Nie można omawiać kwestii wolności w osiemnastowiecznej Wielkiej Brytanii nie wspominając o polityku, którego imię było przez pewien czas synonimem wolności. John Wilkes (1725-1797) był wigowskim dziennikarzem i politykiem. W napisanym w swej gazecie: North Briton w kwietniu 1763 roku w ostrych słowach skrytykował króla Jerzego III za zawarcie pokoju paryskiego z Francją i Hiszpanią, a także szefa rządu, hrabiego Bute, którego posądzał o skryty jakobityzm. W jego czasach króla można było krytykować, ale nie w tak bezpardonowy sposób, więc Wilkes został zmuszony do puszczenia kraju i udania się do Francji, skąd w 1768 roku powrócił w chwale „bojownika przeciw tyranii” królewskiej i ministerialnej. W tym samym roku wybrano go do parlamentu z okręgu Middlesex, lecz nie mógł w nim zasiąść ponieważ uwieziono go na podstawie zarzutów stawianych mu w 1763 r. Pod więzienie przychodzili jego zwolennicy w prawdziwych pielgrzymkach skandując „Wilkes i wolność”. W 1770 roku Wilkesa uwolniono, a w 1774 roku, juz nie niepokojony przez władze, wygrał wybory na lorda mayora londyńskiej City. Jak wszyscy niemal wigowie, Wilkes popierał żądania i stanowisko amerykańskich kolonistów, choć jak udowadnia George Rudé, nie do końca je rozumiał , przez co stracił w końcu pozycję symbolu wolności.
North Briton atakował wszystkich; rząd, króla, dwór, parlament, pisarzy, a nawet malarzy i karykaturzystów, takich jak William Hogarth (1691-1764), który odwdzięczył się Wilkesowi słynną karykaturą, na której ten ma diaboliczne świdrujące spojrzenie. W tym gąszczu oskarżeń dopatrywano się bardziej spójnego programu . Widziano w nim rycerza „wolności pozytywnej” – demokratę, walczącego o „sprawiedliwszy” system reprezentacji parlamentarnej i protestującego przeciw dominacji politycznej południa Anglii nad północą (stąd tytuł pisma – North Briton). Historycy o światopoglądzie lewicowym widzieli w nim; bądź to reprezentanta „ludu” walczącego z establishmentem, bądź mieszczaństwa (wszak nie na darmo miał on liczne powiązania z kupcami z City) zwalczającego „arystokratyczne przeżytki”. Według Rudé, mozna od razu wykluczyć tę drugą opcje; ponieważ słynne petycje w sprawie Wilkesa skierowane do parlamentu, będące jednocześnie pomysłami dotyczącymi reformy systemu politycznego kraju, kompilowali zgodnie przedstawiciele różnych klas poszczególnych hrabstw; większość zresztą bazowała bardziej na pomysłach Edmunda Burke’a niż Wilkesa .
Il. John Wilkes na karykaturze Williama Hogartha.
Wydaje się, że Wilkes był w pewnym sensie angielskim Voltaire’m – nie uznającym autorytetów publicystą zainteresowanym w tysiącu sprawach i tyleż spraw poruszającym. Najbardziej na sercu, jak się wydaje, leżała mu kwestia odpowiedzialności posłów przed ludźmi, którzy ich wybrali w okręgach wyborczych, a także poszerzenia zakresu wolności prasy i wolności słowa. Pierwsza z tych spraw wiązała się z ogromem dyskusji nad reformą brytyjskiego parlamentaryzmu i nie dotykała bezpośrednio problemu wolności, lecz raczej efektywności władzy i „sprawiedliwości”. Druga wpisywała się w tradycje pism Defoe’a i Hume’a w obronie wolności prasy. Sama „sprawa Wilkesa” wywołała dyskusję dotykającą spraw związanych z „wolnością negatywną” m.in. nienaruszalności immunitetu poselskiego (na podstawie którego zwolniono go z Tower), a sam dziennikarz pod koniec życia najbardziej interesował się losem okrutnie, nieraz traktowanych przez swych panów, londyńskich lokai i służących. Podobnie jak Voltaire, Wilkes walczył zarówno ze złem wielkim i abstrakcyjnym, jak i tym codziennym i trywialnym, za co należy mu się pewien szacunek.
W Wilkesie dopatrywano się również libertyna wojującego, podobnie jak współcześni mu niektórzy pisarze francuscy, z tradycyjną moralnością , czy populisty wojującego ze Szkotami i wykorzystującego w tym celu angielską ksenofobię. Oto jedna z anty-szkockich wypowiedzi Wilkesa:
„Rzeka Tweed jest linią demarkacyjna między wszystkim, co szlachetne, i wszystkim, co nikczemne. Na południe od tej rzeki jest tylko honor, cnota i patriotyzm. Na północ od niej nie ma niczego poza kłamstwem, złością, podłością i służalczością. Szkocja jest krajem pozbawionym drzew i kwiatów; jest utworzona z odpadów wszechświata, a zamieszkuje ją najpodlejsza forma stworzenia ”.
Cytując Wilkesa, Norman Davies przytacza słynne zdanie Samuela Johnsona (1709-1784), że: „patriotyzm jest ostatnią ucieczką łobuzów”, zapomina jednak, ze sam Johnson również nie znosił Szkotów.
Jak widać o Wilkesa biły się różne stronnictwa polityczno-hisztoryczne i tak zapewne pozostanie. Wydaje się jednak, że był on, przy całym swoim braku szacunku do autorytetów, dość typowym przedstawicielem wigów, ceniącym zdobycze „chwalebnej rewolucji” 1688/1689 roku, lecz lękającym się nagłych zmian i szanującym pewne polityczne tradycje; o czym świadczy fakt, że skrytykował, tak jak Burke, radykalizm rewolucji francuskiej. Na pewno Wilkesa nie można nazwać konserwatystą, lecz z pewnością więcej w jego ideologii wołań o „wolność negatywną” niż „wolność pozytywną”.