Finalny dzień Wratislavii Cantans 2018, czyli niedziela 16 września, okazał się być prawdziwym muzycznym tajfunem. W południe odbył się koncert Enrico Onofriego i jego zespołu Ensemble Imaginarium, zaś wieczorem tradycyjnie już odwiedził wrocławski festiwal John Eliot Gardiner, tym razem z Orchestre Révolutionnaire et Romantique i oczywiście z Callas chórów, czyli z Monteverdi Choir.
Koncert Onofriego i Ensemble Imaginarium zatytułowany był „Vaghezze e ricercari – muzyczne skarby Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu”. Tym razem bezcennymi zbiorami muzycznymi zajęli się wielcy włoscy barokowcy – poza Onofrim zespół składał się z klawesynisty Luci Guglielmiego, który wcześniej już wsparł na tej Wratislavii Monteverdiański koncert La Compagnia del Madrigale i lutnisty Simona Vallerotonda. Choć jednak lutnista i klawesynista unosili wręcz w powietrzu przepiękne dzieła z przełomu renesansu i baroku, to jednak południe w Oratorium Marianum Uniwersytetu Wrocławskiego należało do skrzypka, Enrica Onofriego. Onofri jest obecnie jednym z największych barokowych skrzypków. Drogę do sławy rozpoczął bardzo dobrze, bo jako koncertmistrz La Capella Reial Jordiego Savalla. Później był także koncertmistrzem oraz solistą Il Giardino Armonico Giovanniego Antoniniego w latach 1987–2010. W związku z tym zawarł on trwałą artystyczną relacją z szefem tegoż zespołu, jak i dyrektorem artystycznym Wratislavii Cantans, Giovannim Antoninim (który w ramach festiwalu propagował świat muzyczny Josepha Haydna). Antonini zwrócił uwagę wielkiego skrzypka na bogactwo i wagę artystyczną zbiorów Biblioteki Uniwersytetu Wrocławskiego. Z uwagi na to, i z uwagi na własną wrażliwość artystyczną powędrował zatem Onofri szlakiem wytyczanym już bardzo pięknie przez Tomasza Dobrzańskiego i jego Ars Cantus (niedawno recenzowałem na przykład płytę NFM zawierającą muzykę na ceremonie ślubne ze zbiorów UWr).
Enrico Onofri / fot. Maria Svarbova
Oratorium Marianum to muzyczne serce barokowej siedziby Wrocławskiego Uniwersytetu. Nie jest to sala tak komfortowa, jak te w NFM, lecz ma za to bezpośredni związek z instytucją, której zbiory są przywracane do obiegu muzycznego przez wielkich artystów. Mankamentem są tu głównie mijające budowlę samochody i (zwłaszcza) motocykle z ulicy Grodzkiej (za nią już jest Odra), oraz brak klimatyzacji. Mimo to Oratorium Marianum od czasu jego zrekonstruowania (w przeciwieństwie do wspaniałej Auli Leopoldiny zostało ono zniszczone podczas II Wojny Światowej) było świadkiem wielu genialnych koncertów, zaś ten sygnowany wiolonistyką i artystyczną koncepcją Onofriego był z pewnością jednym z najważniejszych wśród nich. Onofri grał w sposób niezwykle precyzyjny, z ogromną ekspresją i wyobraźnią. Mieliśmy wrażenie, że odkrywa nieznany świat piękna na naszych oczach (a raczej uszach), podobnie jak pierwsi kompozytorzy muzyki skrzypcowej. Cały czas brzmią mi w uszach pełne ekstrawaganckiej wyobraźni manierystyczne ozdobniki, renesansowe harmonie wzięte jeszcze z muzyki na wiolę sopranową, czy wreszcie przełom i idący z nim majestat baroku, który odnalazł w gęstniejących labiryntach intelektualnego piękna przestrzeń pełną emocji i monumentalnego przepychu. Na koncercie zadziwił mnie manieryzm Stephena Nau i Giovanniego Bassano, cudowna melodyjność idących mocno w barok tonów sonaty Dario Castello oraz słodycz i wyobraźnia zaklęte w dziełach Biagia Mariniego. Ciężko wyrazić w słowach kunszt i piękno gry Onofriego, który był już znakomity w czasach pierwszych płyt i koncertów z La Capella Reial. Jedna z najnowszych płyt Onofriego, na skrzypce solo, zawiera sławne sonaty i partity Jana Sebastiana Bacha. Sądzę, że jest godna mocnej rekomendacji. Spore zamieszanie wywołała też jedna z najnowszych płyt Antoniniego z Onofrim, zawierająca dzieła Telemanna. Miejmy nadzieję, że program koncertu ze zbiorami Biblioteki UWr również szybko znajdzie się na płytach! Trudno o większą swobodę i autentyczność w wykonywaniu muzyki wczesnobarokowej i manierystycznej. Natomiast teraz warto polować na wydaną kilka lat temu płytę Ensemble Imaginarium La Voce nel Violino (2006, Zig Zag Territoires) z utworami wczesnobarokowymi. To bardzo ożywcza epoka dla skrzypiec – nic jeszcze wtedy nie było wiadome i zupełnie szalone eksperymenty skrzypcowe zlewały się w tej erze w jeden świat z zakorzenieniem z dawniejszymi czasami i poprzednikami skrzypiec w europejskim instrumentarium.
Wieczorem, w Sali Głównej NFM, czekała na publiczność Wratislavii Cantans coroczna już uczta Gardinerowska. Tym razem legendarny dyrygent, uważany nie bez racji przez wielu za jednego z największych mistrzów batuty naszych czasów, przywiózł do Wrocławia Requiem Verdiego. Wraz z nim przyjechała jego Orchestre Révolutionnaire et Romantique, rzeczywiście bardzo rewolucyjna. Oraz Monteverdi Choir, przechodzący sam siebie w ekstremalnie prowadzonych chórach twórcy Aidy i Traviaty. Do dopełnienia muzycznej uczty potrzebni też byli oczywiście dobrzy śpiewacy i takich przywiózł Gardiner ze sobą – Corinne Winters śpiewającą sopranem, Annę Hallenberg operującą mezzosopran, tenora Edgarasa Montvidasa i Gianlucę Buratto śpiewającego basem, znanego z ostatnich Monteverdiańskich przedsięwzięć brytyjskiego dyrygenta.
sir John Eliot Gardiner / fot. Sim Canetty Clarke
Requiem Verdiego w ujęciu Gardinera był to muzyczny wulkan. Sekwencja Dies Irae, powracająca co jakiś czas w tym dziele, została poprowadzona w tempie zupełnie kosmicznym, trudnym do uwierzenia. Perfekcja chóru i orkiestry odnajdujących się w tej burzy dźwięków była zupełnie nieziemska. Tak gwałtowne tempa mogły wręcz szokować, ale jak słuchamy archiwalnych interpretacji Toscaniniego, bliskiego Verdiemu czasowo i geograficznie, też odkrywamy bardzo szybkie i bardzo konkretne wyrazowo interpretacje. Gardiner ma znakomitą rękę do śpiewaków i również tym razem wybrał świetny kwartet solistów do tej operowej mszy za zmarłych. Sopranistka dysponowała bardzo elastycznym głosem, bezbłędnym, o ciekawej barwie, dobrze odnajdującym się w piano jak i w forte na fali orkiestry. Corinne Winters jest obecnie rozrywaną przez najsławniejsze sceny operowe Traviatą i było to słychać. Frazy Verdiego zamykała stylowo, stosowała też piękne zdobnictwo przynależne do świata włoskiego mistrza. Mezosopranistka, Ann Halenberg, była wśród solistów pierwszą wśród równych, jej perfekcja wokalna była mocna jak granit i jednocześnie urokliwa. Litewski tenor Edgaras Montvidas miał nieco specyficzną barwę głosu i trochę wysilone podjazdy na niektóre dźwięki, ale koniec końców nie odstawał od doskonałej formy kolegów. Bas Gianluca Buratto mieścił się w swej wokalnej roli idealnie.
Chór Monteverdiego dawno już chyba nie miał takiej materii do popisu, zaś Rewolucyjna i Romantyczna Orkiestra grała idealnie. Gardiner rządził wszystkimi twardą ręką, wszelkie crescenda i pauzy były realizowane z chirurgiczną precyzją. Gdy słuchałem tego niezwykłego Requiem, miałem nieodparte wrażenie, że Gardiner od dawna czekał na możliwość zadyrygowania Verdim i teraz zapewne nastąpi cykl oper włoskiego mistrza zrealizowany przez Gardinera na płytach i na koncertach. Możliwe, że mam rację, gdyż wśród realizacji z ostatnich kilku lat odnajdujemy Traviatę i Aidę, przynajmniej w drobnych fragmentach. Requiem Verdiego brytyjski maestro nagrał już w 1992 dla nieistniejącej już jako byt samodzielny firmy płytowej Philips. W operach Gardiner ma spore doświadczenie – sławny jest jego cykl Mozartowski, obok tego jest Haendel, Beethoven i zapewne jeszcze trochę innych dzieł.
Requiem Verdiego w ujęciu Gardinera z roku 2018 jest dźwiękową rewolucją. Bardziej kojarzy się z najśmielszymi pomysłami Berlioza, niż z typowym skokiem w bok mistrza opery. Szczególnie wiele osiągnął Gardiner dzięki niezwykłej pracy chóru śpiewającego absolutnie precyzyjnie w ekstremalnych tempach i przybierającego skrajne stany dynamiczne, od cichszego niż skrzydła motyla piano pianissimo do huczącego jak startujący tuż przy nas odrzutowiec forte fortissimo. Verdi w ujęciu Gardinera okazał się być śmiałym modernistą i to również dzięki użyciu instrumentów i technik gry z jego epoki. Jak widać muzyka lubi takie paradoksy.
Finałowa niedziela Wratislavii Cantans 2018 okazała się prawdziwym muzycznym świętem. Dla każdego melomana uczestnictwo w takich wydarzeniach muzycznych to nie tylko wielka przyjemność, ale również moment, w którym można się wiele nauczyć o sztuce muzyki i w którym możemy poczuć się wręcz dumni, że byliśmy świadkami tak znakomitych i przełomowych wykonań. Muszę też dodać, że o ile Onofri we wczesnym baroku i późnym renesansie był po prostu idealny, o tyle Gardiner był w Verdim rewolucjonistą, który zburzył jednak wiele przyjętych wcześniej założeń i zrodził, również w moim zachwyconym sercu, trochę kontrowersji. Czy Verdi rzeczywiście aż tak daleko odszedł od romantyzmu w swej mszy żałobnej? Czy orkiestrowo – chóralne szaleństwo nie przeniosło jego muzyki w krainy zbyt mało znane i zbyt dalekie? Gdziekolwiek by jednak nas sobą nie porwała ta interpretacja, była ona z pewnością wyjątkowa… Muzyczne święto na koniec tegorocznej Wratislavii Cantans…