebaczenie – szczere, albo nie. Litość. Ale nie kompromis. Nie równość.

  5. Jeżeli uczestniczy częściej w uroczystościach zorganizowanych przez Kościół Katolicki to wynika to już z przewagi 95% do 5%.
    .
    To nonsens.
    Kościół ewangelicki, prawosławny, albo zielonoświątkowy wcale nie ma mniejszej ilości świąt z powodu mniejszej ilości wiernych.
    Fakt, że obecna władza odrzuciła projekt ogłoszenia roku 2017 rokiem 500-lecia Reformacji (faktu przełomowego dla całej Europy – nie tylko religijnie, ale kulturowo i cywilizacyjnie), za to ogłosiła ten rok rokiem 300-lecia Koronacji Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej (wydarzenia lokalnego, bez żadnego historycznego znaczenia i nawet liturgicznie błahego dla samych Katolików) było moim zdaniem bezczelnie ostentacyjnym wyrazem pogardy, małostkowością i zaściankowością. To wstyd.

    1.  

      Tak, ale należy brać pod uwagę przypadki uczestniczenia wladz państwowych w urzoczystościach kościelnych oraz vice versa, przypadki uczestnictwa władz kościelnych w uroczystościach państwowych. Jest większe prawdopodobieństwo, że np. na otwarcie nowo wybudowanej szkoły zostanie zaproszony ksiądz, a nie pop, imam lub lokalny przedstawiciel organizacji atestycznej (np. PSR).

      .

      Nie każde wydarzenie przełomowe należy czcić – Wielka Rewolucja Francuska też była wydarzeniem przełomowym, podobnie Rewolucja Pazdziernikowa. Muszą istnieć jakieś dodatkowe powody, by w tak uroczysty sposób upamiętniać akurat Reformację. A ich nie ma, czego niestety nie można powiedzieć o ogromie szkód, do jakich doprowadziła. 

         

      1. Gada pan językiem PRL-owskich politruków, którzy wciskali nam przed laty, że to "Solidarność" doprowadziła do niepokojów społecznych, stanu wojennego i maskary w "Wujku".
        Bez takiej demagogii proszę.
        Gdyby nie ośli upór papiestwa, jego pycha, żądza władzy i chciwość pieniędzy to Reformacja byłaby przyspieszonym drugim soborem watykańskim, a nie rewolucją.
        Zresztą nawet Sobór Trydencki nie dokonałby tych kilku pozytywnych reform, gdyby nie Reformacja.

        1.  

          Reformacja Lutra i Kalwina wylała dziecko z kapielą. Kościół zreformowałby się bez nich (nie ma ludzi niezastąpionych!); tendencje reformistyczne istniały bowiem dużo wcześniej, o czym świadczą dzialalność i pisma np. Piotra z Ailly oraz Jana Gersona. 

          1. Prosze mi powiedzieć, co  punktu widzenia katolika było złego w 95 tezach Lutra?

            Czemu w papież Leon X w reakcji na nie nazwał Lutra "pijanym Niemcem"?

            Co oprócz pychy i żądzy mamony przeszkadzało przyjąć te mądre tezy, skoro – jak pan twierdzi – kościół i tak zamierzał sie zreformować?

    2. I tu się zgodzę. Reformacja była pierwszym krokiem we właściwą stronę. I choćby z tego powodu powinna być upamiętniona. 
       

  6. Osobiscie nie dziwie sie ze za PiSu nastepuje klerykalizacja. O wiele bardziej mnie dziwila i martwiła klerykalizacja za czasow SLD i PO. To ze PiS ma sojusz klerykalno-prawiczkowy,  to przeciez nic dziwnego. Natomiast sojusz SLD, czy PO z  klerem – to chciało sie rzygac. 

    Bardziej mnie interesuje co z tym fantem zrobi  opozycja (w koncu) dojdzie do władzy. Bo jesli bedzie to jedynie powrot do starych układow, to szkoda gadac i pisac. 

    1. Kler powinien podlegać represjom za popieranie obecnego reżimu(np. przez wstrzymanie wszelakich dotacji finansowych i rozliczenie wszelakich przekrętów z przeszłości). To powinna zrobić normalna opozycja po dojściu do władzy.
       

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

10 − 5 =