Warszawskie prawicowe wydawnictwo Fijorr wydało w 2007 roku przekład Marcina Zielińskiego, książki T.E. Woodsa (ur. 1971): The politically incorrect Guide to American History (2004). Woods polemizuje w niej z progresywną, ideaistyczną wizją historii USA. Sam pisze z pozycji konserwatywnych i libertariańskich (państo-minumum, przewaga stanów nad DC itd.). Jest eks-luteraninem nawróconym na katolicyzm, praz autorem kilku prac wybielających historię KrK w kontekście relacji nauka-religia, oraz jednostronnie przedstawiających KrK jako instytucję wolnorynkową z uwagi na kilku myślicieli jezuickich z Salamanki, choć przecież KrK ze swej natury jest czarną dziurą datków i dziesięcin w wolnym rynku. Woods uważa się za paleokonserwatystę.
Z tych względów należy podchodzić do autora z ostrożnością, choć jego wizja historii USA jest ciekawa. Jest ona oczywiście pisana na założeniu, że wielki rząd jest zły i niezgodny z konstytucją 1787 roku, a progresiści są chorzy na rządzę władzy. Kilka jednak jego spostrzeżeń wydaje się trafnych, a przynajmniej godnych polemiki. Woods koncentruje się na kilkunastu zagadnieniach szcególnie jednostronnie jego zdaniem przedstawianych w historii podręcznikowo-szkolnej. Zaczyna od stwierdzenia, że wszyscy pierwsi koloniści byli Brytyjczykami, więc opowieści o różnorodności ich kultury są przesadne (Niepoprawna politycznie historia…, s. 11). Trochę jednak zapomina o Szwedach w Delaware i Holendrach w Marylandzie, oraz całkiem licznych Niemcach (the krauts) w Pensylwanii (Pensylvannia Dutch) w XVIII wieku, na których napływ narzekał Franklin. Ale OK jedziemy dalej. Woods uważa, że to spory ideowe purytanów z Massachusetts z kwakrami i Wirgińczykami, w których wszystkie trzy strony uważały się za niemoralne (purytanie zabraniali kwakrom bywać w Massachusetts, gdyż ci prowokowali pastorów chodząc nago i wypytując o ich formalizm religijny), za genezę ustawodawstwa o prawach wolności religijnej (s. 13). Byłaby to klasyczna wykładnia wolności DO religii. Pierwotnie purytanie jak Winthorp chcieli rządzić rozkazami, ale w 1641 roku Massachusetts uzyskało kartę praw (no taxation… prawo do rzetelnego procesu, zakaz bicia żony, chyba że w obronie własnej – s. 15). Z czasem radykalizm religijny zmienił się w indywidualistyczny liberalizm. Nie ma dowodów, by Indianie uważali ziemię za własność wspólną, chętnie sprzedawali swe ziemie i wiedzili co robili (s. 17). Słusznie TW walczy tu z romantyzmem wobec Indian, ale gdy porównuje czarną legendę kolonistów z czarną legendą średniowiecza przesadza. Średniowiecze nie było czasem rozkwitu, lecz okrojeniem nauk antyku przez tak drogi TW KrK, wynalazki średniowiecza były de facto chińskie, a kumający nieco mechanikę Sylwester II uchodził za czarownika…). Swój filiomediewalizm TW nieudolnie łączy z słuszna obroną kolonistów. To prawda, że często sądy Nowej Anglii rozstrzygały spory na rzecz Indian.
W 1686 roku Jakub II ustanowił Dominium Nowej Anglii, a jego gubernator sir Edmund Adros rządził twardą ręką, aż do epoki Wilhelma III, kiedy mieszkańcy strącili Androsa z urzędu. Zdaniem TW to przedsmak tego co się działo w latach 1760-tych kiedy koloniści znowu zaprotestowali przeciw brytyjskim arbitralnie wprowadzanym nowinkom (s. 20). Jego zdaniem rewolucjoniści tacy jak Jefferson czy Washington byli konserwatystami, chcącymi poszanowania starej kolonialnej autonomii, w przeciwieństwie np. do rewolucjonistów francuskich. Tu jednak nieco się zagalopował. Po pierwsze rewolucjoniści mieli na prawo od siebie torysów, tj. Lojalistów wobec korony brytyjskiej, którzy byli prawdziwymi konserwatystami, podczas gdy jednak Jefferson et consortes byli oświeceniowymi filozofami praw człowieka, czytelnikami Locke’a, niechętnymi szlachcie brytyjskiej, często zadłużonymi u londyńskich kupców.
Sam TW przyznaje, że „patrioci” nie chcieli brytyjskiej zmiennej w czasie konstytucji, lecz trwałą, wieczną (s. 25). Dokładnie tak jak rewolucjoniści francuscy. Zapomina też, że ci ostatni wcale nie byli aż tak nowatorsko „lewicowi” – również nawiązywali do tradycji – brytyjskiego parlamentaryzmu i amerykańskiej, nawet istniały dwa wielkie stronnictwa 1789 roku zwane „amerykanami i anglikami” (z małej litery; les americaines np. La Fayettem i les anglaises np. Mirabeau), oraz o tym, że do 1791 rew. fr. Jest bardzo umiarkowana. Ale konserwatyści dzisiejsi w USA jak np. Irving Kristol często wprowadzają sztuczny podział na rzekomo prawicową rew. Amer. i lewicową rew.fr. Ekonomiczno-egosistyczne podłoże rew. Amer. Opisał min. Carl Becker.
W 1787 Amerykanie uznali, że rząd jest za słaby i postanowiły nadać USA konstytucję (tylko Rhode Island nie przysłało delegatów). Madison proponował, by rząd federalny mógł wetować projekty stanowe, ale szybko go uciszono. Przeciwnie nawet; obiecano stanom zachowanie autonomii. Nawet sam madison to robił. W 45 eseju „Federalisty” zaproponował by rząd federalny zajmował się jedynie SZ (s. 32). Dziś jest spór czy rządy stanowe, czy tylko federalny obowiązuje 1 poprawka o nie wtrącaniu się w sprawy religii i powstrzymanie się od cenzury (s. 33). TW uważa, że foundig fathers mieli na myśli tylko rząd centralny, ale jego argumenty nie są jakoś szczególnie mocne (że np. finansowanie z podatków Massahussets religii było OK), i że founding fathers koncentrowali się na związaniu rąk rządowi federalnemu (s. 35). Znając ich deizm można w to powątpiewać. Hamilton był dość daleki w centralizmie, a Madison się wahał, jak sam TW przyznaje. Zarzuca TW dzisiejszym amerykańskim liberałom zbyt szeroką interpretację konstytucji, podczas gdy II poprawka o dostępie do broni (dosłownie o milicji) jest raczej przez prawicę zbyt szeroko interpretowana. TW uważa, że gdyby chodziło tylko o milicję, a nie o prywatną broń w domu, to by napisano o prawie stanów, a nie ludzi do posiadania broni. Może ma rację (s. 37). Według TW, X poprawka, która uznaje, że to czego wyraźnie nie nadano jako prerogatywy rządowi centralnemu, przysługuje stanom. Możliwe, w końcu pisał konstytucję decentralista Jefferson. TW cytuje jego wypowiedź o tym, że brak dostępu do broni sprzyja bandytom (s. 39). Cóż wtedy nie było policji, ale trzeba przyznać, że w amerykańskiej skali odległości między siedzibami ludzkimi dostęp nie jest aż tak złym pomysłem; policja do wielu rejonów nie dojedzie na czas.
Wojnę według konstytucji wypowiada tylko kongres, TW skarży się, że od Trumana już jest to martwy przepis (s. 40). W 1817 Madison zawetował bonus bill, o wykorzystaniu zysków II Banku USA do finansowania insfrastruktury, odrzucając argumentację, o prerogatywach rządu do „zapewniania ogólnej pomyślności” (s. 45). Jest to koronny argument TW o tym, jakoby founding fathers – nawet federaliści – chcieli małego rządu. W 1798 roku był już problem z Alien and Sediction Acts, ale sprawa pozostała nierozwiązana aż do 1801 gdy ustawy straciły swoją podstawę prawną (ugoda z Francją, s. 50). Madison w 1830 roku uznał, że stany nie mają prawa do secesji, zdaniem TW tak często zmieniał zdanie, że chyba jednak miały (zwłaszcza, że w 1787 roku niekóre stany się tego domagały, s. 52). Kompromisy Missouri (1820) i podział Terytorim Nebraski na Kansas, w którym miało być referendum dotyczące niewolnictwa, i Nebraskę, gdzie wiadomo, że przeważają abolicjoniści, lub po prostu zwolennicy wolnej białej siły roboczej, zdaniem TW oznacza, że wojna secesyjna była sporem o władzę i ziemię, między północą a południem, a nie o moralność i niewolnictwo. Wojna stała się faktem, gdy powstała pierwsza partia regionalna tj (północna) Partia Republikańska (s. 68). Południe bojąc się przewagi północy i republikańskiej polityki wysokich ceł protekcyjnych, odłączyli się, a prezydent James Buchanan, w sumie uznał ten fakt i nie oponował (s. 82). Oponował dopiero jego następca radykalny republikanin, inspirowany zjednoczeniem Włoch i europejskim nacjonalizmem – Abraham Lincoln. Radykalni republikanie, pozbawieni balastu oddzielonego południa poszli ostro przeciw niewolnictwu, a CSA traktowali jak wrogi kraj, który chcieli wykończyć ekonomicznie (np. konsekwentnie przyznając azyl zbiegłym niewolnikom z Południa) – uważa TW. Przy Lincolnie TW się plącze; raz ma go za rasistę (wtedy prawie wszyscy nimi byli, big deal – PN), raz za zwolennika wyjazdu czarnych (taki projekt a la Liberia), innym razem za zwolennika stopniowego wyrównywania praw obu ras (s. 86, 96). Przypomina TW, że np. Czirokezi poparli CSA przeciw USA, a generałowie USA dokonywał w CSA zbrodni wojennych (s. 91). Lord Acton uważał, że Lincoln przedstawiał się jako zwolennik samostanowienia, a de facto był nacjonalistą i centralistą (s. 93). Wydaje się jednak, że TW upraszcza, i mamy tu do czynienia z kolejnym konfliktem pt.; wolność dla stanów czy dla jednostek. Zduszenie autonomii stanów, wcale nie wyklucza wolności obywatelskiej, ale TW chyba tego nie pojmuje.
TW przypomina, że posiadacz niewolników gen. Grant nigdy by nie walczył o abolicję, walczył o jedność kraju. Ciekawie pisze TW o okupacji Południa trwającej de facto do 1877 roku. Thaddeus Stevens uważał, że głosy czarnych przydadzą się, by Północ na wieki zapanowała nad Południem (s. 97). Wyrywkowe informacje o np. tym, że w północnym Illinois też nie wolno było w 1865 zeznawać czarnym przeciw białym (s. 100), nie są jednak zbyt przekonujące. A pomieszanie motywów władzy i moralności nie oznacza od razu hipokryzji; może dla większości republikanów po prostu wojna z CSA była przyjemna i pożyteczna oraz moralna jednocześnie? XIV poprawka, dająca prawo stolicy do ingerowania w politykę stanów, została ratyfikowana, choć było wiele nieprawidłowości uważa TW (s. 107), ale wylicza tylko problemy w Tennessee i Oregonie…
W rozdziale 8, Woods pisze o niesprawiedliwej czarnej legendzie wielkiego biznesu przełomu XIX i XX wieku, który ponoć tylko wykorzystywał pracowników i dążył do monopolu (113). TW przytacza przykłady marnotrawstwa państwowych firm np. Union Pacific i Cental Pacifik, i zestawia je z zaradnością i oszczędnością materiałową Great Northern Jamesa Hilla (w 1906 roku ustawa Hepburna udaremniła mu stosowanie ulg transportowych, co zdaniem TW osłabiło azjatycki eksport USA), pomysłowością Rockefellera (Standard Oil niepotrzebnie rozbita antytrustowo w 1911 roku), pomysłowością Carnegie (4 tysiące ludzi w stalowni w Pittsburgu), który produkował pod koniec XIX wieku 3 razy więcej stali niż Krupp (15 tysięcy), oraz z Herbertem Dowem, który wykiwał Niemców stosujących dumping przeciw niemu (w 1908 ugoda). Ustawa antymonopolowa Shermana zdaniem TW karze do dziś za pomysłowość i zaradność (Pan American, IBM, ALCOA – jedyny faktyczny monopolista, ale nie wykorzystujący tej pozycji), a w latach 70 doprowadziło nawet do przegranej GM w konkurencji z Toyotą i Nissanem (s. 127). Tu chyba przesadza wiele pomógł Japończykom kryzys naftowy. TW uważa, że monopol jako udział w rynku nie jest groźny, a ci co byli blisko monopolu rzadko to wykorzystywali jeśli w ogóle. Hmmm ale mogliby…
Woodrowa Wilsona ma TW za opętanego idealistę i kłamcę, który widział tylko niemieckie nadużycia morskie, a brytyjskie przemilczał (s. 133), i który podsycał plotki o rzekomym niemieckim okrucieństwie w Belgii. Wilson najpierw postawił sobie za cel poparcie UK, a potem konsekwentnie pomstował na Niemcy, cały czas przedstawiając siebie jako neutralnego, choć to UK blokadą głodziło Rzeszę (s. 147). Pisze TW obficie o kolejnych okrętowych pretekstach i ultimata, ale „zapomina” wspomnieć choćby o depeszy Zimmermanna… Uważa, że Wilson łudził się, iż jest neutralny także w 1919 roku, kiedy ententa dla świętego spokoju zgodziła się na Ligę Narodów, ale nadal oskubywała Niemcy, ignorowała potrzeby włoskie i mało uważnie dzieliła narody (s. 152). Jak pisze TW Wilson uważał, że jest bezinteresowny w niesieniu pokoju i taki była, ale zapomniał, że UK czy Francja już takie nie są (s. 155). Narzeka też TW na arogancję Wilsona, który uważał, że tylko USA zapewnić mogą Europie trwały pokój, choć wilsonowski trwał tylko 20 lat (1919-1939), a np. wiedeński – całe stulecie. Tu oczywiście przesadza; wiedeński ład trwał lat 32 (1815-1848), a jakoś się trzymał może do 1859 roku.
Hardinga i Coolidge’a ma TW za rozsądnych libertarian (s. 158), którzy obniżyli najwyższą stawkę podatkową z wojennych (w 1914 było to 7%, do końca wojny wzrosło 10 razy!) 73% do 40, a potem 25%, i w 1926 było tylko 1 % bezrobocia (s. 161). Potem zaś kryzys 1929 roku, a jeszcze bardziej Hoover i Roosevelt wszystko zniszczyli; jak zauważa TW. Hoover kazał pracodawcom dawać duże płace pracownikom (stymulacja popytu, wg TW tylko powiększyła bezrobocie). Farmerów – zbyt wielu po wojnie (w czasie I wojny USA musiało uprawiać za zrujnowaną Europę), Hoover dokarmiał przez masowe skupowanie płodów (s. 167). Zbyt wysokie cła ochronne dla rolniczych wytworów zagranicy, poskutkowało karnymi cłami na maszyny z USA, w Italii, Francji i Hiszpanii (s. 169). Roosevelta uważa TW za jeszcze gorszego; bo kupczącego socjałem dla wygrania wyborów, sztucznie podtrzymującego wysokie ceny płodów rolnych, w czasie niedostatku żywności. Wg TW nie FDR i nie II wojna naprawiły gospodarkę, lecz brak kontynuacji progresji podatkowej, planów federalnych i innych Rooseveltowskich pomysłów. TW uważa, że pomysły centralizmu gospodarczego FDR brały sie bezpośrednio z różowej wizji CCCP (186).
Woods nie ma racji. Makroekonomia jest starsza niż CCCP. Wśród doradców FDR było też wielu liberałów-keynesistów, a Keynes doradzał np. rządowi UK inwestycje i lekkie zmniejszenie płac, a USA zmniejszenie stóp procentowych. Keynes odradzał też szerokie zasiłki. Program NIRA uważał za zbyt pochopny. Od 1933 do 1935 bezrobocie spadło z 22 do 14%. Potem FDR właściwie wstrzymał większość reform New Deal lub je ograniczył. Polecam książkę Nicolasa Wapshotta: „Keynes kontra Heyek” . Nie zawsze rząd szkodzi.
Słusznie za to pisze Woods o sowieckich agentach i sympatykach w USA, takich jak: Garrison Villard z The Nation, czy Walter Duranty z NYT, o którym Malcolm Muggeridge mówił jako największym dziennikarskim kłamcy (s. 192). Wspomina o aktach projektu Venona (1943 złamanie sowieckich kodów, w 1995 odtajnienie projektu), które potwierdzały obawy Edgara Hoovera i McCarthyego (ten ostatni nota bene nie zajmował się Hollywood lecz administracją rządową – s. 197). Dobrze, że przypomina też, że klan Kennedych uwielbiał i popierał Josepha McCarthy’ego.
Roosveltowi zarzuca też Woods dążenie uporczywe i prowokowanie wojny z Niemcami i Japonią (s. 207). Co ciekawe inny konserwatysta, Austriak Erik von Kuehnelt-Leddin, w swej książce: „Ślepy tor” uważa, że FDR dążył tylko do wojny z Japonią. Trumanowi zarzuca TW odcięcie się od przemowy Churchilla z Fulton (s. 217), przedłużenie niesamodzielnej i nieksutecznej odbudowy Korei i RFN przez plan Marshalla i pokrewne pomoce (zaczęli się reformować albo sami wcześniej jak Niemcy – Wirtschaftswunder, albo pod groźbą wycofania pomocy jak Tajwan, Japonia i Korea – s. 222), oraz wysłanie wojsk do Korei bez zgody kongresu (s. 225). Bredzisz panie Woods. Dobrze, że to zrobił, inaczej Korea cała byłaby dziś jak Wietnam…
Akcję afirmacyjną Nixona (1971) i ustawę o prawach obywatelskich Johnsona (1964) uważa Woods za wzajemnie sprzeczne ideowo (s. 238) i chyba ma rację. Kennedy’emu wytyka ukrytych ghostwiterów, i bezczynność w sprawie powstania muru w Berlinie, choć sam uważa, że nie wiadomo czy coś by się dało z tym uczynić (s. 248-251), Johnsonowi korupcję i podrożenie leków wskutek Medicare i Medicaid, zbyt miękką politykę wobec kryminalistów, zniesienie róznicy między biedą zawinioną i niezawinioną w praktyce opieki społecznej (s. 261), oraz prowadzenie wojny w Wietnamie bardziej jak projekt inżynierii społecznej niż sojusz i pomoc wojskowa (s. 265). Reagana chwali za intencje, ale zarzuca mu nie zmniejszenie rządu (s. 273), choć chwali go za powalenie ZSRR na kolana, Clintona gani za rozbuchanie projektów Johnsona, i zbyl liczne (44) misje wojskowe/interwencyjne, nie zawsze skuteczne (dyplomacja CNN-owska – s. 279), a także za zbyt jednostronne poparcie Bośniaków w Jugosławii, rejonie obojętnym strategicznie dla USA, i tym samy stymulowanie islamizmu.
Cóż Reagan jak i Carter wprost dawali mudżaheddinom broń do rąk, a Clinto jednak tylko chronił Bośniaków, z których większość żyła wówczas, i nadal często żyje zupełnie po europejsku. Zarzut TW jest więc bez sensu. Zapomina on, że po panowaniu Reagana, Clinton musiał odbudowywać cała instrastrukturę, bo Reagan dbał głównie o wojsko. Bilans operacji wojskowo-pokojowych Clintona też wygląda nieźle, mimo porażki w Mogadiszu.
Książka Woodsa jest motywowana politycznie. Nie ma wątpliwości, że pisze ją z perspektywy libertariańsko-decentralistyczno-konserwatywno-republikańskiej. Mimo to nie jest to tekst zupełnie przekłamany i warto przeczytać ją by poznać sposób myślenia prawicy w USA.