Jak podaje Wyborcza z 3 grudnia 2016:
Prezydent elekt Donald Trump rozmawiał wczoraj przez telefon z prezydent Tajwanu Caj Ing-wen. To wielki afront dla Chin, które uważają Tajwan za swoją zbuntowaną prowincję i wymogły na USA w 1979 r. zerwanie stosunków dyplomatycznych z Tajwanem. Chińskie MSZ już przesłało oficjalny protest.
Z kolei WP z tego samego dnia powołuje się na reakcje amerykańskich krytyków Trumpa:
Amerykańskie media zwracają uwagę, że nigdy prezydent USA, ani tym bardziej prezydent elekt, niesprawujący jeszcze formalnie urzędu, nie rozmawiał bezpośrednio z przywódcą Tajwanu od czasu zerwania oficjalnych stosunków dyplomatycznych między Tajwanem a USA
Nie bez podstaw, jako mieszkaniec Europy Środkowej, obawiam się zbliżenia Trumpa z Putinem, co wydaje się bardzo możliwe. O ile takie państwa jak Francja, Niemcy, ale też Włochy czy Hiszpania raczej nie ucierpią na tym zbliżeniu (Rosja, o ile nie wywoła wojny nuklearnej, nie jest dla nich wielkim zagrożeniem), o tyle Polska czy Kraje Bałtyckie poniosą ogromne straty w swej sytuacji geopolitycznej. Putin, zwłaszcza po możliwym niestety dalszym rozpadzie i osłabieniu UE, będzie mógł dyktować Polsce czy Litwie swoje warunki. Dla Krajów Bałtyckich będzie to już kompletna katastrofa, gdyż władze ZSRR rozlokowały w granicach tych krajów sporo Rosjan.
Na tle tych niepokojących doniesień zbliżenie Trumpa z Tajwanem muszę uznać za rzecz pozytywną. Uważam, że Tajwan został złożony w ofierze na ołtarzu politycznej racji stanu. Gdyby USA za kadencji Trumpa uznało pełną niezależność tego państwa, byłoby to ogromne osiągnięcie. Wiele innych państw świata też uznałoby wtedy Tajwan, w tym zapewne Polska.
Czy Tajwan ma prawo do niezależności? O tym powinni przesądzić mieszkańcy tego państwa. W 1979 roku USA zerwały stosunki dyplomatyczne z Tajwanem. Wypowiedziały także układ obronny (obejmujący nadal Japonię i Koreę Południową). Te działania służyć miały nawiązaniu oficjalnych stosunków dyplomatycznych z ChRL. USA musiały uznać, że to rząd w Pekinie (a nie jak dotąd – Tajpej) jest jedynym reprezentantem Chin na świecie. Za USA poszła większość państw świata, które dotąd uznawały Republikę Chińską a nie Chiny Ludowe, co spowodowało trwającą do dziś izolację polityczną Tajwanu.
Za prezydenta Chen Shui-bian z Demokratycznej Partii Postępowej Tajwan w 2002 roku podjął próbę wstąpienia do ONZ, która zakończyła się niepowodzeniem. Odniesiono inny sukces. W tyn samym roku Tajwan został przyjęty do WTO, jako "Oddzielny Obszar Celny Tajwanu, Penghu, Kinmen i Matsu". Od tego czasu miały miejsce pomysły przyłączenia Tajwanu do Chińskiej Republiki Ludowej na bazie projektu „Jeden kraj, dwa systemy”. W zgodzie z tym pomysłem ChRL reprezentowałaby wyspiarską prowincję w stosunkach międzynarodowych, ale Tajwan mógłby zachować swoje własne władze i własne siły zbrojne. Tę doktrynę Chiny Ludowe wykorzystały w przypadku Hongkongu, lecz zastąpiły ją w 2005 roku ustawą antysecesyjną, czyli uchwałą parlamentu ChRL nakazującą użycie siły w przypadku jakichkolwiek prób formalnego zdeklarowania niepodległości.
Czy USA może się postawić Chinom Ludowym? Wydaje się, że tak. Siła gospodarcza Chin jest bardzo przeceniana przez wielu komentatorów. Ustrój tego państwa może wkrótce stać się niewydolny w zestawieniu z zasadami nowoczesnego rozwoju. Sztuczny kurs waluty chińskiej ułatwia Chinom Ludowym kontrolowanie inwestycji zagranicznych na własnym rynku, oraz sztuczne obniżanie kosztów produkcji, jak i ekspansję na zewnątrz, ale wystarczy zmusić Chiny do urynkowienia waluty, aby zaczęły się dla nich poważne kłopoty z konkurencyjnością produkcji, co jest jedną z głównych sił tego państwa.
Czy Trump robi dobrze, dostrzegając w Chinach Ludowych głównego rywala USA i zapowiadając korektę kursu Stanów Zjednoczonych wobec Chin, w czym wsparcie dla Tajwanu odgrywa ważną rolę symboliczną? Moim zdaniem Trump z perspektywy interesów Stanów Zjednoczonych, czy nawet szerzej pojętego Zachodu obiera całkiem trafną drogę. Niestety, można się obawiać, na ile Trump i jego doradcy wykażą się wiedzą, doświadczeniem i polityczną „zimną krwią”. Trump chce podjąć wyzwanie, którego od ponad 40 lat nie podejmował się żaden amerykański prezydent.
Jeśli się uda, owocami wpakowania Chin Ludowych do roli normalnego państwa grającego uczciwie w światowej gospodarce mogą być mniejsze kłopoty Zachodu z konkurencyjnością własnych produktów i z produkcją u siebie (siła robocza w Chinach przestanie być tak tania), mniejsze bezrobocie na Zachodzie, większa niezależność polityczna i ekonomiczna państw Zachodu, oraz zwiększenie dążenia chińskich dysydentów do zmian politycznych w Państwie Środka, w stronę demokracji i państwa prawa. Na osłabieniu siłowej pozycji Chin w światowej gospodarce (sztuczny chiński rynek pracy i sztuczny kurs waluty chińskiej) zyskają inne państwa rozwijające się, w tym przede wszystkim Indie, do których USA ostatnio się zbliżyły ze wzajemnością. Rządy Indii są znacznie bliższe euroamerykańskim wartościom praw człowieka, demokracji, wolności słowa niż rządy Chin.
Ceną po ewentualnej udanej zmianie polityki USA wobec Chin będzie wzrost cen wielu produktów, chaos polityczny na Oceanie Spokojnym w regionie wpływów chińskich, oraz możliwe długotrwałe zbliżenie USA z Rosją na zasadach Putina, bardzo niekorzystne dla Polski czy Państw Bałtyckich (w tej sytuacji dziwi, że Chiny Ludowe wycofują się z wielu planowanych w Polsce inwestycji).
Trump dość konsekwentnie kiwa palcem w stronę Chin. Ponownie jednak muszę zadać pytanie, czy jemu, oraz jego doradcom wystarczy wiedzy, siły i cierpliwości do podjęcia tak trudnego i niebezpiecznego politycznie zadania? Jakkolwiek by nie było, za Tajwan warto trzymać kciuki. Chciałbym dożyć czasów, gdy w Polsce będzie normalna ambasada Tajwanu.
Przecież to jest instrumentalne wykorzystanie konfliktu wewnętrzengo nie w celu naprawiania sytuacji Taiwanu ale w celu wywierania nacisku na Chiny. Celem tego nacisku ma być ustępstwo w sprawach gospodarczych Chin. A obiektem tego trade-off będzie właśnie Taiwan i jego istniejące statuc quo, które może ulec pogorszeniu.
Racja, przy całej mojej sympatii do Tajwanu to jednak jawnie konfrontacyjny charakter polityki Trumpa może zaszkodzić mu niż pomóc(jak już pisałem lepsza byłaby polityka okrążania Chin i "zimnej wojny" w jego umierkowanej wersji) ale kto wie może to przyniesie jakiś pozytywny skutek.
Fajnie by było, gdyby na stronie "publicystyka" pod miniaturką każdego artykułu była pokazana liczba komentarzy, tak jak to ma miejsce w przypadku filmów.
USA nie dadzą rady poskromić agresję Putina i szwindle Chin jednocześnie. Obama oddał Rosji Krym ale teraz już jest po ptakach. Rosja nie ma szans w walce z NATO ale jest wystarczająco silna by uzależniać kraje trzecie. Chiny już dawno powinny dostać po łapach zwłaszcza że militarnie przy USA to jest jedno wielkie nic
Słyszałam, że Chiny mają tyle głowic nuklearnych, że mogłyby zniszczyć USA i vice versa. Mógłby się Pan do tego odnieść?
Poza tym mają Chińczycy szanse zniczyć USA ekonomicznie poprzez uwolnienie rezerw. Co do militariów to ChRL ma liczną armię ale słabiej uzbrojoną niż USA(zwłaszcza flotę) w większości z przestarzałym sprzętem. Moim zdaniem lepiej po prostu Chiny okrążać i blokować tak jak robiła to USA z ZSRR.
Pamiętaj, że dolar to waluta amerykańska. USA też ma bata na Chińczyków. W każdej chwili mogą znacząco obniżyć wartość dolara, to jest ich pieniądz, mogą robić z nim co chcą. Obecnie Chiny robią ze swoją walutą co chcą, natomiast dolar jest regulowany przez rynek, a nie dekretami.
Trump nie zakłada sojuszu i przyjaźni z Rosją tylko koalicję przeciw islamizmowi zupełnie słusznie. Ostudzenie kłótni US-Rosja to dobra wiadomość dla Polski. Zwłaszcza że instalacje NATO mają zostać gdzie są
Rosja, ISIS i koledzy Trumpa mają ten sam cel – wzrost cen ropy.
"Trump nie zakłada sojuszu i przyjaźni z Rosją"
A jak to było z tą Estonią jako "przedmieściami Sankt Petersburga"? 🙂
No właśnie wygląda na to że zakłada.
Powiedział przecież że NATO jest przestarzałe, a UE najlepiej żeby się rozpadła.
Może chce wywołać wojnę w Europie i przez to pokazać Amerykanom jaki to raj mają u siebie pod rządami Trumpa?
A może ma poczatki Alzheimera i bredzi od rzeczy? Nie wiem co gorsze.