Dzisiejszy koncert był inauguracją sezonu przez Wrocławską Orkiestrę Barokową. Z tymi inauguracjami mam trochę problem, bowiem większość wrocławskich zespołów występowała z powodzeniem na niedawnej Wratislavii Cantans, z której znacząca część odbywała się do tego w gmachu Narodowego Forum Muzyki. Szukając jakiejś korelacji świadczącej o tym, że dany koncert jest inauguracją trafiłem na trop, jakim jest występowanie szefów artystycznych zespołów przy ich otwarciach sezonów.
Choć na Wratislavii Wrocławska Orkiestra Barokowa zabłysła pełnym blaskiem, to pierwszy koncert sezonu był nieco mniej fortunny. Zawiodły szczególnie waltornie, których nie zrównoważyły rewelacyjne solówki fletu (choć całe drewno też trochę chwiało się brzmieniowo). Smyczki grały poprawnie w Haydnie i już lepiej niż tylko poprawnie w Mozarcie.
Na koncercie poświęconym klasykom wiedeńskim usłyszeliśmy dwie późne symfonie – Symfonię Es-dur Hob. I:99 Józefa Haydna i Symfonię Es-dur KV 543 Wolfganga Amadeusza Mozarta. Największą atrakcją okazały się utwory orkiestrowo – wokalne Mozarta w wykonaniu WOB i sławnej sopranistki Reguli Mühlemann. Całością dyrygował szef artystyczny WOB i znakomity wiolonczelista Jarosław Thiel.
Symfonia Es-dur Hob. I:99 Józefa Haydna należy do grupy symfonii londyńskich wiedeńczyka. Wielka Brytania była w czasach między Haendlem a Elgarem swoistym paradoksem – jako imperium zawładnęła sporą częścią świata, narzucając mu na stałe swe prawa i język, lecz jako matecznik kompozytorów niespecjalnie była wielka. Każdy anglofil zauważy tu natychmiast, że wielu było świetnych brytyjskich kompozytorów między schyłkiem baroku a schyłkiem romantyzmu. Zgadzam się z tą tezą, lecz jednocześnie zauważam, że brak wsparcia dla kompozytorów w ojczyźnie Szekspira zaowocował sytuacją, w której nie ma równie sławnego brytyjskiego odpowiednika Brahmsa czy Schuberta, Cherubiniego czy Haydna.
Co jednak ciekawe, Brytyjczycy okazali się hojnymi mecenasami dla niektórych kompozytorów z Kontynentu. Najsławniejszymi wśród nich byli Józef Haydn i Mendelssohn. Obu tych twórców charakteryzuje swoista lekkość, barwna pastelowość i poczucie dystansu do siebie owocujące w muzyce nie tak częstym dla niej poczuciem humoru. U Mendelssohna humor był malowniczy i romantyczny, u Haydna oświeceniowy i intelektualny, choć także całkiem często ludycznie przystępny.
Za jedno z arcydzieł londyńskich Haydna chwycili wrocławscy barokowcy otwierając swój sezon 2019/20. Niestety, otwierającej koncert Symfonii Es-dur Hob. I:99 zabrakło wyrazistości i wsłuchania się w świat późnego Haydna. Były natomiast zbyt częste kiksy i opóźnienia rogów, co w dużym stopniu ograniczyło siłę wyrazu orkiestry i klarowność ogólnej wizji. Warto jednak podkreślić piękne oddanie postmozartowskich motywów w drugiej części przez drewno orkiestry.
Niewątpliwą gwiazdą wieczoru była szwajcarska sopranistka Regula Mühlemann, która znana jest melomanom z licznych płyt. Podpisała kontrakt z Sony i na rynku są popularne dwie jej płyty przekrojowe – w albumie Cleopatra zgromadziła barokowe Kleopatry, na płycie z 2016 roku prezentuje natomiast arie Mozarta. Całe opery z udziałem Mühlemann wydał z kolei Deutsche Grammophon – artystka wcieliła się w Papagenę z Czarodziejskiego fletu, wzięła też udział w zachwalanej przez krytyków Wierności Tytusa. Obie te opery poprowadził Yannick Nezet-Seguin, uznawany za jednego z największych dyrygentów naszych czasów.
Rodzinnym miastem Reguli Mühlemann jest Lucerna, gdzie artystka zasłynęła rolą Julii w Romeo i Julii. Szybko stała się też wziętą śpiewaczką Mahlerowską, realizując Ósmą i Czwartą Mahlera z najlepszymi zespołami. Nie zabrakło jej też w Dziewiątce Beethovena. Artystka śpiewała też już z powodzeniem role Rossiniego, jak i Eliksir miłosny. Ma na swoim koncie debiut filmowy w obrazie opartym na Wolnym strzelcu Webera gdzie zaśpiewała Ännchen. Film nazywa się “Hunter’s Bride, został wyreżyserowany przez Jensa Neuberta, London Symphony Orchestra prowadzi na nim Daniel Harding.
Na wrocławskim koncercie Mühlemann wykonała L’amerò, sarò costante z opery Il re pastore KV 208, In un istante oh come i Parto, m’affretto oraz Strider sento la procella z opery Lucio Silla KV 135. Po przerwie usłyszeliśmy też porywający motet Exsultate, jubilate KV 165 (158a). Od samego początku zachwyciła mnie piękna, pełna emisja głosu artystki we wszystkich rejestrach. Swobodna góra i głębokie, stylowe, Mozartowskie doły, w które tak bardzo lubi się wdzierać metafizyczny niepokój. Godna odnotowania jest także solówka Zbigniewa Pilcha. Ogólnie cała orkiestra grała tu bardzo dobrze.
Szczególną niespodzianką było dla mnie Exsultate, jubilate zaśpiewane z ogromną wirtuozerią, ale w spokojnym tempie, bez narastającego napięcia znanego z wielu innych wykonań. Zamiast napięcia była zaduma i swego rodzaju retoryczny pejzaż, przypominający o tym, że Mozart w swoich utworach sakralnych lubił stawać jedną stopą w barokowej przeszłości. Na bis artystka sięgnęła po późniejszego Mozarta. Jej śpiew zostawił we mnie głębokie wrażenie, wciąż myślę o nietypowym oddaniu przez nią wszechświata Mozarta. Tej nowości spojrzenia służy doskonale piękny głos i duże wyczucie stylu w detalach.
Symfonia Es-dur KV 543 zagrana na koniec przez Wrocławskich Barokowców miała znacznie więcej szczęścia niż Haydn, choć zabrakło w niej trochę energii i zadziorności. Jest coś ludowego w tej późnej symfonii i dobrze to skontrastować z Mozartowską elegancją i wyrafinowaniem. Miłośnicy popu często lubią wskazywać na Mozarta jako ich prekursora, w końcu kto inny stworzył tyle pięknych i uzależniających melodii? Tymczasem to nie prawda. Mozart być może i chciał być „muzycznym populistą”, lecz jego geniusz kazał mu tworzyć dzieła śmiałe i niejednokrotnie bardzo wyrafinowane intelektualnie. Tym razem usłyszeliśmy wykonanie spokojne, „comme il faut”. Orkiestra i dyrygent nie byli w formie znanej mi z ostatniego koncertu, czyli Ptolemeusza i Aleksandra Dominika Scarlattiego z Wratislaviowego 7 września. Zważywszy na świetną formę orkiestry w poprzednim sezonie, wkrótce możemy spodziewać się lepszego Haydna w tym samym wykonaniu, na co zresztą dał nadzieję sam bis orkiestry. Październikowy koncert był jednak bardzo udany z uwagi na świetną Regulę Mühlemann.