Niedawno zachwycałem się najnowszą płytą Chóru NFM „Ubi Caritas” i teraz też poświęcę słów kilka ich innemu nagraniu. Płyta „Słowa dźwiękiem malowane” jest pierwszym fonogramem zespołu, który wtedy nosił nazwę Chór Filharmonii Wrocławskiej. Gmach filharmonii we Wrocławiu stoi tak jak stał, wspominając długie lata walki o jego powstanie, obecnie jednak jest opuszczony i osamotniony. Przy obdarzonym czterema salami koncertowymi Narodowym Forum Muzyki dawny sześcian filharmonii wydaje się szarą, niepozorną myszką. Wrocławscy melomanii nie muszą się już mierzyć z jego niesforną akustyką, w której, mimo wszystko, kształtował się nasz znakomity chór, oraz, w co aż trudno uwierzyć, monumentalne i ciekawe interpretacje muzyki Mahlera i Ryszarda Straussa pod batutą maestro Kaspszyka.
Program pierwszej płyty Chóru NFM został opracowany bardzo starannie i może zaintrygować nie tylko wytrawnych melomanów. Kanwą dla niego są wiersze wybitnych polskich poetów. Spotykamy tu poezję Baczyńskiego, do której muzykę skomponowali Jan Antoni Wichrowski i Józef Świder. Utwór Wichrowskiego jest gęsty, zmysłowy i bardzo obrazowy. Muzyka pachnie wanilią, z którą kojarzył Baczyński dzieciństwo, ale oczywiście rozlegają się w niej również kroki wojskowych i kontrapunktujący im dramatycznie śpiew matki dedykowany synkowi.
Z kolei Baczyński w dźwiękach Józefa Świdra staje się niezwykle nastrojowy i niepokojący. Jednocześnie sięgnął też Świder po bardziej szczęśliwe strofy Baczyńskiego, który był nie tylko poetą wojny, ale i kronikarzem młodzieńczego urzeczenia światem.
Na płycie Świder ujął też w muzykę „Moją piosnkę” Norwida. Obaj twórcy, którzy spotkali się poza czasem swej egzystencji, jak to często w sztuce bywa, zwłaszcza gdy spotykają się różne sztuki – choćby muzyka i poezja, obaj twórcy znakomicie wyrazili w tym dziele tęsknotę. Bogata chromatycznie muzyka Zofii Urbanyi – Krasnodębskiej też sięgnęła na płycie po wiersz Norwida, ilustrując bardzo istotny w polskim romantyzmie temat zderzenia się realności i pragmatyzmu z fantazją i romantyzmem.
Cieszę się, że na płytę zawędrowała twórczość Leopolda Staffa, do którego lubię wracać i któremu chyba po części zawdzięczam wrażliwość na słowo. Głęboki humanizm poety i oczarowanie światem znów odnalazło dobry muzyczny odpowiednik w kompozycjach Józefa Świdra.
Płytę wieńczą aranżacje pieśni Paderewskiego i Niewiadomskiego na głos i fortepian dokonane przez Stanisława Wiechowicza. Poetyckim podłożem dla tej muzyki jest twórczość Adama Mickiewicza. Paderewski wydaje się nieco naiwny przy współczesnych nam twórcach muzyki chóralnej, ale i wybór wierszy Mickiewicza pozwala na pewną naiwność.
Chór NFM już na swej pierwszej płycie śpiewał bardzo dobrze. Sądzę, że każdy miłośnik muzyki chóralnej powinien śledzić wrocławski chór od samego początku. Już u tego fonograficznego zarania mieliśmy do czynienia z programem przemyślanym i bardzo starannie przygotowanym. Płyta została nagrana osiem lat temu, w roku 2010, lecz wydana została dopiero dwa lata później.