Słowo w obronie McDonald's i Kentucky Fried Chicken

Wiele jest osób wyniośle oświadczających że nigdy nie jada w MD’s i KFC. Ileż w tych oświadczeniach jest pseudointelektualnej pozy, ileż chorobliwego anty-amerykanizmu!
Obie firmy o bardzo różnej wielkości (McDonald’s zatrudniał w 2007 roku 400 tys pracowników, a KFC tylko 24 tys) są symbolem amerykańskiej kultury, czy jak kto woli popkultury. Zazwyczaj obie sieci restauracji są opisywane w kontekście negatywnym.
Często mówi się o macdonaldyzacji kultury, przez co rozumie się wypieranie kultury wysokiej przez amerykańską popkulturę. Takie ujecie problemu wynika z niezrozumienia sprawy. Kultura popularna nie jest amerykańskim wynalazkiem istniała bowiem zawsze. Kultura łącząca w sobie elementy kultury wysokiej czyli tej elitarnej; „arystokratyczno-intelektualnej” i tej robotniczo-chłopskiej istniała zawsze. W XVIII-wiecznej Anglii zarówno szlachta jak i gmin tańczyli country dances, grali w krykieta i pasjonowali się walkami kogutów. Muzyka Johanna Sebastiana Bacha i Georga Friedricha Haendla była w ich czasach równie zrozumiała dla szlachcica, pastora, naukowca i prostego mieszczucha. Muzyka Brahmsa i Wagnera była zrozumiała już tylko dla burżuazji, dla innych była zbyt nudna (nieunikniony skutek romantycznej czułostkowości)
To w następnym XIX wieku snoby wymyśliły swoje kulturalne enklawy -teatry i opery (w operze weneckiej w XVII i XVIII wieku sprzedawano kanapki podczas przedstawienia, a obok było kasyno), w których trzeba było siedzieć sztywno wyprostowanym i nadęte imprezy (w XVIII wieku posłowie Izby Gmin przepychali się radośnie w stołówce jak uczniaki) podczas których trzeba się tak a tak zachować. Nie oznacza to, że nie należy doceniać dorobku dworów i ukształtowanego na nich savoir-vivre;u ale nie dajmy się też zwariować snobom XX i XXI-wiecznym tworzącym 'artystyczne” kino wysokich lotów, których nikt normalny nie jest w stanie obejrzeć, i muzykę atonalną, której chętnie słuchają tylko jej twórcy. Lepszy już naprawdę jazz i kino akcji z Hollywood.
KFC i MD’s pojawiają się też w artykułach o prawach zwierząt i jakości żywności. W 2003 roku organizacja broniąca praw zwierząt PETA wezwała do bojkotu KFC. Motywowała to niehumanitarnym chowem oraz uśmiercaniem zwierząt będących źródłem mięsa dla firmy. Akcję Kentucky Fried Cruelty, namawiająca ludzi do bojkotu KFC i niekorzystania z usług tej sieci, wsparli m.in. buddysta Paul McCartney, Pamela Anderson (zapewe dietetyczny wróg fast-foodów), a nawet Dalajlama, zapewne w przerwie miedzy knuciem jak tu odzyskać se nieodżałowane feudalne imperium w Tybecie z pałacami i niewolnikami, pleceniem dubów smalonych zachodnim naiwniakom-pięknoduchom i donoszeniem (jak wskazują WikiLeaks) chińskiemu wywiadowi…
Nie wiem jak z prawami zwierząt, ale jeśli chodzi o jakość żywności restauracje te chyba nie odbiegają specjalnie od innych. Natomiast wiele jest osób wyniośle oświadczających że nigdy nie jada w MD’s i KFC. Ileż w tych oświadczeniach jest pseudointelektualnej pozy, ileż chorobliwego anty-amerykanizmu! Elity europejskie dziwaczeją w swej powodowanej zazdrością niechęci wobec USA. Tym prędzej próbują skopiować pomysł USA w postaci UE – takich bardziej europejskich, czytaj socjalistyczno-snobistycznych USA dla ubogich…
Pomijając osoby na diecie, którzy nienawidzą MD’s i KFC jako źródło pokus gastronomicznych i gadają godzinami o amerykańskich tłuściochach, wiele osób deklaruje, że jedzenie w tych restauracjach jest niesmaczne. Myślę, że jak na stosunkowo niewysoką cenę potraw, są one niezłe – dlatego restauracje te wypierają konkurencję wszędzie z wyjątkiem Niemiec, Francji (była wielka afera z pojawieniem się pierwszego McDonalda przy Champs Elysees), Wielkiej Brytanii i Włoch, gdzie istnieją odpowiedniki oferujące bratwursty, crepy, fish & chips i tanią pizzę z owocami morza. Rozumiem, że kanapki mogą nie budzić wielkiego entuzjazmu, ale już np. frytki w tych knajpach są na najwyższym poziomie. Naprawdę smaczne są także tortillas oferowane przez obie firmy. Kto nie lubi coli (ja nie mam nic przeciwko; wolę pepsi oferowane w KFC niż coca-colę w MD’s bo jest mniej gazowane) może wziąć herbatę, więc o co chodzi z tym wieszaniem psów na McDonald’s i KFC? Czyżby znów była to zwykła zazdrość sukcesu połączona z anty-amerykanizmem…? Snobizm jest ponoć dźwignią kultury, ale nie nazywajmy własnej słabości – lepszością.
I ostatnia kwestia; fast-foody są oczywiście niezdrowe, ale tak naprawdę zdrowa jest tylko woda mineralna, owoce i sałata, poza tym trzeba być frajerem by chcieć umrzeć zdrowym. Natomiast gdy jestem w innym kraju lub choćby mieście zawsze wiem, gdzie dostanę to czego się spodziewam – w KFC i McDonald’s – co czasem ma niebagatelne znaczenie, jako, że istnieją egzotyczne kraje, których rodzime knajpy są dość niehigieniczne, lub/i nie wiadomo z czego przygotowują swe potrawy; pochorowałem się kiedyś we Włoszech po kalmarach, a zjedzone raz w Amsterdamie owoce morza były mimo wysokiej ceny do luftu – natomiast raz w Wersalu McDonald’s mnie naprawdę uratował. Wiedziałem co dostanę, a do tego McDonaldsy we Francji są naprawdę tanie (Francuzi nazywają je potocznie prostu McDo – aller au McDo) – za tą cenę nic tak pożywnego znależć tam nie mogłem.
Globalizacja jak zwykle niesie ze sobą więcej pożytku niż zagrożeń.
Piotr Napierała

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

4 Odpowiedzi na “Słowo w obronie McDonald's i Kentucky Fried Chicken”

  1. A ja nie jadam w Maku, tylko w KFC. Bardzo lubię te kawałki kurki panierce i bułeczki sezamowe. To jestem snobem, czy nie?
    Lubię też muzykę atonalną, chociaż nie jestem twórcą takowej, ani w ogóle żadnej, co przeczy zawartej w tekście tezie.
    😉

  2. Dobrze, że ktoś napisał kilka słów prawdy zarówno o nadęciu intelektualnym, za którym nic nie stoi, jak również o całym sektorze globalnej gospodarki, o której mało kto wie, ale wielu ludzi uważa się za ekspertów. McDonald i KFC niewiele albo wcale różni się od przeróżnych innych punktów sprzedawania jedzenia na wynos, łącznie z kebabami i chińskim jedzeniem. Jeśli czas pozwoli, spróbuję napisać coś więcej na ten temat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

piętnaście − 1 =