Pani Małgorzata Marenin, działaczka antyklerykalna i feministyczna, nie ustaje w wysiłkach, by postawić przed sądem biskupa Michalika za jego poglądy na temat przyczyn pedofilii. Jakiś czas temu duchowny ten zasugerował bowiem publicznie, że winne pedofilii są agresywne feministki i wychowanie w rozbitych rodzinach, gdyż pozbawione ciepła rodzinnego dzieci lgną do dorosłych, a ci – jak musimy się domyślać, bo biskup tego nie powiedział wprost – nie potrafią się tej pokusie oprzeć.
Pani Marenin uznała tę wypowiedź za przestępstwo i skierowała do sądu karnego prywatny akt oskarżenia. Sąd oskarżenie odrzucił, gdyż w Polsce poglądy (z jednym wyjątkiem), nawet bardzo ekscentryczne, nie są penalizowane, jeśli nie towarzyszy im nawoływanie do nienawiści lub przemocy, a biskup – cokolwiek by o nim powiedzieć – nie wzywał nieodpornych na pokusy ciała „duchownych” do molestowania dzieci z rozbitych rodzin.
Warto w tym miejscu przypomnieć, zwłaszcza młodym czytelnikom, że w dawnych czasach, gdy ludzie swobodnie dzielili się przemyśleniami, a czasem się nawet nad czymś wspólnie zastanawiali, wszczynanie przeciw komuś postępowania karnego za głoszone przez niego poglądy nazywano cenzurą represyjną, a wszelkie formy cenzury uważano za odrażającą właściwość systemów totalitarnych.
Powróćmy jednak do naszej opowieści. Po negatywnej decyzji sądu karnego pani Marenin nie upadła na duchu i skierowała sprawę do sądu cywilnego. Biskupowi nie grozi już odsiadka, tylko niewielka wpłata na cele społeczne (1000 złotych na rzecz Centrum Praw Kobiet!) oraz obowiązek przeproszenia feministek i samotnych rodziców w publicznym oświadczeniu następującej treści (podaję za PAP): „Nie mam prawa sądzić, iż dzieci w rozwodzących się rodzinach odczuwają mniej miłości i garną się do drugiego człowieka, pragnąc miłości”.
Zagrożenie to jest wprawdzie teoretyczne, gdyż sąd niemal na pewno odrzuci pozew złożony przez panią Marenin, jednak komentarza wymaga fakt, że jego antyklerykalna autorka chce postawić kogoś przed sądem za poglądy, że chce go zmusić do wyrzeczenia się tych poglądów i wreszcie, że ta inicjatywa cieszy się poparciem tak wielu zorganizowanych ateistów i krytyków Kościoła katolickiego, instytucji, którą uważa się za głównego wroga wolności słowa w Polsce.
*
Oświadczenie, które pani Marenin chce wymusić na biskupie, składa się z dwóch względnie odrębnych części. W pierwszej z nich autorka domaga się, by biskup stwierdził publicznie, iż nie ma prawa czegoś myśleć – cokolwiek by to było! Powstaje w związku z tym pytanie, czy człowieka w ogóle można pozbawić prawa do myślenia czegokolwiek?! Czy powódka nie idzie w tym żądaniu dalej niż inkwizycja katolicka i cenzura komunistyczna razem wzięte?! Pamiętać trzeba, że te niesławne instytucje żądały na ogół tylko rezygnacji z opublikowania lub publicznego odwołania jakichś konkretnych, publicznie głoszonych i nieprawomyślnych poglądów, a nie w ogóle prawa do myślenie tego czy tamtego. Nawet Giordano Bruno uniknąłby stosu, gdyby nie skierował do papieża memoriału, w którym upierał się przy twierdzeniach, jakie obiecał odrzucić publicznie. Żyłby, gdyby zachował je tylko dla siebie. Blisko 200 lat później wypowiedział się na ten temat Immanuel Kant w słynnym eseju „Czym jest oświecenie”. Filozof nie bronił w nim pełnej wolności głoszenia wszelkich poglądów, przekonywał jednak do nieograniczonej wolności myśli, bez niej bowiem, jego zdaniem niemożliwe było oświecenie. W XVIII wieku było już bowiem wiadomo, że groźne dla władzy i Kościołów mogą być poglądy głoszone publicznie, a nie prywatne myśli. Prywatnie każdy miał prawo myśleć, co mu się podoba.
W dzisiejszej Europie, po upływie kolejnych 200 lat z okładem, już nikt, nawet Kościoły, nie zakazuje publicznego głoszenia niewygodnych poglądów, jeśli nie są wyrażane w sposób obraźliwy. (Wyjątkiem jest tak zwane kłamstwo oświęcimskie, penalizowane – co też budzi wątpliwości – ze względu na nie mającą precedensu w historii skalę zbrodni, której kłamcy zaprzeczają). Tak jest w Europie, ale nie w Polsce. Tutaj wszystkie poglądy są święte, nawet te, które wyznają postępowi ateiści i ateistki. Nikt nie wdaje się w dyskusje i nie podejmuje merytorycznej krytyki, choćby ironicznie. W Polsce cudze poglądy się zwalcza: zmusza się do ich odwołania albo wzywa do leczenia ich wyznawców w szpitalu psychiatrycznym, o czym będzie mowa dalej.
W drugiej części załączonego do pozwu tekstu oświadczenia Małgorzata Marenin żąda, by biskup odwołał swój konkretny pogląd, w myśl którego „dzieci w rozwodzących się rodzinach odczuwają mniej miłości i garną się do drugiego człowieka, pragnąc miłości”. Żądanie to rodzi różne wątpliwości i pytania, a wśród nich jedno, które nurtuje mnie najbardziej: czy zakaz, jakiego domaga się pani Marenin, ma dotyczyć tylko biskupa? A co z zastępami psychologów i pedagogów, którzy napisali niezliczoną liczbę artykułów, a nawet całych książek, na temat szkodliwych skutków wychowania dzieci przez samotnych rodziców? Czy te artykuły i książki powinny być nielegalne? Nierzadko przecież mówi się w nich o szkodliwych skutkach deficytu miłości w rozbitych rodzinach. Sam również podzielam niektóre z tych opinii. Uważam na przykład, że chłopcy wychowani prze samotne matki częściej rozwijają cechy psychopatyczne niż chłopcy z pełnych rodzin. Nie wszyscy oczywiście, ogólnie jednak można powiedzieć, że zagrożenie jest niemałe i że należy tej tendencji świadomie przeciwdziałać. Czy pisząc te słowa, popełniam przestępstwo? Czy powinienem za nie przeprosić panią Marenin? Nie jestem biskupem, więc być może mogę myśleć, co mi się podoba, ale kto wie!? Pewności nie mam.
Że niektórzy ateiści są wrogami wolności słowa, wiem nie od dzisiaj. Kilka lat temu wspólnie z prof. Barbarą Stanosz walczyliśmy o prawo do opublikowania w naszym piśmie artykułu pewnej belgijskiej filozofki, w którym autorka twierdziła, że nie ma sprzeczności między feminizmem a dorobkiem psychologii ewolucyjnej. Zdaniem redakcji, w skład której wchodzili sami lewicowi ateiści i ateistki, na poglądy tego rodzaju nie ma miejsca w szanującym się piśmie, nawet jeśli do niedawna walczyło ono głównie o wolność słowa. Wprawdzie po długich sporach artykuł się wreszcie ukazał, ale sposób, w jaki autorytarni członkowie redakcji prowadzili dyskusję, doprowadził profesor Stanosz do wniosku, że feminizm jest religią, po czym postanowiła ona odejść z pisma, które sama założyła. Nie minęło wiele miesięcy, gdy poszedłem w jej ślady, okazało się bowiem, że w tym samym piśmie nie można opublikować artykułu słynnego etyka i ateisty Petera Singera pod tytułem „Czy powinniśmy dyskutować o rasie i inteligencji?” (tak, tak – ze znakiem zapytania!). Zdaniem lewicowych ateistów nie można stawiać publicznie takich pytań, nawet gdy czyni to inny lewicowy ateista i słynny filozof. Singer doczekał się miana faszysty, artykuł się nie ukazał, wówczas jednak nikt nie oskarżył autora ani tłumacza o przestępstwo, ani nie wniósł pozwu do sądu cywilnego.
Czy dzisiaj próba opublikowania tego artykułu uszłaby nam na sucho, nie jestem pewien. Sytuacja zmienia się dynamicznie a ateiści z grupy dyskryminowanej w latach 90. coraz częściej wchodzą w skórę swoich dawnych prześladowców i bez dostrzegalnych rozterek nawołują do użycia siły wobec myślących inaczej.
Po raz pierwszy przekonałem się o tym naocznie (i „nausznie”) podczas „Dni ateizmu” w 2014 roku, gdy w trakcie dyskusji panelowej jakaś kobieta zawołała po angielsku(!), że ludzie wierzący są chorzy psychicznie i należy ich przymusowo leczyć psychiatrycznie. Byłby to eksces bez znaczenia, gdyby nie aplauz, z jakim spotkał się ten osobliwy dezyderat. Potem, w kuluarach, okazało się, że nie wszyscy obecni popierają zamykanie ludzi wierzących w szpitalach psychiatrycznych, jednak entuzjaści tej polityki byli w zdecydowanej przewadze.
Masowe poparcie, jakim cieszy się akcja Marenin, jest tego samego rodzaju. To również wyraz autorytarnej mentalności i subkultury, jaką wytworzyła część zorganizowanych środowisk ateistycznych. Jak do tego doszło? Czyżby środowiska te tworzyli w większości pogrobowcy komunizmu i ich dzieci? Czy jest to może – jak twierdzą niektórzy – skutek studiów w Moskwie lub po prostu tęsknoty za PRL? Nie sądzę. Stosunek komunistów do Kościoła był raczej pragmatyczny, przynajmniej od czasów Gierka, gdy zawarli oni z Kościołem rodzaj małżeństwa z rozsądku i nikogo za wiarę religijną nie gnębili ani przymusowo nie leczyli. Kim zatem są ateiści, którzy popierają „sądy za poglądy”? Nie są to moim zdaniem po prostu ateiści wojujący, gdyż na to miano zasługują osoby, które wojują, bo im zależy na skutecznym krzewieniu niewiary, podczas gdy ateiści, o których tu mowa, ateizm kompromitują i osłabiają jego wpływy, tak jak hunwejbini kościelni osłabiają wpływy katolicyzmu. Jedni i drudzy są oczywiście autorytarni, ale i to nie wszystko wyjaśnia, bo nawet osoby bardzo autorytarne potrafią na ogół w jakiejś mierze kontrolować swoje popędy przy pomocy rozumu. Nie są to przecież ludzie nieinteligentni lub niewykształceni. Skądinąd wiem, że są na ogół sprawni intelektualnie, tyle tylko, że nie w dziedzinie walki z religią. Na tym polu kierują się raczej głosem serca, a serce – jak mawiał Pascal – „ma swoje racje, których nie zna rozum”. Pod tym względem przypominają mi pewną profesor biologii, która w odpowiedzi na publicznie zadane pytanie o to, jak godzi swoje przekonania naukowe z wiarą w Boga, powiedziała, że naukowcem to ona jest w pracy, od 9 rano do 18, a później jest zwykłym człowiekiem. Cóż, wszyscy jesteśmy ludźmi, nie całkiem to jednak rozwiązuje problem ateistów, których coraz trudniej odróżnić od moherowych obrońców krzyża lub islamistów broniących czci Mahometa.
Po co właściwie to piszę? Przecież wiem nie od dzisiaj, że racjonalna argumentacja nie ma sensu, gdyż ludzie racjonalni wiedzą bez mojej pomocy, co chcę powiedzieć, a nieracjonalni i tak nie przyjmą racjonalnej argumentacji. Otóż piszę po to, żeby – jak mawiał Zygmunt Kałużyński – było napisane, ale także po to, żeby dać wyraz swojej niechęci do działań, które czynią z ateizmu jeszcze jedną agresywną ideologię, niewiele (o ile w ogóle?) lepszą od katolicyzmu lub każdego innego autorytarnego „izmu”.
Popularyzacją pewnej odmiany ateizmu, zwanej humanizmem świeckim, zajmuję się od ćwierćwiecza. W humanistycznej krytyce religii nie chodzi tylko o to, żeby ludzie przestali wierzyć w bajki. Przede wszystkim zależy nam na tym, by osłabić wpływy dogmatycznej i autorytarnej tradycji podtrzymywanej (jak sądziłem do niedawna) głównie przez Kościoły i religie. Dzisiaj jednak, po kolejnych ekscesach „jasnogrodu”, tracę pewność, czy wolności i racjonalności w Polsce nie zagrażają bardziej grupki autorytarnych ateistów i antyklerykałów.
John Stuart Mill, jeden z najważniejszych twórców europejskiej kultury wolności słowa i myśli, napisał kiedyś, że „ktoś, kto zna tylko swój punkt widzenia na daną sprawę, niewiele o niej wie”. Nawet poglądy zupełnie bzdurne mogą zawierać i często zawierają elementy, które mogą wnieść coś wartościowego do naszego rozumienia problemu, którego dotyczą. By się o tym przekonać, nie możemy ich zakazywać. Musimy podjąć wysiłek wykazania ich błędności lub niestosowności, do czego z całym przekonaniem zachęcam panią Marenin i jej zwolenników. W obecnej sytuacji wycofanie pozwu i zastąpienie go oświadczeniem lub artykułem krytycznym wobec wypowiedzi biskupa byłoby równie nośne medialnie, a jednocześnie mogłoby bardziej, i co szczególnie ważne, bardziej po naszej myśli, wpłynąć na myślenie wielu katolików niż ataki na biskupa. Prześladowanie za poglądy, nawet gdy przyjmuje formalnie dopuszczalne formy, wywołuje reakcję obronną i zamyka umysły atakowanych na wszelką argumentację. Jest o czym pomyśleć, jeśli rzeczywiście zależy wam na osłabieniu wpływów religii i Kościoła katolickiego.
mnie też zdziwił krok Marenin. Lepiej byloby po prostu obśmiać słowa Michalika.
Się zapomina jak widzę o dziesięcioleciach światłego reżimu ateistycznego. Dyktat ten nazwany został dla niepoznaki Polską Rzeczpospolitą Ludową
Większość ludzi związanych z PZPR to byli ludzie wierzący. W Solidarności nie brakowało ateistów.
„…Dzisiaj jednak, po kolejnych ekscesach „jasnogrodu”, tracę pewność, czy wolności i racjonalności w Polsce nie zagrażają bardziej grupki autorytarnych ateistów i antyklerykałów…” – to jednak przesada, sądzę.
Piotrze, napisałem tylko, że „tracę pewność”, no i jest to felieton.
Felieton Andrzeju to niekoniecznie esej a to esej ma prawo przesady
Felieton (fr. feuilleton – zeszycik, odcinek powieści) – specyficzny rodzaj publicystyki, krótki utwór dziennikarski (prasowy, radiowy, telewizyjny) utrzymany w osobistym tonie, lekki w formie, wyrażający – często skrajnie złośliwie – osobisty punkt widzenia autora.
A do tego, ja naprawdę tracę pewność
cyt”Po raz pierwszy przekonałem się o tym naocznie (i „nausznie”) podczas „Dni ateizmu” w 2014 roku, gdy w trakcie dyskusji panelowej jakaś kobieta zawołała po angielsku(!), że ludzie wierzący są chorzy psychicznie i należy ich przymusowo leczyć psychiatrycznie. Byłby to eksces bez znaczenia, gdyby nie aplauz, z jakim spotkał się ten osobliwy dezyderat. ”
.
hahahaha jaja jak berety
Niestety niektórzy mylą ideę świeckiego, neutralnego światopoglądowo państwa z ideą dowalenia Kościołowi „zawsze, wszędzie i za wszystko”. Ta feministka z artykułu najwyraźniej wybiera tą drugą opcję.
Pani M jest niestety taką samą fanatyczką jak biskup M. To są wszystko nieliberalne postawy rodem z średniowiecza
Obawiam się, że sprawa Michalika jako punkt wyjścia do dyskusji o wolności słowa nie jest najbardziej udanym pomysłem. Nawet jednak ta sprawa o szkalowanie grupy społecznej nie jest równoznaczna z zakazem myślenia. Wolność słowa nie jest dogmatem, a mam wrażenie że Andrzej traktuje ją jak święty dogmat. Wolność słowa musi mieć granice i jeśli np.mówię, że X kogoś zabił lub zgwałcił, nie mając do to podstawy powinienem być ukarany. A co z szkalowaniem grupy jak w tym przypadku tych bełkotów biskupa? Tu prawnicy będą mieli kłopot, ale wolność słowa pozwala sprawę wnieść do sądu i w ten sposób ją nagłośnić. Inny problem z myleniem tego czym cenzura jest, czym nie jest. Otóż polityka redakcyjna nie jest cenzurą. Wyobrażanie sobie, że każdy może powiedzieć wszystko wszędzie jest tylko nieporozumieniem. A wreszcie od czego zacząć dyskusję o wolności słowa? Jak sądzę od słów, które zabijają w dosłownym tego słowa znaczeniu. Piszę o tym tu: http://www.listyznaszegosadu.pl/notatki/kiedy-slowa-zabijaja
Zabija tylko tzw mowa nienawiści czyli podżeganie do przemocy. Wolność słowa nie jest dogmatem lecz podstawowym składnikiem nowoczesnego społeczeństwa. Andrzej Dominiczak idzie właściwym tropem. Dziwne ze pan jako wróg kneblowania w słowa Np zarzutem islamofobii tego nie dostrzega.
Andrzeju, moim zdaniem okazja jest bardzo dobra, bo naruszenie wolności jest drastyczne i dla wielu (również ateistów) nie do przyjęcia. Trzeba pokazać, że nie wszyscy ateiści popierają
takie metody. Oczywiście wszystko ma swoje granice, nawet wolność słowa, ale w przypadku wolności poglądów te granice są bardzo szerokie. Zgadzam się np. z Singerem i tym co pisze (jest na stronie TH) o karaniu za bluźnierstwo i tzw. klamstwo oświęcimskie. Tutaj ksiądz powiedzial ogólnie, co jego zdaniem przyczynia sie do pedofilii. To bardzo nieładnie, bo zamiast teoretyzowac w ten sposób, powinien po prostu przeprosić i obiacać poprawę w imieniu kościoła, ale do przestępstwa jest tu jeszcze bardzo, bardzo daleko. Co do polityki redakcyjnej, oczywiscie jest dopuszczalna, a moze nawet konieczna, ale w przyypadku artykułów, o ktorych piszę, chodzi wlasnie o cenzure. Pismo nazywa się Bez dogmatu i od poczatku było ateistyczne i przyjazne nauce. Młoda, lewacka redakcja była przeciwna publikacji, bo lewacy postmodernistyczni są antynaukowymi dogmatykami. Odrzucają wszelkie wyjaśnienia na gruncie psychologii ewolucyjnej – w rzeczywistosci odrzucają cala te duscyplinę, nie mając rzez jasna o niej pojęcia. Odmowa opublikowania artykułu Singera miala te samą przyczynę. Ich zdaniem nie wolno prowadzić takich badań, a nawet zadać pytania o to, czy jednak nie powinno być wolno. Jesli to nie jest cenzura, to co nią jest?
Jeśli pani Marenin wygra swoją sprawę (na co szanse są moim zdaniem zerowe), to drżyj racjonalista.tv, gdyż prawem precedensu do „odstrzału” idzie pewnie z połowa waszych materiałów, w których bez trudu można znaleźć wypowiedzi, które na podobnym poziomie ogólności, jak wypowiedź Michalika, fałszywie oczerniają pewne grupy obywateli (katolików, chrześcijan, teistów, „religiantów”, konserwatystów itd.itp)
Nie rozumiem, jak można z maniackim uporem tłumaczyć polski ateizm (i inne patologie) spuścizną komunizmu, skoro polscy ateiści są w dalszym ciągu KATOLIKAMI, czyli ich postawy ukształtowały się w jednym z najbardziej autorytarnych systemów świata.
To też tłumaczy zaciekłość, z jaką polscy ateiści, zwłaszcza świeżo odwróceni od kościoła (ale dotyczy to również konwertytów na protestantyzm) walczą z tą instytucją wszystkimi środkami.
Przecież tak samo zachowywali się Luter, Kalwin, czy inni przywódcy religijni okresu Reformacji.
To interesujące, kiedy się dupka wyrzuca kopniakiem w tyłek za drzwi, wrzeszczy pod oknem, że mu się knebluje usta. Ciekawe gdzie oni mają usta i co rozumieją pod pojęciem wolność słowa?
Czy należy interweniować na stronach internetowych? Pod tekstem pana Napierały na stronie FB Racjonalisty TV znajdujemy następujący wpis: „po to żydowski pomiocie żeby przypomnieć żeto przez żydostwo pleni sięw polsce złodziejstwo i to żydzi są przyczyną wszystkich zadym na świecie.Ajeśli ty Drunkschwien szwedasz sie po tym świecie to znaczy że za mało pieców było w obozach” (pisownia zachowana)
Ponieważ wpis wisi już od tygodnia mamy prawo do wniosku, że autor artykułu w imię wolności słowa jest zwolennikiem popularyzowania tych poglądów w kontekście jego artykułu.
Pan się myli Panie Koraszewski. Obrażać kogoś to znaczy pisać o nim nieprawdę. Tymczasem szkodliwość rozwodów dla dzieci jest oczywistym faktem opisywanym w wielu książkach, który może skutkować także tym że te dzieci są mniej odporne na manipulacje pedofilskie. Problemem nie jest twierdzenie o szkodliwości rozwodów, lecz nikczemne zrzucenie odpowiedzialności za pedofilie z duchownych na dzieci. To że dzieci z rozbitych rodzin łatwiej ulegają różnym patologiom w niczym nie usprawiedliwia dewiacji duchownych. Za pedofilie zawsze odpowiada dorosły, nigdy dziecko. Nikczemność biskupa Michalika to jest problem.
Pełna zgoda, napisalem notkę w tym duchu w komentarzu do opinii Andrzeja Koraszewskiego. Jednak nikczemność tego rodzaju powinna być potępiona, a nie represjonowana. Między innymi dlatego, ze potępienie byłoby skuteczniejsze. Wyobraźmy sobie, że biskupa rzeczywiscie na coś skazują. Zrobionoby z niego męczennika za sprawę.
Jednym z wątków dyskusji (i tematem poruszonym w felietonie) jest niedostatek miłości w rodzinach niepełnych i szkodliwość rozwodów. Rozumiem – felieton to krótki tekst i nie da się w nim opisać wszystkiego, różne kwestie opisane są przesadnie. I tak dalej… Ale cokolwiek by te wszystkie badania i naukowe opracowania nie mówiły – co w takim razie z dziećmi źle traktowanymi w pełnych rodzinach? Jaskrawa patologia się zdarza i wtedy mamy jasność – PATOLOGIA. A jednak patologia ukryta nie jest tak łatwa do wykrycia i zidentyfikowania. Co z rodziną poważnego i cenionego adwokata, który wydziela żonie pieniądze i każe rozliczać się z wszystkich wydatków? A dzieci wyśmiewa i dręczy? Nie bije, nie! Co z policjantem, który urządza piekło swojej rodzinie i jest bezkarny bo kumple go chronią? Takich historii znamy na pęczki. Dzieci z TAKICH pełnych i "normalnych" rodzin też nie są kochane. Co z nimi? Poglądy biskupa są odrażające i obraźliwe, ale on ich nie zmieni. Oburzeniem ludzi też się nie przejmuje. Musimy tu jednak moim zdaniem wprowadzić rozróżnienie: poglądy to są poglądy. Obrażanie ludzi to co innego. Karanie za poglądy – wiele razy tego próbowano i wprowadzano w życie i zawsze źle się to kończyło. Historia magistra vitae? Chyba nie bardzo…A nawoływanie do przemocy czasem wynika z bezsilności. Ateiści obrazani i prześladowani rewanżują się tym samym. I walczą. Czasem niezbyt mądrze. Przeciwnik nie przebiera w środkach i czuje się bezkarny. moim zdaniem, to jest podłoże i przyczyna calej sprawy.
Opina „„dzieci w rozwodzących się rodzinach odczuwają mniej miłości i garną się do drugiego człowieka, pragnąc miłości” ze strony tego kato-pedofila jest tak bezczelna, ze nalezy ja naglasniac. I to jest celem pozwu, a nie ukaranie tego obrzydlego dziada.
Zwala wine za swoje pedolskie czyny na dzieci, spieprzaj dziadu.
Dywagacje co jakis typ moze sędzic czy nie są bez sensu. Moze sobie sądzic co chce. Ale swoją wypowiedzią ten gej-pedofil obrazil dzieci i powienien bęknac za obraze uczuc dziecięcych i rodzicielskich. No i obraził Jezusa do ktorego lgnęli 12 letni chłopcy.
Sęk w tym, że to jest opinia …prawdziwa. W każdym razie w ujęciu statystycznym. Rozwód rodziców jest zazwyczaj potężną traumą dla dzieci – tego żaden psycholog dziecięcy nie zakwestionuje.
To, co w wypowiedzi Michalika było skrajnie beznadziejne, to sugestia, jakoby owe dzieci „wciągały drugiego człowieka”, co mogło sugerować zdjęcie odpowiedzialności z tych, którzy cynicznie wykorzystują owe emocjonalne deficyty dzieci.
Choć podejrzewam, że jest to efekt użycia pewnych religianckich skrótów myślowych, czytelnych dla kościelniactwa, ale nie w kontekście wywiadu prasowego.
Nie ma znaczenia czy opinia jest „prawdziwa” czy nie. Zalezy jak sformulowany był pozew, czy za obraze czy za głoszenie poglądow, czy za głoszenie „nieprawdziwych” poglądow. Jak powiem do ciebie ze jestes dupkiem, to bedzie to rodzaj obrazy, niezaleznie od tego czy jestes dupkiem czy nie.
Problem z wypowiedzią tego biskupa polega na tym, ze on (chcący czy niechcący) legitymuje pedofilie kleru, zwalając wine na rodzicow. Nie wiem czy to powinno byc karalne, czy jest to obraza, ale na pewno powinno byc to nagłasniane, takie pedolskie nastawienie do zycia. I taki jest cel procesu.
Rownie dobrze klecha mogą powiedziec, ze kalectwo dzieci powoduje ze brakuje im miłosci i dzieci kalekie same im sie pchają do łozka i chcą seksu. Ten biskup Michalik to obrzydliwy typ.
głoszenie nieprawdziwych poglądów nie jest przestępstwem
.
Zaś co do oceny opinii Michalika to mamy tu problem podobny do owych nieszczęsnych „szmat”.
Dziwi mnie, że tak wielu myślących przecież ludzi nie potrafi pojąć, że pośrednie przyczynienie się do czegoś wcale nie musi oznaczać winy.
To są dwie różne kategorie.
Fakt że Michalik (trafnie) zdiagnozował jeden z (wielu) czynników zwiększających ryzyko stania się ofiarą pedofila, nie oznacza wcale, że on kogoś obwinia, ani tym bardziej, że zdejmuje winę z faktycznego złoczyńcy.
Kompletnie nie zrozumiano także religijnego kontekstu pojęcia „pokusy”. Pokusa bowiem nikogo nie usprawiedliwia – przeciwnie: człowiek ma psi obowiązek opierać się pokusom. Podobnie było z atakiem na Pieronka, który nazwał pedofilię namiętnością, a liberalny świat nie zdołał pojąć, że w religijnym języku „namiętność” nie jest czymś z założenia pozytywnym, tylko przynajmniej neutralnym – a dopiero kontekst pozwala oceniać ją pozytywnie lub bezwzględnie potępić.
.
No ale cóż – żyjemy w liberalnym świecie, gdzie namiętności i pokusy są po to, by im ulegać, a nie po to by je kontrolować a nawet (o zgrozo) tłumić. Stąd te tarcia na granicy kultur.
Liberalizm jest racjonalistyczny wiec bez przesady z tymi namiętnościami hehe. Przestępstwem nie jest nawet: „Żydzi to świnie bo…” Tylko: „wymordujmy Żydów!”
Wolność słowa ma też swoje granice. W tym wypadku granicą jest prawo. Nawoływanie do przemocy na tle etnicznym, rasowym, pomawianie jest karane. Wolność słowa to nie anarchia. Słusznie jest także karane tzw Kłamstwo Oświęcimskie.
Co do tego nieszczęsnego Michalika (po jego wielu wypowiedziach, można stwierdzić że nie jest to człowiek o inteligencji wysokich lotów) , to wypowiedział on tylko swoje zdanie, które nie łamie prawa. To co powiedział było nie mądre, wręcz idiotyczne, ale jednak było na granicy prawa. A więc pozew Pani Marenin jest trochę bez sensu.
cyt”(po jego wielu wypowiedziach, można stwierdzić że nie jest to człowiek o inteligencji wysokich lotów)”
.
.
powinno być niskich lotów a nie wysokich. Ahh te internetowe chochliki
.
Wprowadźcie wreszcie możliwość edycji wypowiedzi 🙁
@Olrob – Obrzydliwość wystąpienia pana Michalika jest dość oczywista i nikt jej nie kwestionuje. Autor felietonu zastanawia się czy potępienie winno iść przez sąd i penalizację tego typu wypowiedzi. Ciekawe pytanie z punktu widzenia granic wolnego słowa. Dyskusja o granicach wolnego słowa jest niebywale ważna. W tej konkretnej sprawie dla mnie jest rzeczą jasną, że każdy obywatel ma prawo wystąpić do sądu, by ten orzekł co na to prawo. (Stąd moja niepewność co do linii rozumowania przedstawionej w tekście.) W świetle polskiego prawa zapewne nic. Przypominając sobie różne sprawy z sądów brytyjskich wyobrażam sobie możliwość symbolicznej kary z obszerną motywacją piętnującą moralnie. Nie wydaje mi się zasadne odradzanie obywatelom wstępowania na drogę prawną. Inną kwestią jest pytanie „czy karać za poglądy?” To pytanie jest pod adresem ustawodawcy, jest to pytanie o treść kodeksu karnego. Sformułowane ogólnie narzuca odpowiedź – oczywiście, że nie, każdy może myśleć co chce. Jednak kiedy schodzimy na poziom konkretnych zachowań okaże się, że nie jest to takie proste. Czy pogląd wyrażony w radio – zabić Cyganów powinien być karalny? Czyli miejsce i sposób wyrażania pewnych poglądów może prowadzić do czynów karalnych. To sądy muszą rozstrzygać jak daną sytuację zaklasyfikować. A my, prości obywatele, możemy debatować nad tym co słuszne.
Michalik się zbłaźnił. Tak jak napisałem wcześniej, nie jest to człowiek zbyt inteligentny. Tyle że moim zdaniem Marenin dobrze wie , że nie ma podstaw do skazania Michalika. Jeszcze jest w tym kraju coś takiego jak zawód adwokata. Adwokat zna prawo, więc może ocenić czy są jakie kolwiek szanse na skazanie. Sąd jednak nie jest chyba jednak instytucją informacyjną. Jakby tak każdy z byle pierdołą leciał do sądu, to niechybnie nastąpił by paraliż sądownictwa w Polsce 😉
Ale każdy obywatel ma prawo wystąpić do sądu.
Andrzeju, moim zdaniem skarżenie w sadzie, zwlaszcza karnym, jakiegos poglądu jest już zamachem na wolność słowa, choc oczywiscie nie przestępstwem. Każdy ma prawo do wzywania roznych wladz do represjonowania kogoś za jakies zachowania, tak jak każdy ma prawo robić wiele innych rzeczy wątpliwych moralnie i dobrze, że ma. Nie chcialbym, zeby to prawo ograniczać, choc korzystanie z tego prawa na ogól mi sie bardzo nie podoba z wielu względów – rownież taktycznych, jeśli to czyni ateista, racjonalista czy – to byłby już prawdziwy skandal – humanista.
Andrzeju, bardzo dobry felieton!
Dla mnie w tym wszystkim najbardziej kuriozalne jest to zdanie, którego Marenin oczekuje od Michalika: „Nie mam prawa sądzić, iż dzieci w rozwodzących się rodzinach odczuwają mniej miłości i garną się do drugiego człowieka, pragnąc miłości”. Kto to wymyślił? Jeśli sprawa toczy się o zniesławienie, to chyba klasycznie byłoby oczekiwać czegoś w stylu: „Przepraszam dzieci z rozbitych rodzin, samotne matki i feministki za twierdzenie, że ponoszą one odpowiedzialność za akt pedofilii”. Jaki sąd w ogóle przyjął coś tak absurdalnego?
Cześć Kaju, dzięki. Zgadzam się w stu procentach. To zdanie jest kuriozalne. Jednak sąd cywilny (w odróżnieniu od karnego) chyba musi wstępnie przyjąć każdy pozew, nawet absurdalny w jakims punkcie. Gdyby M.M. napisała coś takiego , jak proponujesz, pewnie napisalbym tylko spokojny list, (bez ironii). Pociesza mnie, ze w komentarzach (głownie na blogu Jacka K.)jest jednak sporo głosów (na oko ateistów), których autorzy zgadzają się z moją krytyką tej metody walki z kościołem. Kto wie, czy nie powinnismy z tego wyciągnąc jakieś wnioski? (przy okazji 🙂
I tu się zasadniczo różnimy. Kiedyś na zjeździe PSR jakiś ateista powiedział do mnie, że wszystkich księży należy wystrzelać. Odwróciłem się bez słowa plecami. Gdyby powiedział to z trybuny, zażądałbym natychmiastowego usunięcia z trybuny i wykluczenia ze stowarzyszenia. Gdyby powiedział w radio, złożyłbym zawiadomienie do prokuratury. Ogólne stwierdzenie – nie należy karć za poglądy brzmi ładnie, ale moim zdaniem jest głęboko błędne. Kiedy ideologia jest zbrodnicza nadmiar liberalizmu jest absurdem i przyzwoleniem na skasowanie tolerancji.
Andrzej Dominiczak napisał, że gdyby ktoś wzywał do uprawiania pedofilii, byłoby to jego zdaniem przestępstwo. Więc raczej nie zakłada bezkarności mowy nienawiści.
Andrzej Dominiczak napisał, że gdyby ktoś wzywał do uprawiania pedofilii, byłoby to jego zdaniem przestępstwo. Więc raczej nie zakłada bezkarności mowy nienawiści.
Andrzeju, wzywanie do przemocy lub nienawiści jest oczywiscie przestępstwem. To nie jest żaden pogląd, tylko tzw. słowo/czyn. Nawet dzisiaj napisalem w emailu do redakcji racjinalista.tv o innym ateiscie, który twierdzi, ze należy ich (księży i kościoły) „spalić i rozpierdolić”. To jest moim zdaniem przestępstwo. Gdyby zamiast tego stwiedził, że wplywowy katolicyzm jest ważną przyczyną różnych negatwyncyh zjawisk, to oczywiscie nie byłoby przestępstwem, nawet gdyby przy okazji podal jakies absurdalne przyklady. Jestem radykalnym zwolennikiem wolności słowa i myśli, ale nie jestem fundamentalistą w żadnej sprawie. Liczy się też forma, rzecz jasna.
100% zgody