Wojna o handlowe niedziele przycichła. Wcześniej strony okopały się na swoich pozycjach i trwają w przekonaniu, że to ich racja jest najważniejsza. Swego czasu, w radiu, powiedziałem, że trzeba to przećwiczyć w praktyce. Po roku będzie wiadomo, czy ten eksperyment w naszym kraju powiedzie się. W tę niedzielę, musiałem trochę pojeździć po Dolnym Śląsku. Ruch na drogach dojazdowych do Wrocławia był znacznie mniejszy, na drogach było spokojniej, czyli przyjemniej zarazem. Mieszkańcy regionu nie gonili do centrów zakupowych, a raczej wyjechali na niedzielną wycieczkę. Nie słyszałem także, by ktoś zaniemógł z głodu, bo zabrakło mu jedzenia, a tu sklepy pozamykane.
Na razie wygląda na to, że Polacy przyzwyczają się i zaakceptują zamknięte w niedzielę sklepy. Ale trzeba jeszcze poczekać na ostateczne wnioski. Tymczasem w tygodniu, odwiedzając galerię handlową, zauważyłem dużą ilość sklepów pozamykanych, remontowanych lub oczekujących na nowych najemców. Nie było kogo spytać, czy to wolne niedziele tak szybko przyczyniły się do rezygnacji dotychczasowych najemców z prowadzenia handlu czy to tylko zmiana dekoracji.
Czesław Cyrul
Gdy wprowadzano niehandlowe niedziele, powiedziałem, że za pół roku ludzie będą zachwyceni. Moi znajomi pukali się w głowę. Minął miesiąc i nie słychać protestów, żądań otwarcia sklepów. Opozycja próbowała zyskać kilka punktów obiecując handlowe niedziele, ale chyba (jak zwykle) nie wyczuła nastrojów społecznych.
Gdzieś w telewizji zapytali ludzi, co sądzą o zakazie handlu w niedzielę. Jedna z odpowiedzi była wręcz ikoniczna: «świetnie, że niedziele są bezhandlowe, bo poszliśmy do parku, a tak pewne siedzielibyśmy w sklepie». Przecież nikt wcześniej nie bronił iść do parku zamiast do sklepu. Odpowiedź: «No ale to tak wypadało iść do „galerii”».
Dlatego twierdzę, że ludziom będzie się ten zakaz podobał, bo wcześniej nawet nie pomyśleli, że można ciekawiej spędzić wolny czas niż włóczyć się po sklepach.
Mozna sobie pleść do woli wyssane z niedomytego palca "obserwacje"
Wolałbym jednak, aby państwo nie organizowało wolnego czasu. Są regulacje prawne, jest kodeks pracy i wystarczy.
A ja osobiśie widziałem przejeżdzających rowerzystów, którzy zatrzymywali się pod sklepem w niedzielę i szarpali za klamkę. Postali i pojechali…pewnie nie umarli, ale zamarzyło im się loda zjeść lub coś wypić. Ale to wiocha. Cwaniaczki z miasta codziennie zaopatrzą sie w co trzeba, bo po pracy i tak się nudzą, a w niedzielę mają otwarte stacje paliw, gdzie ohydny handel jednak istnieje. I tu jestem za całkowitym zakazem. Restauracje, kawiarnie, lodziarnie, bary, pizzerie, zamykamy. Wszyscy albo nikt,… albo się nie wpieprzamy po bolszewicku w czyjś interes. Kto się handlu brzydzi, może cały dzien przesiedzieć w domu, w kościele, albo tęskniąc za PRl-em jak tow. Cyrul.
Ze tez SLD nie wpadło na taki pomysł. Zorganizowac komus zycie w niedziele, utrudnic zycie. Byłoby tak spokojnie w niedziele. A wystarczyło podwyzszyc wynagrodzenie za prace w niedziele i swieta, niech pracodawca płaci podwojna stawke. I tak dobrze, ze wypad do koscioła i pomodlenie sie za SLD nie jest obowiązkowe.
Ośmiogodzinny dzień pracy albo zakaz zatrudniania dzieci to też sposób na organizowanie komuś życia, a jednak traktujemy te rozwiązania jako coś normalnego. Wszystko na to wskazuje, że podobnie będą traktowane wolne niedziele. Nie jest to zresztą ograniczenie wolności, ale raczej jej zwiększenie. Dla wielu ludzi kupowanie nie jest bowiem żadnym aktem wolnego wyboru, ale – psychologicznym przymusem. Kupujemy nie dlatego, że chcemy, ale dlatego, że musimy albo dlatego, że wydaje nam się, że chcemy. Racjonaliści chyba nie mają złudzeń co do stopnia determinacji naszego psychologicznego "ja".
Fakt, ulice wydają się spokojniejsze, choć nie wiem czy to nie doszukiwanie się zmian na siłę. Wiem jedno – fastfoody typu McDonald's przeżywają ostre najazdy. Przynajmniej Szczecin tak ma. Czyżby mniej pracy w sklepach wyrównywało więcej w gastronomii? 🙂
Pomysł zakazu handlu w niedzielę jest poroniony, nawet nie wiem, jaki można znaleźć "plusy", poza tymi mocno, mocno naciąganymi, że to niby dobrze, gdy ulice są spokojniejsze albo, że niby ludzie zamiast iść do galerii handlowej pójdą do parku i to sprawi, że świat będzie lepszy.
Natomiast "minusy" same "rzucają się" na nas.
Argumenty, że to jest dobre dla pracowników handlu są czystą utopią. To właśnie pracownicy handlu są najmniej zadowoleni z tego pomysłu. Ja nawet osobiście przeprowadziłam małe "badanie". Przy okazji robienia zakupów w różnych sklepach pytałam sprzedawców, czy sa z tego zadowoleni. Nie są. Są wściekli i obrzucają autorów pomysłu niewybrednymi określeniami, takimi np. jak " idioci", "te barany nie maja tam w Warszawie co robić? że próbuja poprawiać, to, czego nie trzeba?", "tylko kretyn może myśleć, że to jest dobre dla pracowników i gospodarki" itp.
Panie z takich sklepów jak Dino, Biedronka, Eco, Żabka, ABC mówiły mi, że ta zmiana bardzo utrudnia im życie i pogarsza warunki pracy. Gdy niedziele były pracujące, to po przepracowanej niedzieli miały wolny dzień w tygodniu, to bardzo korzystna sytuacja, można wtedy pozałatwiać sprawy urzędowe, rodzinne, a jesli jest taka potrzeba, to mozna tak sobie poprzesuwać "dyżury", że dni wolne sie kumuluja, to oczywiście zalezy od "układów" między pracownikami i kierownictwem oraz od indywidualnej polityki poszczególnych firm. Zakaz handlu w niedziele spowodował, że właściciele firm wydłużyli czas pracy tych sklepów, otwierane są wcześniej i zamykane później. Np. Dino jest teraz w tygodniu otwarte aż do godz. 23. Właściciele starają się rekompensować jakoś straty finansowe, jakie przynoszą wolne niedziele. Pracownice sa wściekłe, że muszą pracować prawie do północy, a w dodatku straciły wolne dni w tygodniu.
Klienci też są wściekli, bo to zwykła niewygoda.
W miejscowościach turystycznych handel w niedzielę jest oczywistością, ludzie przy okazji wycieczek, zwiedzania i odpoczynku kupują jedzenie, napoje, słodycze, lody, różne towary "na pamiątkę" i "przy okazji" – to jest spora część dochodu w miejscowościach turystycznych. A teraz nagle zakaz handlu w niedzielę. Wszyscy klną, i turyści i właściciele sklepów.
Ciekawe, czy już ktoś policzył, jakie są straty gospodarcze w skali państwa..?
PiS liczył, że tym posunięciem napędzi sobie wyborców, bo ludzie będa bardzo wdzięczni, że dostali wolne niedziele, ale kiepsko to wykombinował, raczej będzie odwrotnie. No, w sumie to dobrze, ostatecznie dzięki temu PiS może przegra :))