Mam wrażenie, że uczucia powiedzmy ogólnoludzkie są gorące i odnoszą się głównie do nienawiści i miłości, jak i do sympatii i antypatii, a religijne, czyli partykularne, sekciarskie — zimne i zasadzają się na antynomiach: pogarda-podziw, pokora-arogancja, strach-pewność siebie, dlatego tak łatwo je urazić i tak łatwo w ich obronie zapomnieć o tych ogólnoludzkich. Te ogólnoludzkie dają się też przełożyć na dobro społeczne, podczas gdy te religijne są jedynie destrukcyjne.
Te uczucia mogą też mieć wymiar sadomasochistyczny, głównie masochistyczny. Tym bardziej niechętni są wierzący, aby je obnażać. Dlaczego na przykład kobiety katoliczki słuchają, jak księża katoliccy rządzą ich życiem codziennym? Dlaczego nie widzą w tym nic dziwnego? Według d’Holbacha pan feudalny, z jego szerokim gestem, oraz nieprzewidywalnymi aktami miłosierdzia i okrucieństwa wobec niewolników nad którymi miał absolutną władzę, jest modelem chrześcijańskiego boga, i to od panów feudalnych pochodzą wszystkie arcyludzkie i nieludzkie cechy europejskiej wersji Jahwe. Bierność feudalnych chłopów do dziś widoczna jest u Polaków. Mówi się wręcz o popularnej w Polsce mentalności chłopa pańszczyźnianego, nie przypadkowo jest więc Polska najbardziej katolickim krajem Europy po Malcie, która pod rządami joannitów była w zasadzie jednym wielkim klasztorem.
Mój protestancki znajomy (właściwie nominalny katolik o sympatiach liberalnych i protestanckich) pytał mnie czemu krytykuję nie tylko arogancję KrK, ale także religię w ogóle. Faktycznie przede wszystkim jestem antyklerykałem i gdybyśmy mieszkali w Czechach, a nie w Katolandzie, zapewne spokojnie czytałbym gazetę popijając herbatkę, lecz w kraju gdzie upolityczniona religia i to ta jedna jedyna „słuszna” dominuje, trzeba przede wszystkim dokończyć dzieło oświecenia. Trzeba pokazać relatywność haseł religijnych i wątpliwe etyczne skutki religii, by móc naruszyć butną skałę, na której stoi KrK. Uczucia ludzi prawdziwie wierzących, o czym się parokrotnie przekonałem, raczej nie stoją tu na przeszkodzie, a odrobina racjonalizacji dobrze im robi, natomiast najbardziej gardłują ci, którzy nie tyle są wierzący, lecz przede wszystkim religijni, to znaczy traktują KrK jako świętość narodową podobną jak kasztanka marszałka P. Wiara wynika z potrzeby, zaś wyzysk wiernych przez KrK wynika z polityki i ekonomii.
Ciekawe więc co się kryje za tym wyciem niektórych katolików przeciw stawianiu samonarzucających się pytań. Może po prostu wstydzą się, że tyle lat poświęcili kultowi i teraz głupio przyznać się do błędu. Christopher Hitchens opowiadał, że czuł się jak sierota bez trockizmu, do którego stracił serce. Ja miałem podobnie po stracie konserwatywnego credo i „konwersji” na liberalizm, ale ostatecznie warto było i w jego i w moim przypadku. Na wolność nigdy nie jest za późno. Przynajmniej na wolność od chciwości prawiczków i innych pedofilów w spódniczkach.