Wczoraj w sejmie została przegłosowana ustawa dotycząca Sądu Najwyższego. Po Trybunale Konstytucyjnym, jest to kolejny poważny zamach stanu. Wprawdzie bezkrwawy. Tylko zmęczeni ludzie pod sądami protestują, tylko ich rozczarowanie, że nikt z rządzących nie słucha suwerena. Ale na szczęście jeszcze nic rewolucyjnego się nie stało. Tylko posłowie karnie podnieśli ręce. Jest to jednak zamach stanu, gdyż wywraca całkowicie zasadę demokratyczną trójpodziału władzy, zabiera sądownictwu, to co jest filarem demokratycznego państwa: niezależność względem polityki i polityków.
Pani Prezeska Sądu Najwyższego Małgorzata Gersdorf w siedzibie niemieckiego Federalnego Trybunału Sprawiedliwości powiedziała, że „będzie pierwszym prezesem Sądu Najwyższego na uchodźctwie”. Rzecznik praw obywatelskich potwierdził, że na liście przepustek na obrady sejmowe imię i nazwisko Pani Prezeski już nie widnieje. Puste miejsce w rubryce Prezes Sądu Najwyższego. Konstytucja jak wiemy nie obowiązuje obecnego rządu, tak samo jak nie obowiązuje głos ludzi protestujących na ulicy.
Sejm otoczony kordonem policji, stał się miejscem zamkniętym. Nawet osoby, które otrzymały przepustki nie zawsze są wpuszczani, tak jak ostatnio Obywatele RP, którzy mogli wchodzić jedynie po pięć osób. Posłowie i posłanki z opozycji też nie wiele mają do powiedzenia w sejmie. Niby trwa ich kadencja, niby są regularnymi posłami, ale w zasadzie za każde podniesienie ręki, za każdy sprzeciw jakkolwiek wyrażony grozi im kara, pieniężna, zawieszenia czy odebrania głosu. Gdy zresztą mogą coś powiedzieć przez całe 3 sekundy i taki ich nikt nie słucha. Nie ma po co. Wszystko już zostało zadecydowane. Teatrzyk sejmowy trwa dla samej przyjemności rządzących.
Grażyna Staniszewska w latach siedemdziesiątych działaczka Solidarności, w latach osiemdziesiątych internowana za działalność opozycyjną, po uzyskaniu wolności w 1989 roku posłanka na sejm, Europosłanka, zapytana o parlament i jego obecną sytuację gorzko przypomniała jedną z podstawowych cech tej instytucji. Parlament to miejsce do rozmowy, od francuskiego parole, oznacza przestrzeń, gdzie wybrani przez naród ludzie, różnych opcji politycznych, różnych przekonań mają wspólnie debatując wypracować kompromis. Konsensus jest podstawą parlamentarnej debaty. Po to jest sejm by rozwiązywał problemy dla całego społeczeństwa. By ludzie dyskutowali, a nie przelewali krew na ulicach. Wedle Staniszewskiej sprzeciw obywatelski zawsze musi być wysłuchany i włączony do debaty, ustanawiane prawo nie jest bowiem dla jednej partii, dla jednej grupy społecznej, dla jednego rządu a dla całego społeczeństwa. Wedle poseł Staniszewskiej kadencja trwa zaledwie cztery lata, a prawa jakie się stanowi mają obowiązywać znaczenie dłużej. Dlatego muszą być wypracowane we wzajemnej debacie, rozmowie, tak by wszyscy później mogli żyć w społeczeństwie. Parlament ma być rozmową o tym, co można zrobić wspólnie, jak poradzić sobie razem z rzeczywistością. Wedle tej kobiety, która całym swoim życiem pokazała, co oznacza działanie w imię społeczeństwa a nie własnych partykularnych interesów, każdy polityk i polityczka powinien pamiętać, że pracuje dla całego społeczeństwa. Polityka ma być misją, a nie próbą utworzenia siły własnej partii czy realizacji własnych interesów.
Słowa Pani Prezeski Sądu Najwyższego brzmiały gorzko, gdy powiedziała, że dla rządzących „jest tylko starą kobietą”, jeszcze bardziej gorzko zrobiło się w tej chwili, w której większość w parlamencie polskim nie słuchając co mówią inni, mniejszość, opozycja, ludzie na ulicy, postanowiła przegłosować prawo dające jej możliwość kontrolowania państwa. Na naszych oczach, cynicznie, bez żadnego wstydu czy zażenowania, została nam odebrana ostatnia instancja, która może stanąć po stronie każdego z nas, obywatela i obywatelki. Ludzie zbierają się pod sądami i w dniu dzisiejszym. Jeszcze raz będą apelować do sędziów, do rządu, jeszcze raz będą wyrażać swój sprzeciw. Wołanie o uczciwość, o rozmowę, o przestrzeganie prawa, o zachowanie konstytucji. Wołanie o to, by w naszym kraju nie powrócił totalitarny porządek, gdzie za słowa sprzeciwu będzie można trafić do więzienia, gdzie będzie rządzić jedyna, „słuszna” partia, a jakiekolwiek działania opozycyjne będą kończyć się oskarżeniem o zdradę stanu.
Dzisiaj jeszcze raz stajemy pod sądami. Podnosimy w górę świeczki. Stajemy razem, próbując ocalić to, co w demokracji najpiękniejsze: różnorodność i równość dla każdego i każdej z nas. Próbujemy jeszcze raz protestować w obronie tego, co jest istotą parlamentaryzmu: debaty i wymiany opinii, rozmowy i poszukiwania kompromisów. Stajemy jeszcze raz. Pytanie ile jeszcze takich protestów będzie legalnych? Ile jeszcze zajmie nam czasu nim reszta społeczeństwa zrozumie, że przegraliśmy wielki wspaniały sen jaki śnił się Polakom od pokoleń w Polsce pod rozbiorami, w Polsce okupowanej, w Polsce pod komunistycznym dyktatem, który śnił się wszystkim tym, którzy tylko mogli marzyć o debacie i wolności…