USA są zwykle lepsze od Europy, a od Chin i Rosji niemal zawsze

Postmoderniści zabraniają czynienia porównań, ale to kaci wolności myśli i idioci, więc porównajmy USA z ich kulturowymi konkurentami. Ambitnie? Może trochę, ale mimo to spróbujmy.

PRAWO

Można długo spierać się co do wyższości napoleońskiego kodeksu, który po wojskowemu wylicza kary, lub anglosaskiego prawa. Pierwsze jest precyzyjniejsze, drugie – elastyczniejsze i kreatywniejsze. Prawnicy kontynentu europejskiego nie czytają tekstów z UK i USA zbyt często, bo w codziennej pracy im niepotrzebne, ale gdy chodzi o stworzenie czy poprawę prawa, związki prawa z moralnością, czy trudne kwestie typu religia w szkołach, czy małżeństwa gejów, wszyscy na całym świecie analizują wyroki i uzasadnienia amerykańskiego Sądu Najwyższego, znacznie bardziej prestiżowego i niezależnego niż jego europejskie odpowiedniki, o rosyjskich i chińskich nie wspominając. Żywa myśl prawna jest więc po stronie USA. Nawet w UK strzelono bubla typu uwolnienie informacji pisanej (co spisane to jawne), w USA dyskutowano by przed klepnięciem ustawy. Ok, ale co z inkarceracją, i dostępem do broni. Jasne w USA użycie broni palnej w złym celu jest znacznie częstsze niż w Europie, bo w ogóle jest jej tam więcej niż w Europie, ale po pierwsze przestępczość w USA od lat spada, a w Europie rośnie, głównie dzięki muzułmanom, którzy zaczynają w Londynie, Malmo, Hamburgu i Paryżu tworzyć islamską wersję Haarlemu. Niektóre dzielnice LA, Baltimore czy Miami są nadal niebezpieczne, ale sam Haarlem i NY, już niezbyt. Stany Nowej Anglii, są bezpieczniejsze od Skandynawii. We względnie bezpiecznym Amsterdamie dochodzi do 200 morderstw rocznie, w NY do niemal dwóch tysięcy, ale Amsterdam ma 0,9 mln mieszkańców, a NY – 17 mln. Kopenhaga i Filadelfia mają wielokrotnie lepsze wyniki. Cały interior Chin i Rosji jest rajem dla korupcji i przestępczości. W Rosji już za czasów carskich pisano o absolutnej sprawiedliwości (Dostojewski, Tołstoj, Bierdiajew, a nawet liberał Hercen), a zaniedbywano tworzenie spójnego i sensownego prawa – stąd w jednej guberni za to samo przewinienie, dostawało się upomnienie i obiad u gubernatora, a w drugiej kulę w łeb. Ciekawie piszą o tym Richard Pipes i Wojciech Karpiński. Chiny są jeszcze gorsze. Najwięksi bandyci rządzą tym państwem, i urządzają pokazowe procesy nielubianych miliarderów (nomenklaturowych bo poza geniusza internetu Mai – innych tam nie ma), by zaspokoić rządzę zemsty u ludu. Władza tam wręcz inspiruje niszczenie cudzej własności (np. zamieszki anty-japońskie w 2005 roku), lub np. konfiskuje inwestorom sprzęt (casus Ruperta Murdocha). Już chińscy cesarze podobnie jak sułtani w Turcji, według swego widzimisię zabierali ludowi ich własność. Carowie bywali niewiele lepsi. Tylko Zachód do niedawna szanował prywatne. Nawet polityka antynarkotykowa jest tam pokazowa i wyrywkowa. W USA człowiek może zastrzelić intruza w swoim domu, jeśli jest przekonany o niebezpieczeństwie. Może się ten przepis nie podobać, ale policja nie dojedzie na czas do dziury w Kansas. Do dziury w Chinach czy Rosji też nie dojedzie, ale autokracje nie pozwalają ludziom mieć broń, bo w USA Tea Party tylko gada o obaleniu rządu, a Chinach i Rosji mogliby to faktycznie uczynić. O cenzurze w Rosji i Chinach wiadomo, natomiast w Europie pewne słowa uchodzą łatwiej inne gorzej niż w USA. W USA można kpić z Boga i palić flagę, można też zniesławiać polityków, w Europie różnie z tym bywa. Political correctness spowoduje wywalenie z pracy gościa, wyzywającego innym od czarnuchów i pedałów, ale w Europie Zachodniej jest podobnie. W Rosji „czornych” i gejów tłuką bezkarnie na ulicach, w Chinach samo bycie gejem jest nielegalne, więc żyją oni w podziemiu, a rasizm jest uważany za coś naturalnego, stąd mania wybielania skóry. Prawo w Europie jest łagodniejsze niż w USA, ale to efekt a nie przyczyna dotąd niskiej przestępczości. Na muslimskich chuliganów i zbójów jest już zbyt łagodne, stąd Blair i Sarkozy wzorowali się na USA w sprawie walki z przestępczością. Ok, ale co z dwoma milionami więźniów w USA; większej masie więźniów niż w Chinach i Rosji, które są następne w kolejce? To skutek absurdalnej polityki antynarkotykowej prowadzonej bardziej religijnie niż racjonalnie w USA. Połowa z tych ludzi (ci od marihuany) powinna być na wolności. Rosja i Chiny mają niewiele mniej więźniów, ale ulice nadal są w rękach mafii, z którą władza czasem współpracuje. Przestępczość zorganizowana w Rosji, jest na czele listy zagrożeń bezpieczeństwa narodowego w Rosji, USA i niektórych krajów Europy. USA na prośbę Meksyku, pomaga zwalczać przestępczość w tym kraju. Kiedyś na prośby Jelcyna robili to też w Rosji…

POLITYKA

Rosja i Chiny prowadzą politykę wyłącznie cyniczną i egoistyczną Jeśli walczą z terroryzmem, to nie z szlachetnych pobudek, lecz by neutralizować Czeczenów czy Ujgurów, których traktują jak ludzkie śmieci. Jeśli Chiny promują ekologizm, to dlatego, że nie mają wyjścia, dla miliard ludzi nigdy nie będzie dość węgla, stąd – piekielnie niebezpieczna – zapora dla Jangcy. USA obok takiej polityki (polityka chińska i arabska Nixona, naciski na MFW, walka z euro w Iraku), realizują także idealistyczną politykę wilsonizmu. Nie stoją z założonymi rękami, gdy jeden naród morduje drugi, jak to robili Europejczycy wobec Darfuru, choć Afryka to „ich” region (pomoc finansowa dla Afryki z Europy jest 4 razy większa niż z USA, a np. Indiom zwykle więcej daje USA). USA czasem popełniają błędy, ale europejskie tchórzliwe, czy cyniczne rosyjsko-chiński napominania jakoby USA wywołały terroryzm są skandalem. Wszystkie organizacje terrorystyczne mają dwie przyczyny podstawowe; powstanie fundamentalistycznego Bractwa Muzułmańskiego, w obliczu kemalizacji imperium tureckiego – z BN wywodzą się Al-Kaida, Hamas itd, oraz – europejska dekolonizacja, która wydała Azję i Afrykę w ręce bandytów z kałachami (z ZSRR) lub – w Liberii – z M16. USA nie są więc bardziej winne terroryzmowi islamskiemu niż Europa, ZSRR czy Turcja, no i sami islamiści. USA robią interwencje skuteczne (jeśli za cel uznać pokój i demokratyzację); Korea, Japonia, Niemcy, Panama, częściowo skuteczne – Grenada, Irak, Afganistan lub nieskuteczne – Wietnam, ale przynajmniej coś robią. Dzięki USA skończyła się wreszcie nacjonalistyczna Realpolitik, a rozpoczęła epoka soft power i ONZ. Nawet kolonializm amerykański, zwłaszcza na Filipinach był bardziej ludzki i idealistyczny, oraz mniej rasistowski niż europejski (ciekawie pisze o tym Holender Ian Buruma w „Misjonarzu i libertynie”, nie wspominając już o rosyjskich i chińskich podbojach. Tyle się mówi o niewolnictwie i losie Indian, a czy ktoś pamięta o ludach Syberii wyrzynanych systematycznie przez carat? Dziś Buriaci nadal są gnębieni, Czirokezom oddaje się kasyna za bezcen. I o tym czym była pańszczyzna i jak traktowano mużyków? W USA liczba niewolników nigdy nie przekroczyła 1/5 ludności, w Rosji i feudalnej Europie niewolnicy (chłopi pańszczyźniani + Murzyni) stanowili większość (w Europie do XVII-XVIII wieku, w Rosji do końca XIX wieku, a właściwie do XX wieku). Leibeigenschaft i adscriptum glaebe to to samo co status niewolnika. Imigranici w USA, także islamscy lepiej się asymilują, i nie mają kompleksów. Nie odmawia im się też pracy ze względu na „niewłaściwy adres” jak we Francji. No i samej pracy jest więcej, płaca lepsza, ceny niższe, tylko opieka zdrowotna gorsza, ale Obama pracuje nad tym.

DOBROSTAN

W USA bogactwo cieszy się mirem, czasem może nawet przesadnym, ale lepsze to niż skrajnośc odwrotna. Podatki wynoszą średnio 29% od osób fizycznych. W Europie Zachodniej około 40% (W Szwecji 48, Francji-45, Niemczech-40), co oznacza, że UE jest niezdolna do leczenia gospodarki chwilowym podniesieniem podatków, i mniej opłaca się tu pracować. Ponieważ imigranci islamscy są problemem, a latynoscy w USA zastrzykiem energii, sytuacja będzie się nadal zmieniać na korzyść USA, które pozostaną krajem młodym. Chiny choć biedne tak samo jak Europa i Rosja, czy Japonia, to już niedługo kraje starców. USA są najbogatszym państwem świata. Stan gospels i bawełny – Georgia ma PKB na osobę większy niż Francja czy Niemcy. Atlanta ma większy PKB na mieszkańca niż większość europejskich miast. Georgia ze swoimi 39.000 $ na mieszkańca jest jak na USA biedna, bo średnia amerykańska to 51.000, ale i tak półtora raza bogatsza niż przeciętny Europejczyk (Szwecja – 46 tys, ale już Niemcy czy Francja poniżej 40 tys, a np. Polska – 23). Norwegia i Szwajcaria czy Katar mają lepszy wynik niż USA, ale to kraje niewielkie. Żydowskie i nazistowskie złoto, lub ropa + kilka milionów ludzi = dostatek, ale jakiś taki nie do końca zasłużony. Miasto NY ma gospodarkę nieco większą niż cała Rosja, a Chiny to 200 milionów ludzi żyjących na poziomie Węgier czy Polski plus miliard z okładem nędzarzy. Niemcy mają lepszych inżynierów, a Duńczycy architektów niż Amerykanie, ale przeciętnie USA góruje we wszystkim od komputerów, poprzez research, po … rolnictwo i biznes rozrywkowy. W Rosji i Chinach ciężko się uczciwie dorobić. American Dream może i nie zawsze działa, ale nie ma Russian Dream ani Chinese Dream, chyba że tak ochrzcimy nomenklaturę i mafię. W części Europy (Grecja, Włochy, Portugalia, Czechy, Węgry, Litwa, Łotwa, Rumunia – choć w Rumunii się polepsza z tym) korupcja jest tak wielka, że niemal uniemożliwia uczciwy dorobek. W jeszcze większej części biurokracja prześladuje biznesmenów.

KULTURA

Weźmy najpierw muzykę, bo na niej znam się najlepiej. W XVIII wieku Niemcy miały Bacha i Haendla, Austria – Haydna i Mozarta, Francja – Rameau i Couperina, Italia – Albinoniego i Vivaldiego, Wielka Brytania – Arne’a i Stanleya, a USA Justina Morgana, Benjamina Westa, Daniela Reada i Williama Billingsa. Ci amerykańscy są znacząco mniej znani i mniej wybitni niż pozostali wymienieni, ale ale… USA w 1780 roku to tylko 4 mln ludzi, z czego 0,7 mln to czarni niewolnicy, czyli bez nich 3,3 mln ludzi tyle co ówczesna Holandia; z Francją (23 mln), państwami niemieckimi (27 mln), czy państwem Habsburgów (26 mln), czy Brytanią (15 mln, licząc z Irlandią, która do I wojny światowej cała jest brytyjska), więc porównanie jest złudne. USA wytrzymują porównanie z Holandią. Unico van Wassenaer czy Henrik Focking są mniej więcej tak zdolni jak Morgan i Billings. W Polsce czy Rosji XVIII wieku też z muzyką nie było lepiej, może nawet gorzej, o Chinach z ich pentatoniką nawet nie ma co wspominać. Sami Chińczycy dziś wolą zwykle muzykę zachodnią. W XVIII wieku Amerykanie mają już malarskich mistrzów jak John Trumbull i wybitnych pisarzy politycznych, którzy rządzą tym krajem (Hamilton, Adams, Madison, Franklin, Jay, Jefferson), silną identyfikację kulturową (piosenka „Free America” dr Josepha Warrena). W 1817 po raz pierwszy w USA gra się Beethovena – w Lexington (Kentucky). W początkach XIX wieku, np w czasach wizyty Tocqueville’a, UK i Francja, oraz USA mają po około 30 milionów mieszkańców, Rosja – około 65 milionów, Chiny – 500. Z muzyką w USA nadal nie jest tak super; George Whitefield Chadwick, Louis Gottschalk, Samuel Morse, nie wytrzymują porównania z Elgarem, Wagnerem, Berliozem, Verdim czy Rimskim-Korsakowem (choć np. marsze de Souzy czy „Dixie Land”, lub „Yellow Rose of Texas” są lepsze niż pruskie czy brytyjskie, może z wyjątkiem „Preussens Glorie” i „Independentia”), ale już literatura rozwija się prężnie. Twain, Thoreau, Emerson, Melville, niewiele ustępują Europejczykom (Niemcy i Niderlandczycy mają zresztą na przykład zapaść literacką, właściwie tylko Fontane jest geniuszem, Skandynawia dopiero się budzi) i niemal sięgają poziomu Rosjan. Już w XVIII wieku USA ma mniejszy analfabetyzm niż Brytania, nie wspominając o Francji. Dorównuje im tylko Holandia. Europa już na wstępie ustępuje pod bardzo ważnym względem. W Chinach XIX wieku najlepsi pisarze to jak Kang Yuwei, ci co nawiązują do wzorców zachodnich. W XX wieku (w 1940 USA mają 170 mln mieszkańców, dziś 320 mln, Niemcy – 64 i 82, Francja ok. 45 i 65) USA jest już prawdziwą potęgą kulturową we wszystkich dziedzinach; Steinbeck, Vonnegut, Fitzgerald, Shaw, Hemingway, Salinger, Whitman, Faulkner, Kerouac, Capote, a w „popularnej’ literaturze Grisham, Saylor, King, wyznaczają trendy i ustanawiają standardy. Mann, Kafka, Nabokov czy Proust już tak nie błyszczą jak w XIX wieku Balzac, Thackeray, Fontane i Dickens. Muzyka? Proszę bardzo; Gershwin, Copland, Bernstein, Glass spokojnie mierzą się z Fallą, Ravelem. Może jeszcze Strauss czy Mahler odstają ponad Amerykanów, ale ci nadrabiają znakomitym jazzem (Monk, Morton, Joplin, King, Armstrong, Brubeck), który wywołuje zachwyt Debussy’ego, Szostakowicza, Eugeniusza Bodo czy Ivora Novello, a gniew tylko radykalnych lewaków (Adorno) i prawaków (Spengler), mających znikome pojęcie o sztuce. Dziś muzyka filmowa ogólnie lepsza jest chyba w USA niż w Europie (np. Jerry Goldsmith, , John Williams, Joel Goldsmith, Leonard Berstein, Danny Elfman, Mark Isham, Steve Jablonsky, Michael Kamen, Randy Newman), choć ogromny przemysł filmowy w USA korzysta też z muzyki europejczyków (Zimmer, Morricone, Jarre – syn i ojciec), więc tu mogę się trochę mylić. Natomiast kino samo w sobie jest lepsze w USA. Niech nas nie mylą filmy robione dla pieniędzy. Kino niezależne tam też się ma dobrze (Allen, Cohenowie, Frost, Lynch), fenomenem są liczni znakomici aktorzy-reżyserzy jak Clooney, Affleck, Gibson (Australijczyk, ale ciągle siedzi w USA). Kino gatunkowe amerykańskie, gwarantuje zwykle lepszy efekt, niż autorskie kino europejskie, gdzie większość filmów nie daje się oglądać, nawet jeśli tworzą je wybitni reżyserzy jak Saura, Fellini, Wenders, Fassbinder czy Greenaway), nieliczni tylko dają radę wytrwać bez gniotów (Laconte, Herzog) i mało jest dobrego kina rozrywkowego (Ozon, Besson). Europejskie filmy historyczne długo były lepsze (’Ridicule’, 'Restoration’) niż amerykańskie (wyjątek to 'Revolution’ z Alem Pacino), ale po serii „John Adams” ze znakomitym Paulem Giamatti, i coraz częstszych historycznych euro-gniotach (’Le Roi dance’) i niedoróbkach (’Vatel’) można mieć wątpliwości. Całkowicie leży w Europie popkultura. Europejczycy słabo znają nawzajem swoje seriale, może dlatego, że amerykańskie (Seinfeld, Californication, Monk, Mentalista, Przyjaciele, Dexter) są błyskotliwsze od europejskich, gdzie tylko Duńczycy (Gang Olsena, Browar Jacobsenów, Forbrydelsen), Brytyjczycy (Fawlty Towers, Yes Minister, New Statesmen) i czasem Niemcy (Komissar-Rex, Medicopter, Bergdoktor) trzymają fason. Kabarety są na podobnym poziomie w USA (Robin Williams, Bill Maher, George Carlin, Saturday Night Life) i Niemczech (Anke Engelke, Rudiger Hoffman, Kaya Yanar), UK (Monty Python, Dave Allen) czy Francji (Daby Boon). Także lepiej lub tak samo. Kryminały amerykańskie są zwykle lepsze, europejskie jadą na kliszach z przeszłości (Holmes, Poirot), jak i cała kultura, np. współczesne malarstwo europejskie jest tak naprawdę stale w latach dwudziestych, a amerykańskie np w NY dużo ciekawsze. Gdzie ta rzekoma europejska Grecja przy surowym amerykańskim Rzymie? Kino rosyjskie leży, nawet Michałkowa nie da się już oglądać, a jeden „Lewiatan” wiosny nie czyni. Lepsze filmy o Rosji kręcą Europejczycy jak „Child 44” Espinosy czy Amerykanie („Wróg u bram”). Chińskie filmy męczą fatalizmem i wieją nudą zwłaszcza historyczne, często też zniechęcają tandetą, ale zdarzają się perełki jak: „Zawieście czerwone latarnie”. „Ostatni cesarz” to już film włoski, a „55 dni w Pekinie” amerykański. Europa chwali się swą różnorodnością, ale tak naprawdę Europa to nie różnorodność, lecz klub dość jednolitych narodów o dość przewidywalnych gustach i sposobie myślenia. To USA są naprawdę różnorodne; są tam jodlerzy (Yodel), muzycy country, gospels, słowacka polka Yankovica, światowe centrum muzyki latynoskiej – Miami, festiwal tulipanowy w mieście Holland, największe na świecie zegary z kukułką (w Ohio), Oktoberfest huczny jak w Bawarii, Saint Patrick Day Parade wspanialsze niż w Irlandii, wciąż żywa kultura Indian i eskimosów, Chinatowns w LA (tam wynaleziono ciasteczka z wróżbą), San Francisco i NY, bardziej „chińskie” niż same Chiny ludowe, które zwalczają własną kulturę, o wiele więksi włoscy aktorzy (Gandolfini, Pacino, Pesci, de Niro) niż w Italii, która dziś robi buble typu: „Wielkie piękno”. W USA bardziej krwista jest myśl religijna i ateistyczna, większa odwaga i zaradność cywilna. Nie licząc może Duńczyków, Brytyjczyków Holendrów i czasem Hiszpanów, Amerykanie są daleko kulturalniejsi na co dzień niż marudni Niemcy i Węgrzy, agresywni Francuzi, głośni Włosi, chamscy Polacy i Rosjanie, oszukujący na rachunkach Czesi. Do USA uciekali niedocenenieni w Europie pisarze jak Nabokov i naukowcy z Bohre i Einsteinem na czele. Gdy SONY kupiło Columbia Pictures nic nie zmieniali, bo wiedzieli, że Amerykanie lepiej znają się na rozrywce. Amerykańskie analizy polityczne i obserwacje społeczne (Mearsheimer, Kissinger, Fukuyama, Krugman, Berman, Maher, Rawls, Kagan, Bryson, Meredith) są zwykle przenikliwsze niż europejskie, choć zdarzają się jeszcze w Europie umysły sięgające nieco dalej niż płytki nacjonalizm i historyczne wojenki podjazdowe (Sorman, Hüffner, Leonard, Piketty, Hagen Schultze). Rosyjscy myśliciele jak Dugin są zbyt często psami łańcuchowymi reżymu, albo zdemoralizowanymi nihilistami jak Jerofiejew, podobnie chińscy. Ciekawski są dysydenci mieszkający w USA (Fong, Cheen Guangcheng, Kasparov). USA wymyśliły transcendentalizm, wilsonizm, rozdział kościoła i państwa, ONZ, BŚ, MFW, soft power, zaś koncepcje rosyjskie i chińskie to często pochodne amerykańskiego neokonserwatyzmu (np. neokonfucjanizm), lub samej geografii (euroazjatyzm, Żółtorosja). Edukacja w Chinach i Europie jest pamięciowa, w USA (i do pewnego stopnia także w Rosji) – kreatywna. Najlepsze uniwerki są w USA. Amerykanie częściej jadą do Europy i lepiej ją znają z autopsji, niż Europejczycy USA, który znają je zwykle z TV. Chiny i Rosja są słabe kulturowo, bo starają się rozwijać tylko technicznie, a nie intelektualnie, Europa z kolej ciągle czerpie samozadowolenie z tego co znaczyła w XVIII i XIX wieku, choć dziś jest nihilistyczna, rozbrojona i rozleniwiona. Jak widać aprioryczne przekonanie o wyższości europejskiej jest reliktem historycznym. Natomiast Rosja i Chiny mają może lepsze … jedzenie, jeśli za amerykańskie nie uznamy np calzone, czy tacos.

O autorze wpisu:

Piotr Marek Napierała (ur. 18 maja 1982 roku w Poznaniu) – historyk dziejów nowożytnych, doktor nauk humanistycznych w zakresie historii. Zajmuje się myślą polityczną Oświecenia i jego przeciwników, życiem codziennym, i polityką w XVIII wieku, kontaktami Zachodu z Chinami i Japonią, oraz problematyką stereotypów narodowych. Wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów w latach 2014-2015. Autor książek: "Sir Robert Walpole (1676-1745) – twórca brytyjskiej potęgi", "Hesja-Darmstadt w XVIII stuleciu, Wielcy władcy małego państwa", "Światowa metropolia. Życie codzienne w osiemnastowiecznym Londynie", "Kraj wolności i kraj niewoli – brytyjska i francuska wizja wolności w XVII i XVIII wieku" (praca doktorska), "Simon van Slingelandt – ostatnia szansa Holandii", "Paryż i Wersal czasów Voltaire'a i Casanovy", "Chiny i Japonia a Zachód - historia nieporozumień". Reżyser, scenarzysta i aktor amatorskiego internetowego teatru o tematyce racjonalistyczno-liberalnej Theatrum Illuminatum

  1. Po latach czytania całej litanii błędów, dezinformacji i zwykłych idiotyzmów na temat USA w polskich mediach taka lektura to prawdziwa przyjemność, nie dlatego że wiele porównań wypada na korzyść USA ale dlatego, że oparta jest faktach. Ponieważ spektrum zagadnień jest bardzo szerokie pozwolę sobie dorzucić jedną, ale dość istotną kwestię dotyczącą prawa.
    W Polsce regularnie pojawiają się żenujące artykuły, które opisują tzw. cases, czyli specyficzne przepisy wydane na podstawie bardzo nietypowych sytuacji które mają na celu poniżyć amerykański system prawny i poprawić samopoczucie w kraju, który sam posiada jeden z najbardziej niewydolnych systemów prawnych w cywilizowanym świecie. Praktyka ta jest tak konsekwentna że do złudzenia przypomina PRL-owską przaśną propagandę. Kiedy jednak pytam zarówno studentów jak i kadrę zarządzająca o podstawowe wiadomości amerykańskiego systemu okazuje się najczęściej że ich wiedza jest zerowa. Mało kto wie co to jest common law i czym się różni od systemu działającego w Polsce. Jednocześnie ich wiedza na temat egzotycznych kazusów jest często imponująca. Od strony prawnej to trochę tak jakby studiować techniki fryzjerskie poprzez poznawanie cykli życia wszy głowowej.

    1. To prawda że w Polsce niektóre środowiska mają problem z USA. Najłatwiej zawsze jest przejść z jednej skrajności w drugą. W praktyce to albo Rusofobia albo Amerykanofobia. Pierwsza często występuje na prawicy, a drugie na lewicy.

  2. Od Rosji , Chin , Europy Środkowej i Południowej są zdecydowanie lepsze. Od Europy Zachodniej czy Kanady to już nie. USA swoją szczytową formę miało w 1945 r. Obecnie jest to co prawda powolny , ale postępujący upadek. Obecne USA to takie Imperium Romanum z IV w.

    1. Nie mnie sądzić co lepsze co gorsze, mimo to w USA mamy trochę emigrantów zarówno z Kanady jak i Europy Zachodniej. Jeżeli Amerykanie w Europie to najczęściej „expats”, więc trudno to nazwać emigracją. Znam sporo zarówno jednych jak i drugich więc myślę, że gdybym przeczytał im taką wypowiedź to jedni i drudzy byliby zdziwieni.

  3. „(choć np. marsze de Souzy czy „Dixie Land”, lub „Yellow Rose of Texas” są lepsze niż pruskie czy brytyjskie” – faktycznie marsze wojskowe z czasów wojny secesyjnej dobrze się słucha.

  4. Konkurencja rośnie w siłę https://en.wikipedia.org/wiki/BRICS
    Dolar może przestać być dominującą walutą.
    USA walczy o dominację nad światem, więc rozpętało nową zimną wojnę, chce zniszczyć niezależnych.
    USA ma jeszcze wielki problem z zadłużeniem wewnętrznym, które narasta do poziomu katastrofy.
    Wojna jest sposobem na odwrócenie uwagi społeczeństwa od problemów wewnętrznych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *