Od dawna zdarza mi się, że gdy prowadzę z kimś jakąś rozmowę na temat, w którym między mną a rozmówcą zachodzi różnica zdań, adwersarz stawia irracjonalny opór wobec argumentów, za pomocą których staram się dowieść prawdziwości swoich tez, jako – moim zdaniem – bliższych prawdy obiektywnej. Dyskutant taki lubi używać stwierdzeń w stylu "ale to tylko twoje zdanie, każdy ma własne", tak jakby z faktu, że każdy może posiadać własne zdanie na dany temat wynikało, że zdanie każdego liczy się tak samo, bez względu na jakość argumentów. Nie chcę tutaj wywyższać mojej prywatnej opinii w danej sprawie, jako takiej, która z definicji miałaby się równać prawdzie obiektywnej, przeciwnie: pragnę przypomnieć, że coś takiego jak prawda obiektywna w ogóle istnieje i że jest ona nadrzędna w stosunku do ludzkich sądów, choć częsta niemożność jej absolutnego uchwycenie wcale nie wyklucza tego, że jedni mogą być na lepszym tropie niż inni. Samo z resztą pytanie, czy można ją odkryć, jest zagadnieniem osobnym, to co istotne zawiera się w przyjęciu założenia, że prawda obiektywna istnieje, a w tradycji filozofii europejskiej definiuje się ją jako to, co zgodne jest z rzeczywistością.
Przyczyny tak defensywnego wobec obiektywności prawdy podejścia mogą być różne. Jedną z nich będzie na przykład – często w telewizji racjonalista krytykowana – rosnąca w siłę moda na postmodernizm, którego przedstawiciele, poprzez tworzenie pozorów naukowości własnych wywodów, starają się pojęcie prawdy relatywizować, jako rzecz subiektywną bądź mętną. Inna przyczyna – co ludzie "siedzący w temacie" zauważają – leży w zjawisku nasiąkania naszej, wyrosłej na gruncie myśli postsokratejskiej (ze szczególnym uwzględnieniem filozofii Arystotelesa), cywilizacji wpływem dalekowschodnich koncepcji prawdy, która jest nam dostępna, ale której każdy powinien szukać w sobie samym (coś w tym rodzaju udzielało się już Kartezjuszowi, który doszedł do wniosku, że aby dociec prawdy, musi porzucić całą swą dotychczasową wiedzę, by rozpocząć samotną wędrówkę po szlaku własnych rozważań, tyle że on cały czas miał jeszcze na myśli prawdę obiektywną, a jego przemyślenia ukierunkowywały się na poszukiwanie metody jej dociekania). Innych źródeł wolno się doszukiwać we wpływach rosnącej w siłę cywilizacji islamu, w której kłamstwo ma swoje moralne uzasadnienie w Koranie: w sytuacji szczególnego zagrożenia życia, lub w imię szerzenia religii, każdy wierzący muzułmanin ma prawo publicznie wyrzec się swojej wiary, zachowując ją jednak w sercu (takijja, ketman). Omawiane zjawisko może także wynikać z wypaczonego rozumienia pojęcia postępu, jako zmian przeprowadzanych w sposób bezwzględny i nieukierunkowanych, ale budowanych na zgliszczach wszystkiego, co do tej pory ostawało się w tradycji jako cywilizacyjny dorobek, rzecz wartościowa. Czymś takim od prawie 2.5 tys. lat było właśnie pojęcie prawdy obiektywnej.
Bez przyjęcia założenia, że istnieje coś takiego jak prawda obiektywna, nie byłoby możliwe uprawianie nauki. Gdyby strukturę wszechświata cechowała chwiejność i zmienność praw, eksperymenty naukowe nie miałyby racji bytu, bo nie dostarczałyby żadnych odpowiedzi, ani do niczego nas nie zbliżały. Postęp, jaki dokonał się w nauce, świadczy jednak na rzecz tezy przeciwnej: prawda obiektywna istnieje i – co więcej – można się do niej zbliżać.
Mylą się ci, którzy twierdzą, że różne są jej rodzaje, sugerując iż obok prawdy obiektywnej istnieje też prawda subiektywna, jako coś od tej pierwszej innego i do pojęć obiektywnych niesprowadzalnego. Błędne myślenie wynika tutaj z pomieszania pojęć: to, co w języku potocznym zwykło się nazywać prawdą subiektywną, nie jest niczym innym jak subiektywną opinią, która, jeżeli tylko pokrywa się z rzeczywistością, tożsama jest z prawdą obiektywną, albo z obiektywnym fałszem, jeżeli faktycznego stanu rzeczy nie oddaje. Powiedzenie mówiące, że "każdy ma swoją prawdę" jest potocznym zwrotem na określenie faktu, że każdy człowiek posiada prywatny zbór opinii na temat rzeczywistości, albo – w innej interpretacji – że każdy człowiek, jako osobna istota, posiada swoją własną i niepowtarzalną historię. Nawet fakt posiadania tego wewnętrznego świata subiektywnych odczuć, w filozofii nazywanych qualiami, nie uprawnia do postulowania istnienia innego "rodzaju" prawdy. Jeżeli ktoś właśnie doświadcza subiektywnego wrażenia, jakim jest ból w stawie kolanowym, jest to ciągle prawda obiektywna (rzecz zgodna ze stanem faktycznym), choć dostęp do niej posiada wyłącznie osoba owym bólem dotknięta, chyba że podłączyłoby się ją do jakiejś specjalnej aparatury, która byłaby to w stanie sprawdzić. Rzecz ma się podobnie w odniesieniu do kwestii "równouprawnienia" zmiennych smaków i subiektywności piękna. Choć nie da się zaprzeczyć temu, że różnym ludziom przypadają do gustu różne rzeczy, to jednak nie można formułować zdań w stylu: "prawda o tym, co piękne jest prawdą subiektywną". Jest to bowiem znów obiektywna prawda o naszych (z definicji) subiektywnych preferencjach estetycznych. Ta prawda dotyczy nas, a nie obiektów naszych westchnień czy upodobań. Używanie w takim wypadku pojęcia "prawda subiektywna" powoduje, że w naszej świadomości tworzy się mylne przeświadczenie o tym, że nie da się zjawiska odczuwania czegoś jako piękne sprowadzić do pojęć obiektywnych. Toczony od wieków spór stawiał sobie za cel odnalezienie odpowiedzi na pytanie o istnienie piękna, które byłoby niezależne od podmiotu poznającego. W akcie doznawania estetycznych wrażeń podmiot poznaje jedynie samego siebie. Gdy jednak zadamy sobie pytanie o wartość jakiegoś dzieła sztuki, na przykład utworu muzycznego, będziemy musieli użyć pewnych obiektywnych kryteriów. Możemy zapytać o jego złożoność, o oryginalność użytych zabiegów, łatwość bądź trudność scenicznego odtworzenia, albo o zgodność z konwencją, w której został wykonany. Nie bez znaczenia będzie tutaj również to, jak dany utwór wpływa na dany rodzaj odbiorcy. Może to być wpływ moralny i pro/antyzdrowotny: czy słuchanie hip-popu wzmaga poziom agresywności? Czy czytanie niektórych wybitnych pod względem formy i/lub zdolności oddziaływania na emocje dzieł literackich, takich jak poezja epoki romantyzmu, albo wiersze Edwarda Stachury, prowadzi do odrętwiającej nadwrażliwości? Czy książki Paulo Coelho, mimo swej "gniotowatości" nie mają jednak pozytywnego wpływu na mniej wybrednego czytelnika? Odpowiedzi na takie pytania udzielić nie jest trudno: takie rzeczy daje się bardzo łatwo mierzyć. Można na przykład sprawdzać korelację (która, choć nie wskazuje z góry na związek przyczynowo-skutkowy, jest dobrym punktem wyjścia do postawienia hipotezy o takim związku) pomiędzy liczbą ludzi słuchających takiego, a nie innego rodzaju muzyki, a procentową ilością tychże, odbywającą kary pozbawienia wolności. Można też sprawdzić jakiego rodzaju sztuką interesują się ludzie cierpiący na różnego rodzaju zaburzenia emocjonalne bądź w czym używali sobie za życia "sprawcy" aktów (lub prób) samobójczych.
Może to być wpływ na rozwój intelektualny: czy słuchanie Mozarta naprawdę mocno wpływa na rozwój inteligencji dziecka? Niekoniecznie tak musi być. Jest jednak zapewne tak, że osoby o lepszych zdolnościach w danej dziedzinie (np. muzyka) będą przejawiać większe zainteresowanie pewnymi gatunkami, a mniejsze (z niechęcią włącznie) innymi. Zdolności muzyczne, plastyczne i literackie do pewnego stopnia da się mierzyć (z tym że mierzenie zdolności literackich na przykład wymaga uwzględnienia większej liczby kryteriów). Czy da się w związku z tym mówić o obiektywnie wyższej wrażliwości na dany rodzaj sztuki u zdolniejszych jego odbiorców? Uważam, że tak. Z faktu, że nie wszystkim to samo się podoba, nie wynika wcale, że wrażliwość estetyczna nie poddaje się żadnym miarom. W przypadku muzyki, osoby nieumiejące prawidłowo rozróżniać dźwięków w takim stopniu, by zauważyć, że w danej melodii pewna nuta zagrana została wyżej niż inna, nie będą rozumiały wartości utworu. Jeżeli utwór ma na tyle skomplikowaną (albo szybką) melodię, że nawet sprawnemu odbiorcy ciężko będzie "wyłapać" ciekawe zabiegi, to i tak mogą mu się one ujawnić, gdy lepiej się z ową melodią zapozna, co być może pozwoli mu ją bardziej docenić (o ile utwór na to zasługuje). Osoba pozbawiona słuchu muzycznego, słuchająca wartościowego utworu muzycznego, stanowi analogię do osoby mającej dobry słuch muzyczny, słuchającej utworu wartościowego, ale zbyt trudnego, by móc się nim od razu zachwycić. Nawet tej samej osobie, do niedawna uwielbiającej słuchać pewnego utworu, który uważała za świetny, może się on przestać podobać po pięćsetnym przesłuchaniu – czy znaczy to, że utwór stał się "zły w sensie subiektywnym"? Brak zdolności do zachwycania się obiektywnie dobrą muzyką może wynikać również z różnych zaburzeń, związanych z ośrodkami mózgowymi, odpowiedzialnymi za emocje. Ponieważ słuchanie muzyki wiąże się z doznawaniem emocji, należy postulować występowanie mózgowych sprzężeń zwrotnych pomiędzy ośrodkami emocji i ośrodkami, odpowiedzialnymi za przetwarzanie informacji dźwiękowej. Nauka śpiewu i gry na instrumencie oraz słuchanie utworów muzycznych powoduje zapewne rozwój pewnych struktur mózgowych, a tym samym doskonalenie muzycznej wrażliwości. Czy wrażliwość muzyczna ludzi, którzy muzyki słuchają tylko dlatego, że "chcą się rozerwać", albo "zrelaksować" jest równa wrażliwości osób, umiejących dostrzegać w niej cokolwiek więcej? Czy "subiektywna opinia" mężczyzny, cierpiącego na kataraktę, który wszedł do muzeum i z trudem wyczytując coś na obrazie, którego autor uchodzi za specjalistę od światłocienia, zapytał "co wy w tym kiczu widzicie" jest tyle samo warta, co opinia studentów akademii sztuk pięknych, na co dzień zajmujących się kopiowaniem Rembrandta? Czy wrażliwość na dzieła sztuki jednego człowieka jest zawsze "równa" wrażliwości drugiego?
Problem z rozumieniem znaczenia pojęcia prawdy obiektywnej wiąże się też z rozpowszechnianiem się obiegowych zwrotów, jak ten, głoszący iż "w każdym stwierdzeniu jest jakaś cząstka prawdy". Czy zdanie to nie jest wyrazem gwałtu, jaki zadaje się podstawowym prawom logiki? Bo jeżeli na przykład uważa się, że dane stwierdzenie jest wewnętrznie spójne, wtedy wszystkie zdania, które się na to stwierdzenie składają (tzw. koniunkcja zdań), muszą być zdaniami prawdziwymi. Zdanie "Ania zawsze lubi Jasia i Ania nigdy nie lubi Jasia" jest zdaniem (logicznie) nieprawdziwym. Czy w zdaniu tym drzemie jakaś cząstka prawdy? Nawet jeśli jedno z jego zdań składowych jest zdaniem prawdziwym, (np. "Ania zawsze lubi Jasia"), to i tak nie da się sensownie mówić o tym, że "drzemie" tu jakaś cząstka prawdy, ponieważ pełne zdanie już w założeniu uchodzi za spójną całość i "chce" być uważane za prawdziwe właśnie jako całość. Gdy dana teoria naukowa zostaje obalona za pomocą jednego kontrargumentu, nie należy mówić, że "drzemała w niej jednak jakaś cząstka prawdy", związana z tym, że część argumentów, która ją miała wspierać, była merytorycznie prawdziwa. A nie należy tak mówić, ponieważ argumenty miały wspierać teorię, a nie siebie same. Co bardziej uparci mogliby twierdzić, że w teorii geocentrycznej drzemała jednak jakaś cząstka prawdy, bo przecież Słońce wokół Ziemi krąży w naszych oczach, więc – krąży. I byłaby to czysta sofistyka, ponieważ teoria geocentryczna głosiła, iż Słońce krąży wokół Ziemi w sensie dosłownym, a nie iluzorycznym.
A jak ma się sprawa ze zdaniem "nie ma tylko jednej prawdy"? Zdanie to jest obiektywnie prawdziwe, ale tylko w tym sensie, że istnieje (nieskończenie?) WIELE ZDAŃ logicznie i merytorycznie prawdziwych. Zdanie "Ziemia krąży wokół Słońca" i zdanie "2+2=4" to dwie niezależne od siebie prawdy obiektywne. Nie można jednak twierdzić, że dwa nawzajem wykluczające się twierdzenia, odnoszone do tego samego aspektu rzeczywistości, z których tylko jedno jest merytorycznie prawdziwe, stanowią "więcej niż jedną prawdę" o tym aspekcie. I należy zauważyć, że tamte (jak wyżej) różne (istotnie zgodne z rzeczywistością) prawdy, nie są RODZAJAMI prawdy, ale zbiorem zdań prawdziwych.
Czy można natomiast twierdzić, że istnieją dwa rodzaje prawdy: prawda logiczna i prawda merytoryczna? Żadna z nich nie stanowi z pewnością opozycji do prawdy obiektywnej. Zdanie logicznie prawdzie (znaczenie słowa "prawda" w terminologii logiki), takie jak 'jeżeli wszystkie psy mają po cztery łapy i Reksio ma tylko trzy łapy, to Reksio nie jest psem' jest zdaniem logicznie prawdziwym, ale jego pierwsza część jest merytorycznie ("materialnie") fałszywa (wiemy przecież, że niektóre psy nie mają czterech łap). Słowo "prawdziwy" w języku logiki znaczy tyle co logicznie poprawny, nie jest to zatem inny (niż prawda obiektywna) rodzaj prawdy, ale inne użycie słowa prawda. Można z resztą zauważyć, że twierdzenia o poprawności zdań logicznych są prawdami (lub nieprawdami) natury merytorycznej: prawdą merytoryczną jest bowiem stwierdzenie, że 'jeśli wszystkie psy mają po cztery łapy, a Reksio ma tylko trzy, to Reksio nie jest psem'. Zdanie to jest w zasadzie skróconym stwierdzeniem, że 'jeżeli prawdą merytoryczną byłoby to, że wszystkie psy mają po cztery łapy, a Reksio ma tylko trzy łapy, trzeba by było wyłączyć Reksia ze zbioru psów'. Zdanie to nie przesądza przecież wcale o tym, że Reksio nie jest psem, przedstawione jest bowiem w trybie warunkowym. Prawda merytoryczna to w zasadzie po prostu prawda obiektywna, prawda logiczna, to prawda obiektywna o poprawności logicznej zdania.
Czyjaś opinia może, ale nie musi pokrywać się z prawdą obiektywną. Jest tyle opinii ilu ludzi i trzeba się w tym jakoś odnaleźć, tworzy się więc różne reguły, dotyczące tego, jak należy zachowywać się w konfrontacji z opiniami sprzecznymi z naszą własną. Rzecz to chwalebna, warto jednak zwrócić uwagę na nadużycia, do których na tym polu dochodzi. Jednym z nich jest przekonanie o konieczności "szanowania cudzej opinii". Czy powinniśmy szanować opinię obraźliwą? Czy powinniśmy szanować opinię skrajnie absurdalną? Czy powinniśmy szanować opinię tylko dlatego, że jest opinią? Czy powinniśmy szanować opinię, z którą nie jesteśmy się w stanie zgodzić? Co to w ogóle znaczy, że ktoś "szanuje" opinię, z którą się nie zgadza? Nieraz gdy obserwuję jakiąś dyskusję (albo w niej uczestniczę) zdarza mi się słyszeć to słynne "nie zgadzam się z tobą, ale szanuję twoje poglądy". Czy osoby, które coś takiego mówią, zdają sobie sprawę z niedorzeczności swoich słów? Ewentualny szacunek należy się samemu rozmówcy, a nie jego opinii, a wyrażany jest w tym, że się go nie obraża poprzez stosowanie tzw. argumentum ad personam, daje się mu dojść do słowa i właśnie nie zgadza się z nim tak długo, jak długo nas do swoich racji nie przekona, lub nie nawiąże się jakaś nić porozumienia (szachista, który pozwala wygrać swojemu przeciwnikowi, nie ma do niego, jako do szachisty, zbyt wielkiego szacunku – uważa go za gorszego, więc "daje mu fory"). Powiedzenie "nie zgadzam się z tobą, ale szanuję twoje poglądy" jest sparafrazowanym (i sprowadzonym do absurdu) zdaniem z jednej z książek Evelyn Beatrice Hall, w której ta, chcąc podsumować związane z prawem do wolności słowa poglądy francuskiego filozofa Voltaire'a, pisała: "Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć". I to jest piękne. Natomiast "szanowanie opinii" zalatuje już jakimś podstępem, kłamstwem (szczególnie gdy opinie są skrajnie różne). Może być zwykłym chwytem retorycznym, z użyciem którego dyskutant stara się osłabić przeciwnika, tak jak ów lis, który tylko po to chwalił głos kruka, by ukraść ser, trzymany przez niego w dziobie. Szanowanie opinii prowadzi do wypaczonych konkluzji. Szacunek należy się prawdzie obiektywnej, a ludzie powinni zachowywać dystans w stosunku do tego, co prawią (to, co mówimy, jest czymś osobnym od nas). Pamiętamy wszak, że magis amica veritas.
Chyle czola..
Bardzo mi miło, pozdrawiam 🙂
1. Rozwiązanie dylematu "subiektywne-obiektywne" wcale nie musi być dychotomiczne – w ogóle ignorujesz rozwiązanie i stanowisko Kantowskie, jak gdyby go w ogóle nie było.
.
2. Rozwój nauki wcale nie świadczy o istnieniu prawdy obiektywnej. Owa niezmienność i brak chwiejności praw rzadzacych światem wcale nie musi mieć bowiem obiektywnego – że tak powiem – umocowania (vide pkt. 1). Poza tym świat, jego struktura i prawa mogą się zmieniać w sposób niedostrzegalny dla nas i dla (naszej, jak by nie było) nauki. Nasze zmysły i wszystkie narzędzia poznawcze mają wszak ograniczoną czułość. Unieważnialaby naukę drastyczna zmienność swiata i jego praw, a więc pewien szczegolny rodzaj nieobiektywnosci.
.
3. Można posługiwać się pojęciem prawdy obiektywnej, ale należałoby podać kryterium odróżniające subiektywne mniemanie od prawdy obiektywnej. Jeżeli takim kryterium miałaby być "zgodność z aktualnymi ustaleniami nauki", to wiele prawd jeszcze nieodkrytych nie mogłoby być prawdami obiektywnymi. Poza tym samo to kryterium, jako wymysł filozofów nauki, nie spełnia nakładanych przez siebie warunków. Nauka mówi o świecie – nie słyszałem, by mówiła cokolwiek nt. prawdy, jej subiektywności lub o. Tak czy owak – co stanowi kryterium p. o.?
1. Czy możesz przedstawić rozwiązanie i stanowisko Kantowskie? I o jaką dychotomiczność rozwiązania dylematu "subiektywne-obiektywne" ci chodzi? Ja mówię tylko o tym, że tzw. prawda subiektywna daje się sprowadzić do prawdy obiektywnej i oznacza po prostu opinię, albo doznanie subiektywne, którego istnienie jest obiektywną prawdą.
2. Chciałem zwrócić uwagę na fakt, że samo PRZYJĘCIE ZAŁOŻENIA że istnieje coś takiego jak prawda obiektywna, pozwoliło rozwinąć się nauce. Gdyby wierzono, że prawda jest chwiejna i zmienna, nie pytano by w ogóle wszechświata (na drodze eksperymentów) o to, jak działa. Eksperymentalne "podpuszczanie" wszechświata doprowadziło nas do naukowego POSTĘPU. Więcej zatem wskazuje na to, że prawda obiektywna istnieje i przy okazji nic nie wskazuje na to, że nie istnieje. A twierdzenie, że istnieje coś takiego jak prawda obiektywna, to po prostu twierdzenie, że jest coś, co jest na pewno prawdziwe. I nie jest to oczywiście prawda, wyrażona w jednym zdaniu. Jest bowiem wiele prawd, czyli zdań prawdziwych, odnoszących się do rzeczywistości. Obserwujemy raczej niezmienność praw (a nie ich zmienność). Dopóki nauka działa, dopóty mamy pełne prawdo mniemać, że właśnie ona jest drogą do poznania (lub lepiej: zbliżania się do) prawd obiektywnych. Poza tym wiele błędów w myśleniu o prawdzie wynika stąd, że się ją traktuje jak jakieś jedno zdanie absolutne. Jest wiele PRAWD OBIEKTYWNYCH, a nie JEDNA PRAWDA OBIEKTYWNA. Prawda obiektywna to zbiór prawd obiektywnych. Jednym z nich jest fakt, że 2+2=4.
3. Prawda obiektywna nie potrzebuje kryterium. Wierzymy po prostu, że coś jest prawdą i staramy się ją odkryć. I dobrze na tym wychodzimy: rakiety latają, komputery liczą, a medycyna uzdrawia.
Twoja odpowiedz sprowadza się do powtórzenia (tylko że innymi słowami) tego, o czym mówiłeś w artykule. Nie odniosłeś się do poczynionych przeze mnie zastrzeżeń.
.
"A twierdzenie, że istnieje coś takiego jak prawda obiektywna, to po prostu twierdzenie, że jest coś, co jest na pewno prawdziwe". Jest to twierdzenie fałszywe, jeżeli przyjąć rozwiązanie Kantowskie, o czym wcześniej pisałem. Ludzki umysł może być tak zbudowany, że coś będzie "na pewno prawdziwe" dla wszystkich istot ludzkich. Nawet implikacja od prawdy subiektywnej do obiektywnej, na którą to implikację wskazujesz, może czerpać swoja pewność ze struktury naszego umysłu, a nie z samego świata. Jeżeli odpowiesz "no, tak, ale jest prawdą obiektywną w takim razie, że struktura naszego umysłu jest taka, a nie inna!", odpowiem, że również to stwierdzenie (i jego prawdziwość, ktora jawi się jako niewątpliwa) wypływa tylko z naszego sposóbu ujmowania świata.
Odnoszę silne wrażenie, że po prostu nie rozumiesz co w tradycji myśli europejskiej znaczy pojęcie prawdy obiektywnej. Prawda obiektywna, to jest to, co jest zgodne z rzeczywistością (koniec definicji). Nie ma znaczenia, czy ją znamy, albo czy mamy do niej dostęp: ona i tak istnieje, bo coś na pewno jest prawdą. Było to wielkie odkrycie Arystotelesa, które okazało się owocne: na jego bazie spoczywa cała wartościowa myśl europejska, w tym nauka. A powtórzyłem się tylko po to, żeby zwrócić Twoją uwagę na to, w jakim trybie pisałem odnośnie powiązania między nauką a prawdą obiektywną. Pisałem o nim "ostrożnie".
"Prawda obiektywna, to jest to, co jest zgodne z rzeczywistością (koniec definicji)", itd. Posługujesz się teraz nową definicją prawdy obiektywnej, zresztą skądinąd niezdognie z Arystotelesem, albowiem ten nie posługiwał się w ogóle pojęciem "prawdy obiektywnej", tylko "prawdy". Jeżeli w Twoim rozumowaniu "prawda obiektywna' znaczy tyle, co słowo "prawda", to po co dodawać określenie "obiektywna"? "Prawda subiektywna" chyba oznacza mniemanie, że coś jest prawdą i ściśle biorąc nie jest to w ogóle prawda (w ścisłym, powyższym znaczeniu tego słowa), gdyż prawda jest zgodnością mniemania z rzeczywistością, a nie mniemaniem.
.
"Nie ma znaczenia, czy ją znamy, albo czy mamy do niej dostęp: ona i tak istnieje, bo coś na pewno jest prawdą."
.
Tak, ale skąd bierze się pewność tego, że coś na pewno jest prawdą? Do tego również poczyniłem ("kantowskie") zastrzeżenie i znowu się do niego nie odniosłeś.
.
Dodam jeszcze, że w argumentacji posługujesz się jeszcze jednym fałszywym założeniem: nauka nie zakłada, że istnieje prawda ("prawda obiektywna") i nie rozwija się za sprawą tego założenia. Do takiego rozwoju w zupełności wystarczy brak założenia przeciwnego, a więc założenia, że prawda jest zmienna, itd. Czym innym jest zakładanie, że A, a czym innym nie zakladanie nie-A. Badanie ma sens, dokąd nie zakładamy zmienności prawdy.
Elapsie, mój artykuł napisany został właśnie w tym celu, aby uświadomić (nieświadomym), że – jak tytuł wskazuje – prawda jest ZAWSZE obiektywna. Tekst ma zwrócić uwagę na fakt, że nie ma RODZAJÓW prawdy. Wyrażenia PRAWDA OBIEKTYWNA używam po to, aby podkreślić, że prawda jest OBIEKTYWNA. I nigdy subiektywna. Tłumaczę, że nawet jeśli używa się sformułowania PRAWDA SUBIEKTYWNA, to tylko w jakimś potocznym znaczeniu. Dlatego TO WŁAŚNIE JA (i na to tytuł wskazuje) podkreślam na wszystkie możliwe sposoby, że prawda obiektywna to w zasadzie tautologia.
Elaspie*
Twoje rozumowanie zastosawane w praktyce dałoby niewielkie szanse na odkrycie maszyny parowej. Na szczęście pewni ludzie uznali, że świat składa się z prawd obiektywnych.
Maszyna parowa to akurat została wynaleziona a nie odkryta.
Myślę, że bez większego trudu można by ją było skonstruować przyjmując, że wrażenie iż ona działa jest subiektywne.
Za to realną barierą dla tego wynalazku był brak zapotrzebowania. Dopiero wzrastający koszt siły roboczej stworzył dlań przestrzeń. W czasach Herona z Aleksandrii niewolnicy byli zbyt tani.
Na przykład Elasp napisał że po dziurawych drogach ludzie jeżdżą wolniej i jest mniej zabitych na drogach. Tymczasem w Rosji jest 27 000 zabitych na drogach rocznie, a w Niemczech i Francji razem 6000. Niemcy i Francja mają prawie tyle samo ludności co Rosja.
Tak wygląda "prawda" Elaspa.
"…napisał że po dziurawych drogach ludzie jeżdżą wolniej."
.
Gdzie i kiedy tak napisałem?
Oczywiscie ze prawda jest jedna, ale to logika decyduje co jest prawdą, bo prawda jest wg jakiejs logiki. W naszym swiecie, w naszym zakresie energi i wielkosci przestrzennych obowiazuje logika klasyczna. Ale w mikromikroswiecie swiecie czy tez w zakresie poteznych energii logika moze byc inna. Ale prawda tez bedzie obiektywna wg tej innej logiki. Kazda kategoria ma swoją logike. My obracamy sie codziennie wokol logiki klasycznej.
Logika to logika, a prawda to prawda, logikę możesz stosować dla fałszywych twierdzeń, prawdę nie. Aby logika miała sens, musi się poruszać w obszarze faktów, co proste nie jest, gdyż ustalanie faktów czasem bywa wielce męczące.
"…Beatrice Hall, w której ta, chcąc podsumować związane z prawem do wolności słowa poglądy francuskiego filozofa Voltaire'a, pisała: "Nie zgadzam się z tym co mówisz, ale oddam życie, abyś miał prawo to powiedzieć". I to jest piękne. Natomiast "szanowanie opinii" zalatuje już jakimś podstępem, kłamstwem…" – oczywiście . BRAVO!!! poza tym ma pan u mnie wolterianina punkt za wspomnienie o nauczycielu Europy w XVIII w. Gdybyśmy go słuchali uniknelibyśmy połowy obecnych problemów. On nigdy nie uznawał np wielosci cywilizacji prawdy i innych nonsensów
Dzisiaj mówi się nawet, że żyjemy w "cywilizacji kłamstwa": prawda obiektywna przestaje być wartością, a zdolność do umiejętnego posługiwania się kłamstwem jest wskaźnikiem wysokiego intelektu. Intelektualna uczciwość przestaje być uważana za cnotę. Triumfuje cwaniactwo i zdolność do sprawnego posługiwania się sofizmatem – powraca mentalność presokratejska.
Bełkot. Narusza prawa teorii mnogości (aksjomat regularności), narusza prawa KRZ w logice (spójnik implikacji umieszczony łącznie ze spójnikiem koniunkcji przy jednej zmiennej).
Nie będę się pastwił i na tym zakończę.
Nie musi się Pan "pastwić". Może Pan rozwinąć wypowiedź i z podaniem przykładów opisać, o co Panu chodzi (żeby było wiadomo, że rzeczywiście o coś Panu chodzi)